Zdjęcie:

wtorek, 28 maja 2013

Ameryka Południowa - Peru, Boliwia cz.III


Odcinek III 
Arequipa - Dolina Colca - Chivay

Kolejny dzień w podróży… Pomimo późnego przyjazdu do Arequipy (ok.23:00) i dość wyczerpującej trasy poprzedniego dnia, długo nie mogłem zasnąć.. Nawet gorący, odprężający prysznic i wygodne, szerokie łoże nie kusiło do szybkiego „odlotu” w objęcia Morfeusza.. Zmiana czasu i przestawienie się o 7 godzin, nadal dawało znać o sobie.. Drugą przyczyną mojego fizycznego i umysłowego pobudzenia był fakt, iż z każdym kilometrem trasy zwiększaliśmy wysokość względną ponad poziom morza.. Arequipa, w której mieliśmy kolejną bazę noclegową położona jest na wysokości 2335 m n.p.m. co sprawia, że człowiek musi się stopniowo aklimatyzować po kilkugodzinnej podróży z zerowego poziomu morza… Poza tym myśl, że w końcu zobaczę, poczuję i wejdę na dużo większe „górki” od moich ukochanych Tatr, burzyła w żyłach krew i dawała „kopa” lepszego, aniżeli kilogram przeżutych liści koki.. W końcu po ponad godzinnej wędrówce po telewizyjnych kanałach, uległem sennej ekstazie.. Śniłem o starożytnych Inkach, skarbach Inkaskiego Imperium i wielkim kręgu na pustyni, gdzie pośród licznego grona Indian uczestniczyłem w szamańskich obrzędach.. Słychać było monotonną modlitwę do Matki Ziemi i dźwięki piszczałek, fletni, bębenków.. Nagle, wśród tych wszystkich tak realnych obrazów, wyodrębnił się dziwny, donośny aczkolwiek dość znajomy dźwięk, który z coraz większą mocą docierał do mych uszu i umysłu.. Czyżby starożytni Inkowie mieli w swych chatach telefony???.. Co prawda dzień wcześniej żułem sporo koki i wypiłem dwie herbatki z liści koki, ale żeby aż tak mnie kopnęło??.. Dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy i wtedy zrozumiałem, że to nie sen.. Telefon na nocnym stoliku obok łóżka dzwonił przeraźliwie na jawie.. Wyskoczyłem z pościeli jak poparzony, szybki trekking do łazienki, zebranie myśli w głowie, ciuchów do bagażu i już po kwadransie dopijałem poranną, czarną kawę w hotelowej restauracji.. Dzień zapowiadał się upalnie, co zresztą nie jest tutaj żadną rewelacją.. Noce chłodne, dni piękne i słoneczne.. To norma o tej porze roku.. Plan tego etapu podróży był jasny i nieskomplikowany.. Przed południem zwiedzanie drugiego co do wielkości po Limie peruwiańskiego miasta Arequipa, następnie przejazd do oddalonego o 160 km na północ od Arequipy Kanionu Colca. Po drodze postój na Pampa Canahuas (3800 m n.p.m), gdzie pasą się stada alpak, wigoni i lam, odwiedzimy zagrodę z lamami i alpakami w Patahuasi, a następnie przejazd przez przełęcz Patapampa (4910 m n.p.m), skąd  roztaczają się cudowne panoramy na wulkaniczne pasma Andów i w końcu wieczorem zjazd do Doliny Colca, do miejscowości Chivay (3650 m n.p.m) na nocleg… A oto mapka trasy przejazdu..


Po śniadaniu spakowani i żądni nowych przeżyć w kolejnej odsłonie peruwiańskiej wyprawy, ruszamy autokarem na wzgórze wznoszące się ponad miastem Arequipa, gdzie znajdują się tarasy widokowe, z których można podziwiać rozległą dolinę Arequipa, z przecinającym ją korytem rzeki Chili… Większość wycieczek oraz indywidualnych turystów odwiedza to miejsce nie tylko z powodu malowniczej, zielonej doliny rzeki Chili i położonego w niej miasta, lecz przede wszystkim z powodu pięknych panoram na otaczające dolinę, górskie łańcuchy wulkanicznych szczytów pokrytych śniegiem….


Na tarasach chwila czasu wolnego na zrobienie zdjęć, odpoczynek w pięknym otoczeniu wulkanicznych wzniesień i zapoznanie się z produktami tutejszego sklepiku, gdzie Peruwianki oferują liście koki, herbatę z liści koki Mate de Coca, różne nalewki i specjały tutejszych wytwórców oraz słynny preparat amazońskiego ziołolecznictwa stosowany w leczeniu nowotworowym, a produkowany z liany dziko rosnącej w dżungli o nazwie Vilcacora. Nie bacząc na zachwalane, uzdrawiające tutejsze produkty, postaram się z tarasowego balkonu opowiedzieć parę ciekawych rzeczy o tej historycznej i ważnej metropolii peruwiańskiej jaką jest Arequipa.. Będzie to krótki rys historyczno-geograficzny, a zarazem wprowadzenie do przedpołudniowego zwiedzania miasta i jego zabytków..


AREQUIPA jest stolicą departamentu o tej samej nazwie.. Położona w dolinie rzeki Chili na wysokości 2330-2810  m n.p.m. liczy obecnie ok. 900 tyś. mieszkańców i jest drugim co do wielkości miastem w Peru, jak również centrum kulturalnym i gospodarczym południa.. Arequipa otoczona jest od wschodu i północy łańcuchem gór Cordillera Volcanica, od zachodu i południa pośrednimi wyżynami górskimi..


Nie wiadomo od kiedy dokładnie dolina Arequipa nad rzeką Chili była zasiedlona, ale najstarsze znaleziska datuje się na 8000-6000 p.n.e. Ślady dawnych osadników zachowały się w formie malowideł jaskiniowych. Dolina Arequipa była mieszaniną wielu ludów różnych kultur jak np. Yanaguara, Pukina, Collagua. Przedstawiciele Pukina stworzyli w tym rejonie duże obszary rolnicze i to im zawdzięcza się uprawowe pola tarasowe oraz petroglify(rysunki naskalne).. Później nad całą doliną Chili zapanowała kultura Juli, a ok.1350 n.e zaznaczyły się wpływy Inków.. Według legendy ówczesny władca Inków - Inca Mayta Capak otrzymał petycję od swoich poddanych, by ruszyć w kierunku doliny Chili. Prosili go o pozwolenie na pobyt w tym regionie i zagospodarowanie doliny. Kiedy Mayta Capak ok. 1170 roku dotarł nad dolinę rzeki Chili i wszedł na jedno ze wzgórz wznoszących się ponad doliną, podziwiając piękno krajobrazu i łagodny klimat odpowiedział "Ari qquepay " co w języku keczua znaczy: "Pozostańmy tutaj".. W 1537 roku jako pierwszy z Hiszpanów dotarł tutaj z grupą żołnierzy konkwistador Diego de Alamgro. Urodzajność i zdrowy klimat tej okolicy skłoniły Hiszpanów pod dowództwem Garcí Manuela de Carbajala, emisariusza Francisco Pizarro, do założenia 15 sierpnia 1540 r. w miejscu osady inkaskiej, miasta zwanego początkowo Villa de Nuestra Senora de la Asuncion del Valle Hermoso de Arequipa… Ufff, ale nazwa co?.. A co oznaczała dosłownie?..- znaczyło to Miasto naszej Panny Wniebowziętej z pięknej doliny Arequipa.. Wiadomo było, że tak długa nazwa się nie przyjmie, więc po pewnym czasie pozostał tylko ostatni wyraz Arequipa co w języku Indian quechua oznacza w zależności od interpretacji – „za górami” bądź „tu pozostaniemy”.. Zaplanowane na kształt kolonialnej szachownicy i zbudowane z jasnego, wulkanicznego tufu zwanego „sillar”, miasto Arequipa przemieniło się na przestrzeni czterech stuleci w miejsce architektonicznych i historycznych skarbów.. Większość rewolucji peruwiańskich rozpoczynała się właśnie tutaj, skąd pochodziło także kilku prezydentów państwa. Do dnia dzisiejszego władze w Peru mają szczególnie na uwadze różnego rodzaju strajki i społeczne niezadowolenia, których początki rodzą w Arequipie..
Dolina Arequipa


Arequipa jest zapewne niezbyt fortunnie usytuowanym miastem jeśli chodzi o lokalizację geograficzno-geologiczną. Miasto położone jest na wzmożonym terenie sejsmicznym, pośrodku pustyni, u podnóża kilku czynnych wulkanów, jednak jej mieszkańcy świadomi czyhającego zagrożenia zbytnio się tym nie przejmują. Wiadomo, iż jeden wybuch El Misti może obrócić je w pył i zapewne któregoś dnia to nieuchronnie nastąpi, lecz przywiązanie ludzi do tego pięknego i urodzajnego miejsca jest silniejsze od strachu przed wybuchem.. Oglądając Arequipę z oddalonej perspektywy otoczoną malowniczymi wulkanami oraz wędrując po mieście i podziwiając jej piękne zabytki, nie trudno zrozumieć, dlaczego kolejne cywilizacje decydowały się osiedlić w Arequipie.
Nad miastem wznosi się seria stożków wulkanicznych. Od wschodu dominuje symetrycznie zbudowany, wysoki na 5822 m czynny wulkan El Misti, od północy wypietrza się wulkaniczne, ośnieżone pasmo 6 wygasłych i nieczynnych wulkanów z wysokim na 6075 m szczytem Nevado Chachani, natomiast od południowego-wschodu w szeregu czterech wymarłych wulkanów wznosi się stożek wulkanu Nevado Pichu Pichu 5664 m.. Ze względu na aktywne wulkany leżące w pobliżu Arequipy, w mieście i jego okolicach rejestruje się codziennie do 12 trzęsień ziemi o różnej sile sejsmicznej..


