Zdjęcie:

niedziela, 1 maja 2016


CZ.III
Na terytorium
JORDAŃSKIEGO KRÓLESTWA HASZYMIDZKIEGO

Punktualnie o godzinie 13 ruszamy spod granicy izraelsko-jordańskiej w kierunku centrum Akaby, do niewielkiego hoteliku, który przez kolejne dwie noce będzie naszą bazą wypadowo-noclegową w tej części Jordanii... Po 20 minutach jesteśmy na miejscu…


Szybko załatwiam formalności kwaterunkowe w recepcji, zabieram klucz 
i ruszam do swojego pokoju.. Jest wielki 4-osobowy, z przedpokojem, łazienką, lodówką, TV i netem. Widać, że nie mają klientów i dają pokoje jak popadnie.. Rozpakowuję bagaże, zaliczam szybki prysznic i schodzę do restauracji na lunch. Mamy w sumie godzinkę czasu na ogarnięcie się 
i posiłek..


Posiłek w ekspresowym tempie znika w moim brzuchu, niczym w czarnej dziurze.. Gdy wracam do pokoju po plecak, stwierdzam, że mam kwadransik na wypróbowanie miękkości i komfortu łóżka, z czego niezwłocznie korzystam..


Po kilkunastu minutach odpoczynku zabieram plecak z niezbędnym sprzęt fotograficznym, wodę mineralną i schodzę do autokaru.. Sprawdzenie obecności, czy ktoś przypadkiem nie uciął sobie dłuższej drzemki w pokoju i po chwili ruszamy w kierunku beduińskiej wioski, gdzie przesiądziemy się na terenowe jeepy, by wyruszyć na popołudniowy rajd po wydmach i piachach słynnej jordańskiej pustyni Wadi Rum.. Kiedy wyjeżdżamy poza granice miasta Akaba, od razu zmienia się krajobraz. Znikają cywilizowane widoczki miejskich zabudowań, a w ich miejsce pojawiają się wzniesienia i niewielkie górskie łańcuchy z piaskowca, wypiętrzające się na pustynnym obszarze Półwyspu Arabskiego..


Dookoła, jak okiem sięgnąć, ciągną się skaliste góry, poprzecinane kanionami i wąwozami. Jakby na zaprzeczenie pustynnej monotonii i jej jednostajnego szaro-żółtego odcienia, w pewnym momencie robi się niezwykle kolorowo... Zbocza piaskowcowych wzniesień zaczynają mienić się gamą pastelowych barw, jakby ktoś wielkim pędzlem pomalował je kolorowymi farbami w odcieniach żółci, złota, brązu, purpury, pomarańczy, czerwieni, zieleni i seledynu..


VISITOR CENTRE WADI RUM
Po godzinie jazdy przez pustynne odludzia docieramy do niskich, parterowych zabudowań, wzniesionych po obydwu stronach asfaltowej drogi.. Z daleka przypominają coś w rodzaju symbolicznej bramy wjazdowej na chroniony obszar pustyni Wadi Rum.. Owe zabudowania to Visitor Centre Wadi Rum - duże, stylowe centrum informacyjne dla zwiedzających, a zarazem główna droga wjazdowa wiodąca na chronione pustynne obszary Wadi Rum.. Centrum oferuje wszelkie udogodnienia, usługi i informacje niezbędne dla każdego turysty, mające na celu zapewnić bezpieczne poruszania się po pustyni Wadi Rum. Na terenie centrum znajduje się biuro kierownictwa, sala konferencyjna z orientacyjną mapą terenu oraz szkicem szlaków prowadzących przez pustynię w ciekawe miejsca, restauracja i sklepik z pamiątkami. Wszystkie wycieczki pojazdami terenowymi wyruszają spoza centrum, z nieodległej beduińskiej bazy samochodowej, jednak tutaj uiszcza się wszelkie opłaty związane z wjazdem do obszaru chronionego.. Także goście wjeżdżający na teren pustyni własnymi, prywatnymi pojazdami 
4 × 4 muszą się tutaj opłacić i zarejestrować wjazd.


Jak widać na fotce poniżej, umiejscowienie centrum informacyjnego jest nieprzypadkowe i niezwykle malownicze. Zbudowano je naprzeciwko „Siedmiu filarów mądrości”, góry nazwanej tak w oparciu o tytuł autobiograficznej książki oficera armii brytyjskiej, archeologa i pisarza – Thomasa Edwarda Lawrence znanego jako Lawrence z Arabii, w której opisuje on swój pobyt w Arabii podczas I wojny światowej. 
Kiedy przejedziemy kilkaset metrów dalej, by dokładnie sfotografować ów niezwykły twór skalny, opowiem kilka ciekawych faktów związanych z tą niemalże mityczną postacią wśród Arabów..


SIEDEM FILARÓW MĄDROŚCI
Po krótkim postoju w celu zarejestrowania wjazdu i rozejrzeniu się po centrum informacyjnym, ruszamy dalej. Kilkaset metrów za budynkiem centrum zatrzymujemy się na małą sesję fotograficzną wspomnianych „Siedmiu filarów mądrości”. Jak na złość słońce zachodzi za niewielką chmurę i rozświetlone do tej pory skały, kryją się w delikatnym cieniu. 
Nie mam zamiaru czekać na dobre światło, więc pstrykam fotki jak leci, 
a przy okazji opowiem co nieco o tej formacji skalnej i jej nazwie..


Formacja skalna zwana „Siedem filarów mądrości” wznosi się w odległości około 2 km na wschód od zabudowań centrum informacyjnego. Skąd wzięła się owa nazwa.?? Już wyjaśniam. W języku miejscowych Beduinów, skała ta od dawien dawna nosi nazwę Jabal al-Mazmar. Miano „Siedmiu filarów mądrości” otrzymała początkiem lat 80-tych i jest to sprytny chwyt marketingowy tutejszego kierownictwa centrum informacyjnego, sprawującego pieczę nad obszarem pustyni Wadi Rum.. Postarano się w dość skuteczny sposób powiązać wygląd skały z tytułem autobiograficznej książki wspomnianego Thomasa Edwarda Lawrence – Siedem filarów mądrości, by zarobić na legendzie tego niezwykłego człowieka..


Jak widać na fotografiach, formacja skalna, która jest dziełem natury, ma rzeczywiście siedem pozornych "filarów", uformowanych w zboczu pod wpływem pogody i erozji (pięć wysokich, stopniowo zmniejszających się szczytów, dwa małe, zaokrąglone po prawej stronie formacji), lecz na tym kończy się podobieństwo oraz powiązanie z tytułem książki i jej treścią, ponieważ tak naprawdę, miejsce to nie ma absolutnie nic wspólnego z książką Thomasa Edwarda Lawrence "Siedem filarów mądrości".


W swej książce Lawrence nigdy nie wspomniał o tej skale, ani nie powiązał tego miejsca na pustyni z żadnym wydarzeniem. Co więcej, Siedem filarów mądrości, o których mowa w książce Lawrence, nie ma żadnego związku z pustynią Wadi Rum. Autor zaczerpnął tytuł z Księgi Przysłów - jednej z ksiąg dydaktycznych (mądrościowych) Hebrajskiej Biblii Starego Testamentu. Przysłowie to powiada, iż „mądrość zbudowała sobie dom i wyciosała siedem kolumn..”. Jest to metafora związku Boga z człowiekiem:
Mądrość.. (czytaj Bóg)
...zbudowała sobie dom... - Bóg chce zamieszkać w naszych sercach..
...i wyciosała siedem kolumn... - z Nieba otrzymujemy łaskę Ducha Świętego, która spływa na nas pod postacią Siedmiu Darów – Mądrości, Rozumu, Rady, Umiejętności, Męstwa, Pobożności i Bojaźni Bożej...
I tak przedstawia się historia nazwy owej skały..


