Zdjęcie:

wtorek, 28 września 2010

Luboń Wielki cz.II


BESKID  WYSPOWY
Jak wyłaziłem na Biernatkę czyli wyprawa na
LUBOŃ WIELKI
CZ.II.

Dochodziło właśnie południe gdy dotarłem pod schronisko PTTK na szczyt Lubonia Wielkiego(1022 m n.p.m) zwanego często przez tubylców Biernatką.. Był środek tygodnia więc wokół panowała pustka i błoga cisza przerywana co jakiś czas odgłosami rozmów dochodzących gdzieś wysoko z góry !!!.. Tak, tak z góry dobrze napisałem ... Podniosłem głowę i spojrzałem wysoko w niebo ....no może nie całkiem w niebo.. 

   
Na konstrukcji wieży nadajnika radiowo-telewizyjnego zwisała na linach jak małe pajączki, kilkuosobowa ekipa alpinistów przeprowadzająca prace renowacyjne tejże budowli.. A konkretnie zajmująca się malowaniem obudowy z gontów... Zaraz wyjaśnię o co chodzi..
Otóż stacja przekaźnikowa na szczycie Lubonia Wielkiego wybudowana została w w 1961 r. w celu umożliwienia transmisji mistrzostw świata FIS w Zakopanem. Dzisiaj spełnia wielorakie komercyjne funkcje w transmisji radiowo-telewizyjnej. Widoczna z daleka sylwetka przekaźnika pozwala na bezbłędne rozpoznanie tej góry w pasmie Beskidu Wyspowego...
Obecnie przekaźnik telewizyjno-komórkowy jest własnością TPSA! Moim zdaniem każda taka wieża przekaźnikowa w jakimś stopniu szpeci krajobraz górski w tym jednak wypadku jest można powiedzieć ciut ciut lepiej bo nie jest ona może aż tak ohydna jak inne, ponieważ została  gustownie pokryta ludowym gontem... I ten to właśnie drewniany gont konserwowali wiszący na linach ludzie-pajączki..


   Usiadłem na jednej w wielu drewnianych ław rozmieszczonych wokół schroniska, wypakowałem z plecaka kanapki i napój, rozsznurowałem, ściągnąłem buty ( ale ulga !!) i tak odciążony i zrelaksowany zacząłem pałaszować papu rozglądając się uważnie dookoła...


  Sam budynek schroniska gdy się go pierwszy raz ujrzy robi zaskakujące wrażenie... Wiele schronisk widziałem i w wielu bywałem ale takiej "Chatki na Kurzej Stopce" nie widziałem nigdy no chyba że w bajce o Jasiu i Małgosi. Jak nieraz przysłuchiwałem się rozmowom turystów, to dla jednych był to domek na kurzej nóżce innym przypominał zaś bajkowy domek Muminków.. Fakt jest faktem że budowla nietypowa a zarazem piękna i z bogatą historią o której opowiem za moment gdy tylko rozglądnę się dokładnie wokół schroniska.. A jest co oglądać..!!
Zjadłem, zabrałem tylko aparat fotograficzny i ruszyłem na mały rekonesans... Obok schroniska oprócz wielu porozstawianych drewnianych stołów i ław, stoi dawna drewniana szopa, obecnie zaadoptowana na zaplecze gospodarcze oraz letnie pokoje gościnne. Domek ten został wyremontowany i ochrzczony przez turystów "Babą Jagą". Mankamentem schroniska są sanitariaty typu "sławojka" znajdujące się na zewnątrz schroniska właśnie za owym budyneczkiem "Baby Jagi"

 
Poniżej tejże bacówki wybudowano zadaszoną wiatę z paleniskiem do grillowania oraz pieczenia kiełbasek w razie niepogody..

 
Jednak najbardziej charakterystycznymi elementami dla tego miejsca są drewniane posągi, światowidy, których stoi tutaj kilka na szczycie wokół schroniska..

 
Światowid

 
"Starzec"...

 
Jeszcze jeden Światowid z rogiem w ręce i kapeluszem na głowie przed wejściem do schroniska..

    
Kobieta (matka)

     
Przed schroniskiem stoi także drewniana rzeźba przedstawiająca  kobietę, mężczyznę i parę dzieci (na zdj. po lewej) oraz  wielka drewniana głowa z ogromnym wąsem (po prawej)... Według mnie to wizerunek Księcia Lubonia, dawnego legendarnego władcy tej krainy... Ta zaś postać w ciemnych okularach to do dzisiaj niezidentyfikowany facet .. 

   
Z księciem Luboniem związana jest  taka oto legenda ... Posłuchajcie...
ZEMSTA KRÓLA STAREGO SĄCZA
Dawno, dawno temu nie było tutaj gór ani rzek. Krainą władał król Stary Sącz. Miał on córkę jedynaczkę, która była dziedziczką jego bogactw i skarbów. Nie mogła poślubić męża z obcego rodu. O rękę księżniczki starał się książę Luboń władca sąsiedniej krainy. Dziewczyna również pragnęła go poślubić. Książę posyłał posłów ze skarbami, lecz Stary Sącz stanowczo odmawiał. Któregoś dnia na stary gród Starego Sącza najechał wróg. Wróg pustoszył też ziemię królestwa. Król pojechał walczyć w obronie swej ziemi. Rabkę, bo tak miała na imię jego córka ukrył w bezpiecznym klasztorze. Książę Luboń dowiedział się o tym i z pomocą wróżki Bani porwał Rabkę z klasztoru. Zakochani wzięli ślub w wiejskiej kapliczce otoczonej starymi dębami. W szczęściu i miłości płynęły dni młodym małżonkom. Niebawem Rabka urodziła syna, którego nazwali Turbacz. Kiedy Stary Sącz powrócił ze zwycięskiej wojny, słudzy opowiedzieli mu o uprowadzeniu Rabki przez Lubonia. Żądny zemsty Stary Sącz najechał krainę Lubonia. Odnalazł zamek w którym ukrywał się Luboń z rodziną. Przez wiele dni jego żołnierze szturmowali mury zamku, lecz bezskutecznie. Rozwścieczony król postanowił rzucić klątwę na obrońców. Krzyknął:
- Niech wszystko w kamień się obróci.
Po tych słowach cały zamek zamienił się w rumowisko skalne.
Krzyczał dalej:
- Niech Luboń w górę się zamieni. Ty zaś córko za nieposłuszeństwo rozpłyń się we własnych łzach!
Rumowisko skalne pokryło się ziemią na której wyrósł gęsty las, stało się grobem Lubonia. Rabka siedząc na kamieniu z utęsknieniem spoglądała na górę i oczy z żalu wypłakała. Z jej łez powstała rzeka nazwana przez ludność Rabą od jej imienia. W miejscu gdzie siedziała księżniczka powstała później miejscowość Rabka. Dobra wróżka Bania również została zamieniona w górę. Kiedyś pomogła Rabce i Luboniowi, dziś spogląda na Rabkę – małe miasteczko. Turbacz również zamieniony w górę stał się najwyższym szczytem gór nazwanych później Gorcami.
 Po pewnym czasie ludzie zapomnieli złego króla Starego Sącza. Wokół jego zamku wybudowali osadę, która z czasem stała się miastem. Nazwano ją imieniem króla.
Tak oto dzieje dawno żyjących ludzi pozostały aż do dziś w nazwach gór, miast i rzek. 

