Zdjęcie:

czwartek, 5 lutego 2015

  


CZ.VIII
TONLE SAP – Jezioro osobliwości..
Po kilku dniach wędrówki pośród kamiennych ścian świątyń Angkoru, spenetrowaniu niezwykłych budowli, ukrytych w gąszczu tropikalnego lasu i nierozerwalnie zintegrowanych z otaczającym je światem roślinnym, postanawiamy spłukać kurz historii z naszych butów w wodach jeziora Tonle Sap – największym słodkowodnym akwenie na półwyspie Indochińskim.. Wypłyniemy w rejs łodzią po tym niezwykłym akwenie, odwiedzimy pływające wioski, farmę krokodyli oraz potężne plantacje kwiatów lotosu. Pełny luzik i dzień relaksowy...


Z naszego hotelu-bazy położonego w centrum Siem Reap, wyruszamy kilka minut po godzinie 7-mej. Trasa przejazdu autokarem do najbliższych doków portowych, gdzie przesiądziemy się na łódź, to przysłowiowy „rzut beretem”. Do pokonania mamy 15 km niezbyt komfortowej, wyboistej, gruntowej drogi, która w czasie pory suchej spowita jest tumanami kurzu, wzbijanymi przez przejeżdżające tędy turystyczne busy i autokary, jednak w sumie to tylko kwadrans jazdy..
Poniżej mapka sytuacyjna dzisiejszej wycieczki..


W autokarze gwarno i wesoło. Każdy z uczestników naszej wyprawy czekał na taki lajtowy dzień, by móc trochę odpocząć od mnogości kambodżańskich świątyń i zabytków.. Ja jak zwykle z nosem przyklejonym do szyby, obserwuję mijane miejsca i co jakiś czas pstrykam fotki.. Region, przez który jedziemy, nie należy do zamożnych. Peryferia dużego miasta Siem Reap to niewielkie skupiska drewnianych chat na palach, zamieszkiwane najczęściej przez tutejszych rybaków, czerpiących zyski z położonego nieopodal jeziora Tonle Sap..


Po kwadransie jazdy kończy się zielona roślinność otaczająca domostwa. Gruntowa droga doprowadza na wysoki brzeg koryta rzeki Siem Reap i przez 2 kilometry biegnie wzdłuż linii brzegowej, przy której ciągnie się długi rząd chat na palach..


W ciągu kolejnych kilku minut docieramy do murowanych, zadaszonych budynków portowych, gdzie znajdują się kasy biletowe i wejście na przystań. Jak widać nie jesteśmy pierwsi. Na placu parkingowym stoją już trzy turystyczne autokary.. Pogoda piękna, więc rejs po tym niezwykłym jeziorze kusi liczną rzeszę przyjezdnych w te rejony turystów..


Wysiadając z autokaru jeszcze raz sprawdzam sprzęt foto i zapasy wody mineralnej. To w tym momencie najważniejsze. Jest dopiero kwadrans przed godziną 8-mą, a temperatura na termometrze już podskoczyła 
do 40°C. Co prawda stateczek, którym popłyniemy, nie jest odkrytą łajbą, więc nie będzie tak smażyć, jednak w południe słońce ostro przypiecze..      W zacienionym holu portowym załatwiamy formalności biletowe..


Po paru chwilach nasz khmerski przewodnik daje znak, że łódź czeka i możemy schodzić na przystań.. Z budynku portowego, w kierunku położonej kilkadziesiąt metrów niżej przystani, sprowadza biały, zadaszony trap..


Przed zejściem w dół pstrykam jeszcze rozległą panoramę zatoki oraz szerokiego koryta rzeki Siem Reap..


Przy gliniastym nabrzeżu czekają na turystów stateczki, łodzie i przeróżne łajby, zacumowane do niewielkich podestów. Można nimi wypłynąć na szerokie wody potężnego jeziora Tonle Sap. Jest ich ponad 200, ponieważ jezioro poza oczywistymi dochodami z połowu ryb, przynosi także korzyści z turystyki wodnej. Wycieczki po jeziorze można bez problemu załatwić w jednym z miejscowych biur podróży, w centrum Siem Reap. Wystarczy wejść i zamówić wycieczkę – często nawet “z marszu” na następny dzień. Koszt to około 20–30 $ za osobę.


Trzeba ruszać na przystań.. Większość grupy już zeszła do łodzi, tylko ja i mój nieodłączny przyjaciel Jorguś zamykamy na szarym końcu peleton.. Jeszcze sprawdzenie biletów przez młodego, ciemnoskórego Khmera i schodzimy w dół…


Pośród kilkunastu zacumowanych, nieco zdezelowanych łodzi, nasza łajba wydaje się być dużym, wygodnym i luksusowym tramwajem wodnym… Wszyscy zajęli miejsca z przodu stateczku, by lepiej słyszeć opowieści przewodnika, tylko nasza „czwórca” lokuje się w punkcie strategicznym zdjęciowo czyli na podwyższeniu rufy. Tutaj w czasie rejsu będzie doskonałe miejsce na pstrykanie fotek zarówno po prawej i lewej burcie stateczku..


Jorguś zwarty, ja gotowy, będą zatem foto-łowy..


Jeszcze tylko wymiana filtra na mocniejszy, bo słońce ostre i można „przepalić” niebo, sprawdzenie ustawień aparatu i możemy wyruszać w rejs po jeziorze Tonle Sap


Nasz stateczek odbija od pomostów przystani i wraz z dwoma mniejszymi łodziami kieruje się korytem szerokiego kanału na południe, w stronę niecki jeziora.


Po drodze mijamy kilkadziesiąt przeróżnych łodzi, zacumowanych przy brzegu. Są one własnością kilku prywatnych „armatorów”, którzy oferują swoje rejsowe usługi po jeziorze Tonle Sap..


Muszę tutaj wyjaśnić jedną rzecz. Otóż przystań łodzi rejsowych nie jest ulokowana bezpośrednio na brzegu jeziora Tonle Sap, lecz w szerokim korycie rzeki Siem Reap, płynącej od strony miasta w kierunku niecki jeziora. Rzeka ta jest głównym nurtem zasilającym wody jeziora. Jej koryto w zależności od pory roku ma bardzo zmienne poziomy wód, podobnie jak samo jezioro. Podczas mojego pobytu w Kambodży, w okresie pory suchej, poziom wody był stosunkowo niski, a jej kolor przypominał kawę z mlekiem.. Od listopada do maja, w porze suchej, głębokość wody w jeziorze Tonle Sap nie przekracza zazwyczaj 1 metra. W korycie rzeki Siem Reap stan wody jest jeszcze niższy i w niektórych momentach nie przekracza 0,5 m..


 Ze względu na niski poziom wody wszystkie większe łodzie z napędem śrubowym, pływające na obszarze wodnym Tonle Sap, to płaskodenne łajby ciągnące za sobą sprytne urządzenie, które nie pozwala na pracę wirnika śruby w mule, co mogłoby się skończyć jego uszkodzeniem.. Napęd łodzi to tzw. long tail czyli długi ogon – wirnik napędowy umieszczony jest na długim, kilkumetrowym wysięgniku, umożliwiającym sterowanie łodzią. Opisywałem dość dokładnie konstrukcję tego typu napędu, podczas rejsu łodzią w Tajlandii w cz.III.. Długi ogon za pomocą linek i przegubów (najczęściej samochodowych), jest kierowany w lewo i prawo, a także w górę i w dół, z możliwością całkowitego uniesienia go nad powierzchnię wody. W łodziach pływających po Tonle Sap zastosowano dodatkowo rodzaj osłony z metalowych prętów, chroniącej przed ugrzęźnięciem śruby w mulistym dnie..
Na fotce poniżej widać dokładnie cały ten mechanizm..


Podczas rejsu kapitan łodzi zajmuje się sterowaniem i omijaniem ewentualnych mielizn, natomiast jego pomocnik obsługuje wysięgnik śruby napędowej i na dany sygnał, w zależności od głębokości, ma możliwość unoszenia jej bądź opuszczania w nurcie wody.. Prawą ręką kapitana naszej łodzi jest jego kilkunastoletni syn o imieniu Dara, który zasiadł na rufie łodzi tuż obok mnie i czujnie obserwuje śrubę napędową. Metalowa obudowa śruby niczym lemiesz orze dno rzeki, wzniecając żółty, gliniasty muł, a nasz wodny tramwaj sunie dość szybko w kierunku jeziora..


Aby wypłynąć na szerokie wody jeziora Tonle Sap, musimy pokonać 
ok. 4 kilometrowy odcinek koryta rzeki Siem Reap. Cała nasza ekipa rozlokowana wygodnie na pokładzie łodzi, oddaje się błogiemu wypoczynkowi, zatem czas na prezentację wodnego areału, po którym dzisiaj sobie popływamy..


Geograficzna wizytówka jeziora TONLE SAP..
W trakcie kilkugodzinnego rejsu opowiem o niezwykłościach tego potężnego akwenu, o żyjących w wodnej toni kręgowcach (rybach, wężach, krokodylach), o ptakach zasiedlających tutejszy Rezerwat Biosfery oraz o ludziach mieszkających w wioskach na palach, jednak na początek przedstawię geograficzną charakterystykę jeziora Tonle Sap.
Tonle Sap to największe słodkowodne jezioro w Azji Południowo-Wschodniej. Nurty kilkudziesięciu mniejszych i większych rzek zasilających nieckę jeziora w duże ilości wody, tworzą wraz z nim system mający ogromne znaczenia dla całej Kambodży zarówno pod względem gospodarczym, przyrodniczym, biologicznym jaki i społecznym. Określenie Tonle Sap znaczy w języku khmerskim "Duża rzeka świeżej wody", ale najczęściej tłumaczone jest jako "Wielkie Jezioro". Co do świeżości owej wody byłbym raczej ostrożny....