W momencie, gdy pakuję aparat fotograficzny do torby, z nieba spływa łaska boża, pod postacią wyłaniających się zza chmury jasnych promieni słońca.. Jakby powiedział mój przyjaciel Jorguś – Jak sobie człowiek zasłuży, to ma - tak ja mam teraz dobre światło i mogę pstryknąć jeszcze raz panoramę „Siedmiu filarów mądrości”, rozświetlonych na tle błękitnego nieba..


Koniec sesji. Spoglądam na zegarek. Za kwadrans godzina 16-ta
Czas nagli, ponieważ w beduińskiej bazie samochodowej czekają na nas terenowe jeepy z kierowcami. Ruszamy w dalszą podróż, jak na razie wygodną, asfaltową drogą w głąb pustyni Wadi Rum..


WADI RUM – największa pustynia Jordanii,
odwieczny dom Beduinów.


Do bazy samochodów terenowych mamy parę kilometrów. Po drodze mijamy fantazyjne, piaskowcowe formacje skalne, wznoszące się kilkaset metrów w górę. Na przestrzeni wieków, piaskowiec pod wpływem postępującej erozji został uformowany w dość niezwykły sposób. Skalne wcięcia małych wąwozów, szczelin i żlebów w piaskowcowych zboczach stworzyły surowy, pustynny, kamienny krajobraz, jednakże bardzo niecodzienny i malowniczy na swój sposób..


Wadi Rum to bardzo piękne i wyjątkowe miejsce, ale dotknięte od pewnego czasu przez kilka cywilizacyjnych problemów środowiskowych. Rosnąca presja ze strony zwiedzających, a zwłaszcza nadmiar pojazdów terenowych, ma szkodliwy wpływ na kruchy ekosystem pustyni. Jest też problem z zaśmiecaniem pustynnego obszaru i zmniejszającej się liczby dzikich zwierząt przez nielegalne polowania. Uznając niepowtarzalną historię naturalną i kulturową Wadi Rum oraz żywotne znaczenie turystyki dla lokalnej gospodarki, rząd Jordanii w roku 1998 objął Wadi Rum obszarem chronionym. Dzięki wsparciu Banku Światowego i przy udziale Królewskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody oraz krajowych organizacji pozarządowych, przygotowano program ochrony pustyni i stworzono zespół miejscowych ludzi do zarządzania okolicą. W 2011 roku obszar chroniony Wadi Rum został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.


Beduińska wioska – RUM.
Po 20 minutach jazdy w strefie obszaru chronionego pustyni Wadi Rum, docieramy do głównej i praktycznie jedynej, większej zorganizowanej beduińskiej osady o nazwie Rum. Osadę zamieszkuje kilkuset mieszkańców – rdzennych Beduinów. Założona została u podnóża wielkich skalnych wzniesień, tworzących w tym miejscu pustyni potężną dolinę, ograniczoną z dwóch stron wysokimi, pionowymi ścianami piaskowca. Najwyższym szczytem tego masywu jest Jabal Ram lub Jebel Rum (1,734 m n.p.m) - drugi pod względem wysokości szczyt w Jordanii i najwyższy szczyt w centralnej dolinie Wadi Rum..


Poniżej fota i mapa satelitarna z umiejscowieniem wioski beduińskiej w skalnym wąwozie pustyni Wadi Rum.


Cała osada to w sumie kilkadziesiąt beduińskich namiotów oraz rodzinnych domów zbudowanych z cegły, kamiennych bloczków i gliny, a także jeden budynek szkoły dla chłopców, jeden dla dziewcząt, kilka sklepów i siedziba Desert Patrol – Pustynnego Patrolu, pilnującego porządku na obszarze Wadi Rum.


Najważniejszą rzeczą jaka istnieje w beduińskiej osadzie jest oczywiście baza samochodów terenowych, którymi Beduini wożą grupki turystów na pustynny cross po Wadi Rum.. Z turystyki żyje obecnie cała osada, więc samochody terenowe, to ważne narzędzie pracy, a beduińscy kierowcy to specjaliści od karkołomnej jazdy po pustynnych piachach i wysokich wydmach..


Autokar wjeżdża na mały parking pośrodku wioski i natychmiast zjawia się beduiński kierowca-przewodnik, który informuje nas o przygotowanych jeepach. Pojazdy powoli ustawiają się na poboczu drogi. Samochody terenowe jakimi Beduini wożą po Wadi Rum turystów, to w 99% terenowe Toyoty różnej maści i rocznika, ale sprawujące się zazwyczaj doskonale na pustynnych wertepach. Z tyłu każdego picku-upa zabudowany jest płócienny daszek, chroniący od promieni słonecznych. Wybierając się na przejażdżkę takim samochodem terenowym, trzeba bezwzględnie nakremować twarz, ręce i nogi kremem z mocnym filtrem, uzbroić się w kapelusz, okulary oraz chustę na twarz osłaniającą przed kurzem. Ważną sprawą jest dobre i stabilne ulokowanie się na siedzeniu w formie ławeczki, zaparcie nogami gdzie się da, ponieważ w niektórych momentach można pofrunąć pod sufit na wyboistych wydmach, zwłaszcza gdy kierowcą ma ciężką nogę i lubi dla uatrakcyjnienia wycieczki poszaleć na piachu...


Zajmujemy miejsca po 6 osób na tyle każdego jeepa, dostajemy poglądowe mapki z nazwami poszczególnych miejsc na pustyni, które będziemy odwiedzać i w drogę !!!


Trochę geografii i historii WADI RUM..
Wadi Rum znana również jako The Valley of the Moon (Dolina Księżyca) to niezwykła, pustynna dolina, leżąca wśród granitowych i piaskowcowych skał na południu Jordanii. Jest to największa pustynna dolina w Jordanii. Aby zabezpieczyć niepowtarzalny krajobraz pustyni Wadi Rum, jej obszar został objęty w 1998 roku intensywnym programem ochrony. Obszar chroniony Wadi Rum obejmuje 720 km² pustyni…


Piękny, niezwykły, czasami wręcz fantastyczny krajobraz pustyni Wadi Rum wznosi się stopniowo od szerokich piaszczystych dolin w kierunku kulminacji ogromnych gór z piaskowca i granitu, wypiętrzających się z morza piasku na wysokość 1700 metrów i więcej.. Od tych właśnie wzniesień najprawdopodobniej pochodzi aramejskie określenie „rum” oznaczające "wysoki" lub "podwyższony"..


Najwyższym wzniesieniem na obszarze pustyni, a tym samym w całej Jordanii, jest Jabal Umm ad Dami 1840 m n.p.m. Wypiętrza się 30 km na południe od beduińskiej wioski Rum. W pogodny dzień można zobaczyć z jego szczytu Morze Czerwone i granicę z Arabią Saudyjską.. ​​


Wąskie kaniony i rozpadliny wcinające się w głąb granitowych masywów, kryją wiele starożytnych rysunków naskalnych, wyrytych przez narody pustyni w ciągu tysiącleci. Plemiona Beduinów nadal żyją wśród gór Rum. Ich duże namioty z koziego włosia są szczególnym, charakterystycznym elementem pustynnego krajobrazu Wadi Rum.


Nasze cztery terenowe jeepy w dość szybkim tempie przemierzają pustynne obszary Wadi Rum. Usadowiony stabilnie na tyle samochodu, 
w dogodnych momentach pstrykam fotki i kręcę filmiki.. Wokół tylko rozległe połacie różowego piachu, wysokie formacje skalne wznoszące się po lewej i prawej stronie, tumany pyłu wzniecane przez samochody jadące z przodu, a na dodatek dokuczliwy upał, dający się we znaki pomimo zadaszenia pojazdu i dość późnej popołudniowej godziny. Na zegarku 16:30, więc szczyt upałów mamy już poza sobą, jednak temperatura powietrza oscyluje w granicach 38-40ºC. Dzięki temu, że co jakiś czas wjeżdżamy w cień rzucany przez wysokie skalne wzniesienia, można poczuć chwilową ulgę..



BEDUINI..
Parokrotnie mijamy po drodze charakterystyczne, ciemne zadaszenia beduińskich namiotów, rozstawionych w różnych miejscach doliny. Namioty tkane są z koziej sierści, która jest niezwykle odporna na działanie ekstremalnie trudnych warunków pustynnych. Poza tym namioty mają prostą konstrukcję, zapewniającą szybki i łatwy demontaż w trakcie przenoszenia się w inne pustynne rejony. Ci niezwykli mieszkańcy pustyni żyją tutaj w idealnej symbiozie z otoczeniem. Poza swoim bogiem Allahem, otaczają kultem także siły przyrody, gwiazdy, drzewa i kamienie..


Ludzie żyli i żyją na Wadi Rum od tysięcy lat, walcząc nieustannie o przetrwanie w trudnych warunkach. Zostali myśliwymi, pasterzami, rolnikami i przedsiębiorcami. Nawet słynni Nabatejczycy, kiedy wkroczyli na tereny Wadi Rum ponad 2,5 tys. lat temu, pozostawili po sobie kilka struktur, w tym niezwykle piękne, wykute w skałach świątynie (np. Petra oraz świątynia na Wadi Rum z I wieku pne.). Beduini - mieszkańcy pustyni, byli odrębnym społeczeństwem podległym własnym przywódcom. Często rabowali karawany, w tym również te, które podróżowały do Mekki. Służyli także do tłumienia buntów chłopów, sprawowali w Egipcie kontrolę nad żeglugą w delcie Nilu ..itd. Każdy władca danego państwa musiał liczyć się z siłą Beduinów.


Obecnie praktycznie wszystkie osoby mieszkające w okolicach Wadi Rum to Beduini, wywodzący się z koczowniczych lub półkoczowniczych plemion krajów arabskich. Lud ten jeszcze do niedawna prowadził wędrowny tryb życia, a ich głównym zajęciem była hodowla wielbłądów, owiec i kóz. Beduini koczowali w oazach, które z czasem przeobraziły się w osiedla i wioski. Społeczność beduińska żyje w ustroju plemiennym, patriarchalnym, mając silne poczucie więzi z mitycznymi, bohaterskimi przodkami Kahtanem i Ismailem. Podstawę stanowią rodziny łączone w rody, a te w plemiona, z radą starszych na czele i wybieralnym wodzem - szejkiem. Zachowują endogamię i wielożeństwo. Beduini to ludzie zaradni i gościnni, dzięki czemu są obecnie w dużej mierze odpowiedzialni za rozwój Wadi Rum jako atrakcji turystycznej.


Beduińskie kobiety, których pozycję określa Koran, mają pewną samodzielność, jednak jest ona mocno ograniczona prawami względem mężczyzny.  Koran zawiera pozytywne i humanitarne, ale także negatywne i kontrowersyjne zalecenia dotyczące kobiet. Ogólne przesłanie Koranu jest jednak na niekorzyść płci żeńskiej. Kobieta zawsze jest niżej sytuowana niż mężczyzna, niezdolna do samodzielnego życia bez niego, zdana na bezwzględne posłuszeństwo mężczyźnie, mająca dużo mniej praw przed sądami i mogąca zawierać małżeństwo tylko i wyłącznie z muzułmaninem, podczas gdy muzułmanin może pojąć za żonę żydówkę, chrześcijankę lub kobietę innej wiary.. Obwarowań jest oczywiście znacznie więcej, niektóre dotyczą np. stroju, religii, opieki nad dziećmi, sexu.. itp.. We wszystkich tych tematach kobieta muzułmańska ma zawsze dużo mniej swobody i mniej praw, niż jej facet..


Tutejsze skupiska Beduinów należą do sześciu grup plemiennych, z których dwie są największe:
- plemię Zalabia, które stanowi większość mieszkańców wioski Rum. Są oni w dużej mierze odpowiedzialni za usługi turystyczne, przejażdżki jeepami i wycieczki na wielbłądach..
- plemię Zweideh, druga wybitna grupa plemienna, której siedzibą jest wioska Disi na północnym skraju obszaru chronionego. To plemię również prowadzi usługi turystyczne, w tym noclegi na pustyni w kempingach oraz wycieczki samochodowe. Zweideh nie są całkowicie zależni od turystyki, ponieważ mając dostęp do dużego podziemnego źródła wody, zajmują się dość rentownym rolnictwem. Inne plemiona to Sweilhieen, Omran, Godman i Dbour. Żyją w różnych małych osadach i częściowo czerpią zyski z turystyki. Pomimo turystycznego boomu w tej części Jordanii, większość lokalnych Beduinów nadal w głównej mierze utrzymuje się z hodowli stad kóz, potrzebnych do uzyskiwania mleka, mięsa i "jameed” (rodzaju jogurtu), niewielu jednak jest w stanie kontynuować dziś prawdziwie koczowniczy tryb, przez co tradycyjny styl życia Beduinów szybko zanika. Szacuje się, że w obecnym czasie jedynie 2% Beduinów prowadzi koczowniczy tryb życia..


LAWRENCE'A SPRING – ŹRÓDŁO LAWRENCA
Po 30 minutach jazdy przez pustynne bezdroża i morze rozgrzanego różowego piachu, klucząc pośród granitowych wzniesień Wadi Rum, dojeżdżamy do pierwszego celu naszej dzisiejszej trasy – miejsca zwanego Źródłem Lawrence’a. Charakterystycznym drogowskazem, a zarazem pierwszym zielonym zwiastunem bliskości wody, jest wyrastające po prawej stronie doliny duże drzewo tamaryszku. Soczysta zieleń jego rozłożystej korony malowniczo kontrastujące na tle pomarańczowo-żółtych piasków pustyni.. Pojawiają się także kępy zielonej, pustynnej trawy..


Kiedy mijamy rozłożystego, zielonego tamaryszka, nagle zza skał wybiega spore stadko łaciatych, czarno-białych i brązowo-białych kóz. Wszystkie jak na komendę, od razu kryją się w cieniu korony drzewa.. 
- Sprytne bestie – myślę sobie i zaraz nasuwa mi się pytanie: - Skąd przywędrowały tutaj te bezpańskie kozy..??. Przecież w promieniu paru kilometrów nie było żadnych beduińskich namiotów... Po chwili sprawa się wyjaśnia. W oddali dostrzegam maszerującego postawnego Beduina z małym koźlakiem na ręku.. Nasz kierowca zwalnia i unosi rękę w geście powitania. Beduiński pasterz z uśmiechem na twarzy czyni podobny gest. Jak się okazuje, właściciel koziego stadka, to bliski krewny kierowcy mieszkający w wiosce Rum. Można powiedzieć, że spotkały się dwa nurty przekształceń beduińskiego społeczeństwa.. Jeden wozi zagranicznych turystów, drugi w tradycyjny sposób zarabia na życie…


Cztery jeepy naszego pustynnego konwoju zajeżdżają do niewielkiej oazy i zatrzymują się obok kamiennych poideł dla kóz i wielbłądów, u stóp masywu Jabal Rum (1340 m n.p.m)..


Wszyscy uczestnicy wyprawy wyskakują żwawo z terenowych pojazdów, by rozprostować kości i rozmasować tyłki po pokonaniu wyboistej drogi przez wydmy.. Mamy tutaj około godziny postoju, więc nie ma się gdzie spieszyć..


Mój beduiński kierowca Mahmud, z uśmiechem na twarzy pyta po angielsku - As it was going off-road car (jak się jechało terenowym samochodem) ??.  - Very well, only ass hurts (bardzo dobrze tylko dupa boli) - odwzajemniam uśmiech i dodaję, że jeśli bezpiecznie dowiezie mnie z powrotem do wioski, to stawiam mu zimne piwo.. Wspólna fotka, chwila wesołej rozmowy i młody Beduin oddala się w kierunku oazy..


Reszta beduińskich kierowców także idzie odpocząć, kierując się w stronę dużego namiotu, ustawionego u podnóża skał, gdzie można wypić doskonałą herbatkę miętową.. Wielu Beduinów, którzy do niedawna dosiadali wielbłądów maszerujących w karawanie przez pustynne obszary Wadi Rum, obecnie przesiadło się za kierownicę terenowych jeepów. Przemiany gospodarcze wymusiły poszukiwanie nowych, lepszych sposobów utrzymania. Coraz bardziej popularną profesją Beduinów jest obsługa ruchu turystycznego: pilotowanie wycieczek na pustyni czy przejażdżki na wielbłądach. Wykorzystuje się ich wiedzę i znajomość pustyni, panujących na niej warunków, topografii, itp.. Coraz większą popularnością wśród przyjeżdżających tutaj zagranicznych turystów cieszy się biwakowanie "pod gwiazdami" (zwyczajem Beduinów), jazda konna (konie arabskie) oraz wspinaczka skałkowa po dość trudnych ścianach. Ponadto Beduini znaleźli zatrudnienie jako przewoźnicy na trasach dawnych karawan, choć już nie na wielbłądach, lecz nowoczesnymi środkami transportu masowego.


Powoli zabieram torbę ze sprzętem foto, lecz zanim przejdę w kierunku wspomnianego źródła, muszę najpierw wyjaśnić kilka historycznych faktów, związanych z tym miejscem.


LAWRENCE Z ARABII – Historia prawdziwa..
Jak wcześniej wspomniałem, w XX-wieczną historię Półwyspu Arabskiego wpisał się swą działalnością, zaangażowaniem i wyczynami, urodzony w Walii, brytyjski archeolog, podróżnik, agent wywiadu Secret Intelligence Service - Thomas Edward Lawrence, znany powszechnie jako Lawrence z Arabii. Historycy powiadają, iż człowiek ten ukształtował mapę Bliskiego Wschodu i wygrał I wojnę światową na tym obszarze.. Związki Lawrence z obszarem Wadi Rum są także niezaprzeczalne i mające odzwierciedlenie w pewnych miejscach na pustyni, oznaczonych jego nazwiskiem lub wizerunkiem wyrytym w skałach. Całe życie T E Lawrence było niezwykle ciekawe i burzliwe, zwłaszcza okres lat młodości, kiedy jako 30 letni oficer został wysłany na Bliski Wschód do współpracy z arabskimi siłami partyzanckimi przeciwko Imperium Osmańskiemu, założonemu przez Turków na tym obszarze.. Ale wróćmy do początków biografii tego niezwykłego człowieka, który zmienił bieg historii na Bliskim Wschodzie..


T E Lawrence urodził się 16 sierpnia 1888 w Tremadog, w Walii. Był drugim z pięciu nieślubnych dzieci sir Thomasa Chapmana i guwernantki Sary Junner. Thomas Chapman opuścił żonę i zamieszkał z kochanką w North Oxford. Edward był bardzo zdolnym dzieckiem. Jako czterolatek czytał już książki i gazety.


Młody Lawrence w szkole miał zawsze wysokie oceny, a na Uniwersytecie w Oksfordzie był wyróżniającym się studentem. W młodości studiował archeologię; jako student w ramach stypendium uczestniczył w wykopaliskach w Mezopotamii i Syrii (m.in. w Karkemisz).


Po wybuchu I wojny światowej Thomas Lawrence zaciągnął się do armii brytyjskiej. Od końca grudnia 1914 roku pełnił służbę w kairskim sztabie jako oficer wydziału geograficznego. W ramach swoich obowiązków opracował mapy Bliskiego Wschodu, a także przewodnik dla żołnierzy, opisujący tereny, które zwiedził jako student. Prowadził też działalność wywiadowczą (między innymi ustalił przydziały niemieckich archeologów w armii tureckiej). W 1916 roku został członkiem zorganizowanej brytyjskiej sekcji wywiadowczej - Secret Intelligence Service Biura Arabskiego.


W czerwcu 1916 roku wybuchło antytureckie powstanie arabskie, zorganizowane przez emira Faisala I w celu uniezależnienia się od Imperium Osmańskiego i utworzenia jednolitego państwa arabskiego od Aleppo w Syrii po Aden w Jemenie. Było ono wspierane przez Brytyjczyków. 15 października 1916 r. Thomas Lawrence przypłynął do Dżuddy na pokładzie statku wiozącego zaopatrzenie dla powstańców, którzy w tym czasie znajdowali się w defensywie. Lawrence przekonał szarifa Mekki - emira Faisala I do rozpoczęcia działań ofensywnych i stanął u boku przywódcy powstania. W następnych miesiącach przeprowadzono wiele rajdów na obszarze Arabii, z których najważniejszy był rajd zakończony zdobyciem Akaby (przeprowadzony pomiędzy 6 maja a 6 lipca 1917 roku).


W efekcie działań powstańców została zahamowana ofensywa wojsk tureckich na strefę Kanału Sueskiego. W uznaniu zasług Lawrence’a awansowano go do stopnia pułkownika. 1 października 1918 roku armia arabska wraz z brytyjskim Camel Corps zajęła Damaszek – co zakończyło kampanię bliskowschodnią.
Poniżej – Thomas Edward Lawrence w towarzystwie emira Faisala I i brytyjskiej admiralicji wojskowej po mianowaniu do stopnia pułkownika – rok 1918.


Lawrence był gorącym zwolennikiem powstania samodzielnego państwa arabskiego, ale jego plany udało się zrealizować tylko częściowo. Rozczarowany, wycofał się z działalności w sprawach arabskich na początku lat 20-tych. Aby „uciec” przed prasą, w 1922 roku zmienił nazwisko na John Hume Ross, po czym zgłosił się do służby w RAF. Kiedy wykryto mistyfikację, jako T. E. Shaw przeszedł w 1923 do Royal Tank Corps, by pod tym samym nazwiskiem wrócić w 1925 do RAF. Po zwolnieniu ze służby osiedlił się w Dorset.. Zginął tragicznie w wieku 46 lat, 19 maja 1935 roku w wypadku motocyklowym, na swym ukochanym motorze Brough Superior SS100...


Po powrocie z misji bliskowschodniej Lawrence napisał i wydał w 1922 roku wspomnienia wojenne pt. Siedem filarów mądrości (ang. Seven Pillars of Wisdom). Były one inspiracją do nakręcenia dramatu przygodowego „Lawrence z Arabii” z roku 1962. Film był nominowany w 1963 do 10 Nagród Akademii, zdobył 7 statuetek Oscara, w tym nagrodę za najlepszy film. W 1998 roku American Film Institute umieścił „Lawrence'a z Arabii” na liście 100 najważniejszych amerykańskich filmów stulecia. Według mojej oceny film jest świetny i warto go oglądnąć..
Poniżej – fotki ze słynnego filmu „Lawrence z Arabii”, nakręconego na podstawie książki Siedem filarów mądrości, z całą plejadą gwiazd filmowych w głównych rolach – Peterem O’Toole, Omarem Sharifem, Alec Guinnessem, Antony Quinnem... Większość scen pustynnych kręcono właśnie na Wadi Rum..