    
Skąd te słowiańskie posągi na Luboniu Wielkim ?? Otóż dogrzebałem się do tej sprawy i historia powstania tych rzeźb ma się tak....
W ramach niezależnej grupy młodych ludzi powstał zamysł stworzenia galerii rzeźby w plenerze.Tytuł tej galerii to "Uroczysko" . Inspiracją jest kultura Prasłowian, a dokładniej sfera duchowa naszych odległych przodków. W swoich rzeźbach często wyrażali oni idee i zjawiska towarzyszące życiu codziennemu, poczynając od tych najbliższych sercu aż do sił otaczającej ich przyrody. Żyli z nią w harmonii, w swojej twórczości przedstawiając te zjawiska pod postacią bóstw. Galeria "Uroczysko" ma na celu utrwalenie idei współistnienia w równowadze z przyrodą wzorem naszych przodków, w świadomości współczesnych ludzi... Autorzy tych rzeźb skupiają się w Twórcowni "Rogate Serce" i w swej idei nawiązują swą działalnością do kontynuacji dzieła Stanisława Szukalskiego założyciela szczepu "Rogate Serce". Szczep ten powstał w 1929 r. i początkowo działał przy Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie jako grupa plastyków poszukujących inspiracji w kulturze pradziejowej Słowian. Należeli do niej między innymi wybitny rzeźbiarz i malarz Wacław Bortyński, Franciszek Frączek , Stanisław Gliwa i inni...
Obecnie Twórcownia "Rogate Serce" skupia ludzi tworzących dzieła rzemiosła i sztuki...
 Rzeźby zostały stworzone przez  Twórcownia "Rogate Serce" w ramach inicjatywy rzeźbiarskiej „Uroczysko” a następnie zostały przy współpracy z  kierownikiem schroniska PTTK przeniesione na szczyt góry...
No to tyle o otoczeniu schroniska a teraz opowiem kilka ciekawych rzeczy o samym schronisku na kurzej nóżce.. Warto poczytać..