Jezioro Tonle Sap jest niezwykłe z kilku powodów. W trakcie naszego rejsu postaram się je po kolei przedstawić. Jedną z owych niezwykłości jest ciekawy cykl hydrologiczny, zachodzący na obszarze jeziora w czasie pory deszczowej i suchej. Wtedy to kierunek przepływu wody zmienia dwukrotnie, a część tworząca główne jezioro rozszerza się i kurczy dramatycznie, w zależności od pory roku. Od listopada do maja, w okresie pory suchej, wody z jeziora spływają korytem rzeki o tej samej nazwie -Tonle Sap i w rejonie stolicy Kambodży Phnom Penh wpadają do nurtów potężnego Mekongu, najdłuższej rzeki Półwyspu Indochińskiego.. 
W tym czasie powierzchnia jeziora Tonle Sap jest dość mała i wynosi 
około 2 700 km², a jego głębokość nie przekracza 1 metra.. Jednak wkrótce po nadejściu pory deszczowej, gdy w czerwcu nasilają się ulewy, w pewnym momencie następuje tzw. cofka, powodująca efekt półrocznego odwrócenia przepływu nurtu rzeki Tonle Sap. Co jest przyczyną tego ciekawego zjawiska hydrologicznego..?? Już wyjaśniam.. Otóż, ulewne deszcze na terenie Półwyspu Indochińskiego zasilają piętrzące się wody potężnego Mekongu, przepływającego przez 4 kraje. Zanim wzburzone wody Mekongu dotrą do akwenu Morza Południowochińskiego, napotykają na swej drodze, w rejonie Phnom Penh, dopływowy nurt rzeki Tonle Sap. Siła wezbranych wód Mekongu jest tak ogromna, że wymusza zmianę kierunku przepływu rzeki Tonle Sap. W tym momencie rzeka Tonle Sap odwraca swój bieg i zaczyna płynąć wstecz, wtłaczając spiętrzone wody z Mekongu w nieckę jeziora. Poziom wody w jeziorze gwałtownie się podnosi. Napływ rozszerza obszar jeziora więcej niż pięciokrotnie, tworząc ogromne rozlewisko. Jego zalewowa powierzchnia dochodzi wtedy do około 16 000 km², a poziom wody podnosi się w granicach 10-12 metrów..
Poniżej: mapka pokazująca stan powierzchni jeziora Tonle Sap w czasie pory suchej i deszczowej.


Rzeka Tonle Sap osiąga maksymalny przepływ w sierpniu i wrześniu, gdy Mekong pęcznieje masowo, ponieważ zbiera wodę z topniejącego śniegu w Himalajach oraz ulewnych, monsunowych deszczy pojawiających się górnym dorzeczu. Na początku pory suchej poziom wody w rzece Mekong opada. Następuje przywrócenie normalnego przepływu w rzece Tonle Sap, która ponownie zaczyna spływać w kierunku morza, odsłaniając błotnistą nieckę jeziora. Na jeziorze znajduje się wiele pływających wiosek, które przemieszczają się wielokrotnie w ciągu roku, w zależności od poziomu wody. Opisany fenomen hydrologiczny, powodujący sezonowe zalania rozległego terenu wokół jeziora, tworzy osobliwe obszary tzw. „lasy zalewowe”.


Moją opowieść o tym niezwykłym jeziorze przerywa na moment szum wody i narastający warkot silników. Obok naszej łajby przepływa kilka długich, wąskich, płaskodennych łodzi, którymi tubylcy przewożą niewielkie ładunki, najczęściej żywność, kosze z rybami lub sieci rozstawiane w niecce jeziora.. Łodzie jak szybko się pojawiły, tak szybko nas mijają i tylko od czasu do czasu któryś z khmerskich rybaków macha na powitanie ręką…


Z lewej burty ukazują się niewielkie przybrzeżne pływające domy, sklecone z desek, kawałków blachy i bambusowych mat. W przeciwieństwie do stabilnych domostw, budowanych na wysokich palach w innej części jeziora, są one osadzone na różnego rodzaju pływających pomostach, zmontowanych z beczek lub fragmentów starych łodzi.. W czasie pory deszczowej, gdy znacznie wzrasta poziom wody, domy utrzymują się na jej powierzchni bez większych problemów..


Przy każdym domostwie widać zacumowane niewielkie, drewniane łódki, praktycznie jedyny środek transportu po jeziorze, a także niezbędne narzędzie pracy mieszkających tutaj rybackich rodzin..


Nasza łódź spokojnie sunie do przodu, delikatnie i usypiająco kołysząc się na fali. Rozsiadam się wygodnie na rufie i spoglądam w zadumie na szybko umykające obrazy po lewej i prawej stronie koryta rzeki.


Mijamy małe, proste domki, sklecone jakby naprędce z wszelakich dostępnych materiałów, ludzi szykujących na brzegu sprzęt i sieci do połowu ryb, niewielkie drewniane łódki kierowane przez śniadych, Khmerskich rybaków, zmierzających nurtem rzeki na swoje łowiska.. Ot, zwykła codzienność mieszkańców jeziora. Tutaj jak wszędzie ludzie pracują, żyją, wychowują dzieci, chodzą do szkoły i borykają się z problemami dnia codziennego..


Początki osadnictwa na TONLE SAP
A jakie były początki osiedlania się ludzi na jeziorze Tonle Sap ??. Posłuchajcie…
Jezioro Tonle Sap jako życiodajny akwen wodny od wieków było ważnym punktem na obszarze państwa Kambodży.. Powiązanie z nurtem rzeki Mekong, a przez nią z basenem Morza Południowochińskiego spowodowało otwarcie dochodowej wodnej drogi transportowej, którą olbrzymie ilości ryb odławianych w jeziorze, trafiają do nadmorskich portów i dalej w rejony Wschodniej Azji oraz Europy.. 

 

Szlak żeglugowy korytem Mekongu i wodami jeziora Tonle Sap przyczynił się także pośrednio do powstania Królestwa Kambodży..  Już w III w n.e. indyjskich kupcy wykorzystując wiejące w kierunku wschodnim monsunowe wiatry, które tworzą się podczas pory suchej u wybrzeży Azji Południowo-Wschodniej, kierowali swe kupieckie statki żaglowe  w stronę Tajlandii, Wietnamu i Chin. Miało to dobre i złe strony, ponieważ chcąc powrócić na żaglowcach z powrotem do Indii, musieli czekać w delcie Mekongu aż sześć miesięcy na zmianę kierunku wiatru w drugą stronę. Podczas tego przymusowego postoju indyjscy żeglarze wypuszczali się korytem rzeki Mekong w głąb kambodżańskiego lądu, docierając na północne wybrzeże jeziora  Tonle Sap i dalej do Angkoru. Z uwagi, iż wysoko rozwinięta cywilizacja indyjska, zwana kulturą Indusu, istniała już wtedy od przeszło   3 tysięcy lat, poza wymianą towarową wnieśli oni także samoistnie swoją wiedzę, jak również przekonania religijne i kulturowe w szeregi ludu Funan, zamieszkującego ówcześnie tereny Angkoru (II w n.e.-VII w n.e.).. To połączenie dwóch kultur i znaczne wspomożenie rozwoju, ostatecznie uformowało rodzime Królestwo Kambodży.


Po 25 minutach rejsu korytem rzeki wypływamy na szerokie wody jeziora Tonle Sap.. Nad powierzchnią mętnej, żółtej toni pojawiają się pierwsze pojedyncze domki. Część z nich zabudowano na drewnianych palach jednak większość to domy pływające, osadzone na platformach z beczek i starych łodzi..


Niektóre domki są bardzo proste i sprawiają wrażenie prowizorycznych, inne to całkiem przyzwoite budowle niejednokrotnie z ganeczkami lub tarasami na dachu.. Nieodłącznymi elementami, które można zauważyć obok każdego domku, to oczywiście łodzie rybackie, a także stosy bambusowych tyczek potrzebnych do rozwieszania sieci na czas połowu..


Pływająca wioska CHONG KNEAS..
Na całej powierzchni jeziora znajduje się kilka pływających wsi rybackich, liczne osiedla na palach oraz wiele wiosek położonych na jego rozległych brzegach. Najczęściej odwiedzaną przez turystów jest wioska Chong Kneas i właśnie do centrum tejże wioski zmierza teraz nasza łódź, mijając pojedyncze budyneczki, rozrzucone co kilkadziesiąt metrów po tafli jeziora...


Docieramy do pierwszego skupiska domów na skraju wioski Chong Kneas. Jak w każdej normalnej, szanującej się mieścinie tak i tutaj można zobaczyć „standardową” stację paliw. Na platformie zbudowanej z drewnianych pali, dwa metry nad wodą ułożono beczki z paliwem do łodzi motorowych oraz kilkadziesiąt mniejszych i większych butli gazowych, niezbędnych w tutejszych gospodarstwach do codziennego prowadzenia domu.. Taki mały „Schell” czy „BP”....