A teraz troszkę o tych malowniczych, wulkanicznych pasmach z ośnieżonymi szczytami, ukazujących się przede mną w oddali, w jasnych promieniach przedpołudniowego słońca..
Jak już wspomniałem, nad miastem od północy wznosi się wulkaniczne, ośnieżone pasmo 6 wygasłych i nieczynnych wulkanów Chachani z wysokim na 6075 m szczytem Nevado Chachani.. 
Wulkan Nevado Chachani 6057 m n.p.m jest najwyższym ze szczytów w masywie Chachani wznoszącym się ok.15 km od miasta Arequipa. Jego nazwa oznacza w języku Indian Keczua „spódniczkę” i wywodzi się z lokalnych legend, które górom przypisują cechy kobiecego charakteru.. W ostatnich latach ilość śniegu na Chachani spadła dramatycznie, więc przez wiele miesięcy w roku w owych górach może być niewiele śniegu lub nie być go wcale. Na przykład, w październiku i listopadzie 2010, na Chachani nie było śniegu w ogóle.. W wyniku bardzo niskich opadów w obszarze Arequipy, Chachani nie ma stałej pokrywy lodowej lub lodowców. Wspinaczka na Chachani jest dość popularna.  Wiele agencji turystycznych w Arequipie oferuje wycieczki z przewodnikiem na szczyt, choć wysokość jest bardzo trudna do zniesienia dla tych, którzy nie są w pełni zaaklimatyzowani, a taki proces w pełni trwa nieraz kilkanaście dni...


Kolejny wulkan to tykająca bomba zegarowa i zarazem widmo zagłady dla tego pięknego miasta.. To wspomniany El Misti..
El Misti znany również jako Putina lub Wawa Putina (Guagua Putina) jest stratowulkanem położonym na wschód od miasta. Sezonowo ośnieżony, symetryczny stożek Misti wznosi się na 5822 m n.p.m. i leży pomiędzy górami Chachani (6075 m) a pasmem wulkanu Pikchu Pikchu (5669 m). Jego ostatnia erupcja miała miejsce w 1784 roku. Misti ma trzy koncentryczne kratery. We wnętrzu krateru poprzez otwory zwane fumarole wydostają się gazy, spośród których najważniejsze to chlorowodór i dwutlenek siarki oraz para wodna pochodzenia wulkanicznego, bogate w różne składniki chemiczne, o temperaturze od 300 do 1000 °C.. Wulkan żyje..
W 1998 roku podczas comiesięcznej penetracji wulkanu prowadzonej przez archeologów Johana Reinharda i Jose Antonio Chaveza, w wewnętrznym kraterze znaleziono sześć Inkaskich mumii i rzadkich artefaktów Inków. Znaleziska te są obecnie eksponatami w Museo de Santuarios Andinos w Arequipie. Podobnie jak na Chachani tak i na ten wulkan jest możliwość wejścia. Istnieją dwie główne drogi wspinaczkowe na wulkan. Trasa rozpoczyna się z 3300 metrów. Zazwyczaj obóz jest na 4500 metrów w Nido de Lorca. Aguada trasa Blanca zaczyna się na 4000 metrów, w pobliżu zbiornika Aguada Blanca, a obóz jest na 4800 metrów w Monte Blanco. Obie drogi wspinaczkowe nie posiadają dużych trudności technicznych, ale są uważane za uciążliwe ze względu na strome zbocza i osuwający się luźny piasek.


Fotka satelitarna ilustrująca bliskość Arequipy od czynnego, wulkanicznego stożka El Misti.. Poniżej fotka animacji 3D ukazująca wznios masywu Misti nad korytem rzeki Chili z nałożoną siatką geotermiczną..


I wreszcie południowo-wschodnia strona doliny Arequipy, gdzie w oddali wznosi się ciąg czterech masywów wymarłych wulkanów, z centralnym szczytem wulkanu Nevado Pichu Pichu 5665 m n.p.m..
Picchu Picchu (Nevado Pichu Pichu) 5665 m n.p.m. jest najmniejszym z trzech masywów wulkanów w pobliżu miasta Arequipa . W porównaniu z Misti (5822 m) i Chachani (6057 m), Picchu Picchu z wysokością 5665 metrów jest trochę niższe, jednak nieco lepiej widoczne, choć paradoksalnie bardziej oddalone od pozostałych. Przyczyną tego zjawiska jest większa odległość Picchu Picchu od aglomeracji Arequipy a to powoduje, iż wokół masywu panuje bardziej przejrzyste powietrze, co zapewnia lepsze widzenie z dużej odległości. Podobnie jak na dwa poprzednie masywy tak i na ten możliwe jest wejście..


Podłużny grzbiet masywu Picchu Picchu z jego 7-ma graniowymi szczytami ma niezwykłą, zygzakowatą strukturę, dzięki której wulkan zawdzięcza swą nazwa Picchu Picchu.. Słowo "pichcu" pochodzi z języka keczua i znaczy góry. Gdy przyjrzymy się dobrze w owemu zygzakowatym ułożeniu szczytów, dostrzeżemy  w nim postać leżącego mężczyzny.  Według legendy władca imperium Inka, położył się spać w tym miejscu.. Na stokach górskich Picchu Picchu, na powierzchni ok.5.600 m kw. znaleziono ruiny i dawne obiekty Inkaskie. Prawdopodobnie w przeszłości cały główny szczyt służył jako płaskowyż do urządzania obrzędów i ceremonii inkaskich.


Po godzinie pobytu na widokowych tarasach ponad doliną Areqiupy pakujemy się ponownie do autokaru i zjeżdżamy w dół do miasta przekraczając koryto rzeki Chili, by zobaczyć najciekawsze, architektoniczne i historyczne perełki Arequipy.. W ciągu kolejnych kilku godzin zwiedzimy niezwykłe miejsce jakim jest Klasztor Świętej Katarzyny(Monasterio de Santa Catalina), Kościół Jezuitów(Iglesia la compañía de Jesús) oraz położoną przy głównym placu miasta Plaza Principal de la Virgen de la Asuncion – piękna i okazałą Katedrę(Cathedral Basilica of Arequipa)..


Pierwszym i jak się później okaże, najbardziej urokliwym miejscem w Arequipie do jakiego kierujemy swe kroki jest Klasztor św. Katarzyny.
Klasztor Świętej Katarzyny (Monasterio de Santa Catalina) w Arequipie jest miejscem niezwykłym.. To jeden z głównych zabytków architektury sakralnej Arequipy.. Gdy zamykają się za mną ciężkie, drewniane drzwi klasztornej bramy, mam wrażenie jakbym nagle znalazł się w zupełnie innym czasie i przestrzeni. Z gwarnej, tętniącej życiem, pełnej muzyki peruwiańskiej ulicy, przenoszę się nagle w inny świat. Obiekt jest imponujący. Labirynt wąskich uliczek, zakamarków, zaułków, kaplic, cel - istne miasto w mieście.. Miasto ciszy.. W powietrzu mieszają się zapachy kwiatów, kadzidła i kilkusetletnich murów.. By się tutaj nie pogubić, trasa zwiedzania oznaczona jest strzałkami.. Oprócz tego dostajemy szczegółową mapkę całego klasztornego obiektu z zaznaczonymi pomieszczeniami i nazwami ulic…


Klasztor św. Katarzyny ( Monasterio de Santa Catalina) był i jest nadal domem i azylem ciszy, mniszek z II Zakonu Dominikańskiego (Dominikanki Klauzurowe). W dzisiejszych czasach trudno jest zrozumieć czym klasztorne życie w Arequipie imponowało kobietom przed kilkoma stuleciami. W każdym razie trzy ówczesne konwenty nie wystarczyły, aby pomieścić wszystkie chętne kandydatki. Z tego powodu rada miasta zdecydowała w 1559 roku o budowie nowego, tym razem bardzo dużego klasztoru. Budowę rozpoczęto w 1579 roku, w tym celu mała cześć miasta została po prostu otoczona murem, po czy zaczęto modernizację owej części i przystosowanie do zakonnych potrzeb. Klasztor zajmuje powierzchnię ponad 20.000 metrów kwadratowych i został zbudowany głównie w tzw. stylu mudejar charakteryzującym się barwnie malowanymi ścianami.. Styl mudejar jest symbiozą technik i sposobów rozumienia architektury, wynikających z muzułmańskich i chrześcijańskich kultur żyjących obok siebie. Pojawił się jako styl architektoniczny w 12 wieku na półwyspie Iberyjskim. Charakteryzuje się stosowaniem cegły jako głównego materiału.
Patio Ciszy i wszechobecnego koloru ochry..


Założycielką klasztoru była bogata wdowa Maria de Guzman. Ustalona zasada klasztorna, zgodna z życzeniem fundatorki nakazywała, że na służbę kościelną w progi owej świątyni mogły wejść tylko drugie córki z hiszpańskich rodzin. Lecz to nie był wystarczający warunek przyjęcia do klasztoru.. Na przyszłe mniszki akceptowane były jedynie dziewczęta pochodzące z najlepszych i najbogatszych hiszpańskich rodzin, osiadłych w Peru po okresie konkwisty.. Każda rodzina za przyjęcie córki w progi klasztoru płaciła dość pokaźny posag do klasztornej kasy, z którego opłacane było jej utrzymanie. Posag za kobietę, która chciała wtedy zostać zakonnicą wynosił 2400 srebrnych monet, co obecnie stanowi równowartość około 150.000 $ !!!. Prawda, że kuuupa kasy?.. Dlaczego aż tyle, zaraz się wyjaśni... W tamtym czasie kobiety żyjące w kolonialnej Ameryce wybierały zazwyczaj jedną z dwóch dróg życiowych: zamążpójście i życie rodzinne lub poświęcenie się służbie zakonnej. Często do klasztoru wstępowały również wdowy. Niekiedy starszą z sióstr przeznaczano do życia rodzinnego, młodsza natomiast przywdziewała zakonny habit.. Były to czasy dość dynamiczne i niepewne.. Zamążpójście niejednokrotnie wiązało się z rolą poniżanej przez męża służącej, często bitej i źle traktowanej. Zaś kobiety, których mężowie ginęli w czasie wypraw i potyczek z Indianami, często jako wdowy były bezbronne wobec agresywnie zachowujących się mężczyzn i padały ofiarą gwałtów.. Tak więc wizja spokojnego, dostatniego i co tu ukrywać, niezbyt ściśle zakonnego życia, kusiła wiele kobiet do ukrycia się za klasztornymi murami..


Do klasztoru przyjmowano dziewczynki najwcześniej w wieku 12 lat.. Musiały one żyć w nowicjacie czyli okresie próbnym przez okres od 1 roku do 4 lat.. Klasztor słynął z tego, że wymagania stawiane nowicjuszkom należały do najsurowszych w Peru. Przyszłe zakonnice zostawały zobowiązane do zabrania ze sobą w klasztorne cele tylko 25 wybranych przedmiotów w tym obraz, lampa i ubrania i najpotrzebniejsze, osobiste rzeczy.. Sami przyznacie, że żyjąc w domu i mając do dyspozycji tylko 25 przedmiotów jest to naprawdę bardzo mało.. Nie wolno im było przebywać w pozostałych częściach klasztoru, nie mogły również przyjmować odwiedzin.. Z tego powodu część klasztoru była wydzielona od głównych pomieszczeń klasztornych..
Krużganki z niewielkim patio pośrodku na fotkach poniżej, to właśnie owa wydzielona część zwana Nowicjatem. Krużganek i osiem pomieszczeń mieszkalnych wokół niego, był przeznaczony dla nowicjuszek, które właśnie tutaj odbywały czas próby..


Zaglądam ciekawie do przylegających wokół dziedzińca wnęk i pomieszczeń… To wspomniane mieszkania Nowicjuszek.. Wyposażenie pomieszczeń mieszkalnych nowicjuszki było dość spartańskie. Stało tam jedynie drewniane łóżko bez materaca przykryte futrem, stół, krzesło i ołtarz.. Okno musiało być zawsze otwarte aby móc kontrolować, co nowicjuszka w danej chwili robi.. Pobyt tutaj, nowicjuszki mogły urozmaicać sobie przebywaniem na krużganku lub w kaplicy.. Dwie zakonnice pełniły funkcję nauczycielek i doręczycielek wody, pożywienia i ubrania..


 Kaplica, gdzie nowicjuszki oddawały się wielogodzinnym modlitwom… W centralnej wnęce ołtarza figura św. Katarzyny ze Sieny, patronki klasztoru,  włoskiej tercjarki dominikańskiej, mistyczki, katolickiej świętej i Patronki Europy.


Wędrujemy dalej po klasztornych dziedzińcach i zaułkach.. 
W sto lat po założeniu klasztor rozbudowano, budynki powiększono, a cały teren otoczono wysokim murem. W latach największej świetności w klasztorze mieszkało 450 kobiet, w tym 150 zakonnic i 400 służących..
Dochodzimy do miejsca zwanego Krużganek Pomarańczy.. Został on zbudowany w 1738 roku i nazwany jest tak ze względu na rosnące tu trzy drzewa pomarańczowe, uważane za symbol życia. Lewe symbolizuje oświecenie, środkowe-oczyszczenie, a prawe-zespolenie.


Tutaj możemy też zwiedzić salę Profundis, w której znajduje się 13 pośmiertnych portretów zakonnic, wykonanych między 1691 a 1884 rokiem. W pomieszczeniu tym niegdyś odbywało się 24-godzinne czuwanie przy zmarłym.. Na widocznym katafalku wystawiano trumnę ze zwłokami zakonnicy..


Wędruję wąskimi uliczkami i niewielkimi placykami oddzielającymi poszczególne partie klasztoru, a epizody z życia zakonnic dominikanek ukazują się przed mymi oczami jak kolorowy, historyczny film… Opowieści ciąg dalszy..
 Po czasie próbnym nowicjuszka mogła spisać notarialną umowę jako zakonnica. Dopiero wtedy należało wpłacić posag na rzecz klasztoru i właśnie wtedy diametralnie zmieniało się ich życie... Zakonnice miały prawo zatrzymać przy sobie służącą, niekiedy w klasztorze każdej z mniszek towarzyszyły dwie lub trzy służące, a ich liczba zależała głównie od pozycji danego rodu w peruwiańskim społeczeństwie. Służące, najczęściej Indianki i Mulatki, przygotowywały posiłki, sprzątały, wykonywały inne prace domowe, uprawiały ogród i podobnie jak ich panie, nie opuszczały murów klasztoru. Nie miały jednak prawa przyjmować święceń.


Santa Catalina to niezwykle fotogeniczny labirynt pomniejszych budynków, uliczek, uroczych zaułków, placyków z fontannami, patii, dziedzińców otoczonych kolumnami, przeróżnych zakamarków, komnat,  kaplic, cel i ogrodów. Atmosferę podczas zwiedzania współtworzy puszczona dyskretnie muzyka poważna i sakralna.. Domy położone są wzdłuż wąskich uliczek, przypominających te z hiszpańskich miasteczek. Co ciekawe, każda uliczka w klasztorze ma swoją nazwę. Jest tutaj Sewilla, Malaga, Merida czy Saragossa. Także każdy "region" ma inny kolor budynków o intensywnym kolorze: rdzawoczerwonym, zielonym lub kobaltowym. Łatwo jest się zgubić w tym labiryncie ulic ponieważ, jak już wspomniałem, powierzchnia całego kompleksu przekracza 20 tys. ..


W obecnym czasie, podobnie jak w przeszłości, placyki, uliczki i niewielkie patia ozdabiają kwiaty, najczęściej czerwone pelargonie, błękitne bluszcze i odmiany niewielkich, różanych krzewów... Pięknie kontrastują z szarym, kamiennym brukiem uliczek czy różnobarwnymi ścianami domów. Właśnie kolorystyka budynków jest tym co zadziwia przybyszów. Przyzwyczajeni bowiem jesteśmy do ascezy takich miejsc, do szarości, beżu, bieli. Tymczasem w klasztorze świętej Katarzyny dominują ciepłe barwy, domy pomalowane są w kolorze błękitu, ostrej czerwieni, pomarańczu i bieli.
Ulicą o nazwie Calle Malaga dochodzę do prywatnego domu należącego do Dolores Llamosas.. Po prawej stronie tego domu znajduje się cela zakonnicy Marii Gonzales.. Zaraz tam zaglądniemy.


A oto i wnętrze wspomnianej zakonnej celi… Widzimy w niej drewniane łóżko, wózek inwalidzki, kuchnię z piecem.. Widoczne po prawej stronie schody w pomieszczeniu kuchennym prowadzą na drugie piętro, gdzie znajdowały się pokoje służących..


W klasztorach takich jak Świętej Katarzyny w Arequipie dokładano wielu starań, by poziom życia dziewcząt nie uległ zmianie. Przyzwyczajone do wychowania w przepychu, również i w klasztorze jadały z pięknych nakryć stołowych, srebrnymi sztućcami, z porcelanowych talerzy na adamaszkowych obrusach..  Poza codzienną modlitwą mniszki zajmowały się wyszywaniem, haftem, tkaniem i w mniejszym stopniu uprawą ogrodu. Bardzo wiele czasu i uwagi poświęcano nauczaniu gry na instrumentach i lekcjom śpiewu, często organizowano koncerty. Dziś w klasztorze oglądać można bogatą kolekcję instrumentów muzycznych z tamtej epoki.
W niewielkim muzeum usytuowanym po prawej stronie ulicy Calle Malaga w tzw. Sali Zurbaran, zachowało się wiele wspaniałych dzieł sztuki, szczególnie obrazów i tkanin oraz porcelanowa zastawa i inne drogocenne rzeczy, którymi otaczały się zakonnice.


W witrynach wystawowych oprócz przedmiotów z porcelany znajdują się także stroje, które noszono z okazji Bożego Narodzenia lub innych świąt..


Zwiedzamy dalej krocząc kolejną ulicą o nazwie Calle Cordoba.. Po obydwu jej stronach wznoszą się piętrowe, mieszkalne budyneczki pomalowane tym razem na jasny, wręcz śnieżnobiały kolor.. Gra kolorów: przede wszystkim śnieżnej bieli oraz ciepłej czerwieni. Uroku dodają wszędobylskie, czerwone pelargonie w doniczkach.
Każda z zakonnic miała do swojej dyspozycji mały domek składający się zazwyczaj z sypialni, kuchni, pokoju służącej i niekiedy również małej kaplicy. W czasach swej świetności cele były luksusowo wyposażone w dywany, jedwabne zasłony, koronkową pościel i krzesła pokryte gobelinowymi tkaninami… Tego typu "klasztorne życie" o charakterze raczej elitarnego klubu, skończyło się po 300 latach... W połowie XIX w. zmieniły się reguły klasztoru. W 1871 r. na polecenie papieża Piusa IX przybyła do Arequipy siostra Josefa Cadena, bardzo surowa zakonnica dominikanka, mająca za zadanie zreformowanie klasztornych obyczajów. Wszelkie przedmioty zbytku i bogate posagi zostały odesłane z powrotem do Europy, a niewolnice i służące, które chciały pozostać w klasztorze, przyjęły święcenia. Pozostała cześć służby została odprawiona z klasztornych rewirów. Od tej pory każda z sióstr, bez względu na to jakie było jej pochodzenie, samodzielnie zajmowała się swoją garderobą i posiłkami, więcej pracowała również na rzecz wspólnoty.


Kolejna, wąska uliczka utrzymana jednak odmiennie kolorystycznie aniżeli poprzednia to Calle Toledo… W 42 czerwono-brązowych domkach mieszkały dawniej zakonnice. Niegdyś ulica Calle Toledo przebiegała po idealnej linii prostej, teraz jest lekko zakrzywiona na wskutek występujących tutaj trzęsień ziemi.. Trzęsienia ziemi to zmora tego regionu. W 1953 roku część klasztoru została zniszczona w wyniku trzęsienia ziemi. W 1960 roku budynki klasztorne dwukrotnie zostały nawiedzone przez trzęsienia ziemi, które poważnie uszkodziły ich strukturę i zmusiły siostry do budowy nowego mieszkania obok. Wtedy z pomocą przyszły liczne, społeczne organizacje w tym PROMOCIONES Turisticas del Sur SA i World Monuments Fund, które pomogły ponownie otworzyć dla turystów ten piękny obiekt. Pomogły także zapłacić za instalację elektryczności i doprowadzenie bieżącej wody.


Na końcu ulicy Toledo, po prawej stronie z tyłu, mieścił się plac, na którym robiono pranie.. Znajduje się tutaj 20 tinajas (naczyń glinianych), do których woda napływała z kamiennego kanału, ułożonego po lekkim spadzie.. Kanał ten posiada boczne wloty do owych glinianych naczyń.. Obowiązywała tutaj technika „kamienia i marchewki”.. Polegała ona na tym, że kamieniem wielkości pięści przystawiało się główny nurt kanału spływowego, aby woda mogła skierować się bocznym kanałem wlotowy do naczynia, po czym w glinianym naczyniu marchewką jak korkiem zatykało się wylotowy, spustowy otwór. Po takim zabiegu wielka, kamienna miednica napełniała się bardzo szybko wodą..


Wędrujemy dalej.. Na kolejnym rogu spotykają się uliczki Burgos, Sevilla oraz Granada.. Skręcamy w Calle Granada..


Po lewej stronie ulicy znajduje się Główna Kuchnia, której ściany stopniowo stawały się czarne w wyniku palenia ognia na palenisku… Wybudowana została dopiero w XVIIw. i używana od 1871 roku. Piekarnia, piec, kuchnia, magazyn na zapasy oraz studnia, w ciekawy sposób przekazują informacje o tamtych czasach..
Po zmianach wprowadzonych w XIX w. zakonnice przez długie lata żyły w bardzo surowych warunkach. Dopiero po 400 latach, w 1970 r. klasztor częściowo udostępniono zwiedzającym.. Zakonnice same zdecydowały się na ten krok, po tym, jak za klauzulą żyło już tylko 17 z nich.. Jak wspominałem, klasztor może pomieścić się około 450 osób, jednak obecnie zamieszkuje tutaj około 20 zakonnic w kilku budynkach północnego narożnika kompleksu.. Reszta klasztoru jest otwarta dla zwiedzających...


W końcu dochodzimy do Plaza Socodober.. Tutaj warto dłuższą chwilę odpocząć przy kunsztownie wykonanej studni w formie fontanny.. Tu zakonnice organizowały kiedyś targ.. Przy placu znajduje się prywatny dom Rosy Cardenas oraz klasztorna łaźnia..


Z placu Socodober przechodzimy kilkadziesiąt metrów podcieniami wąskiej uliczki w kierunku Refektarza - klasztornej sali jadalnej otoczonej krużgankiem.. Krużganek Rożany jest tutaj w kolorze ochry.. Jest on najstarszym krużgankiem w klasztorze (zbudowany 1715 r.)


Po lewej stronie w ścianie zabudowane są małe konfesjonały.. Konfesjonał to miejsce, w którym wielkie tajemnice są przekazywane spowiednikowi.. Ale czy aby wszystkie???.. Klasztor zawsze otaczała aura tajemnicy, stąd często nazywany był Monasterio Misterioso czyli tajemniczy klasztor. Był miejscem całkowitego odosobnienia, za jego mury nie miały wstępu nawet rodziny przebywających w nim zakonnic. Klasztor żył swoim życiem i choć znajdował się w środku miasta nie docierały do niego wiadomości ze świata. Co działo się za klasztornymi murami, pozostawało mniejszą lub większą tajemnica przez 400 lat.. Kiedy klasztor otworzył furtę przed zwiedzającymi, przypomniano związane z nim anegdoty i skandale.. Oprócz opowieści o ogromnych bogactwach klasztoru, są także opowieści o zakonnicy, która zaszła w ciążę oraz o zadziwiającym szkielecie małego dziecka odkrytym w zamurowanej ścianie, czasie przebudowy pomieszczeń. Jednak w rzeczywistości nie miało to miejsca w Santa Catalina, a plotki dotyczą prawdopodobnie historii w pobliskim klasztorze Santa Rosa.. Głośna jest także historia siostry Dominiki, 16-latki, która wstąpiła do klasztoru, kiedy narzeczony porzucił ją dla bogatej wdowy.  Opowiada się o młodej, pięknej dziewczynie, która nie potrafiła odnaleźć się w życiu zakonnym. Upozorowała własną śmierć, żeby uciec. Pewnej nocy położyła w swoim łóżku ciało zmarłej Indianki i podpaliła celę. Ta historia zdarzyła się naprawdę, tyle, że w innym klasztorze w Arequipie..


Na końcu drewnianej balustrady odchodzą w górę kamienne schody, prowadzące na niewielki balkon.. Widać z niego doskonale dachy zabudowań klasztornych oraz Plac Socodober z kamienną fontanną..


Na koniec naszej wędrówki po obiektach klasztoru św. Katarzyny udajemy się do Muzeum klasztornego, które niegdyś służyło za salę sypialną.. Zgromadzono tutaj obrazy szkoły malarskiej z Cusco..

                                           część materiałów źródłowych: Fundacja Edukacji Międzykulturowej
Tak kończy się spotkanie historią, codziennym życiem i medytacjami mniszek zakonu Dominikańskiego za murami Klasztoru św. Katarzyny.. Wychodząc z tego magicznego, zacienionego i wyciszonego miejsca na gwarną i zalaną promieniami jasnego słońca ulicę Arequipy, czuję się jakbym przekroczył ponownie barierę czasu o ponad pół wieku… Arequipa, to po Limie drugie co do wielkości miasto Peru. Przez 300 dni w roku świeci tu słońce, niebo jest prawie zawsze błękitne, a jego niezwykłe położenie - na pustynnym płaskowyżu, u podnóża trzech olbrzymich wulkanów - El Misti, Chachani i Pichu Pichu ukazuje Arequipę jak wielką, zasobną, zieloną oazę, pełną życia i malowniczości pośród morza piasku, wzniesień i ośnieżonych szczytów.. Arequipa często bywa nazywana „miastem wiecznego błękitu”, przez cały rok jest tutaj ok. 4000 godzin ekspozycji słonecznej, a temperatura utrzymuje się w ciągu dnia w okolicach 25 stopni Celsjusza..
 Po urokliwym klasztorze św. Katarzyny, na dalszą wędrówkę po Arequipie kierujemy się przez główny, publiczny obszar tego miasta jakim jest Plaza de Armas, co tłumacząc dosłownie znaczy Plac Broni lub inaczej Plaza Mayor czyli po prostu Rynek Główny..


Plac Główny w kształcie kwadratu stanowi serce miasta i jest jednym z największych i najpiękniejszych w Peru, a także miejscem wszystkich ważnych uroczystości odbywających się w Arequipie.. Znajduje się w centralnej pozycji kolonialnej szachownicy, na wzór której zbudowane zostało całe miasto przez hiszpańskich konkwistadorów. W okresie kolonialnym okoliczne budynki należały do bogatych hiszpańskich rodzin, lecz od tego czasu rynek przeszedł kilka transformacji, zarówno w użytku i w formie, zachowując oryginalną, architektoniczną harmonię.
Plaza de Armas z trzech stron otoczony jest cudownym architektonicznie, kamiennym „pierścieniem” dwupiętrowych, balkonowych arkad. Wznoszą się one od wschodu, południa i zachodu, zamykając ten kamienny czworobok od północy majestatyczną, białą fasadą potężnej Katedry – La Catedral..


Kamienne, białe arkady utrzymane są w stylu neorenesansowym.. Dwupoziomowe, z granitowymi kolumnami i sklepieniami z białej, tufowej cegły, jaśnieją w ciepłych promieniach podzwrotnikowego słońca. Zarówno najstarsze rezydencje jak i kościoły z czasów konkwisty zbudowane są tutaj z łatwego do obróbki białego, wulkanicznego tufu zwanego „sillar”. Sillar to rodzaj lekkiej, wulkanicznej skały doskonale nadającej się do wykonywania w niej precyzyjnych ornamentów. Przez długi czas uważano mury zbudowane z tego kamienia za odporne na trzęsienia ziemi, jednak mniej lub bardziej intensywne wstrząsy, które często dotykają miasto i cały region, z czasem spowodowały kruszenie się licznych murów.. Wkroczenie do tej centralnej części miasta wywiera spore wrażenie. Obecnie budynki otaczające Plac Główny są zajęte przez restauracje, biura i różne instytucje, a ściana północna to oczywiście potężna budowla Katedry..


Jak wspomniałem, całą szerokość północnej krawędzi placu Plaza de Armas zamyka potężna, biała ściana głównej fasady La Catedral.. Zbudowana w 1629 w stylu kolonialnym, odbudowana po pożarze w 1844 i trzęsieniu ziemi 1868r w stylu klasycystycznym z białego kamienia sillar.. Jej fasada składa się z siedemdziesięciu kolumn  korynckich..!!! Opiszę ją bardziej szczegółowo, gdy odwiedzę jej podwoje.. I jeszcze jedna refleksja… Otóż sława „Białego Miasta” jako jednego z piękniejszych w Peru, jest od dawna skutecznie niszczona. Przyczyniły się do tego spaliny, bezplanowe i niekontrolowane budownictwo betonowe oraz nadmierny rozrost zabudowy..
Wbrew pozorom określenie „Białe Miasto” nie pochodzi od barwy kamienia sillar, z którego zbudowanych jest wiele tutejszych domów, tylko od faktu, że niegdyś zamieszkiwane było prawie wyłącznie przez białych. „Kolorowy” personel musiał mieszkać w dzielnicach na obrzeżach miasta.


Pozostawmy na razie wędrówki po kościołach i zabytkach na potem.. Teraz kieruje swe kroki w stronę punktu centralnego Plaza de Armas jakim jest piękny, zadbany zieleniec, na którym rosną stare palmy i stoi duża fontanna o dziwacznej nawie „Tuturutu”..


Miasto zaskakuje czystością, spokojem i dostojeństwem przynależnym drugiemu co do wielkości miastu Peru.. Dochodzę do centralnego miejsca placu w pobliże dużej fontanny. Ten widok zielonych skwerów, ławeczek, pięknej fontanny, wokół której zlatują się stada gołębi a w oddali jasne sklepienia arkad, przypomina mi swojskie klimaty prosto spod krakowskich Sukiennic.. No, tylko te palmy coś mi do Krakowa nie pasują.. Stojąca pośrodku wodnego zbiornika wysoka fontanna z brązu, zwieńczona jest figurką niewielkiego człowieczka ubranego w dawny, hiszpański strój z czasów konkwisty i trzymającego w prawej ręce trąbkę wzniesioną do ust.. Peruwiańczycy nazywają ową postać El Tuturutu..


A co symbolizuje owa postać ?.. Ma to być ponoć Anioł Chwały, który w ostatnich czasach stracił skrzydła i jedno przedramię dlatego Tuturutu ma lewe ramię krótsze niż prawe. A jak to bywa z legendami i dawnymi opowieściami, wersje są co najmniej dwie.. Istnieje kilka interpretacji postaci Tuturutu. Dla jednych przedstawia żołnierza XVI wieku, dla innych zaufanego wysłannika legendarnego władcy Inków - Inca Mayta Capaca.. Jeszcze dla innych jest to anioł, który miał być częścią wystroju w katedrze, ale ogląda miasto, które wielu burmistrzów próbowało zmienić. Ksiądz i historyk Ventura Travada i Cordova w swej książce „Arequipa - piętro do nieba” pisze - .. - Anioł Sławy, przez którego usta wody spływa w wysokiego czubka góry ... ". A tak faktycznie, Tuturutu przybył do miasta wraz z fontanną prawie 269 lat temu. Był to dar od biskupa Don Juan CAVERO Toledo, który miał swoją premierę 20 października 1735. Był swego rodzaju podziękowaniem za budowę kanału zapewniającego wodę pitną dla Miraflores (dzielnicy Limy) z Guañamarca. Tuturutu, jako że został ufundowany przez osobę religijną miał być właśnie w tym kontekście aniołem..
Według pierwotnego opisu Travada Ventury, podarowana fontanna miała przedstawiać anioła z brązu, a całe źródło było otoczone dziewięcioma kolumnami połączonymi łańcuchami z żelaza, w celu zachowania jego czystości. Z biegiem czasu wiele się wydarzyło.. Trzęsienie ziemi w 1784 jakie nawiedziło miasto, zniszczyło Tuturutu i dlatego został usunięty wraz z basenem i przewieziony do odlewani Cayetano Heredia na naprawę, później powrócił do swojego pierwotnego miejsca w Arequipie. Taka to była anielska poniewierka..


Na rynku przed południem sporo ludzi, panuje atmosfera spokoju i relaksu.. Korzystając z przerwy na odpoczynek, siadam na jednej z pobliskich ławeczek i delektuję się urokami peruwiańskiego miasta, otaczającymi mnie jaskrawymi kolorami strojów peruwiańskich kobiet i ciepłymi promieniami słońca, które teraz operuje dość mocno.. By wypełnić tę chwilkę relaksu garścią wiadomości, dorzucę jeszcze dwa zdania o samym mieście.. Poza pięknymi zabytkami i architektonicznymi perełkami, miasto posiada dwa uniwersytety: państwowy Universidad Nacional de San Agustín de Arequipa (założony w 1828 roku) i prywatny Universidad Católica de Santa María (założony w 1961 roku).. W roku 2000 Stare Miasto Arequipa zostało umieszczone na liście światowego dziedzictwa UNESCO.


Jednak leniuchowanie trzeba odłożyć na powrót do Polski.. Tutaj jeszcze tyle mam do zobaczenia, że każda chwila przynosi coś nowego i szkoda dosłownie każdej minuty na bezczynność.. Ruszamy w kierunku kolejnej perełki architektonicznej Arequipy jaką jest Iglesia La Compania de Jesus czyli inaczej Kosciół Jezuitów. Położony jest on przy południowo-wschodnim narożniku Placu de Armas..
Ten jezuicki kościół jest jednym z najstarszych w Arequipie, a jednocześnie stanowi perełkę miejskiej architektury i barokowy symbol metyskiej sztuki. Budowę kościoła rozpoczęło Towarzystwo Jezusowe w roku 1590 pod kierunkiem brata Felipe i zakończyło w 1698 roku.  Jak z tego wynika budowa trwała ponad 100 lat !!.. Dlaczego tak długo?.. Otóż, jak sami zaraz zobaczycie, przebogato zdobiona elewacja frontowa w stylu złotniczym wyjaśnia samo za siebie.. Misterna i dokładana wykończeniowa sztuka kamieniarska, musiała pochłonąć tak wiele czasu ówczesnym fachowcom....


Precyzyjna i stabilna architektonicznie budowla, pomimo iż jest najstarszym tego typu obiektem miasta, oparła się wszystkim kolejnym trzęsieniom ziemi nawiedzającym Arequipę przez setki lat.. Tak jak w przypadku innych budynków Arequipy, materiał do budowy Kościoła Jezuitów pochodził z kamieniołomów na wulkanie Misti.
Sillar, o którym już wspominałem,  jest porowaty, bardzo biały, bardzo łatwy w obróbce, a zatem doskonale nadający się do prac kamieniarskich.. Właściwości fizyczne tej wulkanicznej skały sprawiają, że poza łatwością obróbki ma ona ciekawą, głęboką oraz porowatą rzeźbę strukturalną, przez co wyjątkowo nadaje się do prac zdobniczych w kamieniarstwie. Doprowadziło to do opracowania pewnego rodzaju dekoracji powierzchni, tworząc wzory w kamieniu jak na dużej powierzchni tkaniny. Fachowa nazwa tych białych, ciosanych kamiennych bloków z wulkanicznego tufu, z których postawiono mury budynków Arequipy, nosi nazwę ashlar. Bloczki wykonywane są metodą ciosaną w formie prostopadłościanów, rzadziej o kształcie trapezowym, a następnie dokładnie polerowane by uzyskać gładką powierzchnię, w celu dokładnego przylegania sąsiadujących kamieni... Innymi słowy forma średniowiecznego pustaka..


 Główna fasada kościoła została przebudowana w 1698 po trzęsieniu ziemi. Fasada utrzymana w barokowym stylu to  prawdziwe arcydzieło. Cała jej dwupoziomowa powierzchnia wypełniona jest pięknym ornamentem roślinno-zwierzęcym, centralnie rozdzielona arkadowym wejściem głównym oraz niszą okienną i zakończona łukowatym sklepieniem. Dwanaście kolumn korynckich wykończonych pięknym fryzem i zwieńczonych szerokim gzymsem, nadaje szczególną głębię tej strukturze fasady. Mimo, że styl barokowy należał do drugiej połowy XVII wieku jego wpływ rozciągnął się także na cały XVIII wiek nie tylko na obszarze Arequipa, ale również w obszarze Collao , La Paz i Potosi. Nowością jaka została wprowadzona do elementów dekoracji było zdobienie powierzchni elementami roślin, zwierząt a także postaciami i scenami z pre-Hiszpańskiej mitologii, zmieszanymi z europejskimi motywami.. Widać to wyraźnie w elementach kamiennego wzornictwa pokrywających fasadę Klasztoru Jezuitów..
Jest naprawdę przepiękna, zresztą zobaczcie sami…


Przekraczam progi świątyni.. Ogarnia mnie wszechobecny chłód i cisza jaka zazwyczaj towarzyszy tego typu miejscom.. W środku pusto, tylko kilka osób siedzi w kościelnych ławach.. Białe wnętrze głównej nawy kościoła odcina się dość kontrastowo od dużej ilości złoceń głównego ołtarza i trzech ołtarzy bocznych kaplic. W rzucie poziomym świątynia przedstawia plan krzyża łacińskiego, którego oś główną tworzy kruchta, dwuprzęsłowa nawa główna i prezbiterium zakończone wielokątną absydą...


Odruchowo spoglądam w górę.. Barokowe sklepienie jest szczególnym skarbem i ozdobą kościoła. Ma kształt beczki, budowane było z troską o uzyskanie jak najlepszej akustyki wnętrza.. A to jego troszkę inne, ciekawsze ujęcie..


Na końcu nawy, w centralnym miejscu zabudowano jeden z najpiękniejszych w Arequipie ołtarzy.. Pokryty 18-karatowym złotem, z niszami, w których widnieją figurki świetnych oraz centralnie umieszczonym obrazem Matki Boskiej i Dzieciątka.. Jest to jeden z najlepszych obrazów włoskiego malarza Bernardo Bitti, który przybył do Peru w 1575 roku..


Od nawy głównej odchodzą trzy głębokie boczne nawy, w których znajdują się kaplice z pięknymi, drewnianymi, złoconymi, barokowymi ołtarzami..


Poza bogatymi złoceniami ołtarzy warto zwrócić uwagę na liczną kolekcję obrazów europejskich i lokalnych artystów, wiszącą wokół na ścianach kościoła..


Przechodzę w kierunku Zakrystii.. Znajduje się tutaj bajecznie kolorowa Kaplica św. Ignacego z polichromią fresków ukazujących rośliny, winorośla, owoce, egzotyczne ptaki i przyrodę tropikalną. Krużganki powstały w XVIII wieku.


A tak wygląda sklepienie owej kaplicy..


Po półgodzinnym zwiedzaniu kościoła wychodzę bocznym wyjściem na rozległy, wewnątrz klasztorny dziedziniec, otoczony dookoła pięknymi, kamiennymi fasadami licznych, bogato zdobionych krużganków, w cieniu których mieści się klasztorne muzeum oraz sklepy sprzedające wyroby z wełny alpaki..


Pośrodku dziedzińca zabudowano piękną, kamienną fontannę.. Dochodzi południe i robi się coraz bardziej gorąco.. Obmywam twarz w chłodnej wodzie z fontanny i zagłębiam się w zacienione nisze arkad by troszkę odpocząć..


W ciągu kilkunastu kolejnych minut nasza skromna ekipa zbiera się w umówionym miejscu na klasztornym dziedzińcu.. Po krótkiej chwili ruszamy dalej.. Wracamy z powrotem na Plaza de Armas, by jeszcze na moment wejść do centralnej rezydencji czyli Katedry Miejskiej - La Catedral, którą mijaliśmy na początku spaceru po głównym placu Arequipy.. Dość szczegółowo pisałem o niej wcześniej, zatem jeszcze kilka zdań uzupełniających…
La Caterdal zdobiąca całą północną ścianę rynku datuje się co prawda na 1656 rok, ale została ona zniszczona przez pożar w 1844 i ponownie odbudowana. W dwadzieścia lat później wielkie trzęsienie ziemi ponownie naruszyło strukturę budowli i ponownie musiano ją restaurować.. Katedra parokrotnie nawiedzana była przez trzęsienia ziemi. Największe z nich miały miejsce w 1666 , 1668 , 1687 , 1784, 1868 i 2001. Trzęsienia te spowodowały w Katedrze szkody o różnym stopniu uszkodzeń, ale bez poważnego wpływu na jej strukturę. Po każdym trzęsieniu ziemi, miasto przystępowało do naprawiania szkody. Trzęsienie ziemi z 2001 r. spowodowało jednak, że jedna z wież (po lewej stronie) spadła całkowicie. W roku 2002 zakończono naprawę uszkodzeń oraz renowację katedry i placu, spowodowane owym trzęsieniem ziemi.


Wnętrze, chociaż stosunkowo ubogie jak na architekturę barokową, przykuwa uwagę swym troszkę międzynarodowym wystrojem. Dwanaście kolumn głównego ołtarza wykonano z włoskiego marmuru karrara, ambona z cedru powstała we Francji i przewieziono ją do Arequipy statkiem, lampę z brązu wykonano w Hiszpanii, a organy (podobno największe w całej Ameryce Południowej) pochodzą z Belgii…


Tak kończy się ten ciekawy spacer po Arequipie, jej pięknych uliczkach i perełkach architektury barokowej, klasztorach, katedrach, placach oraz malowniczych zaułkach.. Na jakiś czas pozostawimy wielkie, miejskie skupiska udając się teraz w kolejną podróż po peruwiańskich płaskowyżach i bezkresnych, pustynnych obszarach… Będzie mniej cywilizowanie, ale za niezwykle malowniczo i cooooraz wyżej… Wyruszamy na wysokości powyżej 4000 metrów, a w pewnym momencie zbliżymy się do chmur, bo przejedziemy przez płaskowyż na wysokości 4910 metrów, by docelowo dotrzeć do bajkowego Canionu Colca na spotkanie z władcami Andyjskich przestworzy czyli kondorami.. W drogę !!


W doskonałych nastrojach i z zapasem sporej energii, wyruszamy naszym autokarem poza granice regionu Arequipy… Za oknem, na tle niezmiennie błękitnego nieba, przesuwają się ośnieżone szczyty podłużnego, rozległego, wulkanicznego pasma Nevado Chachani (6057 m), które podziwiałem już dzisiejszego poranka z platformy widokowej nad Arequipą..


A to znajomy stożek wulkaniczny EL Misti (5822 m), wciąż drzemiący i wypuszczający ze swego wnętrza obłoki pary oraz gazów wulkanicznych, będący największym zagrożeniem dla miasta i ludności Arequipy..


Jazdy przed nami dość sporo, ponieważ na tym etapie podróży pomiędzy Arequipą a docelowym Canionem Colca musimy przejechać ponad 160 km trasy w górzystym terenie, mogę więc zabawić się w wulkanologa i tak jak wcześniej obiecałem, opowiedzieć coś o peruwiańskich wulkanach, które po drodze miniemy… Odcinek drogi z Arequipy do Chivay w Canionie Colca, zatacza szeroki łuk, omijając z lewej strony potężny masyw Nevado Chachani i kilka pomniejszych wulkanów.. Oglądaliśmy masyw Chachani od południa, tak więc za niespełna godzinkę jazdy będziemy podziwiać jego północne oblicze..


Przez dłuższy czas jazdy autokarem widok Chachani będzie towarzyszył nam z różnych perspektyw, warto więc trochę o nim powiedzieć..  Aby mieć orientację topograficzną w położeniu całego wulkanicznego masyw Chachani, przygotowałem obrazową mapkę satelitarną z naniesionym poszczególnymi szczytami tegoż masywu..


Struktura i ewolucja
Nevado Chachani jest nieaktywnym, andezytowo-dacytowym starowulkanicznym kompleksem, położonym ok. 15 km. od miasta Arequipa. Topograficznie to zbiór przestrzenny połączonych ze sobą wulkanicznych wzniesień o powierzchni ~ 360 km2. Masyw Nevado Chachani składa się z trzech głównych elementów konstrukcyjnych: -kilku kopuł lawowych, -kompleksu stratowulkanu i -wulkanicznej tarczy. A oto owe elementy układanki:
(1) powstałe w okresie plejstocenu kopuły lawowe Cerro Nocarane i Cerro Los Peñones - na północy
(2) kompleks starowulkanów Nevado Chachani wraz z łukowatym wulkanicznym grzbietem w Centralnej części..
(3) boczny wulkan tarczowy Pampa de Palacio na południu.. Wylewy lawy z Pampa de Palacio są morfologicznie młode - to tutaj miała miejsce ostatnia aktywność wulkanu.
Mały stożek popiołu na Cerro La Horqueta, stanowi także dowód na dawną i ostatnią aktywność masywu Chachani.
Większość wulkanicznych form datuje się z okresu plejstocenu, ale warstwa lawy na stoku południowo-zachodnim jest dużo młodsza.


Po opuszczeniu zielonej, zaludnionej i ruchliwej Arequipy, zdającej się być w tym momencie wielką oazą życia na tym rozległym pustkowiu, krajobraz staje się bardziej surowy i mało przyjazny.. Z wysokości 2300 m n.p.m. mozolnie wspinamy się w górę krętą, asfaltową drogą zagłębiając się co jakiś czas w płytkie, niewielki doliny, opadające z podnóży masywu Nevado Chachani..
Wierzchołki wchodzące w skład masywu Chachani (od lewej)  - Cerro El Rodado, Cerro La Horquetta, Nevado Chachani..


Strefa wysokościowa jaką obecnie pokonujemy zwie się quechua. Wznosi się ona w przedziale 2300-3500 m n.p.m. Rosną tu w przewadze kaktusy i nie ma żadnych zwierząt. Po drodze „zaliczymy” trzy z siedmiu występujących w Peru pięter roślinno - klimatycznych: suni 3500-4500 m n.p.m., puna powyżej 4500m..


Widok Chachani za oknem autokaru towarzyszy mi teraz przez większość czasu, zmienia się tylko jego zarys, ponieważ obecnie widoczny jest od zachodniej strony.. Zatem jeszcze kilka zdań o nim..
Obecna aktywność
Chociaż brak jest aktualnych lub historycznych zapisów o aktywności tego kompleksu, źródła termalne w Yura i Socosani na zachodnich i południowo-zachodnich zboczach Chachani mogą być dowodem na aktywny systemem hydrotermalny pod masywem Chachani.. 
Ryzyko
Chachani prezentuje znaczący potencjał zagrożenia, szczególnie ze względu na jego wysokość i bliskość do Arequipy. Przedmieścia Arequipy na zachodnim brzegu Rio Chili są szczególnie narażone na destrukcyjne działanie wulkanicznej lawy i błota. Poniżej kolejny wulkaniczny szczyt w masywie Chachani – Cerro Nocarani.


To tyle o wulkanach, które pozostawiamy za plecami.. Rejon, przez którym obecnie jedziemy, a właściwie wspinamy się na coraz większe wysokości, to rozległy, bezodpływowy płaskowyż zalegający pomiędzy Kordylierą Zachodnią i Kordylierą Wschodnią na wysokości 3000-4200 m n.p.m. zwany Altiplano..
Płaskowyż Altiplano ciągnie się na przestrzeni 1000 km pasem szerokości 200 km.. Na obszarze Boliwii, a konkretnie w rejonie jeziora Titicaca jest on dość gęsto zaludniony i uprawiany rolniczo, w rejonie przez który przejeżdżamy, płaskowyż ten wykorzystywany jest przede wszystkim do wypasu i hodowli owiec, lam i alpak… Ale żyją tutaj dziko też inne, ciekawe zwierzątka, z którymi niedługo się spotkamy i wtedy o n ich opowiem.. Na razie tylko ogromne, bezludne, półpustynne obszary porośnięte kępami suchej trawy i nieodłączne pasmo wulkanu Chachani objechane z drugiej strony i widoczne powoli od strony „pleców” czyli od północy..


Zbliżenie na wierzchołki wchodzące w skład potężnego masywu Chachani – ten pokryty śniegiem to Nevado Chachani, ten ciemniejszy, wyglądający jak damski sutek to Cerro La Horquetta..


Mija godzina jazdy od momentu opuszczenia granic Arequipy.. Powoli zbliżamy się do rozległych równin Pampa Canahuas, położonych na wysokości 3800 m n.p.m..


Ponad tym półpustynnym, płaskim obszarem góruje jeden z ostatnich i najdalej wysuniętych na północ, wulkanicznych wierzchołków kompleksu Chachani – Cerro Nocarani..


„Przyklejam się” coraz bardziej do szyby jadącego autokaru. Powód bardzo oczywisty.. Nasz przewodnik oznajmia, że możemy powoli wypatrywać pasących się tutaj dziko wigoni (peruw. wikunia).. W końcu dostrzegam pierwsze zwierzęta. Pasą się w odległości kilkunastu metrów od drogi, na wielkiej równinie porośniętej kępami częściowo wysuszonej już trawy.. Roślinność wokoło jest uboga: wypalona słońcem trawa, suche krzaki, a jednak dzikie zwierzęta potrafiły doskonale się zaadoptować do tych pustynnych warunków. Aby zbytnio nie niepokoić tych z natury płochliwych zwierząt, nie wychodząc z autokaru pstrykamy im fotki.. Wigonie widząc spokojne i nienatarczywe zachowanie całej naszej grupy, beztrosko pasą się nieopodal autokaru, pozując tym samym do dość długiej sesji fotograficznej..


Co to tak faktycznie za zwierzaki?.. Już opowiadam..
Wigoń (z peruw. wikunia) zool. Lama vicugna to zwierzę z rodziny wielbłądowatych (Camelidae), występujące nielicznie w górach Ameryki Płd., o miękkiej, jedwabistej, brązowożółtej sierści, cenionej jako surowiec włókienniczy. Wikunia, wigonia- można tak i tak. Ja będę używał peruwiańskiej wymowy wikunia, bo moim zdaniem to bardziej pieszczotliwa nazwa dla tych miluśkich zwierzaków.. Wikunia żyje w wysokich ekosystemach andyjskich na wysokościach pomiędzy 4000 a 5200 m npm. Zamieszkuje tereny Peru, Chile, Argentyny, Boliwii i Ekwadoru. Jest idealnie dostosowana do wyżyn, a jej sierść w kolorze cynamonu pomaga dobrze wkomponować się w otoczenie. Wełna wikunii jest bardzo ciepła dzięki czemu zwierzę może wytrzymać nawet bardzo niskie temperatury, jakie panują nocą na tych wysokościach..


Wikunia ma przywilej posiadania najlepszej wełny pochodzenia zwierzęcego na świecie.. Na drugim miejscu jest wełna z guanaco, dalej młode alpaki, dorosłe alpaki, a na ostatnim (piątym) miejscu jest wełna z lamy. Patrząc na ich zgrabne sylwetki trochę trudno uwierzyć, że to przedstawiciele wielbłądowatych. Zwierzęta są mniejsze od lam lecz smuklejsze.. Wikunie, jak już wspomniałem, są płochliwe lecz dosyć powolne.. Tkane z ich wełny ubrania są piękne a zarazem okropnie drogie. 1 kg wełny wikunii osiąga na rynku ceny w tysiącach dolarów !!.. Dlaczego taka droga?.. Poza tym, że jest doskonałej jakości i bardzo delikatna, to główną przyczyną wysokiej ceny jest inny fakt.. Otóż wikunie wytwarzają bardzo niewielkie ilości wełny - ok. 1 funta czyli ok. 0,5 kg rocznie. Jest więc zrozumiałe, że dawni Inkowie uważali, iż szaty z wełny wikunii mogą tylko nosić królewskie rody...


Na tych rozległych, pustynnych obszarach żyję ponoć blisko 5 tys. wikunii. Jednym z głównych wrogów wikunii jest człowiek. Wełna wikunii jako wysoko ceniony towar na rynku międzynarodowym doprowadziła do kłusownictwa na szeroką skalę.. Aby zapobiec temu procederowi i ochronić te piękne zwierzęta przed niechybnym wyginięciem, dekretem z dnia 9 sierpnia 1979 roku utworzono Rezerwat Narodowy Salinas i Aguada Blanca i właśnie te tereny równiny Pampa Canahaus, na których jesteśmy, znajdują się już w granicach owego rezerwatu.. Rezerwat Narodowy Salinas i Aguada Blanca administracyjnie znajduje się w prowincji Arequipa, Caylloma, i prowincji General Sánchez Cerro departamentu Moquegua. Zajmuje powierzchnię 366 936 ha i leży na średniej wysokości 4300 m n.p.m. Większość jego terytorium należy do trzynastu gmin wiejskich i ponad stu własności prywatnych uznanych prawnie. Tylko szczyty El Misti i Chachani nie mają właścicieli.
Czas pozostawić w spokoju te przemiłe zwierzęta i ruszać w dalszą drogę..


Jedziemy dalej.. Spoglądam ukradkiem na uczestników naszej wyprawy.. U niektórych osób dostrzegam grymas na twarzy i pierwsze objawy choroby wysokościowej „soroche.. Znak to nieomylny, iż przekroczyliśmy wysokość ponad 4000 m n.p.m.. Wyjście jest jedno poza faszerowaniem się pigułkami – duża dawka wywaru z liści koki czyli niezastąpiona herbatka Mate de Coca.. Za rozwidleniem dróg w stronę Juliaca i Chivay po przejechaniu ok. 65 km od Arequipy, przystajemy na pierwszy odpoczynek i wzmocnienie się dużą dawką tejże herbatki.. Miejsce to zwie się Patahuasi i jest obowiązkowym punktem postojowym, przed dalszą drogą w kierunku przełęczy Patapampa (4910 m n.p.m) i Chivay.. Stąd odjeżdżają autobusy do Cusco oraz odchodzi nowa droga do Puno. Tutaj także znajduje się farma alpak i niewielka baza postojowa z możliwością zakupu wspomnianej herbatki oraz wyrobów z wełny alpaki..


Początkowo nikt nie zawraca sobie bolącej głowy oglądaniem zwierząt ani wyrobami z wełny alpaki.. Wszyscy bez wyjątku zasuwają do niewielkiego bufetu serwującego napoje.. Zamawiamy filiżanki z mieszanką liści koki i jeszcze dwóch nieznanych mi ziółek.. Z powodu trzech składników owej wzmacniającej miksturki, herbata zwie się tripla.. Mój organizm dość dobrze zaprawiony od lat w wysokogórskich sprawdzianach nie reaguje negatywnie na dużą wysokość. Choroba wysokościowa to naprawdę coś nieprzyjemnego. Dopada człowieka bardzo szybko i powoduje silne bóle głowy, otumanienie, zawroty, przyśpieszone bicie serca, trudności w oddychaniu a niejednokrotnie wymioty i duże osłabienie.. Ból jest nieraz tak uciążliwy, jakby metalowa obręcz ściskała głowę. Konieczne jest wtedy zwiezienie chorego jak najszybciej w niższe partie gór.. Widzę, jak osoby z nietęgą miną i objawami silnego bólu głowy po filiżance tej herbacianej mikstury powoli dochodzą do siebie..


Wypijam szybko swoją filiżankę herbaty i wychodzę na zewnątrz słysząc dość głośną rozmowę oraz tworzące się pewne zamieszanie za drzwiami.. Przyczyną tego wzmożonego ruchu części naszej ekipy jest pojawienie się przed budynkiem kilku milutkich i chętnych do zdjęć alpak..


Wełnę mają naprawdę miękką i delikatną… Wełna alpaki w porównaniu z wełną polskich owieczek, to jakby głaskał po twarzy nieogolonego faceta albo pupę niemowlaka..


W podręcznej reklamówce mam paczkę ciastek.. Widząc jak alpaki wyczekują na jakiś smakołyk, odchodzę na bok i zaczynam częstować te czworonożne głodomory ciastkami.. Po kilku chwilach po ciastka pozostaje tylko wspomnienie. Znikają w błyskawicznym tempie, w pyszczkach tych łakomczuchów..


Taaak, ja wypiłem wzmacniającą herbatkę z koki, alpaki zżarły mi ciastka, nie pozostaje nic innego jak przejść się kawałeczek dalej na rozległy teren za budynkiem i pstryknąć jakieś fotki w kierunku wznoszących się w oddali masywów wulkanicznych El Misti i Chachani.. Tym razem są one widoczne od północy czyli odwrotnie.. Misti po lewej, Chachani po prawej stronie..


Zbliżenie na El Misti (5822m)


Panorama masywu Chachani (6057m)..


Zbliżenie na poszczególne wierzchołki masywu Chachani.


I na koniec jeszcze kilka ujęć alpak, które mając mnie serdecznie "w zadzie", skubią trawę robiąc do obiektywu dziwne miny ..


Wsiadamy do autokaru z trochę lepszym samopoczuciem po zastrzyku wywaru z Mate Coca… Przed nami kolejny odcinek jazdy. Do docelowego Chivay w Dolinie Colca mamy ok. 100 km, jednak droga dalej będzie nieubłaganie wznosić się w górę rozległym i bezkresnym płaskowyżem Altiplano. Objawy choroby wysokościowej zapewne się nasilą i ból głowy będzie nieodłączna zmorą naszej grupy, lecz czego się nie robi dla pięknych i niezwykłych, widokowych panoram peruwiańskich Andów.. Po przejechaniu 40 km od naszego obecnego postoju dotrzemy do najwyższego punktu tej trasy czyli przełęczy Patapampa zwanej przełęczą Wiatrów, a zalegającej na wysokości 4910 m n.p.m… Ufff, będzie wysoko..!!! Ruszamyyyy…
Rozległe tereny płaskowyżu Altiplano.. Przy drodze co jakiś czas ukazują się lamy i alpaki..


Na rozległych obszarach płaskowyżu pojawiają się obniżenia terenu w formie dosyć rozległych, podmokłych depresji, w których widać niewielkie zbiorniki wodne.. Miejsce takie jest rozpoznawalne z daleka po zielonej barwie rosnących traw i porostów.. Na odcinku kilkudziesięciu kilometrów od Patahuasi do przełęczy Patapampa jest kilkanaście takich rozległych, zielonych, pampasowych łąk porastających owe rozlewiska wodne.. Praktycznie przy każdej z nich zauważam wielkie stada alpak i lam oraz niewielkie, pojedyncze, kamienne domostwa okolicznych pasterzy zajmujących się hodowlą tych zwierząt.. Miejsca wręcz wymarzone do wypasu wysokogórskich gatunków zwierząt..


Cały ten obszar widoczny po prawej stronie drogi i ciągnący się do samej przełęczy Patapampa, należy do wspomnianego wcześniej
 Rezerwatu Narodowego Salinas i Aguada Blanca. „Skrobnę” więc jeszcze kilka zdań o tym rejonie.. Dla przeciętnego Europejczyka warunki panujące na płaskowyżu nie są zbyt zachęcające do dłuższego przebywania w tym terenie: wysokość ponad 4000 m, bezkresne pustkowie i surowy klimat pomimo nieustającego błękitu nieba i ciepełka słonecznych promieni, ale tylko za szybą samochodu.. Tak naprawdę średnie roczne temperatury wahają się tutaj od 3 do 8 stopni Celsjusza z minimum osiągającym do -10 ˚C. W obszarze rezerwatu roczne opady to zaledwie wielkości od 200 mm/m² (Horsemen Pampa) do 519 mm/m²  (Imata).. W ciągu ostatnich dwudziestu latach, południowy region nawiedziły długie okresy suszy, co spowodowało bardziej staranne zarządzania wodą w tym delikatnym ekosystemie. Średnia wilgotność względna jest niska i wynosi mniej niż 50 %. Lodowaty wiatr także przyczynia się do wzrostu wysychania środowiska. Powoduje on bardziej intensywne parowanie nagrzanej ziemi..


Główne cele Rezerwatu Narodowego Salinas i Aguada Blanca to ochrona flory i fauny, zapewnienie optymalnych warunków dla rozwoju populacji Wigonia (Wikunii), a także ochrona piękna krajobrazu i utworów geologicznych na tym obszarze.. I choć zdawać by się mogło na pierwszy rzut oka spoglądając za szybę samochodu, że na tym pustkowiu fauna to raczej rzadkość poza widocznymi alpakami, lamami i wikuniami, to byłaby błędna ocena rzeczywistego stanu rzeczy... Do tej pory na terenie rezerwatu zidentyfikowano w sumie aż 358 gatunków roślin, 176 gatunków kręgowców, w tym 24 gatunki ssaków (wśród nich Vicuna, guanaco, taruca.lama, alpaka), 143 gatunki ptaków, cztery płazów, gadów i trzy gatunki ryb.


Rezerwat Narodowy Salinas i Aguada Blanca ma ogromne znaczenie w zakresie turystyki krajoznawczej: jest trasą tranzytu dla ponad 50.000 turystów rocznie, w drodze do doliny Colca. Ma też wielki potencjał ze względu na jego niezwykłe krajobrazy, wielkie, piękne wulkany, rozległe równiny, formacje skalne, florę i faunę dostosowaną do dużych wysokości i prehistoryczne szczątki archeologiczne odnajdywane na tym terenie.


Zapewnia również atrakcje w zakresie sportów ekstremalnych zgodnych z ochroną rezerwatu, takich jak wspinaczka i trekking wysokogórski uprawniane w otoczeniu majestatycznych wulkanów, a także wyprawy rowerowe i piesze po peruwiańskich bezdrożach..


Chociaż nasz autokar nie wspina sie teraz ostro pod górę, to jednak cały czas nabieramy wysokości.. Na twarzach osób, które już wcześniej dopadła "soroche" - choroba wysokościowa, widać ponownie grymas bólu… Zbliżamy się do maksymalnego przewyższenia w tym rejonie czyli przełęczy Patapampa(4910 m n.p.m).. Tutaj nie pomagają już żadne pastylki.. Ból głowy ma prawie każdy.. U mnie objawy wysokościowe są wyjątkowo lekkie.. Czuje tylko nieznaczny ucisk w skroniach, lecz nie sprawia to żadnego bólu.... Dzisiejszego dnia nie będziemy jednak zatrzymywać się tutaj na postój i zrobienie fotek. Mądra decyzja i nie kolidująca z naszą trasą wyprawy.. Będzie o jeden dzień dłużej na zaaklimatyzowanie wysokościowe, ponieważ zjedziemy na wieczór do Chivay w dolinie Canionu Colca na wys. 3650 m n.p.m., tam zaliczymy kolejny dzień na zwiedzanie, a następnego dnia w drodze powrotnej przekraczając ponownie przełęcz Patapampa (4910 m n.p.m) zatrzymamy się na fotki.. Autokar przejeżdża przez kulminacje przełęczy na wysokości 4910 m n.p.m, a ja pstrykam fotki dokumentujące to zdarzenie.. Gdy zatrzymamy się tutaj kolejnego dnia na sesję foto, wtedy dokładnie opiszę to ciekawe, widokowe miejsce..


Od tego momentu zaczynamy stopniowy, aczkolwiek początkowo nieznaczny zjazd ku Dolinie Colca.. Kamienne pustkowie rozległego płaskowyżu ustępuje miejsca szerokiej, coraz bardziej zielonej przestrzeni, opadającej szerokim wąwozem do Doliny Colca.. Spoglądam na zegarek.. Jest godzina 17:30.. Słońce dosyć szybko zaczyna chować się za okolicznymi wzniesieniami.. Po godzinie 18-tej zacznie zapadać zmrok, który w tych rejonach następuje błyskawicznie..


Około 40 kilometrowy odcinek wąskiej, asfaltowej drogi od przełęczy Patapampa do niewielkiego miasteczka Chivay w dolinie Colca, wije się teraz w dół niezliczoną ilością, często wręcz karkołomnych serpentyn..


Nad doliną rzeki Colca powoli zapada wieczór.. Ostre promienie zachodzącego za wzgórzami słońca, rzucają ostatnie cienie na złociste zbocza kanionu..


Droga wije się w nieskończoność i za każdym nawrotem wydaje się, że to ostatni zakręt.. W końcu po 4 godzinach mozolnej jazdy od wyruszenia z tętniącej życiem Arequipy, docieramy do rozległej, otoczonej wzniesieniami doliny rzeki Colca, pogrążającej się powoli w szarości zmroku..


Robię jedno z ostatnich zdjęć tego dnia złotej, słonecznej tarczy, zachodzącej w oddali za wzgórzami..

Parę minut przed godziną 19-tą meldujemy się w naszym kolejnym punkcie noclegowym, pięknym hoteliku El Refugio w Chivay, w malowniczym wąwozie Colca.. Przed kolacją niespodzianka – mamy w naszym hotelu basen z termalnymi źródłami.. Opadają powoli emocje dzisiejszego dnia, mija także uporczywy ból głowy powodowany wysokością..  Zabieramy szlafroki hotelowe i idziemy wymoczyć zmęczone ciała w ciepłych, termalnych wodach.. To naprawdę boskie uczucie po takim męczącym dniu!!!.. Jest cudownie i chociaż nie widzimy całego piękna otaczającego nasz hotelik, ponieważ mrok wokół nieprzenikniony, to atmosfera w naszej grupie jest wyśmienita.. Wszyscy powoli zaczynają się aklimatyzować, wraca humor i uśmiech na twarzy.. A co przyniesie kolejny dzień?.. Oj, będzie się działo!!.. Rankiem ujrzymy piękne miejsce w jakim położony jest nasz hotelik, ale przede wszystkim wyruszymy na widokowy punkt Cruz del Condor, gdzie nad najgłębszym kanionem świata (4200 metrów głębokości!!! – dwa razy głębszym od Wielkiego Kanionu Kolorado) i nad naszymi głowami, będziemy podziwiać latające peruwiańskie bóstwa czyli niebosiężne kondory.. Zwiedzimy także piękne i malownicze miasteczko Chivay, a następnie ruszymy z powrotem w wysokie partie Andyjskich płaskowyżów, przekraczając wysokości 4900 m i zamierzając do kolejnej wielkiej atrakcji naszej wyprawy - rejsu po peruwiańsko-boliwijskim jeziorze Titicaca, przedtem jednak będziemy musieli przekroczyć granice Boliwijską.. Zatem zapowiada się emocjonująco, bajecznie i kolorowo.. Zapraszam na kolejną część Peruwiańsko-Boliwijskiej przygody, która ukaże się już niebawem..


KONIEC cz.III

C.D.N…

1 komentarz:

  1. Skarb informacji, bogactwo wiedzy,wspanialy opis pięknych odczuć odebranej sercem histori z symfonią fotograficzną serdeczne dzięki za piękny polski język Eugen

    OdpowiedzUsuń