 
Schronisko na Luboniu Wielkim im. Stanisława Dunin-Borkowskiego
Z sali znajdującej się na pierwszym piętrze tego schroniska można spoglądać we wszystkie cztery strony świata gdyż – jak chcieli autorzy projektu Stanisław Borkowski i Jerzy Czoponowski - okna znajdują się w każdej z czterech drewnianych ścian.
 Ściany te zostały wzniesione w przeciągu 12 miesięcy w 1931 roku, kiedy to sprawą budowy schroniska zajęła się Komisja Turystyczna rabczańskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w składzie: Stanisław Borkowski, ks. Jan Surowiak, Władysław Grochal, ks. Justyn Bulanda, Władysław Klempka, oraz Waldemar Babinicz.Prace rozpoczęły się już w 1929 roku, kiedy na szczycie Lubonia odbyła się wizja lokalna, podczas której wybrano miejsce pod budynek oraz planowaną wieże widokową. Rok później ruszyła inwestycja. Budowa ta była, obok organizacji Muzeum Etnograficznego, jedną z pierwszych, tak dużych inwestycji rabczańskiego Oddziału PTT, która skupiła i skonsolidowała wysiłki nie tylko działaczy ale również właścicieli pensjonatów w uzdrowisku (którzy wsparli inwestycję finansowo kwotą 272 zł) oraz cieśli i murarzy.  Wstępny koszt budowy obliczono na 10 000 zł. Drewno na górną cześć budynku ofiarował hr. Chomontowski z Raby Niżnej, stolarkę Marian Sobański (ówczesny dyrektor Teatru Polskiego w Katowicach), kamień wraz z jego zwózką pokryła parafia w Rabce a robociznę drzwi i okien Jan Latko. Po podliczeniu wszystkich kosztów związanych z budową okazało się, iż brew wcześniejszym szacunkom przekroczono 17 000 zł. Na wykończenie budynku zaciągnięto, w latach 1930/31 pożyczkę w wysokości 2 000 zł od Zarządu Głównego PTT, 120 $ od Götza z Okocimia oraz pozyskano subwencję z Ministerstwa Robót Publicznych i Śląskiej Wojewódzkiej Komisji Turystyki.
Wysiłki Oddziału zakończyły się sukcesem. Uroczystego otwarcia schroniska dokonał 9 sierpnia 1931 roku Mieczysław Orłowicz (krajoznawca oraz ówczesny delegat Ministerstwa Robót Publicznych) mając za światków około trzy tysięczną publiczność. Kazanie, podczas uroczystej Mszy Świętej, wygłosił ks. Marcin Dominik a poświecenie nowego budynku przypadło w udziale ks. Janowi Surowiakowi - proboszczowi z Rabki oraz prezesowi rabczańskiego Oddziału PTT. Oprawą artystyczną zajął się chór oraz kapela góralska a dopełnieniem uroczystości była nocna iluminacja schroniska oraz sztuczne ognie.
Początkowo schronisko czynne było tylko przez 4 letnie miesiące, oraz okazjonalnie zimą, w dni w które organizowano imprezy narciarskie. Światło elektryczne w schronisku zapewniał motor elektryczny ofiarowany przez dr. Kazimierza Kadena – właściciela rabczańskiego zdroju, natomiast woda była przynoszona do budynku z dwóch odległych źródeł (aż do lat 50. kiedy wykopano studnię).
Spokój i ciszę w schronisku, przerywaną śmiechem lub muzyką, zmącono podczas II wojny światowej, kiedy rozeszła się wieść, że Niemcy chcą podpalić obiekt stanowiący schronienie dla partyzantów. Do tragedii jednak nie doszło, budynek został ocalony dzięki odwadze i pomysłowości gospodyni – Karoliny Kaleciak. A było to tak: Gdy na Luboń Wielki  przybyli  Niemcy z rozkazem spalenia schroniska, Karolina Kaleciakowa mężnie stanęła, z niemowlęciem na ręce, przed dowódcą oddziału. przekupiła hitlerowców… butelką wódki, perswadując, że to dom jej rodziny. Niemcy odstąpili, ale później usiłowali zniszczyć schronisko wystrzeliwując pocisk od strony Zarytego.
Po wojnie delegatura PTTK w Rabce wyremontowała schronisko oraz  uzupełniła braki w wyposażeniu (m.in. przebudowano piec, naprawiono dach wraz z odgromieniem oraz ustawiono ławki przed wejściem).
W 1954 roku kierownik schroniska Bolesław Bursztyn, chcąc usprawnić funkcjonowanie obiektu rozpoczął poszukiwanie wody na szczycie góry. Nieocenioną pomocą okazał się wtedy Stanisław Miętus – różdżkarz, właściciel apteki „Pod Gwiazdą” w Rabce oraz członek PTTK, który po żmudnych poszukiwaniach znalazł w końcu miejsce gdzie, po przebiciu się przez skały i wykopaniu studni, wytrysnęła woda. Wkrótce po tym schronisko uzyskało również stałe połączenie telefoniczne z Rabką (numer tel. 7). Linia telefoniczna została doprowadzona na szczyt przez Państwowy Instytut Hydrologiczno-Meteorologiczny do stacji meteo, znajdującą się na szczycie, a którą obsługiwał kierownik schroniska. Powiększyła się również baza noclegowa gdyż w 1956 roku zakupiono stojącą obok schroniska drewnianą szopę i zaadaptowano na zaplecze gospodarcze oraz letnie pokoje gościnne. Domek ten wkrótce został ochrzczony przez turystów „Babą Jagą”.
Kolejnym budynkiem jaki powstał na szczycie Lubonia była wieża przekaźnikowa TV budowana od początku lat 60. Nowe sąsiedztwo pociągnęło za sobą zarówno kłopoty jak i korzyści dla schroniska. Jak zapisano w kronice schroniska: Po długich staraniach i interwencjach przedsiębiorstwo, prowadzące budowę przekaźnika uprzątnęło nareszcie liczne szopy, budy i magazyny, potrzebne w czasie trwania budowy a które ogromnie szpeciły i przeszkadzały w ruchu turystycznym. Czas zabliźnił rany, zadane grzbietowi górskiemu transportem materiałów budowlanych przez długie miesiące.
Druga sprawa to kłopoty z wodą, nowy obiekt nie posiadał do tej pory własnego zaopatrzenia w wodę i włączył się do jedynej studni schroniska bez uzgodnienia. W wyniku tego woda w studni gwałtownie ubywa i schronisko staje przed przykrymi problemami lat początkowych. Interwencje Oddziału nie odnoszą skutku[4].  Konflikt w sprawie wody udało się w końcu zażegnać, dyrekcja TV Kraków zleciła wybudowanie drugiej studni na potrzeby wieży.
Sąsiedztwo TV przydało się w 1962 roku, kiedy do schroniska został przeciągnięty kapel elektryczny zasilający budynek. W tym samym czasie wykonano instalacje wewnętrzne oraz zakupiono stylowe lampy.
W 1971 roku,  z okazji 40-lecia poswatania schroniska odbyły się na Luboniu uroczystości podczas których m.in. wmurowano pamiątkową tablice jednocześnie nadając schronisku imię Stanisława Dunin-Borkowskiego. Tablica wykonana z brązu została zaprojektowana przez Jerzego Koleckiego z Rabki a odlana w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Nowym Sączu. Uroczystego odsłonięcia dokonali Karolina Kaleciak, dr Zofia Sutorowska oraz Bolesław Bursztyn. Dwa lata później imię Stanisława Borkowskiego otrzymał również, wyznakowany przez niego żółty szlak prowadzący z Zarytego na Luboń. 
  Kolejna tablica pamiątkowa, również autorstwa Jerzego Koleckiego,pojawiła się na ścianie schroniska w 1991 roku upamiętniając działalność partyzancką oddziału ppor. Jana Stachury „Adama” o kryptonimie „Mszyca”wchodzącego w skład I Pułku Strzelców Podhalańskich AK.
  W 1991 roku kierownik schroniska Tadeusz Pietrzak na własną rękę wyremontował walącą się i mocno nadwątloną zębem czasu „Babę Jagę”. Po  interwencji Oddziału PTTK w Rabce do pomocy w remoncie włączyła się spółka„Karpaty” dostarczając materiałów na podłogi, krycie dachowe, okna i drzwi oraz ocieplenie ścian. 
 
Przez wszystkie lata funkcjonowania schroniska ciągle nieuregulowana pozostawała sprawa własności,którą, jak podaje kronika: Zarząd Oddziału PTT nie zdołał z powodu różnych trudności subiektywnych załatwić.W latach 50. zakreślono obszar potrzebny i zarazem od 1931 użytkowany przez schronisko oraz rozpoczęto rozmowy i negocjacje z właścicielami terenu. Sprawa była o tyle skomplikowana, że działka na której stoi schronisko znajduje się na terenie trzech powiatów: nowotarskiego, limanowskiego i myślenickiego,dodatkowo pierwotni właściciele powymierali a ich spadkobiercy nie przeprowadzili spadków. W tej sytuacji Oddział skorzystał z tzw. prawa zasiedzenia i z dniem 6 września 1997 roku,wyrokiem Sądu Rejonowego, działka na szczycie Lubonia przeszła na własność Oddziału.
Co roku Oddział PTTK w Rabce(przy współpracy Grupy Podhalańskiej GOPR) organizuje na Luboniu uroczystą Msze świętą dziękczynną za ocalenie podczas II wojny światowej. Luboń był także częstym miejscem zakończenia kilkudniowego Rajdu Turystycznego im. Czesława Trybowskiego (w 1954, 1955, 1960, 1971, 1981, 1995 roku) oraz miejscem akcji kilku„Marszonów” (długodystansowych przejść turystycznych na trasie ok. 70 km). W 1999 roku kolejnym gospodarzem domku "Baby Jagi" został Krzysztof Knofliczek który gospodarzy w nim do dnia dzisiejszego z całą swoją rodzinką..
22 czerwca 2001 roku zarząd Główny PTTK nadał schronisku na Luboniu tytuł „Zasłużonego Schroniska PTTK”
Schronisko oddaje do dyspozycji swoich gości 25 miejsc noclegowych: 10 w głównym budynku oraz15 w letniej bacówce. W razie potrzeby, istnieje możliwość zapewnienia dodatkowych miejsc do spania.
     W głównym budynku, na parterze znajdują się:bufet turystyczny, prysznic oraz "budka" telefoniczna, a na piętrze - sala wieloosobowa z unikalnym układem okien wychodzących na cztery strony świata. Natomiast w bacówce, na parterze znajdują się:"jedynka", dwie "dwójki" oraz świetlica, a na poddaszu- "dziesiątka". W razie potrzeby istnieje możliwość ogrzania bacówki także w sezonie zimowym.
     W schronisku jak już wspomniałem nie ma toalet("sławojki" znajdują się na zewnątrz), a okresach bezdeszczowych(susza lub mróz) na Luboniu może wystąpić deficyt wody do mycia, nieczynny jest wtedy prysznic.

  To tyle z historii tego ciekawego schroniska.... Pogoda w dalszym ciągu skłaniała do leżakowania i opalania się pod schroniskiem lecz ja po tej sporej dawce wiedzy i pozaglądaniu we wszystkie dziury i zakamarki wokół schroniska, postanowiłem teraz troszkę nacieszyć wzrok pięknymi widokami rozciągającymi się w kierunku północno-wschodnim ze szczytu Lubonia Wielkiego... Zabrałem aparat i podszedłem przed wejście do schroniska skąd podziwiać można rozległą panoramę pasm i wzniesień Beskidu Wyspowego, Makowskiego oraz Gorców...

   
Panorama na północ i północny-wschód:
Od lewej :
Widoczne południowe zbocze Szczebel (976 m n.p.m), w głębi Lubomir (904 m n.p.m) , kolejny bliżej to Lubogoszcz (968 m n.p.m), dalej w prawo Śnieżnica (1006 m n.p.m) i całkiem po prawej Ćwilin (1072 m n.p.m)

 
W kierunku północnym: pośrodku Szczebel (976 m n.p.m) z widocznym na dole kamieniołomem w Tenczynie, dalej w prawo w głębi Lubomir (904 m n.p.m) i po prawej Lubogoszcz (968 m n.p.m)

 
Na północ od lewej:
pasmo Zembalowej (859 m n.p.m) , dolina Raby, w dole miejscowość Tenczyn u podnóża Szczebla (976 m n.p.m).

 
Popstrykałem, pooglądałem to teraz chwilka dla ciała w gorących promieniach wrześniowego słońca które operowało bardzo mocno na tle bezchmurnego szafirowego nieba..  
  
   
Po prawie godzinnym pobycie na szczycie Lubonia Wielkiego w ciszy i spokoju pięknego wrześniowego dnia, trzeba było niestety pomału zwijać manele i wyruszać w drogę powrotną do Rabki-Zaryte.. Jak wspomniałem, postanowiłem wracać tym razem szlak turystyczny niebieski niebieskim szlakiem wzdłuż spływającego ze zbocza Lubonia, potoku Rolskiego.. Korzystny był to wariant takiego zejścia jakoże szlak dochodził w Rabce-Zaryte niespełna 200 metrów od szlaku żółtego na początku którego pozostawiłem samochód... Zamykało to tym samym pętle mojej wędrówki.. Długość zejścia szlak turystyczny niebieski niebieskim szlakiem to około 3,5 km i czas w jakim się go pokonuje to około 1 godzinki... Zarzuciłem plecak na ramie i pomału zacząłem schodzić ze szczytu szeroką, kamienną leśną drogą w dół za szlakowskazami..

   
  Kilkadziesiąt metrów poniżej schroniska minąłem stojącą po lewej stronie drewnianą kaplicę wybudowaną 26 lipca 2009 roku na cześć Matki Boskiej Lubomirskiej...

      
Poniżej kaplicy przystanąłem na moment, obróciłem się w kierunku schroniska i pstryknąłem ostatnia fotkę na szczycie Lubonia Wielkiego.. Schronisko prezentowało się na tym tle faktycznie jak bajkowy domek Muminków... Ruszyłem w dół kamienistą dróżką szlak turystyczny niebieski niebieskiego szlaku...


 Dalej droga wchodziła w bukowy las i opadała łagodnie w dół... Wędrowałem jeszcze jakiś czas skrajem Rezerwatu Przyrody na Luboniu Wielkim który w dolnej części porasta las jodłowo-świerkowy (z przewagą świerka i domieszką buka), natomiast w górnej buczyna karpacka... W dość ubogim runie leśnym występują borówki i paprocie: nerecznica szerokolistna i wietlica samicza. W zacienionych miejscach rozwijają się bujnie zbiorowiska mchów,wątrobowców i paproci. Z ciekawszych roślin w lesie otaczającym rezerwat spotkać można: goryczkę krzyżową, kruszczyka rdzawoczerwonego, marzankę wonną, paprotkę zwyczajną, porzeczkę alpejską, śnieżyce przebiśnieg, wawrzynka wilczełyko, paproć zanokcica północna...  

   
Wędrowałem zacienioną dróżką w dół.. Chłód jaki dawały tutaj korony drzew był zbawienny w ten wręcz upalny  dzień.. Musze wspomnieć o jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy... Otóż szlak szlak turystyczny niebieski niebieski biegnie około pół kilometra wspólnie ze szlakiem szlak turystyczny zielony zielonym który prowadzi do Rabki-Śmietanowa...Trzeba więc zwracać uwagę na rozwidlenie się owych szlaków i nie przegapić tego miejsca..

 
Po 10 minutach dość szybkiego marszu spod schroniska, dotarłem do rozdroża na którym stał słupek ze szlakowskazami.. szlak turystyczny zielony Zielone znaki skręcały w prawo do Rabki-Śmietanowa a szlak turystyczny niebieski niebieskie prowadziły w lewo do mety mojej wędrówki czyli Rabki-Zaryte..
Charakterystycznym szczegółem w tym miejscu była też urocza maleńka kapliczka przytwierdzona do pnia buka, pod którą drewniany kierunkowskaz wyznaczał kierunek do schroniska na Luboniu...

   
Skręciłem w lewo za szlak turystyczny niebieski niebieskimi znakami i zagłębiłem się w gęstwinę lasu.. Na tym odcinku szlak prowadzi wąską ścieżką dość stromo opadającą w dół pomiędzy młodą buczyną i świerkowym lasem...Trzeba uważnie spoglądać na drzewa ponieważ niebieski szlak często skręca a oznakowania na cienkich pniach młodych drzewek są nieraz bardzo nieznaczne (jak widać na fotce poniżej)

   
Pogoda piękna, las działał kojąco jak narkotyk, dookoła tylko śpiew ptaków.... Widać było od razu ze wędruję tym szlakiem dzisiaj jako pierwszy turysta ponieważ dosłownie pod nogami, wzdłuż ścieżki wyrastały młode podgrzybki... Przywiązałem więc do plecaka z boku podręczną reklamówkę którą zawsze mam na takie sytuacje i wędrując w dół leśną dróżką, co jakiś czas zbierałem po kilka grzybków w jednym miejscu..   
  
   
Schodząc  szlak turystyczny niebieski niebieskim szlakiem, leśną ścieżkę kilkakrotnie przecinają takie oto malutkie górskie strumyczki, wypływające ze zbocza Lubonia Wielkiego.. Są one siecią dopływów do Potoku Rolskiego który spływa wzdłuż niebieskiego szlaku do Rabki Zaryte i wpada do rzeki Raby zasilając jej wody..

   
Za kolejnym zakrętem metr od ścieżki, na zielonym mchu kolejne piękne grzybki lecz tym razem okazale zdrowe rydze. Będzie pyszna jajecznica!!

 
    Schodzę dalej.. Wąska ścieżka dołącza teraz do troszkę szerszego leśnego kamienistego duktu który stromo biegnie w dół, co jakiś czas wychodząc z gęstwiny lasu na niewielkie polanki by za chwile ponownie zagłębić się w orzeźwiający, chłodny cień jodeł i świerków..

   
Po około 40 minutach marszu dochodzę do kolejnego charakterystycznego punktu na szlaku... Po lewej stronie leśnej drogi stoi kolejna kapliczka jakich wiele na górskich szlakach.. Ta jest jednak większa.. Na kamiennym cokole postawiono drewniany, zadaszony krzyż z rzeźbą Jezusa.. Obok niewielka drewniana ławeczka na której postanawiam chwilkę odpocząć i napić się łyk mineralki..

 
   Po krótkim postoju ruszam dalej... W niespełna 5 minut od kapliczki, szeroka leśna droga ponownie skręca w lewo w wąską leśną ścieżkę zmierzającą na południowy-wschód.. Gęstwina drzew coraz bardziej się przerzedza, znak to iż niedługo dojdę do dolnej granicy lasu..

 
   Tak jak przewidywałem po kolejnym kwadransie marszu leśna ścieżka wyprowadza mnie na wielką polanę porośniętą krzakami i wysoka trawą,  zalaną promieniami popołudniowego, wrześniowego słońca...

 
I chociaż już nie jestem na dużej wysokości to z tego miejsca też rozpościerają się piękne widoczki... Bardziej w lewo na południe: wzniesienia Ostrej (765 m), Krzyżowej (778 m), Gronia (619 m) i Grzebienia (677 m) z widokową polana na szczycie..

   
Patrząc w prawo na południowy-zachód: dolina Raby a w tle daleko za mgła królujące szczyty Tatr..

   
Polna droga omijając polanę szerokim łukiem, biegnie teraz w dół skajem lasu i łąki kierując się na południe ku dolinie Raby...

   
  Wrzesień to piękny miesiąc.. Koniec lata a zarazem początek jesieni... Gdy w dodatku świeci słońce a lasy i łąki pomału nabierają pastelowo-złocistych kolorów, gdy jedne kwiaty przekwitają przemieniając się niejednokrotnie w piękne owoce czerwonej jarzębiny , leśnej róży czy  grona czarnego dzikiego bzu a kwiaty ostu z fioletowej korony zamieniają się ulotne puchowe parasole, inne jesienne kwiaty rozkwitają pełnią barw, to wszystko ma swój urok i takie właśnie obrazy mogłem podziwiać po jednej stronie na rozległej łące, zaś po drugiej stronie na granicy lasu...

   
  Wędrowałem skrajem  lasu i łąki wsłuchany w śpiew ptaków, wciągając rześkie górskie powietrze przesycone zapachem żywicy i suszonego siana... Zbliżałem się do końca mojej wędrówki.. Na krańcu wielkiej łąki wyłaniały się pierwsze budynki Rabki-Zaryte..
W górach...
Na pokładzie łąki odpływam
w róże nieba - obłoki pełne nadziei
i odpoczywam
w wesołych portach szałasów na halach.
W chmurach-beczkach po gorzkim winie -
słyszę: dudni głos wiatrów bijących się w piersi
i noc ociężała zielenią płynie
w żaglówki ptaków wzdętych miękką ciszą.
Co dzień napinam żagle -
- szyby stopniałych skwarów.
Przez pożółkły parów
szybuję do szczytów zasianych na niebie
szukać poziomek mgławic
skrzydeł zmiażdżonych motyli
zrywać księżyc przejrzały który zasnął w trawie.
Płynę czytać bekowiska jeleni biegnących przez wieczór
i wiosny błękitne i jesień
a widzę gdy czasem
chodzi po halach Bóg - poeta zielonego lasu.
                                              Krzysztof Kamil Baczyński
   
Jeszcze kilkadziesiąt metrów i polna droga doprowadziła mnie pomiędzy pierwsze zabudowania Rabki-Zaryte.. Dochodziła godzina 14 -ta. Dotarłem do końca mojej wędrówki czas więc na podsumowanie.... Po przebyciu tej pięknej trasy początkowo żółtym a później niebieskim szlakiem pokonałem około 7 km w czasie około 4.30 godz. (oczywiście jak zwykle w moim wypadku z wieloma postojami na fotki i wypoczynek) czyli na zupełnym luzie... Perć Borkowskiego pozostawiła niezapomniane wrażenia a cały szlak spowodował swym urokiem ze jeszcze mocniej pokochałem nasze piękne góry do których będę zawsze wracał gdy tylko zdrowie i siły pozwolą ---  "Bo w górach jest to co kocham .... jak nieustannie brzmią w mym sercu słowa tego wiersza..

   
A dla wszystkich którzy dotrwali ze mną do końca tej wędrówki a chcieliby jeszcze przez chwilę pozostać w krainie Baśni i Legend mam w zanadrzu jeszcze jedną piękną baśń o Luboniu...
BAŚŃ O LUBONIU
Lat wiele upłynęło od czasu, gdy na wierzchołku Turbacza mieszkał czarnoksiężnik Arwot. Chociaż sam był zły i okrutny, miał dobrą i jak kwiat śliczną córkę Arelkę. Górale ogromnie bali się czarnoksiężnika,ale jego córkę szczerze kochali.
I było za co. Arelka nieraz odnajdywała po przepaściach zagubione owce i odprowadzała je do stada. Nieraz zabłąkanym po lasach ludziom dobrą drogę wskazała i niejednego od zmarznięcia uchroniła, gdy w śnieżną zawieję przyjechał po drzewo do lasu. Znał ją prawie każdy, kto po dalekich lasach chodził, czy to z jej dobrych uczynków, czy z pieśni, które nieraz w błękitne lub szare wieczory pod szczytem Turbacza śpiewała. Pieśni te były smutne, pełne niezmiernej tęsknoty i skargi. Gniewał się za nie ojciec, dziwili się im górale.
Pewnego razu, gdy późnym wieczorem siedziała zadumana na zboczu Turbacza, spostrzegła smugę światła przedzierającą się przez świerki i buki. Zaciekawiona, co by to być mogło, stanęła cichutko za drzewem i patrzyła. Smuga światła rosła i Arelka wkrótce ujrzała gromadkę ludzi.Na górskich, pełnych fantazji koniach posuwali się ostrożnie. Płonące pochodnie, które trzymali w rękach, oświetlały ich dziarskie, dorodne postacie, obładowane skarbami. Na czele jechał młodzieniec niepospolitej urody. Orle pióro wetknięte za kostki jego kapelusza chwiało się w takt chodu konia, a czerwone wstążki, którymi serdak u szyi miał przewiązany, rozwiewały się na obie strony. Doprawdy piękny był herszt zbójców Tomek Luboń i w nim od pierwszej chwili zakochała się córka czarnoksiężnika.
Zapatrzona w Tomka Lubonia wychyliła się bezwiednie zza drzewa i wtedy on także ją dostrzegł. Na próżno cofnęła się i chciała ujść przed nim.Luboń już z konia zeskoczył i wodząc po ziemi kapeluszem, zapytał,gdzie by mógł konie napoić. Arelka pokazała mu źródło, a Tomek rozkazał towarzyszom napoić konie i zasiąść do odpoczynku. Sam zajął się rozmową z Arelką. Zachwycony jej pięknością postanowił się z nią ożenić i opowiedział jej losy swojego życia.
Był rozbójnikiem i mieszkał na Zbójeckiej Górze. Od małego dziecka zaprawiał się w tym rzemiośle.
-Straszne rzemiosło! – Zawołała Arelka .- Nie wyjdę za ciebie, dopóki go nie zmienisz.
-Owszem – rzekł Tomek – przestałbym zajmować się rozbojem, gdybym miał czarnoksięską książkę.
-I naprawdę przestałbyś być rozbójnikiem? – zapytała drżąca Arelka.
-Tak, przestałbym.
-Może ci przyniosę tę książkę – szepnęła i zniknęła zdziwionemu Tomkowi z oczu. Arelka wiedziała, że ojciec posiada książkę czarnoksięską, ale nie wiedziała gdzie ją chowa. Po spotkaniu z Tomkiem pilnowała, kiedy znajdzie się w rękach ojca i zauważyła, że za każdym razem po użyciu książki czarnoksiężnik oddawał ją czekającemu w ukryciu smokowi. Ten chwytał ją w paszczę i szybko odchodził. Zmartwiła się Arelka, bo od razu zrozumiała, że odebrać smokowi książkę jest niemożliwością.
,,Tomek Luboń zostanie na zawsze rozbójnikiem”- pomyślała.
Z ciężkim sercem poszła ku szumiącemu potokowi, siadła przy huczącym wodospadzie i zaśpiewała pieśń pełną niewysłowionego smutku. A był już wieczór. Księżyc stał już nad górami i zaczynał nocną wędrówkę. Gdy tak śpiewała zapatrzona w błyszczące wody, ujrzała niewielką postać w fantastycznym płaszczu z wodnych roślin, wyłaniającą się spod spienionego wodospadu. Był to topielczyk.
-Nie mogę słuchać twej pieśni, taka jest smutna – odezwał się do dziewczyny. Może potrzebujesz czegoś? Powiedz mi. Pomogę ci chętnie,jeśli tylko będę mógł.
Arelka opowiedziała wszystko o sobie i o Tomku.
-Znam tego smoka – odpowiedział topielczyk.- Mieszka pod ziemią,bliziutko mego potoku. Pilnuje książki jak oka w głowie, ale w dzień pojawienia się Wiosny, gdy w krainie Słońca rozlega się cudowny chór dzwonów i dzwonków, kładzie książkę przed sobą i zapomina o wszystkim.Pamiętaj o tym dniu i stań wtedy tu, na tym samym miejscu. Spróbuję zabrać mu książkę i jeśli mi się to uda, przybiegnę do ciebie. Utkam ci też płaszcz z podwodnych roślin, który cię będzie chronił przed wzrokiem smoka. Gdy tylko podam ci książkę, zarzuć płaszcz na ramiona i uciekaj, co sił.
Po tej rozmowie Arelka żyła tylko myślą o dniu Wiosny, a gdy nadszedł,o czym jej powiedział malutki ptaszek, pierwszy wysłannik Wiosny,pobiegła nad wodospad. W pewnej chwili uciszył się jego szum, a las stanął wyprężony bez tchu i rozległ się wesoły dźwięk słonecznych dzwonów. Wkrótce wypłynął z wody topielczyk, podał Arelce czarnoksięską książkę, zarzucił na nią zielony płaszcz i zawołał:
-Uciekaj!
Arelka, nie tracąc ani chwili, zaczęła szybko uciekać. W tym pośpiechu płaszcz zsunął się z jej ramion i z rąk wypadła czarnoksięska książka.Nie podnosząc płaszcza Arelka chwyciła książkę i chciała ją przytulić do serca, gdy nagle rozwarły się kartki i wypadł z nich kwiat, który matka Arelki otrzymała od bogini poezji i włożyła potajemnie między kartki w radosnym dniu urodzin córeczki. Kwiat ten miał złagodzić złą moc książki, ale matka nie zdążyła wówczas wypowiedzieć do końca swojego życzenia, bo wrócił Arwot i książkę zabrał. A matka wkrótce umarła i Arelka nigdy nie dowiedziała się o życzeniu, które matka chciała powierzyć płatkom cudownego kwiatka. A teraz, kiedy kwiat wypadł z książki, ożył nagle i niepojętą siłą rozrastał się w tysiące podobnych mu kwiatów.
Tymczasem smok, zauważywszy brak książki i uciekającą Arelkę,wydał ryk, który wstrząsnął górami i obudził śpiącego Arwota Stanął gdzie przedtem były kamienie i czerwona nieurodzajna ziemia, zakwitło morze krokusów. Od południowych zaś stron leciały ptaki, większe i mniejsze, różnie ubarwione. Leciały ogromnymi stadami, z głośnym szumem i cudownym gwarem. Cały Turbacz i wszystkie wzgórza wokoło niego stanęły w wiosennej krasie. Obok krokusów zakwitły żółte pierwiosnki,białe zawilce, złota pszonka i drobniutkie liliowe fiołki.
,,Co to jest, co się dzieje?” – Myślał, Arwot oszołomiony barwami i ptaszęcym gwarem. Nagle dostrzegł przewijającego się przez kwiaty smoka i uciekającą córkę. Domyślił się, że musiało się coś stać i ruszył w pogoń za nimi. A Arelka biegła, uciekała co tchu. Kto jej pomoże, kto uratuje? Na brzegu potoku stała brzózka. Halny wiatr pomierzwił jej gałązki. Jakaś stara kobieta rozczesywała je płacząc.Arelka zawołała do niej z daleka:
- Dobra kobieto, ratuj mnie od pościgu!
- Cha! Cha!Cha! – Zaśmiała się stara. – Swojej córki, którą mi Arwot w brzózkę zamienił, odczarować nie mogę, a ciebie mam ratować? Giń i ty!
Biedna Arelka domyśliła się, że trafiła na czarownicę karpacką.Przerażona pobiegła dalej. Oto wodospad. Schylone przy nim boginki prały różnokolorowe wstążeczki. Jedna z nich podniosła głowę i spostrzegła uciekającą dziewczynę, a za nią posuwającego się smoka z rozwartą paszczą.
- Ratujcie mnie – szepnęła Arelka już prawie bez tchu.
Nie namyślając się ani chwili, nabrały boginki pełne garście piany i rzuciły na smoka. Zawirowało powietrze, z piany zrobiła się ogromna chmura i zasłoniła smokowi drogę. Wił się smok na wszystkie strony,jęczał i sapał, a nim się spod niej wydostał, Arelka była już daleko.Uklękła na ziemi, ucałowała ją i zapłakała gorzko – nie uda jej się uchronić nikogo przed złem wyrządzanym przez ojca! Nie wybawi Tomka!Tomek zostanie na zawsze rozbójnikiem!
- Rab, rab, rab....- Coraz głośniej rozlegały się chrapliwe westchnienia smoka, a z drugiej strony wielkimi krokami zbliżał się ojciec.
Ale nagle usłyszała szybkie tupanie nóg i czyjeś żwawe głosy:
- Ka pełźnies, ka?
To młodzi górale, którzy na zboczu wzgórza owce paśli, przybiegli z ciupagami i rzucili się na smoka i czarnoksiężnika. Jeden z nich nakreślił krzyż w powietrzu i powiedział:
-Odstąpcie złe duchy i wróćcie się, skądeście przyśli!
Po tych słowach siadł Arwot na grzbiet smoka i zawrócił na Turbacz. W drodze smok opowiedział mu całe zajście z książką.
-Ja ją i tak odbiorę – rzekł Arwot i aż się zatrząsł ze złości.
Niedaleko Turbacza spotkał swego wielkiego przyjaciela, diabła Lumcypierka.
-Cha! Cha! Cha! – Zaśmiał się Lumcypierek, Gdy Arwota na smoku zobaczył. – Nie miałeś lepszego wierzchowca?
- Na nim teraz będę jeździł, tylko na nim – powiedział Arwot – a to dlatego, że nie upilnował mojej książki i pozwolił ją sobie ukraść. – I kazał smokowi opowiedzieć całe zdarzenie.
- Nie martw się, Arwocie, Ja książkę odbiorę! – Zawołał Lumcypierek, i zniknął.
A Arelka szła ku Zbójeckiej Górze. Szła powoli, lecz radośnie. Już wkrótce zobaczy Tomka i odda mu książkę. Wie, którędy iść, bo drogę bardzo dokładnie opisali jej górale, którzy ją ocalili.
Usiadła na pniu, żeby trochę odpocząć. Po chwili usłyszała tętent i ujrzała wspaniałą karetę zaprzężoną w dwie pary koni. Uprząż na nich była ubrana kwiatami, od uździenic zwisały długie różnokolorowe wstążki. Na koźle siedział stangret i powoził nimi aż w lesie dudniało.
Ani się spostrzegła Arelka, kiedy powóz stanął przed nią i stangret, zeskoczywszy z kozła, otworzył drzwiczki karety.
- Jadę na wesele do Krakowa, to mogę cię podwieźć, jeżeli w tę samą udajesz się stronę – powiedział.
- A gdy Arelka wsiadła, prosząc, żeby ja zawiózł na Zbójecką Górę, zatrzasnął drzwiczki karety, potem roześmiał się złowrogo:
- Jużeś w ojcowskiej mocy! – Krzyknął Lumcypierek, bo to on był.
Śmignął batem i ruszył przed siebie jak wicher.
Lecz cóż się dzieje?
W borze, przez który Lumcypierek uwozi biedną Arielkę, palą się jakieś ogniska. To Tomek odpoczywa tu z towarzyszami. On swoim orlim wzrokiem dostrzegł Arelkę i w jednej chwili skoczył ku zaprzęgowi. Pochwycił cugle pędzących koni z taką siłą, że zaryły się po kolana w ziemię, a za nim podążyli zbójcy i zatrzymali złocistą karetę, że ani drgnęła.Puścił wtedy konie Tomek Luboń, otworzył drzwi karety i wyniósł z niej Arelkę. Przerażony Lumcypierek zapadł się w ziemię, a Tomek odczytawszy zaklęcie z książki czarnoksięskiej, którą mu Arelka w milczeniu podała,otworzył górę stojącą przed nim i wjechał do obszernego jej wnętrza.Tam kazał wybudować obszerne komnaty i zamieszkał w nich razem z żoną i towarzyszami.
Od tego czasu przestał napadać na ludzi, a mimo to miał pełno złota i drogich kamieni. Wystarczyło mu, bowiem zajrzeć przed wschodem słońca do czarnoksięskiej książki i powiedzieć kilka czarodziejskich słów, a natychmiast jego towarzysze zamieniali się w sroki, które rozlatywały się na wszystkie strony po skarby. Gdy słońce zachodziło i ostatnie promienie gasły sroki zjawiały się i składały przed Tomkiem złoto, drogie kamienie i perły. Bogactwo to leżało gdzieś w świecie bez użytku, a odnajdywane teraz przez zaklętych w ptaki towarzyszy Tomka Lubonia miało być użyte dla dobra ludzi.
Ale czarnoksiężnik Arwot czekał na odpowiednią chwilę, żeby ukarać córkę i odebrać Tomkowi czarnoksięską książkę. Chcąc jednak uśpić jego czujność, nie dawał znaku życia. I udało mu się Tomka oszukać.
Któregoś dnia, gdy Arelka wyszła do lasu, Tomek otworzył górę na rozcież,powierzając skarb blaskowi dnia. Potem pochyliwszy się nad drogimi kamieniami, zaczął je rozdzielać: jedne przeznaczył dla kalek, inne dla starców, jeszcze inne dla opuszczonych dzieci. Już kończył swą pracę,gdy znużony nią niepostrzeżenie zasnął.
Skorzystał z tego ciągle czuwający Lumcypierek. Wszedł cicho do wnętrza góry, zabrał czarnoksięską książkę i wyszedł zatrzasnąwszy wejście.W jednej chwili wzbił się ku niebu olbrzymi słup odłamków skalnych i ziemi i opadł grzebiąc pod sobą ślad wejścia. Wracającą Arelkę zamienił w drżącą osinę i z odzyskaną książką poszedł wprost do Arwota.
Przed zachodem słońca zlecieli się towarzysze Tomka Lubonia. Gdy nie znaleźli wejścia do góry ani Tomka i Arelki, z głośnym krzykiem rozlecieli się po lesie. I daremnie czekają, że ich Tomek odszuka i ludzką postać im przywróci.
A tymczasem Tomek śpi w górze nazwanej od jego nazwiska LUBONIEM i spać tam będzie, dopóki go ktoś nie wybawi. Niedaleko zaś drży Arelka zamieniona w osinę. Beznadziejnie każdym listeczkiem szumi i nad uśpionym Tomkiem płacze.
 
BESKID WYSPOWY - LUBOŃ WIELKI - Wrzesień 2010

5 komentarzy:

  1. To nie są podgrzybki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są szanowny czytelniku podgrzybki. To podgrzybek złotawy Xerocomellus chrysenteron

      Usuń
  2. Nowa kaplica (2009) na Biernatce jest pw. Matki Bożej Lubońskiej. Księżna Lubomirska może i była właścicielką lasów porastających górę jak i okolicznych miejscowości, ale do świętości było jej daleko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję . Piekny opis i zdjęcia takze.
    Równiez tam wędrowałam szlakiem żóltym

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to sie fajnie czyta...! i od razu przychodzi ochota zadzwonic do tego wedrowca i spytac: A czy ja moge z toba powedrowac...? Wybieram sie tam ta sama trasa w sierpniu z trzypokoleniowym towarzystwem. Mam nadzieje, ze babcia da rade! Bo o dzieciaki sie nie martwie. Dziekuje za super opis trasy!!

    OdpowiedzUsuń