Po tym spacerku w czasie do okresu I wojny światowej, wróćmy do teraźniejszości na pustynię Wadi Rum
Wyczyny Lawrence stały się częścią lokalnego folkloru i kilka popularnych atrakcji turystycznych oraz rzekomych miejsc, gdzie Lawrence przebywał, „ochrzczono” jego nazwiskiem. Źródło Lawrence, do którego właśnie dotarliśmy, jest jednym z nich.. Jak wspominałem, Lawrence podczas arabskiej rewolty odbył kilka pustynnych rajdów przez Wadi Rum
Oaza nazwana „Źródłem Lawrence” była ponoć miejscem, gdzie w czasie arabskiej rewolty przeciwko Imperium Osmańskiemu, Thomas Lawrence i emir Faisal I stacjonowali ze swoim wojskiem przed kluczowym atakiem na fort Akaba, korzystając z wody i pojąc wielbłądy. Napisałem – ponoć, gdyż nie ma konkretnych dowodów, że właśnie z tej oazy korzystały wojska arabskie. Takich źródeł na pustyni Wadi Rum jest kilka.. Ale skoro to właśnie źródło nazwano od nazwiska Brytyjczyka, to widocznie coś jest na rzeczy.. Kiedy rozglądam się wokół, widzę tylko wysoki masyw skalny, którego strome zbocze pokrywa kamienny rumosz. Nigdzie żadnej bujnej zieleni, tylko u stóp masywu wspomniany namiot beduiński, rozbity w cieniu góry. Gdzie to źródło..??


Część osób z naszej grupki także bezradnie rozgląda się dookoła, wypatrując źródła lub choćby jakiegoś znaku, skąd może ono wypływać.. 
W tym momencie dojeżdża jeep z naszym beduińskim przewodnikiem, który wyskakuje z samochodu i z daleka macha rękami, przywołując całą ekipę do siebie na pogawędkę.. Po jego kilku zdaniach sprawa się wyjaśnia. Nieopodal prowizorycznego parkingu, w odległości kilkudziesięciu metrów widoczne są kamienne murki, tworzące rodzaj koryt, do których spływa woda ze źródła. Koryta są poidłami dla zwierząt, natomiast nieco powyżej, znajduje się mały kamienny zbiornik, gdzie tubylcy czerpią wodę do picia..


Skąd jednak wypływa woda zasilająca ów system kamiennych koryt ??.. Kiedy przewodnik unosi rękę do góry i wskazuje na szczyt wznoszącego się przed nami masywu Rum, tłumacząc że tam jest źródło, zaczynam mieć wątpliwości czy mówi prawdę, czy robi nas w balona..??


Źródło na szczycie góry
czyli
wspinaczka na JABAL RUM..
Pustynne źródła wody od zawsze były kluczem do życia tutejszych mieszkańców, karawan przemierzających pustynię, wędrowców, pasterzy pędzących stada kóz czy wielbłądów.. Pustynna oaza kojarzy się najczęściej z zieloną roślinnością, kilkoma palmami i oczkiem wody pośrodku. Jednak nie zawsze tak jest. Często woda spływa z niedostępnych miejsc i jest gromadzona w kamiennych nieckach czy sztucznych zbiornikach, tak jak ma to miejsce w tym przypadku. Dręczy mnie jednak myśl, że jestem w tak symbolicznym miejscu i nie mogę zobaczyć prawdziwego źródła Lawrence..??. Po krótkiej rozmowie z przewodnikiem i dokładnym wyjaśnieniu, skąd wypływa źródlana woda i jak można do tam dotrzeć, postanawiamy podjąć wyzwanie i wspiąć się na górę.. Tylko trzy osoby decydują się na wspinaczkę – ja, mój przyjaciel Marek i nasz przewodnik Abdul. Reszta grupy ma czas wolny na degustację herbatki u Beduinów i ponad godzinę odpoczynku.. Podejście jest dość męczące, ale niezbyt trudne technicznie. Trzeba wspiąć się ponad 300 metrów w pionie na grzbiet masywu. Droga początkowo prowadzi zacienionym, stromym źlebem, usłanym skalnym rumoszem i ogromną ilością granitowych głazów…


Trasę na szczyt pokonujemy dość szybko. Dla mnie taka góra to raczej pagórek, Marek też już w życiu trochę gór „przedeptał”, a nasz Abdul to rdzenny Beduin, więc dla niego to też pikuś. Po 20 minutach wspinaczki docieramy do górnych partii masywu. Do tej pory słońce schowane za granią góry nie dawało się we znaki, jednak pod szczytem wyłania się zza skał i zaczyna smażyć dość ostro.. Abdul pociesza, że do źródła już tylko 10 minut podejścia..


W końcu po półgodzinnej wspinaczce docieramy na wysokość ok.1300 m n.p.m. pod wilgotną skałę, porośniętą zieloną roślinnością, przypominającą miniaturowe paprocie.. Kiedy na pustyni pojawia się choć niewielka ilość wody, wtedy wyrastające wokół źródła nieliczne roślinki szokują świeżością zieleni i samą swą obecnością..


W niecce u stóp skalnej ściany wypływa krystalicznie czysta i bardzo zimna woda. Klękam przy tym małym wodnym zbiorniczku i łapczywie popijam źródlaną wodę. Moi towarzysze jak na komendę czynią to samo.. W spieczonych ustach i zaschniętym gardle czuję wielką ulgę. 
Zimna, orzeźwiająca woda po takiej wspinaczce i w tak wysokiej temperaturze otoczenia (40°C), jest niczym kufelek zimnego piwa na środku pustyni..


Pięć minut odpoczynku, pięć minut na sfotografowanie pięknej panoramy doliny Wadi Rum rozciągającej się ze szczytu oraz widocznych w dole naszych pojazdów i poideł dla zwierząt.. Przy okazji krótkie wyjaśnienie geologiczno-hydrologiczne tego niecodziennego zjawiska: dlaczego źródło nie wypływa z piasków pustyni na dole, tylko 300 metrów w pionie wyżej, na szczycie skalnego masywu…??.


Zjawisko wypływu wody w tak dość dziwnym miejscu, na znacznej wysokości ponad poziomem piasków pustyni, pojawia się na Wadi Rum kilkakrotnie. Jest to spowodowane spotkaniem się dwóch geologicznych struktur gruntu – piaskowca i granitu.. Piaskowiec składa się ze stosunkowo dużych cząstek, jest porowaty i absorbuje wodę deszczową, którą następnie filtruje w dół przez swoją masę; granit jest bardziej trwały i nieprzepuszczalny, a woda nie wsiąka w niego lecz po nim spływa. Gdy woda gruntowa wewnątrz gigantycznej masy skalnej napotyka pod spodem nieprzepuszczalny granit, wypływa na zewnątrz skały..
Poniżej – Poglądowy przekrój geologiczny skalnych masywów Wadi Rum..


Dość tej geologii, czas schodzić powoli w dół do podnóża góry, gdzie czeka reszta grupy.. Jeszcze tylko parę panoram oraz zbliżeń pustynnego krajobrazu i wracamy z powrotem tą samą drogą po skalnym rumoszu..


Po 25 minutach od momentu rozpoczęcia schodzenia ze szczytu skalnego masywu, docieramy szczęśliwie w pobliże naszych jeepów, zaparkowanych tuż obok kamiennych poideł dla zwierząt..


Kiedy pakujemy się do wnętrza samochodów, nieoczekiwanie przy wodopoju pojawia się stadko znajomych kóz, które wcześniej widziałem w cieniu drzewa tamaryszku.. Ostatnia fotka na tym postoju i jedziemy dalej...


Nasze jeepy kierują się teraz na południe. Kolejny cel do osiągnięcia na pustyni Wadi Rum to Kanion Khazali. Zanim tam jednak dotrzemy musimy pokonać kilka kilometrów pustynnych piachów..


Pustynne krajobrazy…
Ktoś kto nigdy nie widział pustyni Wadi Rum, mógłby powiedzieć, że w krajobrazie pustynnym nie ma nic szczególnego.. Ot, monotonia żółtego piachu, pofalowane wydmy i nic poza tym.. Jednak tutaj taka teza nie ma kompletnie potwierdzenia. Z każdym przejechanym kilometrem sceneria Wadi Rum zmienia się jak na taśmie filmowej. Są miejsca ładne, zatrzymujące wzrok, ale czasami widoki zapierają dech w piersi. Spoglądając na ten nieziemski krajobraz, nie jestem do końca pewien, 
czy otacza mnie świat realny. Pomarańczowe równinne obszary pustyni 
i wypiętrzające się ponad nimi na wysokość półtora kilometra w górę, brązowo-żółto-pomarańczowe masywy piaskowca i granitu, tworzą klimat jak w filmie science fiction..


Po 20 minutach jazdy utartym szlakiem przez pustynne piaski, w oddali przed nami po prawej stronie ukazuje się potężny masyw Jabal Khazali (1480 m n.p.m). To właśnie w jego wnętrzu matka natura stworzyła piękny kanion, który zauroczył ludzi tysiące lat temu. Potwierdzają to naskalne rysunki na ścianach kanionu oraz Nabatejskie petroglify, które mam zamiar zobaczyć i sfotografować...


Koziorożec nubijski…
Kiedy dojeżdżamy do podnóża masywu, nasz kierowca zwalnia i wskazuje coś ręką w stronę pustyni... Wpatrzony w masyw Jabal Khazali, początkowo nie zwracam uwagi na jego reakcję, dopiero po paru chwilach spoglądam w tamtą stronę.. Przez pustynne piaski maszeruje sobie stado dorodnych Koziorożców nubijskich, których potężne, zakręcone rogi wprawiają w zachwyt..
Koziorożec nubijski to typowy mieszkaniec skalistych pustyń w górskich obszarach Afryki. Występuje na terenie Egiptu, na wschód od Nilu, 
w północnej Etiopii i zachodniej Erytrei, Izraelu, zachodniej Jordanii oraz 
w zachodniej i środkowej Arabii Saudyjskiej, Jemenie i południowym Omanie. Koziorożce żyją w stadach złożonych wyłącznie z samców lub samic, młode pozostają w stadzie samic do osiągnięcia dojrzałości płciowej. Są zwierzętami dziennymi i odpoczywają w nocy. Żywią się różnymi gatunkami roślin (zielnych i zdrewniałych), głównie trawą i liśćmi. Padają ofiarą lampartów, orłów i orłosępów brodatych.


KANION KHAZALI
Nasze terenowe Toyoty ponownie zatrzymują się na pustyni Wadi Rum. Tym razem przejdziemy kawałeczek w głąb kanionu Khazali, by zobaczyć co kryją jego pionowe ściany, a potem wstąpimy na herbatkę do Beduinów


Spoglądam na ceglasto-pomarańczowy masyw Jabal Khazali (1480 m n.p.m), we wnętrzu którego kryje się szczelina kanionu Khazali.. 
Stojąc u jego podnóża, z poziomu piasków pustyni nie wygląda on aż tak imponująco. Jest to jednak bardzo wysoka góra, jeśli chodzi o tutejsze wysokości względne. Pionowe ściany masywu Khazali wznoszą się 480 metrów nad równiną pustyni i 1480 metrów nad poziomem morza.  
Masyw zalega na powierzchni 7 km²..


Poniżej – zdjęcie masywu Khazali zrobione z wysokiej wydmy, oddalonej od niego około 1 km w kierunku północno-zachodnim..


Poniżej – widok masywu Khazali z powietrza..


Zabieram aparat fotograficzny i za resztą grupy ruszam w kierunku kanionu.. Po drodze mijam beduińskie lokum, postawione tutaj w charakterze przydrożnej herbaciarni. W drodze powrotnej z kanionu wstąpimy do owego namiotu na smakowitą, miętową herbatkę, przyrządzaną przez Beduinów..


Kanion Khazali jest jednym z najbardziej znanych miejsc na pustyni Wadi Rum. Od północnej strony masywu, głęboka i wąska szczelina wcina się w głąb skały, tworząc rodzaj kanionu. Szczelina ma ok.1200 m długości, ale tak naprawdę można wejść w głąb kanionu na odległość 150-200 metrów. Dalej bez odpowiedniego sprzętu nie ma możliwości przejścia..


Wejście do kanionu to wąska gardziel ograniczona pionowymi ścianami z różowego piaskowca. Jedynym żywym elementem otoczenia są dwa zielone drzewa dzikiego figowca..


Piaskowcowe ściany wznoszące się na wysokość 480 metrów, matka-natura ukształtowała w fantastyczny sposób. Ich struktura jest tak skomplikowana i piękna, że można by przypuszczać, iż wyszła spod dłuta rzeźbiarza-artysty.. Niektóre fragmenty ścian wyglądają niczym frontony średniowiecznych świątyń, z portalami, galeryjkami i filarami ciosanymi w kamieniu.. Dodatkowym wizualnym efektem jest ich kolorystyka. Za kolory piasku i bogactwo form jest odpowiedzialna różnorodność skał. W skalnych warstwach występują granity, bazalty i piaskowce, odcinające się od siebie odcieniami żółci, pomarańczu, beżu czy brązu..


Maszeruję powoli na końcu grupy.. Przed wejściem do kanionu odczekuję kilka minut, żeby nie przepychać się w wąskiej szczelinie. Nasza ekipa liczy tylko kilkanaście osób, ale gardziel kanionu w niektórych miejscach ma niespełna 1 metr szerokości. Na postój tutaj przeznaczyliśmy około godzinki, więc nie ma się gdzie spieszyć, a chciałbym kanion dokładnie sfotografować i wejść do środka maksymalnie daleko..


Po 10 minutach robi się możliwie pusto. Cześć osób zaglądnęła tylko na początek szczeliny w szerszy korytarz, pstryknęli fotki i wyszli na zewnątrz, a tylko nieliczni powędrowali dalej w głąb masywu..


Teraz moja kolej na obejrzenie tego cudu natury.. Kiedy staję w wąskiej szczelinie i spoglądam w górę na skalne ściany, wznoszące się kilkaset metrów ponad głową, ogarnia mnie uczucie maleńkości.. Konfrontacja w takiej bliskości z wielką górą onieśmiela i uzmysławia potęgę kanionu.. Gdyby gdzieś tam z wysokości spadł kamyczek wielkości worka cementu, to została by po mnie tylko tłusta plama...


Naskalne petroglify sprzed 3 tysięcy lat..
Wędrując powoli w głąb masywu wąską szczeliną kanionu, rozglądam się uważnie na lewo i prawo, ogarniając wzrokiem powierzchnię skalnych ścian. Według informacji uzyskanych od naszego beduińskiego przewodnika, mają na nich znajdować się starożytne, naskalne petroglify sprzed tysięcy lat. W pewnej chwili, na żółto-różowym piaskowcu dostrzegam pierwsze rysunki.


Wadi Rum zamieszkiwana była od czasów prehistorycznych przez wiele różnych kultur, w tym koczownicze plemiona arabskie oraz starożytny lud semicki – Nabatejczyków. W paru miejscach pustynnego obszaru Wadi Rum powstały piękne, wykute w skale świątynie jak np. wspaniała Petra, którą niedługo zwiedzimy.. Ludzie mieszkali także w pobliżu kanionu Khazali i odwiedzali to miejsce, pozostawiając po sobie ślad w postaci malunków naskalnych, napisów, petroglifów.. Przechodząc powoli wzdłuż skalnych ścian dotykam ręką ich szorstkiej, wilgotnej powierzchni z wyrytymi petroglifami, liczącymi co najmniej 3 tysiące lat !!!. Czuję się nieco surrealistycznie, jakbym wsiadł w czarodziejski wehikuł i cofnął się w czasie o kilka tysiącleci..


Na skalnych ścianach wyryto postacie przedstawiające ludzi, zwierzęta (wielbłądy, koziorożce, konie..) oraz wiele napisów w języku Nabatejskim, arabskim i w tzw. języku Thamudic. Język Thamudic jest często klasyfikowany jako protoplasta języka arabskiego. Był to starożytny dialekt północno arabski, stosowany na przełomie IV wieku p.n.e. - III wieku n.e...


Zagłębiając się coraz bardziej w ciasną szczelinę kanionu, przypominam sobie słowa mojego beduińskiego przewodnika, że na Wadi Rum nie ma nigdzie nic podobnego.. Przechodząc powoli do przodu wzdłuż skalnych ścian, spoglądam co jakiś czas pod nogi. Na dnie chłodnego korytarza znajduje się szereg małych oczek wodnych, zasilanych podskórnymi ciekami..


Po pokonaniu ok. 200 metrów robi się coraz ciaśniej. W pewnym momencie przeciwległe skalne ściany kanionu schodzą się dołem, zamykając na wysokości kilku metrów wąską gardziel szczeliny. Od tego momentu przejście w dalsze partie kanionu możliwe jest tylko górą, a do tego potrzeba czasu i odpowiedniego wyposażenia. Niestety nie mam ani jednego, ani drugiego. Koniec mojej wędrówki kanionem Khazali.. 
Czas wracać do wejścia..


Kiedy po paru minutach docieram do początku gardzieli kanionu, ostatnie osoby z naszej ekipy oddalają się w kierunku zaparkowanych jeepów.


Zanim odjedziemy w dalszą rejony pustyni Wadi Rum, mamy jeszcze zaplanowaną krótką wizytę w pobliskim namiocie Beduinów, rozstawionym nieopodal wejścia do kanionu. Chwilkę odpoczniemy, wypijemy doskonałą miętową herbatkę i dopiero wtedy ruszymy w pustynne rewiry..


Idąc na końcu grupy w kierunku beduińskiego namiotu, w pewnym momencie dociera do mych uszu odgłos zsuwających się kamieni u podnóża skalnego masywu. Spoglądam w tamtą stronę i nagle na skalnym piargu zbocza dostrzegam kilka pięknych, dorodnych Koziorożców nubijskich ze wspaniałym porożem na głowach.. Szaro-brązowa szata doskonale maskuje te pustynne kozice na tle różowo-pomarańczowego piaskowcowego zbocza. Chwytam za aparat, przymierzam obiektyw, pstrykam szybko dwie fotki ... i na kolejne ujęcia nie ma już czasu. Koziorożce znikają jak zjawy za skalnym załomem..


Z wizytą na beduińskiej herbatce..
Kiedy wkraczam do wnętrza namiotu, wszyscy moi znajomi siedzą już wokół na kamiennych ławach, przykrytych wełnianymi kocami. Pośrodku, na podwyższeniu w formie kuchennego stołu, starszy Beduin przyrządza aromatyczną herbatę


Podglądam ciekawie jak to robi.. Z dużego metalowego czajnika, ustawionego na palniku z gazową butlą, wydobywa się smużka pary. Woda zagotowana.. Beduin wrzuca do środka niewielką garść liści herbaty. Do tego dorzuca kilka łodyg z liśćmi świeżej mięty i wsypuje dużą ilość cukru.. Teraz cała zawartość czajnika gotuje się przez 5 minut na delikatnym ogniu, by herbata nie wykipiała. Cały ceremoniał parzenia herbaty jest dość uroczysty. Po zakończeniu, Beduin rozlewa napar do niedużych szklaneczek..


Inny Beduin, nieco młodszy, roznosi szklaneczki na tacy, serwując herbatę każdemu z gości..


Herbata jest ciemna, aromatyczna, gorąca i baaardzo słodka. Tyle cukru co mam w szklance beduińskiej herbaty, wystarczyłoby mi na 10 herbat, które pijam normalnie w domu. Tutaj jednak muszę ją wypić z uśmiechem na twarzy. Odmowa wypicia, to nietakt w domu gospodarza. Takie jest po prostu prawo pustyni – gościa należy napoić. Dziękuję za podaną szklaneczkę i powoli sączę gorący napar. Choć niezwykle słodki, jest fantastyczny, gaszący doskonale pragnienie. Kiedy kończę picie herbaty, młodszy Beduin widząc pustą szklaneczkę w mych dłoniach, momentalnie podchodzi z czajnikiem. Tutaj panuje jeszcze jedna zasada – jeśli nie przysłonisz szklanki dłonią, gospodarz będzie polewał do oporu..


Czas biegnie nieubłaganie. Chociaż miło się siedzi w zacienionym beduińskim namiocie, trzeba ruszać dalej. Żegnam gościnnych Beduinów, a przy wyjściu z namiotu wrzucam do stojącej niewielkiej puszki 1 dinara jordańskiego (5 zł). Opłata nie jest tutaj żadnym wymogiem, to po prostu gest grzecznościowy w stosunku do gospodarza. Beduini są ludźmi honorowymi i sami nie dopominają się o zapłatę … W ciągu kolejnych kilku minut, cała nasza ekipa zasiada ponownie w terenowych jeepach..


Na zegarku godzina 17:30. Dzień powoli się kończy. Przez rozgrzane, ceglasto-różowe piaski pustyni Wadi Rum, wracamy w kierunku wioski Rum, jednak po drodze zajedziemy w jeszcze jedno ciekawe miejsce, by wspiąć się na potężną wydmę i zrobić piękne panoramy pustyni Wadi Rum o zachodzie słońca..


Zmierzamy w kierunku północnym. Kierowca jeepa dociska mocno pedał gazu, chcąc w nas troszkę podkręcić adrenalinę. Siedzę obok niego i w dogodnych momentach, gdy droga jest stosunkowo płaska, pstrykam serię fotek.. Zawsze potem z dużej ilości zdjęć będzie można wybrać choć jedno, ale dobre. Późno popołudniowe pustynne krajobrazy tworzą niepowtarzalny klimat. Słońce powoli chyli się ku zachodowi, wyostrzając zarysy górskich masywów i nadając piaszczystym wydmom intensywnego pomarańczowego koloru..


Pół godziny przed zachodem słońca dojeżdżamy do potężnej piaskowej wydmy, typowej dla ergów bliskowschodnich i północno afrykańskich.. 
U jej stóp napotykamy kolejne beduińskie namioty..


Wspinaczka na wydmę
czyli
boso na wielką górę piachu..
Nasz przewodnik Abdul, proponuje wdrapać się na jej szczyt, by stamtąd zobaczyć piękno pustyni o zachodzie słońca.. Wydma wznosi się do góry na ponad 200 metrów. Jest niczym piaskowa rampa prowadząca na skalny płaskowyż. Z dołu wydaje się niezbyt duża, a wyjście na nią stosunkowo łatwe. Jednak jak się za chwilę okaże, 80% chętnych do zdobycia szczytu wydmy, zawróci w połowie podejścia..


Przyjmując wyzwanie Abdula wychodzę z jeepa, ściągam sandały, przewieszam przez ramię aparat fotograficzny oraz mały statyw i ruszam na szczyt wielkiej góry piachu.. W moje ślady idzie kilka osób, reszta towarzystwa zostaje na dole przy samochodach, obserwując nasze podejście..


Wydma jest stroma. Z dołu wyglądała na bardziej łagodną.. Aby wdrapać się po niej na szczyt płaskowyżu, trzeba pokonać około 350 metrów podejścia. Gorący piach, rozgrzany w ciągu dnia promieniami słońca do temperatury 40 stopni, daje teraz popalić.. Trzeba wspinać się stosunkowo szybko, bo pali w gołe stopy. Piach nie tylko jest gorący, ale także bardzo sypki. Wchodzenie po takiej stromej piaskowej rampie jest męczące: robimy krok do przodu i zjeżdżamy kawałek do tyłu. Stopy grzęzną w piachu i potrzeba dodatkowego wysiłku, by brnąć do góry.. Po 150 metrach podejścia odwracam się i robię pierwszą panoramę w kierunku samochodów. Widzę jak reszta towarzystwa, która wędrowała za mną, zaczyna przystawać i odpoczywać na zboczu.. Nie jest łatwo..


Po chwili ruszam w dalszą wspinaczkę na szczyt wydmy. W połowie podejścia kolejny obrót i kolejna panorama. Ludzi za mną coraz mniej 
i coraz częściej przystają, by zaczerpnąć powietrza..


Po niespełna 10 minutach wspinaczki dochodzę w rejon szczytu wydmy. Ostatni obrót i spojrzenie za siebie.. W oddali podchodzą już tylko trzy osoby. Reszta najwidoczniej zrezygnowała i schodzi w dół. Wydma okazała się za trudnym wyzwaniem dla niektórych wspinaczy.


Jeszcze tylko pokonanie półki z piaskowca i wyskakuję na skalny płaskowyż, wznoszący się 200 metrów nad poziomem pustyni. 
Szczyt wydmy zdobyty..!!


Panoramy WADI RUM z płaskowyżu..
Skalny płaskowyż, na którym teraz stoję, ma około 120 metrów długości i 50 metrów szerokości. Z tej doskonałej platformy widokowej rozciąga się krajobraz pustyni Wadi Rum na kilkanaście kilometrów wokół. 
Ustawiam statyw przy krawędzi skalnej platformy i pstrykam piękne panoramy Wadi Rum w czterech kierunkach świata.. Jasna tarcza słoneczna powoli zniża się nad horyzontem.. Za kilka minut będzie piękny zachód słońca..
Panorama z wydmy w kierunku wschodnim:


Panorama w kierunku południowym:


Fotografując poszczególne sektory pustynnego obszaru, rozglądam się uważnie dookoła. Z tej wysokości panorama jest wspaniała. Widać morze piachu w odcieniach czerwieni, różu, pomarańczu, delikatnie błękitne niebo i pożłobione ochrowo – brunatne ostańce skalne... Poza mną i kilkoma osobami z naszej ekipy wokół nie ma nikogo innego. To naprawdę robi to wrażenie..


Spełnia się kolejne moje marzenie, by każda wyprawa była nieustannym pasmem radości. Wadi Rum – fascynująca pustynia w Jordanii jest taką perełką, która zachwyca. Perełką na wielkim pustynnym obszarze Półwyspu Arabskiego.. W oddali lśnią w zachodzącym słońcu ziarenka piasku i obłoki pyłu. Zmusza to do przymknięcia powiek, a wtedy otaczający nas świat staje się jeszcze mniej realny.


Fotografuję dalej.. Kolejne kierunki geograficzne..
Panorama w kierunku zachodnim:


Panorama w kierunku północnym:


Kończy się powoli czas przeznaczony na podziwianie pustynnych panoram w promieniach zachodzącego słońca. Kończy się tym samym niezwykły dzień podróży po fascynującej pustyni Wadi Rum. To co jeszcze kilka dni wcześniej oglądałem w przewodnikach i na kanale National Geographic, teraz stało się urealnioną rzeczywistością... Nie tylko mnie zafascynowały krajobrazy Wadi Rum. W każdym materiale źródłowym o tym regionie jest napisane, że to najpiękniejsza pustynia świata. Dla mnie najważniejsza jest jednak opinia wspomnianego przez mnie T.E. Lawrence’a - podróżnika, żołnierza, archeologa, poniekąd awanturnika, ale również pisarza, który w swych pamiętnikach napisał .. „tylko w dziecięcych snach mogą powstać równie piękne krajobrazy…”


Zachód słońca na pustyni Wadi Rum


Zejście z tak dużej piaszczystej wydmy to wielka frajda. Przewieszam aparat na plecy i wielkimi susami ruszam w dół. Czerwony piasek jest bardzo miałki i po postawieniu nogi momentalnie ujeżdża spod stóp. Zsuwam po nim z wydmy niczym na nartach po stoku narciarskim. 
W błyskawicznym tempie docieram do podnóża góry piachu, gdzie czeka reszta grupy przy terenowych samochodach. W tym samym momencie, 
w pobliże naszych jeepów zajeżdża stara terenowa Toyota z kilkoma Arabami w galabijach.. Dziesięciu facetów wyskakuje z samochodu i z dziką radością na twarzy, podskakując w białych komeżkach jak ministranci po przedawkowaniu mszalnego wina, ruszają w górę piaszczystej wydmy, pokrzykując i poganiając się wzajemnie. Widać z tego, że spieszą się na wieczorną modlitwę o zachodzie słońca, którą chcą zaliczyć na szczycie góry.
- No to panowie w górę kiece i zausuuuwamyy, bo słoneczko zachodzi, 
a Allah nie będzie czekał ..!!!


Kwadrans przed godziną 19-tą startujemy w kierunku beduińskiej wioski Rum, skąd kilka godzin wcześniej wyruszaliśmy na przejażdżkę po pustyni.. Ostatnie promienie słońca skryły się już za wzgórzami, dokuczliwy skwar zelżał i zrobiło się całkiem przyjemnie. Delikatny półmrok powoli otula pustynne tereny Wadi Rum..


Nasze cztery jeepy suną śladem piaszczystych kolein w kierunku wioski. Tym razem mam komfortowe warunki podróży, ponieważ mój jeep jedzie jako pierwszy i cały kurz wzniecany na pustynnym szlaku wdychają jadący z tyłu.. Mogę teraz krzyknąć bez złośliwości do kumpla jadącego w drugim samochodzie za mną – Wąchaj gościu smród palonej gumy i wdychaj kurz..!!


Po 20 minutach jazdy docieramy do beduińskiej wioski Rum. Kończy się pierwszy, pięknie spędzony dzień na terenie Królestwa Jordanii, pełen wrażeń i fantastycznych widoczków największej jordańskiej pustyni Wadi Rum...


Przenocujemy w niewielkim hoteliku w centrum Akaby, a wczesnym rankiem po śniadaniu wyruszymy na spotkanie kolejnej przygody. Śladami dawnych karawan i słynnego filmowego archeologa Indiany Jonesa, zawitamy w pięknej górskiej dolinie, gdzie poszukamy ukrytego w skalnym wąwozie bajecznego skalnego miasta – osławionej Petry, architektonicznej perły królestwa Nabatejczyków, wpisanej na listę światowych zabytków UNESCO. Będzie to najważniejszy cel mojej wędrówki po Jordanii… 
Zatem do następnego spotkania i dobrej nocki pod gwieździstym bliskowschodnim niebem…

KONIEC cz.III
C.D.N..

1 komentarz:

  1. Gratulacje za dotarcie do prawdziwego źródła Lawrence, bardzo zainspirowała mnie jego postać.
    Potężny masyw Jabal Khazali robi wrażenie, zresztą jak wszystko mijane po drodze. Piękne kozice nubijskie , ale i koziorożce z artystycznym porożem .
    Dziękuję i pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń