Zdjęcie:

wtorek, 8 maja 2012

Tarnica, Halicz cz.VIIId

"WIELKA WŁÓCZĘGA"
czyli
Z PLECAKIEM PO BIESZCZADACH



cz.VIIId 
Tarnica (1346 m) - Halicz (1333 m)
Halicz 1333 m - Rozsypaniec 1280 m - Wołosate 
Gdy dotarłem na szczyt Halicza, na tarczy zegarka ukazała się dokładnie godzina 13-ta.. Niewielka grupka turystów, których zastałem po przybyciu, powolutku rozproszyła się na bieszczadzkie szlaki, a ja w towarzystwie drzemiącej nieopodal pary młodych ludzi, siedziałem na szczycie pstrykając fotki i odpoczywając w ciepłych promieniach sierpniowego słońca.. Kompletna cisza panująca wokół i leniwa, ciepła popołudniowa aura, także u mnie wywołały lekkie odprężenie po przebytym marszu.. Siedząc wygodnie na drewnianej ławce w pewnym momencie "oko poleciało w dół"... Nawet się nie spostrzegłem, gdy smacznie usnąłem.. Nie był to prawdziwy, mocny sen lecz delikatna drzemka, z której wyrwała mnie nagle głośna rozmowa i postękiwania kolejnych turystów wchodzący na szczyt... Zaspanym okiem spojrzałem na zegarek.. Na cyferblacie ukazała się godzina 13:45.... Spałem zatem około pół godzinki... Czas było ruszać w dalszą drogę... Wypiłem z termosu łyk doskonałej, zimnej, miętowej herbatki, którą przygotowała mi poprzedniego dnia na drogę moja gospodyni w pensjonacie na Przysłupiu, zarzuciłem plecak na ramię i ruszyłem trasą szlak turystyczny czerwony czerwonego szlaku sprowadzającą ze szczytu Halicza w kierunku południowym, ku widocznemu w oddali grzbietowi Rozsypańca......  

 
Mój ostatni, szlakowy etap ze szczytu Halicza poprzez pofałdowany i najeżony licznymi skałkami grzbiet Rozsypańca aż do wsi Wołosate, będzie prowadził już tylko w dół i w dół.. Jak się później okaże, będzie to nie tyle męczący, co najbardziej nużący i monotonny fragment mojej szlakowej pętli zwłaszcza na odcinku Przełęcz Bukowska - Wołosate, gdzie po długiej wędrówce górskiej trzeba przedreptać ponad 8 km szutrowo-asfaltową drogą w zalesionym terenie, praktycznie bez jakichkolwiek widoków.. Ja takie szlakowe odcinki nazywam po swojemu -"smętnoszlak"  ..   Do pokonania mam jeszcze ok. 10,5 km i liczę, że czasowo przejdę ten odcinek w niecałe 4 godziny... Co prawda, szlakowa tabliczka na Haliczu podaje czas zejścia do Wołosatego 3 godziny, jednak mam zamiar posiedzieć jeszcze w widokowych miejscach, troszkę odpocząć na łonie bieszczadzkiej przyrody i relaksowo pokonać ten ostatni odcinek szlakowej pętli przez Tarnicę, Krzemień, Kopę Bukowską, Halicz, Rozsypaniec do Wołosatego.. W drogę !!..

 
Wąska ścieżka pośród wysokich traw połoniny dość szybko sprowadza mnie południowym stokiem Halicza, w kierunku grzbietu Rozsypańca.. Pozostawiam za sobą złocisto-zieloną kopułę Halicza, mijając po drodze kilku turystów zmierzających w przeciwnym kierunku, ku jego kulminacji..

 
Po paru chwilach marszu ścieżka biegnąca w dół zbliża się do fragmentu odkrytego, skalnego grzbietu Halicza.. Widoczne, drewniane zapory zakazujące opuszczania szlakowej ścieżki w tym miejscu, ustawiono nie bez powodu.. Poza zakazem niszczenia istniejącej tutaj murawy alpejskiej, chodzi także o sprawy bezpieczeństwa..

    
Czy faktycznie czyha tutaj na turystę jakieś zagrożenie ?? .. Powiem krótko - Tak.. Otóż odcinek tej skalnej grzędy ciągnie się wzdłuż szlakowej ścieżki mniej więcej na długości 150 metrów.. Jej wschodnie zbocze (lewa strona szlaku) stromo opada w dół, ku rozległej dolinie Potaszni.. Po przekroczeniu drewnianych zapór nietrudno o pośliźnięcie na kruchym, skalnym podłożu i upadek z prawie pionowej, kilkunastometrowej skalnej wychodni... Dotyczy to zwłaszcza tych wścibskich turystów, którym mało miejsca na szlaku  .. Rejon owych skalnych wychodni jest także doskonałym miejscem fotograficznych "łowów", pięknych panoram roztaczających się w kierunku wschodnim i południowym..

 
 Zatrzymuję się na moment przy skalnej grzędzie, aby pstryknąć parę fotek z tego miejsca.. Na lewo od wzniesienia Kińczyka Bukowskiego, w kierunku wschodnim, ciągnie się zielona dolina Sanu z położonymi tam osadami Sianki i Bieniowa, wypiętrzają się zalesione wzniesienia Szczołba i Kiczery Bieniowskiej, a w dali za mgłą rysują się masywy Ukraińskich Bieszczadów oraz pasmo Gorganów..

 
Kieruję obiektyw bardziej na północ.. Teraz doskonale widać na pierwszym planie, zieloną kopułę bocznego grzbietu odbiegającego od Halicza na wschód - Wołowego Garbu (1248 m n.p.m). Partie szczytowe pokryte są połoniną. Nie prowadzą tamtędy szlaki turystyczne. Nazwa "Trumna" nadana temu szczytowi przez turystów ze względu na jego kształt, jak widać ma swoją rację..

    
Centralnym punktem na południowym-wschodzie jest oczywiście piękna, rozległa Połonina Bukowska z granicznymi kulminacjami Kińczyka Bukowskiego (1251 m n.p.m.) oraz bardziej oddalonej na wschód - Stiński (1212 m n.p.m.). W oddali za grzbietem Połoniny Bukowskiej masyw Starostyny (1226 m n.p.m), Połonina Borżawa i najwyższy wierzchołek Bieszczadów - Pikuj (1405 m n.p.m.)

 
Najbliżej mnie, w kierunku południowym, "garbaty" grzbiet Rozsypańca (1280 m n.p.m), przez który wiedzie ścieżka szlak turystyczny czerwony czerwonego szlaku, a zarazem trasa dalszej częsci mojej wędrówki..

 
I jeszcze spojrzenie na południowy zachód, na malowniczą dolinę Wołosatki z otaczającymi wzniesieniami Beskidca, Czeremchy, Menczyła, Beskidu Wołosackiego...

 
W oddali na zachodzie znajome wzniesienie Tarnicy i masyw Szerokiego Wierchu, oddzielone Goprowską Przełęczą od grzbietu Krzemienia oraz odległe pasma Połoniny Caryńskiej i Wetlińskiej..

    
Króciutki postój i już ruszam dalej w dół... Po około 600 metrach schodzenia ze szczytu Halicza, szlakowa ścieżka sprowadza mnie na szerokie siodło nienazwanej przełęczy, zalegającej na wysokości 1238 m n.p.m. i oddzielającej od południa Halicz od Rozsypańca..

 
Przede mną wyrasta coraz wyraźniej wał masywu Rozsypańca, porośnięty połoniną i ciągnący się południkowo w kierunku przełęczy Bukowskiej oraz granicy z Ukrainą..

    
Spoglądam za siebie.. Różnica poziomów pomiędzy ową przełęczą, a widocznym szczytem Halicza to ok. 100 metrów w pionie, lecz na krótkim odcinku podejścia robi wrażenie dość stromego zbocza..

 
Przełęcz pomiędzy Haliczem a Rozsypańcem to szerokie, łagodne siodło porośnięte dywanem bujnych traworośli i kępami gęstych borówczysk.. Miejsce to jest częstym motywem uchwyconej panoramy w kierunku zachodnim na masyw Tarnicy, Krzemienia oraz dalekich wzniesień Połoniny Caryńskiej, uwidocznionym na licznych widokówkach z Bieszczadów.

    
Z płytkiej przełęczy ścieżka szlak turystyczny czerwony czerwonego szlaku usłana licznymi kamieniami, wspina się krótko lecz dość ostro pod górę, na północny kraniec grzbietu Rozsypańca...

 
W parę chwil jestem na grzbietowej połoninie, pokrywającej pofałdowany masyw Rozsypańca.. Miejscami kamienista, lecz dość szeroka i wygodna szlakowa ścieżka, będzie teraz delikatnie wznosić się na odcinku o długości ok. 650 metrów grzbietem Rozsypańca w kierunku południowym, aż do osiągnięcia jego najwyższej kulminacji na wysokości 1280 m n.p.m.

 
W końcu po przemaszerowaniu ponad półkilometrowego odcinka grzbietem Rozsypańca docieram do jego najwyższej kulminacji, na wysokość 1280 m n.p.m... Ta część grzbietu, podobnie jak to miało miejsce na Tarnicy czy Haliczu, wygrodzona jest drewnianymi barierkami oraz pokryta w niektórych miejscach metalową siatką z uwagi na niesfornych turystów, nagminnie schodzących ze szlakowej ścieżki i rozdeptujących drogocenne okazy naskalnej murawy...

     
Kilkudziesięciometrowy odcinek szlakowej ścieżki przechodzącej przez najwyższą kulminację Rozsypańca jest doskonałym miejscem widokowym do podziwiania bieszczadzkich panoram oraz punktem częstych sesji fotograficznych i plenerowych.. Nie omieszkam i ja pstryknąć stąd kilka ciekawych fotek, zaś aby łatwiej rozpoznać otaczające wokół liczne, bieszczadzkie wzniesienia, opiszę jak zawsze szkicami nazw szczytów, dolin, przełęczy..
PANORAMY Z ROZSYPAŃCA
Kierunek zachodni:
    
Kierunek północno-zachodni:
    
Kierunek północny:
    
 Nie płacz, kiedy smutek
zapuka w twoje progi.
nie daj się, kiedy los
jest ci mniej łaskawy.

Przecież dobrze wiesz,
że na końcu drogi
wciąż wierne jak pies,
czekają sierpniowe Bieszczady

Trawa na jedno kolanko
klęka w zachwycie porannym
i łąka cicho śpiewa
swoje zielone psalmy..

A sarny rodem z Balnicy
schodzą na letnią spowiedź
i jedno jest takie niebo,
bieszczadzkie niebo sierpniowe..

W niebie cerkiewki pękate
rozmodlone nad podziw,
za ręce je prowadzą
same Bieszczadzkie Anioły..
                                                       Adam Ziemianin
 
Aby pstryknąć pełną i dobrze widoczną panoramę w kierunku wschodnim i południowym, muszę przejść kilkadziesiąt metrów na wschód wzdłuż drewnianych barierek okalających kulminacje Rozsypańca, na niewielkie szczytowe poszerzenie, skąd rozpościera się doskonały widok na graniczne i Ukraińskie masywy Bieszczadów....

    
Siadam wygodnie na niewielkim, skalnym poszerzeniu grzbietowym, na dużej rozgrzanej promieniami słońca kamiennej płycie, skąd zrobię pozostałą cześć panoramy w kierunku wschodnim i południowym..

 
Kierunek wschodni:
    
Kierunek południowy-wschód:
    
Zbliżenie na masyw Kińczyka Bukowskiego, Połoninę Bukowską i Stińską.. Kińczyk Bukowski położony jest w tzw. Paśmie Granicznym będącym także południową granicą Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Jest objęty ścisłą ochroną, przez co jest niedostępny dla turystów, jednak dotyczy to tylko turystów próbujących tam wejść z terenu Polski. Od strony ukraińskiej można dotrzeć tam zielonym szlakiem turystycznym z Przełęczy Użockiej. Na Kińczyku znajdują się słupy graniczne (polski i ukraiński) nr 173 oraz pozostałości po okopach z I wojny światowej. Szczyt jest doskonałym punktem widokowym, z rozległą dookolną panoramą. Z rzadkich w Polsce roślin na Kińczyku botanicy znaleźli pszeńca białego.

 
Zbliżenie na wzniesienia Starostyny, Połoniny Borżawa i szczyt Pikuj, wypiętrzające się w oddali po Ukraińskiej stronie... 

 
Kierunek południowy:
    
Zbliżenie na (od lewej)- Ukliński Dział, Hrebień, Ostra Hora, Januszka i Połonina Równa..

 
Kierunek południowy:
    
Kierunek południowo-zachodni:
    
Zamykamy dookolną panoramę widokiem masywów Tarnicy, Szerokiego Wierchu, Krzemienia i Bukowego Berda piętrzących się na zachodzie...

 
A teraz jeszcze kilka zdań o samym masywie Rozsypańca, którego kulminacyjny grzbiet opuszczę za parę chwil, schodząc powoli w kierunku Przełęczy Bukowskiej..  
Rozsypaniec (1280 m n.p.m., według innych źródeł 1282 m n.p.m.) to szczyt należący do grzbietu przebiegającego z Krzemienia (1335 m n.p.m.) na Przełęcz Bukowską, w pobliżu której łączy się z głównym, wododziałowym grzbietem Karpat (grzbiet graniczny). Na Rozsypańcu ma on przebieg południkowy. Przełęcz Bukowska, przez którą biegnie granica z Ukrainą, sąsiaduje z Rozsypańcem od południa, zaś na północy nienazwana przełęcz (1238 m n.p.m.), przez którą przechodziłem kilkanaście minut wcześniej, oddziela go od Halicza.. Zachodni stok opada do doliny Wołosatki, a wschodni – potoku Halicz. Oba te cieki należą do dorzecza Wisły i zlewiska Morza Bałtyckiego. Natomiast południowe zbocze, leżące na Ukrainie, po drugiej stronie działu wodnego, odwadniane jest przez mający na nim swoje źródło potok Moszka, położony w zlewisku Morza Czarnego. Na szczycie ukształtowały się liczne wychodnie skalne.. Swą nazwę Rozsypaniec zawdzięcza gwarowym określeniom rumowisk skalnych i licznym charakterystycznie rozrzuconym,"rozsypanym" po zboczach skałkom..

 
Spoglądam na zegarek. Jest kwadrans po godzinie 14-tej.. Cały czas słońce mocno przypieka, a przede mną jeszcze około 3 godzin marszu.. Dzięki Bogu, że ostatnie 8 km monotonnej wędrówki od przełęczy Bukowskiej do wsi Wołosate przypadnie maszerować w cieniu bukowych lasów.... Zanim jednak zanurzę się w chłodny cień leśnego obszaru, muszę zejść jeszcze około 1 km w dół, odkrytym grzbietem Rozsypańca ku zielonej dolinie... Ruszam w dalszą wędrówkę..

    
Po zejściu z najwyższej kulminacji Rozsypańca około 300 metrów w dół, zatrzymuję się jeszcze na moment dochodząc do kolejnej, widokowej skalnej wychodni, zalegającej na jego południowym zboczu... 

 
Ta skalna platforma znajdującą się na wysokości 1262 m n.p.m. jest jak widać z mocno wydeptanej w tym rejonie trawy, miejscem postoju wielu turystów ze względu na piękne widoki w kierunku wschodnim.. Stoki Rozsypańca są od wysokości 1100–1200 m n.p.m. pokryte połoniną, dzięki czemu ze szczytu rozciągają się widoki na grupę Tarnicy po polskiej stronie, graniczny, rozłożysty Kińczyk Bukowski oraz liczne pasma Ukraińskich Bieszczadów Zachodnich i Wschodnich łącznie z najwyższym Pikujem (1405 m n.p.m.).. 

 
Z krótkimi postojami na fotki, ale cały czas do przodu i w dół.. Tak wygląda teraz moja wędrówka po południowym zboczu Rozsypańca.. Szlakowa ścieżka biegnąca przez rozległy obszar połoniny pośród wysokich łanów traw, łagodnym, szerokim łukiem sprowadza mnie coraz niżej ku dolinie Przełęczy Bukowskiej.. 

     
Ten odcinek wędrówki przez rozległą, stokową łąkę cały czas obfituje w nieodłączną panoramę masywu Kińczyka Bukowskiego, Połoniny Bukowskiej i Stińskiej....

 
.....malownicze widoki wzniesień Starostyny, Połoniny Borżawa i szczytu Pikuja, wypiętrzających się w oddali po Ukraińskiej stronie....

 
.....a także piękną i coraz pełniejszą panoramę zielonej doliny z Przełęczą Bukowską w dole, oddalonymi wzniesieniami Hrebienia, Ostrej Hory, Januszki i Połoniny Równej..


  Wąska ścieżka dalej opada w dół pośród łanów wysokich traw rozległej połoniny.. W pewnym momencie, zza kolejnego pagórka ukazują się wysokie na kilkanaście metrów kamienne kopce, utworzone ze skalnego rumoszu....

     
Ciekawe, skalne monumenty wypiętrzone z rozwarstwionych piaskowców i łupków, skruszone zębem czasu, porośnięte traworoślami, fioletowymi kępami Wierzbówki Kiprzycy i krzewami górskiej jarzębiny, jakby ktoś wysypał w tym miejscu olbrzymią wywrotkę skalnego gruzu..

    
A teraz troszkę historii i geologii..... Odcinek tych skalnych ostańców ciągnący się na długości ok. 300 metrów w kierunku NW-SE i będący zarazem jednym z ostatnich, skalistych formacji południowego zbocza Rozsypańca, zwie się Berdo... Samo znaczenie wyrazu "berdo" pochodzi od prasłowiańskiego słowa br'do i tłumaczy się jako góra, pagórek ale też: stroma góra, przepaść (np. Bukowe Berdo).. Jak już raz tłumaczyłem przy okazji wędrówki po Połoninie Caryńskiej, masywy bieszczadzkich połonin zbudowane są z tzw. fliszu karpackiego czyli serii piaskowców przewarstwiających się z łupkami ilastymi, mułowcami i iłowcami... Twory te formowały się od okresu górnej jury, poprzez kredę do dolnego trzeciorzędu czyli paleogenu, na dnie zbiornika tzw. Oceanu Tetydy. W czasie oligoceńskich i mioceńskich ruchów górotwórczych zostały odkute czyli oderwane od pierwotnego podłoża i pchnięte ku północy na odległość kilkudziesięciu kilometrów, tworząc szereg ponasuwanych na siebie płaszczowin. Spoczywają one na krystalicznym podłożu platformy paleozoicznej. Twarde, odporne na wietrzenie piaskowce wypreparowały szereg malowniczych grzęd skalnych np. w rejonie Krzemienia, Halicza, Rozsypańca czy Dwernika-Kamienia. Podatne na pęcznienie i śliskie łupki są przyczyną powstawania licznych osuwisk, takich jak widoczne na zdjęciu za moimi plecami.. Stąd m.in. ów charakterystyczny wygląd południowego zbocza Rozsypańca..

 
Gdy spojrzymy na te skalne formacje okiem bardziej poetyckim a mniej naukowym, to jawią się one jak porozrzucane, skalne wyspy na zielonym morzu traw, ogrzewane gorącymi, letnimi promieniami słońca, chłostane gwałtownymi porywami mroźnego wiatru w zimie, trwające tak przez wieki jak mistyczne, kamienne kurhany przechowujące w sobie zapis dziejów naszej planety... Ufff ale poleciałem "po bandzie" Leśmianem, Kasprowiczem, Tetmajerem i jeszcze paroma wieszczami...

       
Pozostawiam za sobą ów geologiczny pomnik przyrody i ruszam w dalszą wędrówkę..

 
Szlakowa ścieżka sprowadza mnie w morzu wysokich traw, ku zielonemu wąwozowi doliny ..

 
Po kilku minutach marszu na końcu trawiastej połoniny ukazuje się ciemnozielona linia bukowego lasu..

 
Gdy pomału zbliżam się do granicy lasu, skraj polany ożywa różowym kolorem rozległych połaci kwitnącej Wierzbówki Kiprzycy.. 

 
Po dalszych kilkudziesięciu metrach, zza wysokich traw i krzewów, na skraju bukowego lasu ukazuje się piękna, stylowa, drewniana wiata BdPN.. Dokładnie po 1 godzinie marszu od momentu zejścia ze szczytu Halicza docieram w rejon przełęczy Bukowskiej, położonej na wysokości 1107 m n.p.m.. Na zegarku godzina 14:45..

 
 Wiata w tym miejscu, to doskonała okazja wypoczynku zarówno dla turystów wędrujących od strony Halicza, jak i dla tych maszerujących od strony wsi Wołosate.. Gdy staję przez wejściem, w środku niewielki ruch, tylko czworo turystów odpoczywa i zajada suchy prowiant.. Postanawiam i ja jakiś czas tutaj posiedzieć przed wyruszeniem na najmniej ciekawy, monotonny i nużący odcinek mojej całodniowej wędrówki czyli 8 kilometrowy, żwirowo-asfaltowy trakt do Wołosatego..

  
W czasie krótkiego postoju w rejonie przełęczy, powiem kilka słów o tym dość ciekawym miejscu, przechodzącym różne dziejowe koleje losu... 
Przełęcz Bukowska (1107 m n.p.m.) znajduje się w głównym grzbiecie Karpat, na granicy polsko-ukraińskiej, między Kińczykiem Bukowskim (1251 m n.p.m.) i położonym już w bocznym grzbiecie Rozsypańcem (1280 m n.p.m.). Główny grzbiet odbiega stąd na południowy zachód, w kierunku Menczyła. Na północ od niej wypływa potok Halicz, a na południe (Ukraina) – potok Moszka należący do zlewiska Morza Czarnego. Przełęcz ta, to najodleglejszy punkt wycieczkowy w tym rejonie Bieszczadzkiego Parku Narodowego trasą szlak turystyczny czerwony czerwonego Głównego Beskidzkiego Szlaku. Do Przełęczy Bukowskiej dochodzi niedostępna dla samochodów droga gruntowa z Wołosatego, którą obecnie biegnie trasa szlak turystyczny czerwony czerwonego szlaku turystycznego. Pod przełęczą, w dolinie Halicza znajdowała się przed wojną osada Potasznia, obecnie nieistniejąca, gdzie produkowano potaż czyli węglan potasowy, używany m.in. do wyrobu mydła i szkła. Cykl produkcyjny wyglądał następująco: drewno palono, a popiół ługowano czyli przepłukiwano wodą. Po odparowaniu otrzymanego roztworu pozostawał potaż. Stosując tę prymitywną metodę niszczono ogromne połacie lasu, niemniej zakład działał jeszcze w naszym wieku. 

 
  Na południowy-wschód ciągnie się zamknięta dla turystów Połonina Bukowska, z widokowym szczytem Kińczyka Bukowskiego (1251 m n.p.m.) położonym w tzw. Paśmie Granicznym, będącym także południową granicą Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Kińczyk Bukowski jak już wspominałem wcześniej, objęty jest ścisłą ochroną przez co jest niedostępny dla turystów, jednak dotyczy to tylko turystów próbujących tam dotrzeć z terenu Polski. Od strony ukraińskiej można dojść tam zielonym szlakiem turystycznym z Przełęczy Użockiej.. Za słupkiem szlakowskazu widocznym na fotografii poniżej, wąska szutrówka w lewo to droga do granicy polsko-ukraińskiej i na Kińczyk Bukowski niestety bez możliwości wejścia, droga szutrowa w prawo to trasa 
 szlak turystyczny czerwony czerwonego szlaku prowadząca ku wsi Wołosate, będąca zarazem moim kolejnym i ostatnim już tego dnia etapem wędrówki..

 
Warto tutaj wspomnieć o jeszcze jednym fakcie historycznym, dotyczącym tego miejsca i zmiany przebiegu granicy państwowej.. Teren, przez który wiedzie pierwszy ok.700 metrowy odcinek drogi od przełęczy w kierunku Wołosatego, należał przed wojną do Czechosłowacji. W roku 1946 po zakończeniu II wojny światowej, przy okazji demarkacji granicy polsko-sowieckiej, sprostowano nonsens ciągnący się jeszcze od czasów austriackich.. Oto bowiem, dawna granica austriacko-węgierska tworzyła klin na stokach Rozsypańca tak, że droga z Wołosatego na Połoninę Bukowską przebiegała przez terytorium węgierskie . Z niewiadomych przyczyn nie dokonano tej korekty podczas wcześniejszych delimitacji granic i klin ów utrzymał się aż do roku 1946.. Ta kompletna, graniczna bzdura została tym samym wyprostowana, a Polska uzyskała trójkątny skrawek terenu na stokach Rozsypańca.. Mapka poniżej doskonale obrazuje ową zmianę granicy w tym rejonie..

 
Wypiłem, zjadłem, pogadałem z paroma turystami i w doskonałym nastroju począłem zbierać się w dalszą drogę.. Na zegarku parę minut po godzinie 15-tej.... Czekało mnie teraz 2 godziny monotonnego marszu przez las wyboistą szutrówką... Zarzuciłem plecak na ramię, pożegnałem się z poznanymi turystami i ruszyłem w kierunku masywnego słupka szlakowskazu, gdzie trasa szlak turystyczny czerwony czerwonego szlaku skręca w prawo na zachód.... Spojrzałem przelotnie na tabliczki szlakowe informujące o czasach przejść z przełęczy: Halicz 1h, Ustrzyki Górne 4h30', Wołosate 2h

  
Od wyruszenie z Przełęczy Bukowskiej w stronę Wołosatego, szutrowa nawierzchnia biegnie zalesionym terenem bez specjalnych widoków.. Niektórzy turyści, z którymi często rozmawiam, powiadają że po takiej szlakowej pętli przez Tarnicę i Halicz, ten odcinek szutrówki i pseudoasfaltu to katorga dla stawów i mięśni.. Co prawda ja bardziej cierpię na brak widoków niż na zmęczenie nóg, ale coś w tym prawdy jest.. Droga ta choć mało widokowa, związana jest historycznie i przyczynowo z postacią niejakiego płk. Doskoczyńskiego.. Aby to wyjaśnić muszę wrócić pamięcią do czasów, gdy ówczesna PRL-owska władza z Edwardem Gierkiem i Piotrem Jaroszewiczem na czele, wypoczywała w znanym bieszczadzkim ośrodku - Arłamów, otoczonym wysokim 3 metrowym, szczelnym ogrodzeniem, szlabanami przy każdej drodze i całą gwardią uzbrojonych żołnierzy pilnujących spokoju wszechwładnych, partyjnych bonzów.. Arłamów był wtedy państwem w państwie i właśnie zarządcą tego obiektu w ówczesnych czasach był wszechwładny pułkownik Kazimierz Doskoczyński (zwany wielkim łowczym PRL).. Rządził on w Arłamowie twardą ręką, a anegdoty i historie związane z jego osobą do dzisiejszego dnia krążą wsród tamtejszej ludności.. Wtedy to, za czasów rządów pułkownika Doskoczyńskiego, odcinek tejże drogi został pokryty asfaltem.. Droga służyła myśliwym, docelowo miała połączyć Wołosate z Obniżeniem Górnego Sanu. Obecnie ten pseudo-asfalt jest w okropnym stanie, a wręcz zanika tworząc wyrwy, koleiny i koszmarny odcinek szlakowego traktu..

 
 W czasie marszu tylko w pewnych miejscach, gdy mijam niewielkie, odkryte polany, ponad linią drzew ukazuje się zielony grzbiet Menczyła i górujące ponad nim wzniesienie Czeremchy widoczne na południowym-zachodzie.. 

 
Droga delikatnie opada w dół.. Mniej więcej w połowie odcinka pomiędzy przełęczą Bukowską a Wołosatym, po około 1 godzinie marszu przechodzę przez mostek, pod którym przepływa potok Wołosatka.. Chwilę potem mijam nowo postawioną wiatę BdPN i niewielkie, aczkolwiek urokliwe leśne rozlewisko.. Tutaj przystaję na parę łyczków napoju..


        
Po 1h30' marszu od momentu wyruszenia z Przełęczy Bukowskiej dochodzę do miejsca, gdzie przy szlakowej dróżce stoi kolejny znak.. Nie jest to jednak rozwidlenie szlaku, a raczej znak informacyjny dla szlakowych "kowbojów"... W tym to bowiem miejscu odbija w prawo trasa końskiego szlaku do Wołosatego przez Zwór oznaczona kolorem 
  pomarańczowym..

    
Po kilku następnych minutach marszu obszar bukowego lasu kończy się, a ja ponownie wychodzę na odkryty, słoneczny teren. Szutrówka prowadzi teraz wzdłuż ukrytego w gąszczu zarośli koryta Wołosatki, biegnącego po jej lewej stronie.. 

 
Parę minut przed godziną 17-tą docieram do rozwidlenia dróg.. Stoi tutaj tablica informacyjna BdPN z tabliczkami szlakowymi, a przed nią na skraju obydwu dróg znaki zakazujące wjazdu, ale także poruszania się osób pieszych.. Ten drugi znak tyczy się rozwidlenia drogi w kierunku południowym czyli na Przełęcz Beskid (785 m n.p.m), w stronę granicy Polsko-Ukraińskiej skąd schodzi ona do miejscowości Łubnia na Ukrainie. Droga ta nie jest dostępna dla turystów(regulamin BdPN). Swego czasu na przełęczy i w jej okolicy odbywały się Dni Dobrosąsiedztwa Wołosate-Łubnia, organizowane m.in. po to, aby ludzie mieszkający po obu stronach granicy mogli się lepiej poznać. Przez kilka lat z rzędu mieszkańcy przygranicznych wiosek odwiedzali się wzajemnie i prezentowali swoją kulturę. Na przełęczy Beskid odbywała się odprawa paszportowa, były spotkania przedstawicieli administracji obu stron oraz koncerty ludowych zespołów. Projekt ten nie jest obecnie kontynuowany - a szkoda.

    
Od miejsca rozwidlenie szutrowych dróg do wsi Wołosate już tylko kilkanaście minut marszu.. W przypływie sił spowodowanym bliskością końca mojej wędrówki, raźniej maszeruję teraz w kierunku Wołosatego.. Droga na tym odcinku nieco lepsza.. Pod stopami pojawia się znośny asfalt, nie trzeba więc tak uważnie patrzeć pod nogi... Spoglądam w prawo, w kierunku północnym, gdzie po dłuższej wędrówce zacienionym i bezwidokowym lasem, ponad rozległymi łąkami wypiętrza się w oddali znajomy, podłużny masyw Tarnicy i Szerokiego Wierchu...

 
Robię jedno z ostatnich zdjęć tego popołudnia.. Garbaty grzbiet Tarnicy, na którym przesiadywałem w godzinach porannych, jeszcze raz ukazuje się w całej rozciągłości tym razem od strony południowej..

 
Kwadrans po godzinie 17-tej, dokładnie w dwie godziny po wymarszu z Przełęczy Bukowskiej, zasiadłem w moim samochodzie pozostawionym wczesnym rankiem na końcu wsi Wołosate.. Zamknąłem tym samym ostatni etap wielkiej pętli mojej wędrówki z Wołosatego przez Tarnicę, Krzemień, Kopę Bukowską, Halicz i Rozsypaniec.. Gdy wczesnym rankiem wyruszałem z tego miejsca na moją wędrówkę, rozpoczynał się piękny, słoneczny, sierpniowy dzień...Teraz, gdy wróciłem tutaj ponownie, po prawie 10 godzinach wędrówki i pokonaniu około 20 km trasy, pogoda nadal była piękna, słoneczna i prawdziwie letnia.. Jadąc samochodem w kierunku mojej bazy wypadowej na Przysłupiu, spoglądałem po raz ostatni na malownicze, rozświetlone promieniami popołudniowego słońca, wzgórza bieszczadzkich połonin górujące ponad doliną Ustrzyk Górnych..

 
 Kończyła się pomału moja przygoda z Bieszczadami, pełna niezapomnianych wrażeń, pięknych widoków, ciekawych spotkań z ludźmi żyjącymi tutaj i tworzącymi kolejne rozdziały bieszczadzkiej historii.. Bieszczady są bez wątpienia górami mitycznymi i jako takie bywały już nieraz natchnieniem dla ludzi pióra.. Przedstawiane były jako polski „Dziki Zachód”, odludzie, azyl dla ludzi mających dość cywilizacji, szukających mocnych wrażeń, ukrywających się przed prawem.. Dzisiejsze Bieszczady zmieniają pomału swe oblicze.. Są bardziej ucywilizowane, poukładane i nowocześniejsze....ale czy to dobrze?.. Zapewne czasy się zmieniają i nie ma możliwości, aby Bieszczady pozostały odizolowaną wyspą pośród rozwijających się i nowoczesnych regionów naszej ojczyzny, jednak chciałoby się znajdować tutaj dzikie zakątki nieskażone zębem czasu i cywilizacji, pozostawione gdzieś w odległych mistycznych epokach, gdy na tym niezaludnionym skrawku ziemi zapomnianym przez Boga, tylko biesy i czady harcowały a głuche karpackie lasy pełne były zbójów i rzezimieszków różnych nacji... Echh...Bieszczadzie !... Zapewne to nie ostatnia moja podróż do tej czarownej krainy i gdy tylko Bóg, czas, los i zdrowie pozwolą wrócę tutaj ponownie, aby załapać trochę kurzu z bieszczadzkich szlaków.. Hejjjj..

 
Gdy nie zostanie po mnie nic
Oprócz pożółkłych fotografii,
Błękitny mnie przywita świt
W miejscu, co nie ma go na mapie..

A kiedy sypną na mnie piach,
Gdy mnie okryją cztery deski
To pójdę tam gdzie wiedzie szlak
Na połoniny na niebieskie...

Podwiezie mnie błękitny wóz
Ciągnięty przez błękitne konie,
Przez świat błękitny będzie wiózł
Aż zaniebieszczy w dali błonie...

Od zmartwień wolny i od trosk
Pójdę wygrzewać się na trawie,
A czasem gdy mi przyjdzie chęć
Z góry na ziemię się pogapię...

Popatrzę jak wśród smukłych malw
Wiatr w podwieczornej ciszy kona,
Trochę mi tylko będzie żal
Że trawa u was tak zielona...

KONIEC cz.VIIId
Ostatniej...

3 komentarze:

  1. Pański blog jest dla mnie najwspanialszym przewodnikiem:) Przemierza pan ścieżki, którymi i ja chcę i planuję chodzić:)
    Góry to piękna pasja.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodam jeszcze to co usłyszałem od strażnika BPN na zjeżdzie Klubowym KGP. Otóż pierwszy dom po prawej stronie jak dochodzi się do Wołosatego z przełęczy Bukowskiej do którego dochodzi linia telefoniczna (napowietrzna) to był domem Piotra Jaroszewicza gdy przyjeżdżał na urlop na polowania, a wtedy nie było jeszcze "komórek" więc łączność musiała być.Właśnie 08.08. zdobyłem po raz 4 Tarnicę tym razem od Wołosatego przy takiej samej pogodzie.Bardzo miło wraca się tam wspomnieniami widząc takie widoki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowity opis. Widać w nim ogromną pasję miłośnika gór. Dbałość o szczegóły powala. Piękne pejzaże świetnie wplecione w zapierający dech w piersiach dziennik. Dużo zdrowia i kolejnych cudownych przeżyć :)

    OdpowiedzUsuń