Znajduje się tutaj także mały sklepik z przekąskami, napojami i pamiątkami dla turystów. Sprawnie i czujnie działa jego pływająca filia. Gdy tylko nasz stateczek zbliża się do zabudowań, spomiędzy domów natychmiast wypływa mała łódka, wypakowana na maxa różnymi towarami.. Starsza Khmerka w kolorowym kapeluszu uśmiechając się przyjaźnie, oferuje coś na ząb czyli danie rybne, coś do picia czyli wodę mineralną i Coca-Colę oraz coś na pamiątkę czyli gumowe węże, krokodyle, miniaturowe drewniane łódki, wizerunki świątyń Angkoru itp..


Khmerka niestety nie zarobiła na naszej grupie. Płyniemy dalej, coraz bardziej zbliżając się do centrum wioski.. Widać duże skupisko domów, sklepików i przycumowanych niedużych płaskodennych łódek.   


Historia rozwoju osadnictwa na jeziorze oraz wokół niego, jak również wybudowania sieci grobli i kanałów nawadniających wielkie połacie okolicznych pól ryżowych, sięga XII wieku a nawet wcześniej. W ciągu setek lat życie zmieniło się tutaj dość znacznie, jednak wiele osad na terenach jeziora Tonle Sap wyglądem zewnętrznym przypomina dawne relikty przeszłości. W XXI wieku część ludności żyje nadal w skromnych domach na palach lub domach na pływających platformach skleconych z beczek, niejednokrotnie bez dostępu do prądu..


Jednak cywilizacyjna przemiana dotarła i tutaj. Wiele domów ma telewizory i wieże stereo, zasilane przez lokalnych wytwórców prądu z agregatów na ropę lub akumulatorów samochodowych. Większość łodzi rybackich posiada wbudowane chińskie silniki wysokoprężne o znacznej mocy. W ostatnich latach na obszarze Angkoru i miasta Siem Reap nastąpił szybki rozwój sieci komórkowej oraz internetowej, dzięki czemu mieszkańcy pływających wiosek mogą bez problemu korzystać z telefonów komórkowych. Są one nieodłącznymi komunikatorami wielu tutejszych rybaków i wędkarzy.. Ludzie zajmują się w większości rybołówstwem, uprawą ryżu, handlem produktami rolnymi, hodowlą krokodyli oraz połowem węży. Tak, tak, połowem węży !!. Kiedy wpłyniemy w dalsze rewiry jeziora, zapewne zapoznamy się osobiście z tym faktem..


W pewnym momencie nasza łajba zbacza z obranego kursu i płynie w kierunku widocznej nieco na uboczu, dużej, niebieskiej budowli z czerwonym dachem.. Nasz przewodnik wyjaśnia, że jest to kompleks budynków tutejszego kościoła i szkoły.. Opłyniemy go dookoła, by zobaczyć z przodu tę bożą świątynię na wodzie i miejsce, gdzie dzieci rybaków zdobywają wiedzę...


A oto i sam kościół z krzyżem na szczycie dachu oraz widoczna z boku po prawej duża, pływająca szkolna sala..


Takich unoszących się na falach szkół i kościółków, jest w obrębie jeziora kilka. Każda duża wioska ma podobny obiekt.


Tutejsze Khmerskie dzieciaki mogą zatem na dużej przerwie powędkować albo popluskać się dowoli....


Pamiątki, gadżety i krokodyle…
Płyniemy dalej. Nasz kolejny cel to krótki przystanek w tutejszym „Super Markecie” i niewielkiej farmie krokodyli… Stateczek powoli zbliża się do owego kompleksu, widocznego już z oddali dzięki dużym, czerwonym, reklamowym banerom oraz powiewającym na wietrze flagom kambodżańskim..


Dobijamy do drewnianych podestów. Przy niewielkim molo tylko jedna zacumowana łódź. Zero tłoku.. Dwójka młodych Khmerów widząc dopływającą łajbę od razu wychodzi na pomost, by przygotować się do cumowania..


Kiedy schodzimy z naszego stateczku na drewniane podesty marketu, jedyna łódź przycumowana do mola właśnie zaczyna odpływać.. Zostajemy praktycznie sami, można będzie zatem spokojnie obejrzeć ofertę tego dość dużego sklepu oraz wypić jakieś chłodne piwko w cieniu tarasu..


Na zadaszonym, drewnianym podeście ustawiono dwa rzędy stołów i ław, dla odwiedzających to miejsce turystów. Wokół stosy arbuzów i zielonych orzechów kokosowych, których białe mleczko niejednokrotnie gasiło moje pragnienie na kambodżańskich eskapadach.. W głębi przejście na drugą platformę, gdzie umiejscowiono stoiska z pamiątkami, wyrobami rękodzieła, artykułami spożywczymi oraz sporą ilością rzeczy ciekawych, aczkolwiek objętych zakazem wywozu z Kambodży.. Nie będę tutaj rozwijał tematu, ponieważ część z tych towarów jest w ogóle zakazana w sprzedaży… Kilka osób z naszej grupy siada za stołami zamawiając napoje, zaś reszta rusza od razu na zwiedzanie marketu.. Już na pierwszy rzut oka widać, że można będzie upatrzyć sobie tutaj jakiś ciekawy upominek z jeziora Tonle Sap.. Za przykładem mojego przyjaciela Jorgusia ruszam w regały, by spenetrować towar..


Typowy sklep pamiątkarski. Co prawda są tutaj przedmioty codziennego użytku, jednak w zdecydowanej większości to wyroby rękodzieła produkowane „pod turystów”. Obrazy, miniaturki, drewniane i kamienne posążki bóstw, wyroby z porcelany, laki, amfory, szkatułki a przede wszystkim skóry z krokodyli, węży, wyroby z tychże skór pod postacią pasków, bransolet, torebek, kapeluszy i dużo spreparowanych, martwych krokodyli różnej wielkości..


Jeśli chodzi o węże i prezentowane na stoisku wyroby z wężowej skóry, to w tym wypadku rzecz oczywista, ponieważ obszar jeziora Tonle Sap jest rejonem niezwykłej wydajności biologicznej, a zarazem jednym z najlepszych na świecie łowisk ryb i największym na świecie rejonem pozyskiwania węży słodkowodnych. Rocznie odławia się tutaj ponad 
300 tyś. ton ryb oraz olbrzymie ilości węży. Statystyki podają sporą rozpiętość liczbową, ze względu na słabe monitorowanie tego procederu. Szacunkowa liczba odławianych węży w tym rejonie kształtuje się w przedziale 5-12 milionów osobników rocznie !!!!... Węże w większości podawane są jako karma na farmach krokodyli, lecz także wędrują jako przekąska na stoły w restauracjach kambodżańskich i wietnamskich. Kiedy podpłyniemy w dalsze rejony wioski Chong Kneas, opowiem o wężach sporo ciekawych rzeczy.. Tymczasem wróćmy do krokodyli.. Jezioro Tonle Sap to praktycznie ostatnie na świecie siedlisko występujących tutaj Krokodyli Syjamskich. W 1992 roku Krokodyl Syjamski został uznany za gatunek bliski wymarciu. Pomimo podejmowanych obecnie działań rządu kambodżańskiego oraz Światowego Funduszu na rzecz Przyrody (WWF), Krokodyl Syjamski nadal znajduje się na liście gatunków krytycznie zagrożonych – jest jednym z najbardziej zagrożonych gatunków krokodyli na świecie. Dziś w naturze może żyć nie więcej niż 1000 krokodyli syjamskich. Za chwilę sami się przekonacie jakie to niezwykłe stworzenia.


Skóry i preparowane krokodyle oferowane klientom, według zapewnień oraz informacji naszego przewodnika, są pozyskiwane z okazów, które zdychają na farmach naturalną koleją losu lub są selekcjonowane na mięso, lecz ja w takie bajeczki nie wierzę. Poza tym przewóz jakichkolwiek elementów zwierząt prawnie chronionych i zagrożonych wyginięciem, jest bardzo surowo karany na przejściach celnych. Opowiadałem o tym, przy okazji pobytu w jednym ze sklepów na terenie Tajlandii, gdzie oferowano nam sprzedaż węży w butelkach, zalanych alkoholem.. Aby zatem mieć pamiątkę tego niezwykłego gada z ostatniego siedliska na ziemi, decyduje się na kupno miniaturki wykonanej z mosiądzu.. Ekologiczne to i zarazem zgodne z moim sumieniem…

KROKODYLE SYJAMSKIE
Gatunek zagrożony wyginięciem
Zakupy zrobione, sklep spenetrowany, piwo wypijemy za kilka minut, 
a tymczasem idziemy zobaczyć nie maskotki i nie preparowane okazy, lecz żywe gady z tutejszej hodowli.. Skręcam w prawo za sklepową wiatę i od razu natykam się na kilka młodych osobników… Widok nie jest co prawda sympatyczny, bo 3 młode krokodyle syjamskie przywiązano do drewnianego słupka, skrępowano im łapy i obwiązano paszcze gumowymi opaskami dla bezpieczeństwa turystów, jednak ponoć nie dzieje im się żadna krzywda,     a wieczorem są one wpuszczane do swoich klatek… Jak twierdzą Khmerowie, te krokodyle to niezwykła atrakcja turystyczna a rozmnażanie i ochrona gatunku jest tutaj priorytetem państwowym.. Hmmm, dla mnie to i tak niewola..


Szkoda mi tych maluchów.. Postanawiam jednak skorzystać z okazji i spojrzeć gadom z bliska w żółte ślepia.. Kiedy pochylam się nad ich głowami, widzę jak bacznie obserwują moje ruchy, jednak nie okazują żadnej nerwowej reakcji.. Widać, że są zaznajomione z odwiedzinami turystów… Skórę mają porowatą, pokrytą zrogowaciałymi wyrostkami, żółtooliwkowe podbrzusze, ciemnoszary grzbiet, ogony w pionowe żółto-szare pasy, duże ostre pazury i smukłe, długie paszcze z widocznymi wystającymi zębami… Wspaniałe zwierzęta, niestety ten gatunek zagrożony jest wyginięciem.. 
Za chwilkę, gdy przejdę do zagrody z dorosłymi osobnikami, opowiem kilka ciekawych rzeczy o tych niezwykłych gadach..


Kiedy wymieniam czułości z trójką krokodyli, nagle pojawia się dwójka małych, śniadych Khmerów. Przykucają obok mnie i ciekawie obserwują na moje poczynania.. Zapewne dziwią się, co taki biały facet widzi interesującego w tych gadach, które oni muszą na co dzień doglądać i karmić.. No cóż, gdyby przyjechali do Polski na moje Podhale i pokazałbym im owieczki, to prawdopodobnie też by je głaskali i się dziwowali….



Nasze panie trzymają się w bezpiecznej odległości od sympatycznych krokodyli, co świadczy o tym, jak bardzo czasy się zmieniają.. Kiedy 180 lat temu poeta, komediopisarz Aleksander Fredro w swym kultowym dziele „Zemsta"  pisał tekst panny Klary, w którym zwraca się ona do Papkina słowami - ..Jeśli nie chcesz mojej zguby, Krrrokodyla daj mi, luby..", zapewne nie przypuszczał, że zachodząc 2 wieki później w konkury, trzeba będzie zamiast Krokodyla darować oblubienicy Jaguara, ale takiego sportowego na czterech kółkach....


Pozostawiam młode krokodyle pod opieką dwóch, małych Khmerów i idę zobaczyć większe bestie...  Za wiatą sklepu znajdują się specjalnie skonstruowane platformy, z wygrodzonymi boksami dla dużych krokodyli. Po drodze zatrzymuję się przy niewielkiej klatce z młodymi osobnikami, podobnymi do tych jakie przed momentem głaskałem.. Te jednak nie są skrępowane i od razu widać uśmiech zadowolenia na ich paszczach oraz wesoło mrugające oczy…..


Gady dorosłe łażą dwa metry poniżej głównej platformy, po podestach wygrodzonych siatką i zabudowanych przy powierzchni wody. Jak wcześniej obiecywałem, przedstawię teraz kilka ciekawych faktów o tych unikalnych gadach.
Na wstępie trzeba powiedzieć jedną ważną rzecz. Otóż, w 1997 roku obszar jeziora Tonle Sap został decyzją UNESCO uznany za strefę ekologicznej biosfery. W efekcie tego, w 2001 roku na mocy dekretu królewskiego wydanego przez rząd Kambodży, jezioro Tonle Sap i otaczające go dziewięć prowincji stały się obszarem Rezerwatu Biosfery.


A teraz o krokodylach…
KROKODYLE SYJAMSKIE
Charakterystyka, obyczaje, ochrona..
Krokodyl syjamski (Crocodylus siamensis) jest gadem słodkowodnym, najchętniej zamieszkującym wolnobieżne rzeki i strumienie, jeziora, sezonowe starorzecza, mokradła i bagna. Kiedyś krokodyle syjamskie można było spotkać w wielu częściach południowo-wschodniej Azji (Laosie, Kambodży, Birmie, Malezji, Tajlandii i Wietnamie) oraz Indonezji. Obecnie gatunek ten jest krytycznie zagrożony i w większości tych regionów został już całkowicie wytępiony. Dolina rzeki Mekong w Kambodży to ostatnie miejsce na świecie występowania krokodyli syjamskich w naturalnych warunkach.
CHARAKTERYSTYKA
Krokodyl syjamski jest w rodzinie krokodyli osobnikiem stosunkowo małym. Młode osobniki mierzą 1,2-1,5 m i ważą 6-12 kg. Dorastają przeciętnie do    3 m długości i wagi 60-100 kg. Największe żeńskie osobniki mogą mierzyć    3,2 m, a ważyć do 150 kg. Duże osobniki płci męskiej mogą osiągnąć 4 m długości i wagę 350 kg. Hybrydy w niewoli mogą urosnąć do wiele większych rozmiarów. Sylwetkę krokodyla syjamskiego wyróżnia stosunkowo długi i wąski pysk, grzebień kościstych wyrostków za każdym okiem, długi umięśniony ogon oraz dwie pary krótkich odnóży. Kolor skóry oliwkowo-zielony, z pewnymi zmianami do ciemno-zielonego. Krokodyle są drapieżnikami. Żywią się rybami, płazami, ptakami i małymi ssakami. Poruszają się bardzo szybko w wodzie, dzięki dużemu ogonowi. Również na lądzie wykazują się dużym refleksem i szybkimi ruchami. Ponieważ są zmiennocieplne, starają się zachować temperaturę ciała, przebywając na słońcu bądź kryjąc w cieniu lub wodnej toni. W okresie rozrodczym samice przygotowują specjalne gniazdo, w którym składają od 20 do 50 jaj. Wypada to w deszczowych porach. Młode wykluwają się po około 70 dniach. Samice czuwają przy gniazdach w okresie wylęgania młodych, broniąc je przed niebezpieczeństwem. Wyklute młode zostają pod opieką matki przez kilka miesięcy.


poniżej:- Młode krokodyle syjamskie wyklute z jaj..


ZAGROŻENIA
W 1992 roku krokodyl syjamski został uznany za gatunek bliski całkowitemu wymarciu na wolności. Wymarło 99% pierwotnego stanu populacji. Z tego względu został on sklasyfikowany na Czerwonej Liście IUCN - Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody, jako gatunek krytycznie zagrożony. Krokodyle padają ofiarą kłusowników, którzy chcą zdobyć ich cenną skórę, jak również przypadkowo zaplątują się w sieci i pułapki na ryby.. Zagrożeniem jest także niszczenie środowiska naturalnego, co pozbawia krokodyle siedliska. Poszerzanie terenów uprawnych i budowa infrastruktury nad rzekami, doprowadzają do wyginięcia tych zwierząt. Duży wpływ na ubytek populacji krokodyla syjamskiego miały wojny wynikające z konfliktów w Wietnamie, Laosie, i Kambodży.


NA POMOC KROKODYLOM SYJAMSKIM
Po roku 1992 nastąpił pewien przełom w odbudowie tego gatunku. Rząd Kambodżański wraz z instytucjami międzynarodowymi działającymi na rzecz ochrony przyrody, uruchomił program hodowlany w prowincjach otaczających jezioro Tonle Sap, na specjalnych farmach krokodyli podobnych do tej, na której obecnie jesteśmy. W 1998 roku funkcjonowało 396 gospodarstw rolnych, gdzie rozmnożono 20.000 krokodyli. Ich obecna liczba na komercyjnych krokodylich farmach szacowana jest na ok. 700 tyś. sztuk. Są to jednak krokodyle hodowlane. Pomimo intensywnej hodowli w niewoli i podejmowanych działań, krokodyl syjamski nadal znajduje się na liście gatunków krytycznie zagrożonych, z powodu znikomej ilości tych osobników żyjących w naturze – szacowanych na nie więcej niż 1000 krokodyli syjamskich. Międzynarodowa organizacja ekologiczna pod nazwą Światowy Fundusz na rzecz Przyrody (World Wide Fund for Nature WWF) wspiera działania mające na celu ochronę i zachowanie gatunku krokodyla syjamskiego w wyżej wspomnianych, specjalnych hodowlach, prowadzonych zgodnie z wytycznym naukowców. Występuje także na rzecz ochrony naturalnych siedlisk tych krokodyli. Z tego powodu WWF zainicjował międzynarodowy program na rzecz ocalenia rzeki Mekong. Obecna sytuacja Krokodyli Syjamskich uległa znaczącej poprawie w stosunku do stanu przedstawionego w 1992 roku, ale w dalszym ciągu stanowi poważne wyzwania dla naukowców i obrońców przyrody, jeśli gatunek ten ma przetrwać..


 CIEKAWOSTKI
- Obecność krokodyli syjamskich w bezpośredniej bliskości ludzkich siedzib, na terenie jeziora Tonle Sap, nie stwarza szczególnego zagrożenia dla tutejszych mieszkańców, ponieważ ten gatunek krokodyla nie jest agresywny w porównaniu z np. krokodylem nilowym czy aligatorem. Nie są znane niesprowokowane ataki tych gadów na ludzi.

- Krokodyle syjamskie można często zaobserwować śpiące z rozwartą paszczą. Nie jest to oznaka agresji, a sposób na uwolnienie ciepła z organizmu..

- Krokodyle syjamskie w Kambodży zawsze były zwierzętami związanymi z mitologią i religią.. Ich wizerunki można znaleźć na ścianach antycznych, kambodżańskich świątyń.


Mija powoli zaplanowany czas na postój w farmie krokodyli.. Pozostawiamy w spokoju te niezwykłe gady i płyniemy w dalsze rewiry nawodnych wiosek..


Po kilku minutach rejsu docieramy w duże skupiska pływających domów. Widać, że ta „dzielnica willowa” nie jest przykładem kunsztu budowlanego,   a stare, ubogie chałupy pamiętają chyba początki osadnictwa na tym terenie…


Na wodzie ruch jak na Marszałkowskiej. Gdy nasza łajba wpływa pomiędzy domostwa, mijamy kursujące we wszystkich kierunkach przeróżne drewniane łódki, wyładowane po brzegi towarem. To taki pływający rynek produktów czyli bazar na wodzie. Sprzedawczynie, bo są to w większości Khmerki, oferują przeważnie owoce i warzywa. Zdarzają się także inne produkty jadalne, przynajmniej z punktu widzenia tutejszych mieszkańców....


DZIECI W PŁYWAJĄCYCH MISKACH..
Jezioro Tonle Sap nierzadko zadziwia turystów tutejszymi środkami transportu. Kiedy przewieszony przez burtę łodzi wpatruję się w podpływające czółna, nagle naszą łajbę otaczają dość niezwykłe jednostki pływające.. W dużych aluminiowych miskach napływa flotylla małych Khmerów. Ponieważ ilość wody w tym największym akwenie Kambodży znacząco wzrasta w porach deszczowych, zalewając okoliczne domostwa aż po ganek, najmłodsi mieszkańcy wymyślają różne sposoby na przemieszczanie się w tak utrudnionych warunkach. Pływać można praktycznie na- i we wszystkim, nawet w misce, jeśli tylko uda się do niej zmieścić.


Poza „pojedynczymi fregatami” zdarzają się także „dwuosobowe liniowce”....


Jednak nawet te dość specyficzne, pływające jednostki nie wzbudzają takiego zaciekawienia, jak widoczne w rękach dzieciaków duże, żywe 
węże !!!. 


WĘŻE, WĘŻE, WĘŻE…
Było o krokodylach, będzie o wężach, o których już wcześniej wspominałem.. Skąd te węże ??. Z jakiej przyczyny na obszarze Tonle Sap zadomowiła się olbrzymia ilość gadów tego gatunku i dlaczego khmerskie maluchy dziarsko dzierżą je w dłoniach..??. Zaraz wszystko wyjaśnię..
Cyklicznie cofający się podczas pory deszczowej nurt rzeki Tonle Sap, pod wpływem wód potężnego Mekongu, nanosi do jeziora żyzne osady aluwialne. Tworzy się tym samym prawdziwy podwodny roślinny raj, który stanowi podstawę niezwykłej wydajności biologicznej jeziora. Podczas cofki wody, do jeziora  wpływają również duże ilości ryb z Mekongu, dzięki czemu Tonle Sap jest jednym z najlepszych na świecie łowisk słodkowodnych    (300 tyś. ton rocznego połowu). W wodach jeziora żyje ponad 200 gatunków ryb. Poza rybami, o których opowiem za chwilkę, Rezerwat Biosfery utworzony na obszarze jeziora Tonle Sap i otaczających go terenach, zamieszkuje ponad 100 odmian ptaków wodnych, w tym kilka zagrożonych i ginących gatunków. Strefa Rezerwatu to także siedlisko krokodyli, żółwi, makaków, wydr i innych zwierząt zamieszkujących zalewowy las namorzynowy. Wśród bogactwa wyżej wymienionych gatunków dominującą rolę odgrywają na tym terenie węże. W porze deszczowej, kiedy lasy wzdłuż jeziora Tonle Sap pogrążają się w wodzie, rodziny rybaków opuszczają wioski, udając się na łowy… Wypływają swoimi wiosłowymi łodziami, aby w dryfujące sieci schwytać bardzo pożądaną zdobycz: węże słodkowodne, które żyją w przybrzeżnych obszarach zalewowych tego największego jeziora Azji Południowo-Wschodniej.


W Kambodży największym czynnikiem eksploatacji węża jest handel wewnętrzny, ponieważ węże w tej części Azji są wyjątkowym gastronomicznym przysmakiem, a także doskonałym pokarmem dla krokodyli. Czerwone, chrząstkowate mięso węży jest poszukiwaną tanią karmą, podawaną krokodylom w gospodarstwach hodowlanych, podobnych do tego jakie niedawno oglądaliśmy.. Szacuje się, że krokodyle gospodarskie spożywają pomiędzy 2,7 a 12,2 mln węży rocznie !!!. 
Na obszarach Tonle Sap łowi się do 7 milionów (!!) węży rocznie, które w większości zaspokajają popyt lokalnych farm krokodylich. Połów węży na tak dużą skalę doprowadził niektóre ich gatunki do ryzyka wyginięcia. Pewnym rozwiązaniem byłby zakaz połowu węży w okresie rozrodu tzn. od listopada do grudnia, jednak obok ciągle malejących zasobów ryb, są one jednym ze źródeł utrzymania wielu kambodżańskich rodzin.


Prawdziwe interesy nie robią jednak rybacy, ale pośrednicy: na placu targowym Chong Khnea sprzedają dziennie do 50 000 węży. Ilości handlowe węży są dyktowane pośrednio, wzrastającą ceną skór i mięsa krokodyli, które sprzedawane są w dużych ilościach do bogatej, sąsiedniej Tajlandii. Przy obecnym tempie połowów, węże słodkowodne mogą wkrótce zniknąć z jeziora Tonle Sap. Różne organizacje ochrony środowiska gorączkowo poszukują rozwiązań, które dałyby rybakom jakąś opłacalną alternatywę..


W Kambodży węże są traktowane również jako pożywienie: trafiają na stoły w postaci suszonej albo smażonej.


WĘŻE MASKOTKI
A teraz o Khmerskich maluchach traktujących węże jak zabawki… Khmerskie dzieci żyjące w ubogich wioskach, pływających na powierzchni wody, od niemowlaka uczą się jak żyć w tej społeczności. Maluchy świetnie pływają zarówno wpław, jak też łodzią lub innym pływającym sprzętem. Doskonale asymilują się z tutejszą fauną i florą, i tak jak dla naszych dzieci domowym zwierzakiem jest pies czy kot, tak dla małego Khmera pyton, krokodyl czy inny egzotyczny gad. Dzieciaki nauczyły się przy okazji jednej rzeczy – jak zarobić dolara od „białasa” za fotkę z wężem. I muszę powiedzieć, że nieźle im ten biznes się kręci..


Ta mała dziewczynka i chłopiec za 1 $ pozowali do fotek oraz dawali się turystom pobawić ich maskotką, w tym wypadku dorodnym pytonem..


ŚWIĘTO WĘŻA SIEDMIOGŁOWEGO 
Węże na Tonle Sap są do tego stopnia popularne, że mają nawet swoje święto. Uroczystości noszą nazwę „Święto Węża Siedmiogłowego” i zostały ustanowione na okoliczność odwrócenia przepływu nurtów rzeki Tonle Sap w czasie pory deszczowej, co wiąże się jednocześnie z otwarciem sezonu połowowego. Festiwal trwa trzy dni i rozpoczyna się w ostatnim dniu pełni księżyca. W najprostszej formie owo święto to seria wyścigów kajakowych, w których bierze udział kilkadziesiąt zespołów, a zwycięstwo przynosi szczęście w nadchodzącym sezonie połowowym dla całej wsi.


Pozostawiamy kołyszące się na falach miski z małymi Khmerami i ich niezwykłe, wijące się maskotki. Pomiędzy wiejskimi chatami przepływamy na szersze wody jeziora, gdzie tutejsi rybacy zastawiają sieci połowowe..


RYBY w jeziorze TONLE SAP
 Obszar jeziora oraz otaczające go tereny są domem nie tylko Khmerów, lecz także wielu innych grup etnicznych – Wietnamczyków, Tajów i społeczności Cham, żyjących w pływających wioskach. Około 1,2 mln ludzi mieszkających na Tonle Sap, zarabia na życie z połowów w lokalnych wodach. Kambodża produkuje około 400 tysięcy ton ryb słodkowodnych rocznie, z których większość pochodzi z Tonle Sap. Zyski z rybołówstwa dają 16 % dochodu krajowego PKB, co sprawia, że przemysł rybny to nie tylko istotna dieta miejscowej ludności, ale bardzo dochodowa gospodarka całej Kambodży. Trzy miliony Khmerów są bezpośrednio uzależnione od zasobów jeziora,      a ryby słodkowodne stanowią 70 % spożycia białka.


OBFITOŚĆ ZASOBÓW RYB
W czasie pory deszczowej, gdy następuje odwrócenie kierunku przepływu rzeki Tonle Sap i wody z Mekongu wpychają do jeziora obfitość różnych gatunków ryb oraz wszelkiego rodzaju osady bogate w pożywienie, zalane obszary jeziora Tonle Sap stają się główną wylęgarnią narybku. W tym czasie rybacy są rzadkością, a połowy w rzeczywistości są nielegalne. W związku z tym faktem, jezioro jest jednym z najbardziej zasobnych w ryby słodkowodne akwenów na świecie. Roczne połowy na Tonle Sap wynoszą 220-300 tys. ton. Pod koniec pory deszczowej, gdy poziom wody opada, wędkowanie i połów są ponownie dozwolone. Rybacy ustawiają swe pływające domy wzdłuż jednej połowy jeziora i tak też rozciągają swe sieci oraz pułapki na ryby, a druga połowa jest otwarta dla żeglugi.


Prosta i skuteczna metoda połowu ryb jest na tzw. Stożek. Ze względu na spadek poziomu wody Tonle Sap, tysiące ryb są naturalnie unoszone przez nurt. Wystarczy umieścić w wodzie sieć w kształcie stożka, a następnie podnieś siatkę szybko w górę. Dzięki tej technice, dwie lub trzy tony ryb są uwięzione za każdym razem, a ponad 10 tysięcy ton ryb można złowić na jeziorze w ciągu tygodnia.


Oprawianiem złowionych ryb zajmują się głównie kobiety. Odcinają głowy ryb i przynoszą ryby z powrotem nad wodę jeziora, do czyszczenia oraz usuwania tłuszczu. Następnie ryby są macerowane w soli przez kilka miesięcy, w celu przekształcenia w pastę nazywaną prahok - odżywczą potrawę, która uzupełnia prawie każde danie. Te kilka dni połowu, średnio 4-5 w czasie opadania poziomu wody, dostarcza tyle ryb na prahok, że zapewnia jedzenie na cały rok..


PANGAZ – król wodnej toni..
W wodnej toni jeziora Tonle Sap zamieszkuje ok. 200 gatunków ryb
z których część jest zagrożona wyginięciem. Ryby odławiane w jeziorze to nie tylko „drobnica” przerabiana na pastę prahok, to także potężne okazy,    o których marzy każdy wędkarz. Króluje tutaj największa ryba słodkowodna na świecie o nazwie Pangaz.
Poniżej – Pangaz z Tonle Sap


 Pangaz należy do rzędu sumokształtnych, osiąga długość ciała 2,5 do 3,0 m, a jego waga może dochodzić do 300 kilogramów. Największy złowiony tutaj okaz ważył 306 kg. Pomimo swoich ogromnych warunków fizycznych, ten sum z Mekongu jest szczególnie wrażliwy na zmiany chemiczne. Stosunkowo niewielkie zanieczyszczenie wodnego środowiska powoduje masowe wymieranie Pangaza lub zmianę jego miejsca bytowania. Owa szczególna cecha wrażliwości stała się niejako biologicznym wskaźnikiem, alarmującym lokalne władze o czystości ekosystemu rzeki i jeziora. Populacja Pangazów stale spada. Kilka lat temu łowiono średnio tylko jeden okaz tych olbrzymich sumów dziennie. Obecnie połów Pangazów przez rybaków jest zabroniony, z wyjątkiem nielicznych okazów odławianych w celach badawczych przez wyspecjalizowane ośrodki rybołówstwa.
Poniżej - Piękny okaz Pangaza złowiony w Tonle Sap


Dochodzi południe. Niewielkie, białe chmury snujące się do tej pory po nieboskłonie, znikają gdzieś za horyzontem, a jasne promienie słoneczne rozświetlają teraz błękitny firmament nieba.. Nasza łajba zatacza powoli wielką pętlę na wodach jeziora, obierając kurs powrotny..


Po drodze mijamy kilka turystycznych stateczków płynących w kierunku przeciwnym, do Khmerskich wiosek.. Większość turystów macha przyjaźnie na powitanie w naszą stronę..


Po kwadransie rejsu dopływamy do ostatnich, pojedynczych, pływających zabudowań na otwartych wodach jeziora..


Długie, płaskodenne łódki to najlepszy środek transportu różnego rodzaju paczkowanych i workowanych towarów, dowożonych do wiosek ze stałego lądu..


DŁAWIGAD INDYJSKI
Kiedy nasza łódź przepływa wzdłuż rozstawionych nieopodal sieci rybackich, dostrzegam jeszcze jednego, charakterystycznego mieszkańca tych terenów. To bliski kuzyn naszego boćka – Dławigad Indyjski, zwany także Bocianem różowym z uwagi na różowy kolor piór na ogonie i skrzydłach... Ciekawy ptak zamieszkujący tereny Południowo-Wschodniej Azji, jednak okaz coraz rzadszy do zobaczenia.


Dławigad indyjski to ptak z rodziny bocianów, który żywi się przede wszystkim małymi rybami. Poluje również na żaby i węże, stąd jego częsta obecność na płytkich rozlewiskach jeziora Tonle Sap. Upierzenie tułowia łącznie z szyją jest w przeważającej części białe. Czarne pióra widoczne są na skrzydłach, ogonie oraz na piersi, tworząc na niej charakterystyczny pas. Głowa dorosłego osobnika jest w kolorze pomarańczowym i pozbawiona piór. Dziób jest lekko zakrzywiony ku dołowi i ma intensywną ciemnożółtą barwę. Charakterystyczne dla tego gatunku dławigadów jest różowe zabarwienie piór na ogonie i skrzydłach. Samice i samce wyglądają podobnie. Rozpiętość skrzydeł 150-160 cm, masa ciała 2-3,5 kg. Samica składa od 2-5 jaj w gnieździe na drzewie…


Opuszczając rozległe rozlewiska jeziora Tonle Sap, wpływamy ponownie w wąskie koryto rzeki Siem Reap, którym w godzinach porannych płynęliśmy do Khmerskich wiosek na wodzie..


Siedzę przy drewnianej burcie łodzi, spoglądając w zadumie na kolejne przepływające łodzie z turystami... Cisza, spokój, pełny relaks. Większość ludzi z naszej grupki po przedpołudniowych atrakcjach oddała się błogiej drzemce. Łódź leniwie sunie w górę rzeki, delikatnie kołysząc się na falach. Wokół robi się coraz bardziej gorąco. W pewnej chwili zamykają się także moje powieki. Zapadam w błogi sen, lecz obraz jeziora nie znika.. Słyszę, jak gdzieś w oddali narasta odgłos nawoływań, potęgują się okrzyki i szum wioseł nadpływających łodzi.. Potężne łodzie wiosłowe, z rzeźbionymi dziobami w kształcie głów mitycznych smoków i orłów Garuda, prują fale jeziora. Na pokładach uzbrojone we włócznie, tarcze, łuki i miecze oddziały wojowników szykujące się do śmiertelnej walki… Plusk wody, jęki rannych żołnierzy dryfujących na falach, odgłosy walki.. Gdzie ja się znalazłem ??.. Sen staje się coraz bardziej realny. Do mej podświadomości dociera przekonanie, że to efekt przeczytanego kilka dni wcześniej artykułu o wielkiej bitwie na jeziorze Tonle Sap, a ja we śnie przeniosłem się właśnie    w jej centrum..


A jak było w rzeczywistości ?? – posłuchajcie…
BITWA na TONLE SAP
Wiek XII na obszarze Khmerskiego Imperium to czas jego zjednoczenia i rozbudowy, ale także czas konfliktów i brutalnych walk. Kiedy w roku 1150, podczas wojennej wyprawy na terytorium Wietnamu, ginie w niejasnych okolicznościach wielki budowniczy Angkor Wat – khmerski król Suryavarman II, rozpoczyna się okres wewnętrznych konfliktów i agresji sąsiednich państw. Następca Suryavarmana II – kambodżański król Yasovarman II po 6 latach rządów zostaje obalony przez uzurpatora do tronu zwanego Tribhuvanadityavarman. Przejmuje on władzę w upadającym Angkorze na kolejne 10 lat. Krajem wstrząsa seria lokalnych walk z wojskami Księstwa Cham, którego panowanie rozciąga się w tym czasie na wschodnie tereny Kambodży i Wietnamu. W 1177 roku następuje zmasowana inwazja wojsk Cham i ich sojuszników na słabe państwo Angkoru. Uzurpator zasiadający na khmerskim tronie zostaje zabity, a flota wojsk Cham w zmowie z niektórymi frakcjami Khmerów rozpoczyna morski atak na Angkor i płynąc w górę rzeki Tonle Sap, dociera na wody jeziora Tonle Sap..


W trakcie morskich i lądowych bitew wojska Khmerskie doznają sromotnej klęski. Miasto Angkor oraz okoliczne wsie zostają splądrowane, spalone i zajęte przez wojska Cham. Tereny podbite zostają zarejestrowane jako prowincja Królestwa Champa.
  

Źródła historyczne i badania sztabu naukowców ukazują nieco szczegółów, dotyczących wielkiej bitwy morskiej na wodach jeziora Tonle Sap.. Pokonani w bitwie Khmerowie dysponowali  szeregiem różnych statków i łodzi. Według badań naukowców Khmerskie łodzie bojowe z okresu Angkoru miały długość od 17 do 27 metrów i 1,5-1,8 metra szerokości. Mogły one zabrać na pokład od 15 do 21 osób. Charakterystyczne było także zdobnictwo owych starożytnych łodzi. Ich długie dzioby na kształt łabędziej szyi, wieńczyły głowy mitycznych orłów Garuda. Rufy łodzi rzeźbiono na kształt łabędziego lub smoczego ogona…


Zapewne wojowałbym tak jeszcze we śnie przez jakiś czas, gdyby nie głośny turkot spalinowych silników kilku dużych, turystycznych łodzi przepływających obok nas, który wyrywa mnie z tej ciekawej drzemki. Po żółtym, mętnym nurcie koryta rzeki Siem Reap suną w kierunku jeziora kolejne grupy wycieczkowiczów, chcących zobaczyć pływające wioski..


W ciągu kilkunastu minut rejsu korytem rzeki docieramy do niewielkich przystani i zacumowanych przy brzegu rybackich łódek.. Stąd do docelowego portu, gdzie rankiem wsiadaliśmy na łajbę, niespełna kilometr wodnego szlaku.


Po drodze mijamy jeszcze pływające, wiejskie sklepiki...


...oraz długie, wąskie łodzie przewożące tubylców powracających ze stałego lądu do swych domów na wodzie. Wiele z tych osób pracuje lub zaopatruje się w potrzebne rzeczy, w pobliskim mieście Siem Reap..


Przed nami docelowa przystań. Odruchowo spoglądam na zegarek. Jest parę minut po godzinie 13-tej. Kilkugodzinny rejs po jeziorze Tonle Sap dobiegł końca..


Cumy rzuć…
Dobijamy do pomostu. Ludzie z widoczną niechęcią podnoszą tyłki z siedzeń.. Ta wodna przejażdżka była naprawdę relaksująca. Chciałoby się jeszcze posiedzieć w cieniu i pokołysać usypiająco na falach Tonle Sap, lecz mamy przed sobą sporo ciekawych rzeczy do zwiedzania i kilka kolejnych tysięcy kilometrów do przejechania podczas naszej podróży po Indochinach.. Trzeba się zatem zbierać. Sprawdzam torbę ze sprzętem foto, by niczego nie pozostawić na łajbie i grzecznie ruszam za moimi przyjaciółmi w kierunku drewnianych podestów przystani....


Mój druh Jorguś także zbiera się powoli ze sprzętem foto i krocząc za moimi plecami mruczy coś wesoło pod nosem. Jak Jorgi ma dobry nastrój znaczy było superowo. Zapytamy go co sądzi o tej wycieczce..??. Hmm.. tutaj nawet słów nie potrzeba – wystarczy jego mina. - Będzie pan zadowoloooonyyy..!!! ..


Panie Jurku, ale wychodzimy na zalane słońcem nabrzeże.. Czy nie warto założyć okularki..?? – Ooo, teraz doskonale !!.


Kto ostatni opuszcza statek?... Oczywiście główny fotograf wyprawy Jorguś, nasza blond-bodyguard w słomkowym kapeluszu Klaudia oraz prawa ręka kapitana, jego nastoletni syn o imieniu Dara..

 
Po opuszczeniu łodzi jeszcze ostatnie spojrzenie obiektywem na przystań..


Pięć minut na „dymka” dla palaczy i wsiadamy do naszego klimatyzowanego autokaru, czekającego na parkingu przed przystanią.. W dzisiejsze popołudnie mamy jeszcze zaplanowane odwiedziny na plantacjach kwiatów lotosu… Zatem w drogę.. Gruntową, gliniastą drogą, wzbijając tumany kurzu za autobusem, zmierzamy w kierunku Siem Reap. Przez pewien czas jedziemy wzdłuż nadbrzeżnych domostw zbudowanych na palach. W czasie pory deszczowej, także tutaj sięgają rozlewiska jeziora Tonle Sap..


Kiedy kończy się ciąg zabudowań, wyjeżdżamy na otwartą przestrzeń. Po obydwu stronach drogi biegnącej wysokim nasypem, rozciągają się jak okiem sięgnąć, zielone połacie upraw kwiatów lotosu.. Wzdłuż pól przekopano głębokie groble nawadniające.


LOTOSOWE OGRODY
Autokar zatrzymuje się na poboczu drogi, a my ruszamy na sesję fotograficzną oraz podziwianie tych pięknych, świętych kwiatów, które w kambodżańskich świątyniach składane są przez wyznawców buddyzmu jako dary ofiarne, symbolizujące czystość i odrodzenie.


Schodzę z nasypu drogi kilkanaście metrów w dół. Na skraju lotosowego pola widać niedużą wiatę z bambusa, będącą schronieniem ludzi pracujących na plantacji..


Kiedy podchodzę bliżej, gdzieś z zacienionych zakamarków owego szałasu wyskakuje jak spod ziemi dwójka małych, ślicznych Khmerskich dziewczynek. Jedna z nich trzyma w rączce piękny, duży, różowy kwiat lotosu i z rozbrajającym, „szczerbatym” uśmiechem na śniadej buzi wręcza mi go na powitanie.. Widać, że ta 5-6 latka wraz z jej młodszą, bardziej nieśmiałą siostrą pełnią tutaj funkcję ekipy powitalnej....


W cieniu wiaty młoda Khmerka, mama owych dwóch małych pannic, szykuje obiadową strawę, patrosząc złowione ryby.. Witam się wyuczonym zwrotem  - ćium-rijep sue (dzień dobry –powitanie stosowane popołudniu) i przez ramię spoglądam na wędkarskie trofea. Ryby wielkością i kształtem przypominają nieduże pstrągi.. Mają podłużne oliwkowo-szare ubarwienie i według zapewnień naszego khmerskiego przewodnika są bardzo smaczne. Muszę uwierzyć na słowo, bo nie zostaję na obiedzie u khmerskiej rodziny


Pozostawiam w spokoju gospodynię z maluchami, nie zakłócając im codziennych obowiązków i ruszam na sesję foto oraz podziwianie lotosowego piękna.. Aby zrozumieć znaczenie tych świętych kwiatów w symbolice i religii buddyjskiej, podczas robienia zdjęć opowiem troszkę 
o lotosach..
Święty kwiat LOTOSU…
Kwiaty Lotosu porastają trzy kontynenty – Europę, Azję i Amerykę Północną. Występują w dwóch odmianach: jako żółte lotosy, których kwiaty pełnią role typowo ozdobną oraz jako tzw. Lotosy orzechodajne, z których poza pięknymi kwiatami uzyskuje się doskonałe jadalne orzeszki.. Po zrobieniu fotek spróbuję lotosowych orzeszków osobiście..


Lotosowe pola to nic innego jak rozległe, płytkie bajora. Wilgotny, bagnisty teren jest idealnym środowiskiem do hodowli tej rośliny. Grube kłącza płożące się po dnie zbiornika, żywią się substancjami organicznymi zawartymi w mule i błocie. Ich gąbczasta sieć rozprzestrzenia się po dnie, rozrasta w bulwy i dzieli się na nowe kłącza. Przez całe lato pośród zielonych połaci liści, wznoszą się ponad powierzchnię wody piękne kwiaty lotosu. Ich kielichy otwarte za dnia, zamykają się w nocy tworząc zwarty pąk. Piękno tych świętych kwiatów jest jednak ulotne, a ich trwałość objawia się tylko przez kilka dni..


Lotos rośnie w Kambodży dziko oraz na hodowlanych plantacjach. Praktycznie wszystkie części tej rośliny nadają się do spożycia. Z długich łodyg robi się sałatki roślinne, jadalne są nasiona kwiatu w formie orzeszków oraz kłącza, ale należy najpierw dokładnie umyć i usunąć robale, które mogą się w nich gnieździć.. Lotosy to wieloletnie byliny wodne o sezonowych liściach. Z wyglądu podobne są do naszych grzybieni (lilii wodnych), jednak u lotosów ponad powierzchnię wody wzniesione są nie tylko kwiaty, ale również liście. Młode liście pływają po wodzie, ale starsze wznoszą się nawet do 1,5 m nad jej powierzchnię. Mają kształt tarczowaty i są zagłębione pośrodku. Osiągają szerokość 30–90 cm i pokryte są woskiem, którego specyficzna struktura warunkuje istnienie zjawiska zwanego efektem lotosu. Święty kwiat lotosu jest białawy z różowym odcieniem. Wonne kwiaty wyrastają pojedynczo na długich szypułkach. Korona kwiatu jest stosunkowo duża. Składa się z 20 płatków, a jej średnica dochodzi do 20 centymetrów. Kwiaty obupłciowe, posiadają w środku kielicha 200-400 pręcików otaczających słupek. Nasiona (orzeszki) są niezwykle długowieczne. Odkryte w Japonii nasiona lotosów, liczące około    2 tysięce lat wykiełkowały, a otrzymane z nich rośliny zakwitły !!!.


Święty Lotos to nie tylko piękny kwiat, lecz także niezwykły symbol w kulturze i religii wielu cywilizacji.. Lotos orzechodajny był czczony już w starożytnym Egipcie. Jest narodową rośliną Egiptu, Indii i Wietnamu. Jest też częścią godła Indii. W hinduizmie i buddyzmie jest świętą rośliną, uważaną za symbol czystości, wierności, kreatywności i oświecenia. Z tym określeniem „symbol czystości” sprawa jest dość ciekawa i wręcz dosłowna. Zaraz wszystko wyjaśnię...
Jak wcześniej wspomniałem, liście lotosu mają specyficzną budowę, powodującą tzw. Efekt lotosu. Zjawisko to polega na samooczyszczaniu powierzchni liścia. Pomimo że lotosy rosną w mulistych rzekach i jeziorach, ich liście i kwiaty zawsze pozostają czyste. Jak to możliwe ??..         
Botanicy badający budowę liści tych roślin, odkryli naturalny mechanizm, umożliwiający ich zdolność do samooczyszczania. Struktura mikroskopowa powierzchni liści oraz jej skład chemiczny powodują, że liście nie mogą zamoknąć. Krople wody toczą się po powierzchni liścia (przypominają płynną rtęć), zbierając przy tym zanieczyszczenia (cząstki mułu, drobne zwierzęta). Zjawisko to nazwano właśnie efektem lotosu. Dzięki temu odkryciu współcześni nanotechnolodzy wykorzystując efekt lotosu zaczęli tworzyć farby, dachówki, tkaniny i inne powłoki, nadając im zdolność do samooczyszczania się, podobną właśnie do liści lotosu…


 LOTOSY i religia
Róże wyrażają miłość, storczyki szacunek, chryzantemy żałobę, tulipany nadzieję, ale dla każdego buddysty nie ma kwiatów ważniejszych niż pąki lotosu. W stawach, bajorach i rozlewiskach stojącej wody na obszarze całej Kambodży kwitną kwiaty lotosu różowego i białego. Często rosną naturalnie, a gdzie nie ma lotosów, Khmerzy sadzą je sami.. Nasiona różowych kwiatów (nie białych) stają się materiałem siewnym, który z czasem tworzy zielone poduszki na powierzchniach stawów i rozlewisk całego kraju.


Białe kwiaty lotosu obumierają szybciej, jednak są bardziej cenione jako ofiara do celów religijnych.


Według buddyjskich duchowych sentencji Lotos czerpie energię z mrocznych bagien i ciemnych, błotnistych otchłani, lecz rodzi piękny, nieskazitelny kwiat, który wznosi się wysoko nad wodą ku światłu słońca, ukazując tym samym duchową czystość i lekkość. Wszystkie te cechy tworzą wizerunek kwiatu, będącego symbolem samego Buddy. Z racji tego, każda pagoda buddyjska ma na swym terenie staw z kwiatami lotosu. Kiedy Khmerzy obchodzą Nowy Rok, na religijnych i kulinarnych ucztach pojawiają się ogromne ilości lotosów, które obowiązkowo towarzyszą tej szczególnej porze roku.


„Kwiat lotosu ma delikatny zapach i piękny kształt, reprezentuje wszystko, co chcesz wyrazić i stać się dobrym buddystą. Lotos pozostaje połączony z Buddą od jego narodzin, aż do osiągnięcia nirwany.." – to przesłanie buddyjskie towarzyszy nowicjuszom, chcącym zgłębić buddyjską religię..
W jednym z buddyjskich pism można przeczytać takie oto słowa młodego Khmera, składającego ofiarne kwiaty lotosu w buddyjskiej świątyni - "Ofiaruję Buddzie kwiaty lotosu w nadziei, że sprawi bym zaznał w życiu szczęścia i powodzenia, i modlę się, bym po reinkarnacji narodził się w moim przyszłym życiu jako piękna dziewczyna ".. Hmm.., potęga buddyjskiej wiary jest niepojęta dla przeciętnego Europejczyka… I choć nasze katolickie rozumienie Boga jest diametralnie inne, to także nasza wiara jest równie potężna.


Kwiaty lotosu używane są przez wiernych na całym świecie jako ofiara dla bogów. Jak już pisałem, Khmerowie preferują białe kwiaty uważane za symbol czystości, jednak Chińczycy, Wietnamczycy i inni cudzoziemcy wolą kwiaty o kolorze różowym. Pojedynczy kwiat na targu w Siem Reap kosztuje tylko 100 Riel czyli w przeliczeniu na polska walutę – 10 groszy.. 
Na plantacjach lotosu można znaleźć także takie kwiatowe perełki, jak na fotce poniżej – rzadkie, niebieskie kwiaty lotosu.. Kilka niebieskich okazów wyłowiłem obiektywem pośród tysięcy białych i różowych kwiatów..


Fotografowanie kwiatów lotosu w błotnistych stawach to wcale nie taka łatwa sprawa… Jeśli nie chcemy się taplać w wodzie i błocie, podstawą jest twardy grunt pod nogami, dobry obiektyw i pewna ręka.. No chyba, że zastosujemy metodę imć Józefa Toliboskiego z „Nocy i dni”, który brodząc po kolana w błocie, wlazł w białym garniturze do stawu po nenufary dla panny Barbary.. Ja tam aż takim romantykiem nie jestem zwłaszcza, że „moja Barbara” woli róże, dlatego fotografuję lotosy w ekwilibrystycznych pozycjach z brzegu stawu....


Orzeszki LOTOSU
Nieopodal bambusowej wiaty, wzdłuż grobli rozdzielającej zbiorniki wodne zauważam całą stertę zielono-brązowych, pustych koszyczków nasiennych po przekwitłych kwiatach lotosu..


 Jak wcześniej opisywałem, dno kwiatu lotosu pokryte żółtymi pręcikami i słupkami, tworzy stożkowe gniazdo rozrastające się do 12 cm średnicy.. 
W okresie dojrzewania, po przekwitnięciu kwiatu i zapyleniu przez owady, dno kwiatowe staje się owocem, który wygląda jak prawdziwe "prysznicowe sitko". 


Ten owocowy koszyczek składa się 20-40 otworów, zawierających nasiona lotosu. Nasiona wyglądają jak owoce dębu. Mają owalny kształt, 2,5 cm długości i ciemnobrązowy kolor. Po złamaniu nasiennego koszyczka można bez problemu uwolnić je z otoczki. Spożywane są najczęściej na surowo w formie przekąski, podobnie jak orzechy, migdały czy słonecznik.. Przed skosztowaniem nasion lotosu słyszałem, że mają one smak migdałów. Warto jednak osobiście sprawdzić jak smakują.. Według mnie są bardzo dobre. Delikatny miąższ w środku nasiona ma smak przypominający mieszankę orzecha laskowego, migdała i zielonego groszku.. Po wysuszeniu są podobne do orzeszków ziemnych..


Ja sobie łażę, pstrykam, podziwiam lotosy, a nasza ekipa już nasyciła wzrok pięknymi kwiatami, pokosztowała nasion lotosu od tubylców i powoli pomaszerowała do autokaru. Tylko Jorguś jeszcze wącha kwiatki….. Trzeba i nam się zbierać. Ostatnia fotka nad stawem z lotosami i w drogę !!!


Kilka minut po godzinie 15-tej docieramy do naszego hotelu w Siem Reap. Za godzinkę mamy lunch, a potem czas wolny. Trzeba będzie się wybrać wieczorem po raz ostatni do centrum miasta, ewentualnie jeszcze coś kupić na tutejszym bazarze, wypić dobre piwo w jednej z kolorowych, khmerskich restauracyjek i powoli żegnać się z tym miasteczkiem, gdzie spędziliśmy kilka nocy zwiedzając zabytki Angkoru.. Jutro ostatni dzień na terytorium Khmerskiego Imperium Angkoru. Wyruszymy wczesnym rankiem i zagłębimy się w zielone obszary tropikalnej, kambodżańskiej dżungli, gdzie odwiedzimy dwa przepiękne, świątynne kompleksy: Świątynię BANTEAY SREI zwaną Twierdzą Kobiet oraz Świątynię BANTEAY SAMRE, zbudowaną z czerwonego piaskowca. Jak się potem okaże, będzie to jeden z najciekawszych dni naszej wędrówki po Kambodży.. Wszystko to jutro, a dzisiaj ??.. Po wieczornym powrocie z miasta będę zapewne jeszcze długo przeglądał fotki z dzisiejszej wyprawy, zapisywał zasłyszane od Khmerskiego przewodnika opowieści, wspominał najciekawsze fragmenty rejsu i oczywiście przestudiuję kolejne mapy, przewodnik i foldery turystyczne.. A gdy już zasnę, myślę że jeszcze raz przyśnią mi się węże, krokodyle i caaałe łąki pięknych lotosów.... Do następnego odcinka mojej relacji ..Hejjjj


KONIEC cz. VIII
C.D.N..

3 komentarze:

  1. Wyjątkowo piękna i ciekawa relacja z Twojej podróży. A dlaczego niektóre osoby na łodziach miały chustki na twarzy, bo nic o tym nie piszesz, a ja czytam uważnie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam... Jeśli chodzi o chusty na twarzach Khmerek i także Khmerów, to sprawa jest bardzo prozaiczna. Chronią one po prostu od żaru lejącego się w nieba, bo choć słońce niekiedy chowie się za chmury to panuje tam iście tropikalny ukrop. Łódeczki nie mają przeważnie zadaszeń więc trzeba chronić się od słońca bawełnianą odzieżą przebywając na wodzie praktycznie cały dzień...Druga sprawa to nieprzyjemny zapach, który unosi się ponad wodami jeziora (a właściwie wysychającego bajora) podczas pory suchej. Wszelkie nieczystości z wiosek a także olbrzymie ilości pozostałości po czyszczeniu ryb powodują niezbyt przyjemny zapach w przybrzeżnych zatoczkach. Chusty są niejako częściową ochroną przed tym smrodkiem... W wielu miejscowościach i wioskach przez które jechaliśmy, chusty noszone są zarówno przez kobiety jak i mężczyzn. Chronią przed unoszącym się i wszechobecnym kurzem w czasie pory suchej. W każdym razie zakrywanie twarzy nie ma nic wspólnego z religią, ponieważ buddyzm nie zabrania pokazywania twarzy kobietom..

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź...tak myślałam widząc kolor wody, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń