Zdjęcie:

piątek, 22 października 2010

Pasmo Lipowskiego Wierchu cz.III

BESKID  ŻYWIECKI
- REDYKALNY WIERCH
- BORACZY  WIERCH
- LIPOWSKI  WIERCH
CZ.III     
  Na zegarku ukazała się dokładnie godz.11.00, gdy zaszedłem przed budynek schroniska na Hali Lipowskiej (1290 m).. Trasa z Hali Boraczej do schroniska na Hali Liposkiej szacowana jest na 2 godziny marszu.. Ja przekroczyłem ten czas tylko o 50 minut...To i tak dobry wynik mając na uwadze tyle pięknych punktów widokowych, czas poświęcony na fotki, nie zapominając oczywiście o odwiedzeniu Jaskini pod Boraczym Wierchem, która nie jest ujęta w normalnych szlakowych trasach.. W górach nie ma się gdzie spieszyć (no chyba ze zaskoczy nas burza lub nawałnica deszczu wtedy normalny czas przejścia można pokonać 2 razy szybciej)...
Gdy wkroczyłem na placyk przed schroniskiem, pierwsze co ujrzałem to olbrzyyyymieeee borowiki !!!..Tak to nie żart, zobaczcie sami..

   
Nooo..!.. z takimi okazami musiałem sobie "strzelić" fote..

   
Pogoda była jak na zamówienie... Słonecznie, prawie bezchmurnie jednak rześkie powietrze przypominało iż są to jesienne a nie letnie dni.. Zanim wkroczyłem do budynku schroniska, postanowiłem troszkę odpocząć w ciepłych promieniach słońca na niewielkim placyku przed wejściem.. Zdjąłem plecak i usiadłem na drewnianych ławkach ustawionych tutaj z myślą o turystach... Poza mną odpoczywało tylko troje wędrowców, którzy jak się póżniej okazało w rozmowie, dotarli od strony Hali Rysianki.. Wybrałem ostatnią ławkę chcąc w spokoju posiedzieć lecz w jednej chwili znalazła się obok mnie, dosyć ciekawa postać......


 Do towarzystwa dołączyła urocza ślicznota w fioletowe łaty.. Miała na imię tak romantycznie Milka.... Ponoć jak się zamawia w schronisku kawę z mleczkiem to trzeba go sobie samemu udoić.

   
Do schroniska prowadzi wiele szlaków:
szlak turystyczny zielony zielony szlak turystyczny z Hali Boraczej – 2 godz., powrót 1.30 godz.
   
szlak turystyczny żółty żółty szlak turystyczny z Rajczy przez Halę Redykalną – 3.20 godz, powrót 2.50 godz.
   
szlak turystyczny niebieski niebieski szlak turystyczny ze Złatnej – 3 godz, powrót 2.40 godz.
   
szlak turystyczny zielony zielony szlak turystyczny z Hali Rysianki – 0.15 godz., powrót 0.15 godz.
nowy
szlak turystyczny czarny czarny szlak ze Zlatnej - 1,5 godz., powrót 1,35 godz


Niedawno otwarto nowy szlak turystyczny czarny czarny szlak ze Zlatnej przez Las Złotnice, skraca dojście do schroniska o ok. 45 min.. Poniżej mapka nowego szlaku..
 
Gdy dotarłem pod Schronisko na Hali Lipowskiej było prawie pusto, poza wspomnianą trójką turystów wygrzewających się na ławkach w promieniach słońca.. Zanim wejdę do środka i zamówię "coś na ząb", opowiem ciekawą historię tego wspaniałego obiektu.. Musimy się jednak cofnąć w czasie aż do XIX wieku... 
HISTORIA SCHRONISKA NA HALI LIPOWSKIEJ
Pod koniec XIX wieku powstało, działające również na terenie Beskidu Żywieckiego, niemieckie towarzystwo turystyczne Beskideverein. Od początku swojego istnienia rozpoczęło planową gospodarkę mającą na celu zagospodarowanie turystyczne Beskidów. W najbliższych okolicach dzisiejszego obiektu na Hali Lipowskiej już przed I wojną światową Beskidenverein posiadał schron pod Romanką przeznaczony dla narciarzy (tzw. Ski-hütte) obrabowany i zniszczony podczas wojny I wojny światowej przez górali z pobliskich miejscowości.
Po uzyskaniu niepodległości po I wojnie światowej PTT zaproponowało wejście BV do PTT na prawach osobnego oddziału. Propozycja ta nie została przyjęta. Jednocześnie Beskidenverein rozpoczął starania o uzyskanie wyłączności od właścicieli terenu, na którym prowadził prace znakarskie – od Akademii Umiejętności w rejonie Babiej Góry i Zarządu Dóbr Arcyksiążęcych w Żywcu i Cieszynie na terenie innych partii Beskidów. W 1928 roku Beskidenverein rozpoczęło działalność mającą na celu rozbudowę schroniska na Babiej Górze. Budowa ta miała rozpocząć się już wiosną 1929 roku. Złożona jednak protest przeciw budowie w związku z położeniem na terenie objętym ochroną przyrody. Brak możliwości rozbudowy schroniska na Babiej Górze, oraz fakt, że nie było własnością stowarzyszenia spowodowały, że Beskidenverein skierowało swoją energię na znalezienie nowej lokalizacji na schronisko.
Na początku 1931 roku Beskidenverein wystąpiło do Ministerstwa Robót Publicznych z prośbą o dofinansowanie budowy nowego obiektu na Hali Lipowskiej. Wkrótce otrzymało informację, że musi uzgodnić z PTT budowę nowego schroniska. PTT nie wyraziło jednak zgody i uważało za nie zasadne budowę nowego obiektu na Hali Lipowskiej– zwłaszcza, że teren ten znajdował się poza terenem działalności Beskidenverein uzgodnionym w 1928 roku. Beskidenverein zakwestionował kompetencje PTT co do decydowania o lokalizacji nowego schroniska. Poinformował, że jest legalnym nabywcą gruntu na Hali Lipowskiej i zgodnie z prawem, po uzyskaniu niezbędnych zezwoleń, już od kilku tygodni rozpoczął budowę obiektu. Budowę schroniska prowadził Marcin Lach ze Złatnej. Na koniec 1931 roku obiekt był wykonany w zakresie podmurówki oraz został zadaszony w sposób zabezpieczający przed warunkami zimowymi oraz umożliwiający przyjmowanie turystów. W sierpniu 1932 roku schronisko zostało oddane dla turystów. Był to obiekt z jadalnią 9x5 m, miało 5 pokoi sypialnych z 22łóżkami, kuchnią, pomieszczeniem gospodarczym. Schronisko na kamiennej podmurówce, miało dwa piętra. 
 W 1936 roku do schroniska doprowadzono linie telefoniczną. 14 maja 1937 roku, Beskidenverein zwrócił się do Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie z zażaleniem na wcielenia schroniska do strefy nadgranicznej co skutkowało ograniczeniem ruchu turystycznego. Niewątpliwie było to posunięcie związane z podejrzeniami o prowadzenie przez gospodarzy schroniska działalności antypolskiej. 26 marca 1939 roku na pogranicze polsko – słowackie zostały przerzucone elitarne jednostki Korpusu Ochrony Pogranicza, które powstały wcześniej specjalnie do zabezpieczenia granicy polsko-sowieckiej. Było to pięć batalionów piechoty, które wzmocnione dwoma batalionami Obrony Narodowej utworzyły dwa pułki KOP wchodzące w skład 1 Brygady Górskiej. Brygada ta podjęła we wrześniu 1939 roku walkę w obronie Beskidów i Podtatrza w rejonie od Żywca poprzez Rabkę po Chabówkę. Właśnie pluton z batalionu o nazwie Berezwecz, zajął pod koniec sierpnia stanowisko w pobliskim schronisku na Rysiance. Wspaniała panorama, która była jednym z powodów budowy obiektu w tym miejscu miała duże znaczenie militarne. Przy dobrej widoczności można było obserwować szereg dolin, którymi od strony przełęczy karpackich mógł przesuwać się nieprzyjaciel. Jak wiemy – 10 marca 1939 roku Słowacja podpisała traktat z Niemcami, na mocy którego m.in. wojska niemieckie mogły stacjonować na terenie Słowacji. 1 września 1939 roku z tego kierunku Słowacy wspólnie z Niemcami uderzyli na Polskę. Pluton KOP stacjonujący w schronisku miał za zadanie obserwować gospodarza Rysianki i Alojzego Wagnera, który zarządzał schroniskiem Hali Lipowskiej. Zniknął on ze schroniska w sierpniu 1939 roku. Pojawił się w niemieckim mundurze jako przewodnik 7 Dywizji Piechoty z Bawarii.
Latem 1940 roku niemieckie stowarzyszenia turystyczne na Śląsku zawiązały Główny Związek Beskidzki, który przejął obiekty Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Schronisko na Hali Lipowskiej pozostało oczywiście w rękach BV. Schroniskiem po wejściu Niemców administrowała żona Alojzego Wegnera, która wkrótce musiała przenieść się do Żywca - gdzie otrzymała znaczny majątek za zasługi dla Niemców. Obiekt prowadzić zaczął niejaki Olearczyk. Beskidenverein wykupił część hali, powiększając gospodarstwo, które prowadziło wypas owiec. Pod koniec 1940 roku zawitał tu Brigadeführer SS Fritz Bracht, który wkrótce został nadprezydentem prowincji górnośląskiej. Olearczyk niechlubnie zapisał się w historii schroniska. Wspólnie z gospodarzem schroniska na Hali Boraczej (Rudolfem Krypiłło – ukraińskim volksdeutschem), wykorzystując swoją uprzywilejowaną pozycję i powiązania z Niemcami, grabili ludność Milówki i górskich przysiółków. Bandyckie ekscesy połączone z maltretowaniem ludności polskiej nie przeszkadzały Niemcom, jednak gdy zostali przyłapani na nielegalnym uboju bydła– musieli ponieść konsekwencje. Krypiłło został wysłany na front wschodni, Olearczyk uciekł wiosną 1943 roku. Na jego miejsce przyszedł rodowity Niemiec Hauser, którego żona bezpośrednio administrowała obiektem. Od wiosny 1944 roku na stałe wprowadzono tu załogę wojskową.Wobec intensywnej działalności różnorodnych oddziałów partyzanckich pod koniec 1944 roku Niemcy opuścili schronisko. Wkrótce u Marcina Lacha ze Złatnej zjawił się Edward Stonawski. Prosił go o opiekę nad budynkiem. Lach wyraził zgodę i zamieszkał z rodziną w schronisku, korzystając z bogatych zapasów żywności pozostawionych przez poprzednich gospodarzy. Schronisko wielokrotnie odwiedzali zarówno partyzanci, jak i dezerterzy z różnych armii. Był tu również oddział Wehrmachtu, którego żołnierze zamiast zgodnie z rozkazami, wysadzić obiekt w powietrze, znajdując cywilne ubrania - po prostu zdezerterowali.W okresie powojennym obiekt długo doprowadzano do eksploatacji, mimo że stosunkowo niewiele ucierpiał w trakcie działań wojennych.
31 maja 1946 roku Wydział Odbudowy Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie przeznaczył kwotę 50000 zł na remont schroniska na Hali Lipowskiej. Oddział szybko uporał się z problemem doprowadzenia części obiektu do stanu umożliwiającego jego eksploatację i 9 czerwca 1946 roku zostało ono uroczyście otwarte i poświęcone. Od tego czasu stało się obiektem służącym polskim turystom. Od 25 maja 1953 roku obiekt przejął w administrację Zakład Urządzeń Turystycznych PTTK. Obiekt mający wówczas 21 lat był w bardzo złym stanie technicznym. Zima 1952/53 spowodowała znaczne szkody. Załamał się dach nad toaletą. Wobec braku w kilku pomieszczeniach czynnych grzejników uległa przemrożeniu i zniszczeniu instalacja wodna. Załamaniu uległ również dach nad częścią gospodarczą budynku. W 1967 roku, po wielu latach starań, obiekt otrzymał nową instalację elektryczną oraz lodówkę. 
 W 1970 roku schronisko otrzymało nowy piec do centralnego ogrzewania.W 1973 roku przystąpiono do zakrojonego na szeroką skalę remontu i modernizacji schroniska. Prace budowlane trwały do odbioru dnia 2 września 1980 roku. Wykonano ujęcie wody, oczyszczalnię ścieków, kanalizację i wykopy pod fundamenty nowego skrzydła. Wydłużono budynek o 5,47 m od strony wschodniej, dobudowano od tej strony podziemny skład opału. W wyniku tego uzyskano zaplecze magazynowo -  gastronomiczne, pralnie z zapleczem, świetlicę, zespoły sanitarne. Praktycznie nową nadbudowę ustawiono na istniejącym od 1931 roku kamiennym podpiwniczeniu. Był to jedyny pozostawiony element starego budynku. W latach 1991 do 2003 roku wykonano cały szereg prac remontowych, w tym w 1993 remont łazienek ogólnodostępnych na parterze, w 1998 modernizację łazienek na I i II piętrze, w pozostałych latach stale zmagano się z zewnętrzną instalacją wodną. Dwa lata temu schronisko zostało ponownie wyremontowane i w środku prezentuje się pięknie... Zresztą sami zobaczycie jak tam wejdziemy..
 Schronisko dysponuje obecnie pokojami 3, 4, 8 i 10 osobowymi z 43 miejscami noclegowymi, bufetem, świetlicą z TV, jadalnią na 44 miejsca, sauną oraz posiada możliwość zorganizowania ogniska w pobliskiej bacówce..
Lista gospodarzy obiektu po II wojnie światowej:
Józef Salachna 1945 – 1946
Alfred Lastawica 1946 – 1957
Krzysztof Konopka 1957 – 1959
Wiesław Szafrański 1959 – 1962
Skorupiński 1962 – 1963
Bronisław Moc 1963 – 1969
Zbigniew Gowin 1969 – 1999
od 1999 obiekt prowadzi Maria Gowin
Schronisko zajęło pierwsze miejsce w II rankingu polskich schronisk górskich, ogłoszonym w sierpniu 2011 przez pismo  N.p.m ..
Zapraszam zatem do środka na małe co nieco....


Zgłodniałem troszkę bo zapachy dochodzące z kuchni kręciły w nosie... "Zachciało mi się" domowych naleśników więc szybko wszedłem do stylowo urządzonej jadalni...


Nie robię "smaków".. Powiem krótko - Naleśniki były wy-śmie-ni-te !!.. Palce lizać.... Rozgościłem się na dobre. Żadnego turysty, bylem samiuteńki, pogwarzyłem z gospodynią, zamówiłem browarka i zacząłem na spokoju oglądać "trofea" oraz różne pamiątki wiszące na ścianach..

         
Czas mijał szybko a ja nie zamierzałem spać w schronisku.. Pożegnałem się więc serdecznie, podziękowałem za domowy poczęstunek, miłe towarzystwo i wyszedłem przed schronisko.. Lecz nie od razu pomaszerowałem na szlak.. Musiałem jeszcze coś oglądnąć na polanie, kilkadziesiąt metrów poniżej schroniska....

     
Jest tam taki oto wysoki na 4 m drewniany krzyż..

   
Tabliczka pod nim nosi napis - W 25 rocznice powstania 'Solidarności"-ofiarom komunizmu-17.09.2005
Parafia Ujsoły, Gospodarze schroniska.

   
Teraz gdy już wszystko dokładnie "spenetrowałem", mogłem pomaszerować w drogę powrotną.. Pstryknąłem jeszcze fotkę z dolnej polany temu pięknemu obiektowi i powędrowałem na szlak...

   
Drogę powrotną zaplanowałem przejść  szlak turystyczny zielony zielonym szlakiem na Halę Boraczą, tym razem północnymi zboczami Lipowskiego, Boraczego i Redykalnego Wierchu... Z tego powodu musiałem wrócić się  szlak turystyczny zielony zielonym szlak turystyczny żółty żółtym szlakiem do krańców Hali Bieguńskiej gdzie zielony szlak rozstaje się ze szlakiem żółtym i odbija w kierunku zachodnim.. Ruszyłem żwawo szlakową ścieżką przez las... Po kilku minutach marszu zatrzymałem się na Hali Lipowskiej w rejonie stoku narciarskiego i z tego miejsca postanowiłem zrobić małą sesję foto.. Widać było teraz doskonale wznoszące się na wschodzie - pasmo Pilska (1557 m) i  słowackie Mechy (1466 m)...

   
Zmieniłem obiektyw i fotografowałem zbliżenia szczytu Pilska....

    
Za wzniesieniem Pilska w oddali na wschodzie, dumnie prezentowało się Babiogórskie pasmo..

   
Na najwyższym wierzchołku babiogórskiego masywu - Diablaku (1725 m) leżała widoczna z daleka, warstwa śniegu ..

   
Przesuwałem obiektyw powoli w kierunku południowym.. Zbliżenie sąsiadującego z Pilskiem, wzniesienia słowackiego Mechy (1466).. Niższy szczyt u jego podnóży to Minćol (1272 m)

   
Kolejno w kierunku południowym widoczne wzniesienia Magury Orawskiej.. Za nimi przy dobrej widoczności ujrzeć można Tatry Wysokie i Zachodnie.. Niestety teraz zasnute mgłą choć co jakiś czas wyłaniał się ich niewyraźny zarys ..

   
Kawałeczek dalej na południowy zachód - doliny Orawy a w tle za mgłą zarysowujące się pasmo Magury Orawskiej z Wielkim Choczem (1607 m)..

   
I jeszcze bardzie w prawo, na południowy zachód, w bliższej perspektywie wzniesienia: graniczna Gruba Buczyna (1132 m), słowackie Komarne (1015 m), ostry wierzchołek Krawców Wierch (1084 m) z widoczna na szczycie Halą Krawcula oraz z tyłu wzniesienie Jaworzyny (1045 m).. Na horyzoncie majaczyły zarysy Małej Fatry..


Założyłem mocniejszy obiektyw i czekałem cierpliwie przez parę chwil ponieważ chmury co jakiś czas odsłaniały jej widok...i doczekałem się.. W pewnym momencie na zbliżeniu, ujrzałem charakterystyczne wzniesienie z postrzępionymi skalnymi zboczami i ostrym wierzchołkiem - Wielki Rozsutec (1610 m) w pasmie Małej Fatry..

   
Zwinąłem plecak  i pomaszerowałem dalej szlak turystyczny zielony zielono- szlak turystyczny żółty żółtym szlakiem... Po drodze napełniłem butelkę w malutkim, krystalicznym źródełku wypływającym ze zbocza Lipowskiego Wierchu..

   
Po 15 minutach od wyjścia ze schroniska dotarłem do rozwidlenia szlaków.. szlak turystyczny żółty żółty szlak skręcał w lewo na Halę Bieguńską skąd rano przyszedłem natomiast szlak turystyczny zielony zielony szlak odbijał w prawo na północną stronę zbocza Boraczego Wierchu... Ruszyłem  szlak turystyczny zielony zielonym szlakiem przez las...

   
Droga początkowo biegła grzbietem pasma Lipowskiego Wierchu, porośniętego gęstym, świerkowym lasem...

   
Po około 200 metrach leśna droga zaczęła stromo opadać północnym zboczem Lipowskiego Wierchu (1324 m). Ten odcinek szlaku jest naprawdę niewygodny.. Opada stromo a poza tym ścieżka poprzecinana jest plątaniną wystających korzeni i kamieni.. 

   
Po kolejnych kilkuset metrach stromizna skończyła się i szlak turystyczny zielony zielony szlak prowadził teraz łagodnym trawersem północnego zbocza - Boraczego Wierchu (1244 m) w kierunku zachodnim. Na pniu jednego ze świerków po prawej stronie ścieżki, niewielka kapliczka z wizerunkiem Chrystusa a nad nią  drewniana rzeźba..

   
Rzeźba ta, jak doczytałem z niewyraźnie wyrytego napisu, przedstawia św. Tadeusza Jude - jednego z Apostołów i prawdopodobnie krewnego Jezusa... Jest on uważany za patrona w sprawach trudnych i beznadziejnych....

   
Maszerowałem dalej w dół północnym zboczem Boraczego Wierchu.. W pewnym momencie krajobraz stoku po lewej stronie zaczął się diametralnie zmieniać.. Z porośniętego bukowo-świerkowym lasem zbocza spływały strumyczki górskie szemrząc pomiędzy kamieniami. Na stoku  wyłoniły się najpierw pojedyncze bloki skalne, a później zbocze zmieniło się w skalną ścianę piętrzącą się wysoko do góry na kilkadziesiąt metrów.....

   
To skalne zbocze tworzą gruboławicowe piaskowce magurskie z których zbudowane jest pasmo Lipowskiego, Boraczego i Redykalnego Wierchu.. Ze względu na stromość stoku i spływające po nim potoczki, ziemia została wypłukana i osunęła się odkrywając skalne ściany.. Poziomo uławicowane płyty i bloki skalne często ulegają tutaj przemieszczeniom.. Wskutek rozsuwania się warstw skalnych na stoku, powstają szczeliny, rowy szczelinowe a także mniejsze i większe wnęki oraz jaskinie..

 
Jedną z takich jaskiń odwiedziłem na Boraczym Wierchu maszerując górą pasma, żółtym szlakiem (opisana jest w części II).. Na północnym stoku Boraczego Wierchu jest też druga jaskinia w tych skałach lecz nie opisana, bez nazwy... Nie próbowałem jej szukać nie mając bliższych namiarów, powędrowałem więc dalej w dół zbocza..

   
 Po niespełna godzinie od momentu rozpoczęcia schodzenia szlak turystyczny zielony zielonym szlakiem z grzbietu Lipowskiego Wierchu, las stopniowo się przerzedził i wyszedłem na wielką porębę.. Był to rozległy wyrąb na północnych stokach Boraczego Wierchu (1244 m)

    
Po prawej stronie całkowicie odkryły się panoramy na wzniesienie Romanki (1366 m).. U dołu jej północno-zachodniego zbocza jaśniała na tle lasu - Hala Kupczykowa.. Po jesiennym błękitnym niebie przepływały białe obłoczki a wszystko to podkreślała barwna paleta rozległych połaci bukowego lasu, mieniąca się odcieniami zieleni, brązów, żółci i czerwieni..

   
Postanowiłem na chwilę usiąść i popatrzeć na te piękne jesienne widoczki... W dole widać już było Halę Boraczą z górującymi ponad nią, zielonymi wzniesieniami Borucz (809 m) i Prusów (1010 m) a nad tym wszystkim w dali wznosił się odkryty grzbiet widokowy - Wał Abrahamów z jego najwyższą kulminacją - Abrahamów (857 m)..

   
...zbliżenie na  Abrahamów (857 m), przed nim na pierwszym planie od lewej  Borucz (809 m) i Prusów (1010 m)..

   
Wał Abrahamów (na ostatnim planie), ciągnie się od Żabnicy łącząc się od tamtej strony ze wzniesieniem Grapy (613 m) natomiast kończy się w rejonie Tokarni gdzie graniczy ze wzniesieniem Skała (946 m).. Przez to malownicze pasmo z wieloma punktami widokowymi przebiega czerwony Główny Szlak Beskidzki biegnący ze wchodu na zachód.. Na pierwszym planie płaski grzbiet Prusów (1010 m)..

   
W kierunku północno zachodnim w dolinie Soły, rozsiane zabudowania Milówki otoczone od zachodu pasmem Małej Baraniej Cisieckiej (659 m), Suchej (629 m) i Sybirki (637 m) a w dali na wprost widoczne wzniesienie Baraniej Góry (1220 m) w Beskidzie Śląskim..

   
..zbliżenie na masyw Baraniej Góry (1220 m)

   
W kierunku północnym, w siodle pomiędzy zboczem Romanki 1366 m) i Skałki (726 m), widać w dali na zbliżeniu charakterystyczne zbocze z wyciętym pasem lasu.. To Góra Żar (761 m) w Międzybrodziu Żywieckim (Beskid Mały) na której zboczu kursuje kolej linowa PKL.. Góra znana wśród narciarzy, paralotniarzy i systematycznie oblatywana przez szybowce które mają u jej podnóża lotnisko..

   
JESIEŃ
Gąszcz złotoblady
jak zeschły wieniec dębowy,
jak stos listów pełnych miłości i zdrady,
o których już nie ma mowy.
Obręcze gałęzi płowych
wiążą się w koszyk złoty
Tam sarny wstają z klęczek, tu szeleszczą sowy
i wiewiórki wyskakują jak z groty.
Orzechy potrójne zwisają jak z półek,
słońce jak driada przemyka się schylone,
a fauny wabią w tę i w tę stronę,
naśladując głosy kukułek.
Na niespodzianej i okrągłej łące
stanęła sama jesień w amazonce czarnej,
w woalce bladej
i wsparta na klaczy swej złotogniadcj,
oczami zranionej sarny
patrzy na liście lecące
Zdejmuje złoty trykom, patrzy na zegarek
wstrząsa obcięte włosy, malowane henną,
i zaciska powieki fiołkowe i stare
i płacze rosą jesienną.
                                                   Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

  
I jeszcze parę zdań o masywie Prusów (1010 m n.p.m.), wznoszącym się bezpośrednio ponad Halę Boraczą i przysiółkiem Milówki.
  Prusów (1010 m n.p.m.)  wznosi się w północno-zachodniej części grupy Romanki, stanowiąc wyraźnie wydzielony masyw, ograniczany od północnego wschodu doliną potoku Żabnica, od południa doliną Milowskiego Potoku, a od zachodu doliną Soły. Masyw Prusowa leży na terenie gmin Milówka (część południowa) i Węgierska Górka (część północna). Niezalesiony odcinek szczytowego spłaszczenia grzbietu Prusowa stanowi dobre miejsce widokowe. Panorama obejmuje wschodnie stoki Beskidu Śląskiego, znaczną część Kotliny Żywieckiej, zachodnią część Beskidu Małego oraz szereg szczytów Beskidu Żywieckiego. Stosunkowo wyrównany i płaski grzbiet Prusowa ma długość około 1 km. Dawniej pola orne zajmowały cały ten grzbiet oraz znaczną część stoków Prusowa. Obecnie już od dawna nie są uprawiane. Pozostałością po nich są łąki, miedze, zagony i liczne kupy zbieranych z pól kamieni na granicach działek. Kamienie te zarośnięte są borówkami czarnymi, malinami i jeżynami, a szczeliny między kamieniami stanowią schronienie dla jaszczurek, węży, drobnych gryzoni, łasic. Na łąkach, które zarosły dawne pola, licznie rośnie kostrzewa czerwona i bliźniczka psia trawka. Znaczna część opuszczonych pól, podobnie jak w całym Beskidzie Żywieckim, została zalesiona, lub samoistnie zarasta lasem
Przez szczyt biegnie szlak z Żabnicy (2 h) na Halę Boraczą (1 h).


Zbliżenie  na Halę Boraczą, Prusów (1010 m) i sąsiednie wzniesienie Borucz (809 m).. W tle Wał Abrahamów..


I jeszcze bliżej.... Hala Boracza z charakterystycznym budynkiem schroniska pośrodku polany, powyżej wzniesienie z "łysinką" to Borucz (809 m) sąsiadujący od północnego zachodu z Prusowem..


Ruszyłem dalej, przez wielką porębę , wąską stokową ścieżką opadającą trawersem Boraczego Wierchu (1244 m)

   
Widać tutaj było spore połacie wykarczowanego zbocza i drogi wyżłobione przez ciężki sprzęt podczas zwózki drewna w dolinę.. Porozrzucane pnie drzew wzdłuż tych leśnych dróg, wyglądały jakby ktoś wysypał z pudełka zapałki...

   
W pewnym momencie odkryty teren skończyło się i wkroczyłem ponownie w odcinek świerkowo-bukowego lasu w niewielkiej stokowej kotlince... Kolejne leśne strumienie spływały tutaj po zboczu.

      
Wąski odcinek wilgotnej ścieżki trawersował ostro opadającym zboczem..

   
A gdzie wilgoć tam i mech... Na zboczu po obu stronach ścieżki ścieliły się piękne dywany dorodnego mchu..

   
Pojawiły się także skalne osuwiska systematycznie wypłukiwane przez spływające strumienie..

   
Gdy ten leśny krajobraz skończył się, ponownie wkroczyłem na odkryte zbocze z kolejnym wyrębem.. Tym razem był to już północny stok następnego wzniesienia w tym paśmie czyli Redykalnego Wierchu (1144 m)..

   
Wędrowałem rozświetloną południowym słońcem, szeroką wygodną dróżką biegnącą poziomo w poprzek stoku, oglądając coraz rozleglejszą panoramę w kierunku północnym...

   
Widać tutaj było kolejne wypiętrzone skalne wychodnie magurskich piaskowców.. Usiadłem na chwilkę na jednej z kamiennych półek i pstryknąłem parę fotek....

   
Za mną w dali na wschodzie, na tle błękitnego nieba, rysował się majestatyczny szczyt Romanki (1366 m) otoczony ciepłymi jesiennymi kolorami...
ZŁOTA JESIEŃ
Brąz się zakrada między trawy,
słońce żółci liście jaworów.
Podobne chmurom małe stawy
skrywają na dnie ciszę wieczoru.
Wrzesień minął, nadszedł październik,
nić białą lato snuje jesieni.
Czas na rozłąkę ludzi niewiernych,
nim mróz uczucia w sople zamieni.
Na pojednanie czas, na zgodę
serc, którym spokój nadzieje mości.
W te dni powrócić musi młodość
do kraju pięknej dalekości.
Ciesz się, że słońce zwycięża słotę
i świat jak jabłko w dłoniach trzyma.
Bowiem po dniach jesieni złotej
nadejdzie skuta srebrem zima.


Ruszyłem dalej północnym zboczem Redykalnego Wierchu na wschód.. Po kilku minutach dotarłem do rozległej łąki powstałej z wyrębu lasu, porośniętej wysokimi trawami, krzakami ostrężyn, dzikich malin i odradzającymi się siewkami młodej buczyny... Była to Hala Studzionka

   
Teraz pasmo Lipowskiego Wierchu, Rysianki i Romanki było widoczne jak na dłoni...
Pokochaj jesień
Spróbuj pokochać jesień
z niesamowitymi urokami
Spójrz ile piękna niesie
obdarzając cię nowymi dniami.
Kolorowo jak wiosną
barwne liście ostatki zieleni
Dadzą chwilę radosną
twą szarość życia mogą odmienić.
Wieczór szybciej nastaje
słońce też znika wcześniej niż latem
Lecz nowe czy nie daje
chwile spokoju skorzystaj zatem.
                                                               Tadeusz Karasiewicz

Z Hali Studzionki już tylko kilkaset metrów do miejsca gdzie  szlak turystyczny zielony zielony szlak łączy się z początkiem szlak turystyczny czarny czarnego szlaku prowadzącego na Redykalny Wierch.. Parę godzin wcześniej wychodziłem nim na Halę Redykalną.... Zamknąłem tym samym pętlę swojej wędrówki.. Pozostało zejść kilkaset metrów do schroniska na Hali Boraczej...

   
Spojrzałem z dół na malowniczo położoną Halę Boraczą skąd wyruszałem na wędrówkę....

   
Schodziłem szybkim krokiem i już po kilku minutach mijając polanę Cukiernicy Niżnej, dostrzegłem w oddali budynek schroniska na Hali Boraczej...

      
Przed schroniskiem kilku turystów odpoczywało po wędrówce... Dochodziła godzina 14-ta.. Była piękna, słoneczna pogoda, postanowiłem więc usiąść na ławeczkach i "wypić mała czarną"..

   
Poszedłem do schroniska, zamówiłem kawę i coś jeszcze....!!!.Zaznaczam że łakomstwo moje nie ma tutaj nic do tego  ... Takie drożdżowe bułeczki - jagodzianki jakie tutaj jadłem już po raz trzeci, to nie spotkałem nigdzie (tylko moja babcia niegdyś takie piekła) !!!.. Pyszne, pyszne i jeszcze raz pyszne..Pieczone domowym sposobem, w kuchni na dole w suterenach schroniska, na wielkich "blachach" i mające już swoją renomę wśród wędrujących tutaj turystów.. Wielu przed odejściem kupuje po kilka sztuk do domu.( ja oczywiście też ).. 
 
   
Gdy wychodziłem z jagodziankami na ławki przed schroniskiem, moją uwagę przykuła po drodze taka oto ulotka powieszona na drzwiach schroniska.. 
BARDZO PROSIMY!!
NIE PALIĆ PAPIEROSÓW
NIE NARZEKAĆ ZA BARDZO
NIE PRZEKLINAĆ
NIE ROZMAWIAĆ O POLITYCE
BERETY ZOSTAWIAMY W PRZECHOWALNI
  ktoś dopisał "moherowe"
a ktoś inny "kapelusze aksamitne również".. 


Po takich dokształcających i wprowadzających zasady savoir vivre uwagach, człowiek od razu czuje się jak w wielkim świecie.. Usiadłem więc spokojnie przed schroniskiem i zajadałem się świeżutkimi jagodziankami w promieniach jesiennego słońca.. Możliwe że już jednego z ostatnich takich pięknych jesiennych dni.. Podsumowując jak zawsze na koniec mojej wędrówki: Trasa o długości około 12 km, na której pokonanie aby zobaczyć jej piękno i urokliwe panoramy potrzeba od 4-5 godzin. Prowadzi moim zdaniem jednym z najpiękniejszych Beskidzkich szlaków poprzez kilka cudownych, widokowych polan, przez dwa schroniska, obok wielu ciekawych miejsc (np.jaskinie na Boraczym Wierchu)... Co tutaj dużo gadać.. To trzeba przejść i zobaczyć, naprawdę warto !!!!. 
PS. Jak pogoda pozwoli to mam w grafiku na ten rok jeszcze jedną wyprawę jesienną z przepięknymi widokami - ale o tym w następnej fotorelacji.. Do kolejnego spotkania na szlaku hejjjj !!!

   
Jesień po lesie chodzi się spowiadać
Na ucho bukom szepcze coś po cichu
I łza się kręci w oku października
Gdy liść - za pokutę - opada po liściu
Dzień w noc przechodzi nie wiadomo kiedy
Powiązani ze sobą niewidzialnym mostem
I tyle smutku jest w pustych konarach
Gdy jesień daje swój deszczowy koncert
Po okolicy w białych kołnierzykach
Brzozy odchodzą - za las - samotnie
A Matka Boska w dziurawej kapliczce
Przez cały czas z dzieciątkiem moknie
Nie naprawią daszku miejscowi anieli
Na motorach muszą jechać na dyskotekę
Nie naprawią - bo już zapomnieli
Więc jeszcze tylko chcą przekrzyczeć jesień
Jesień po lesie chodzi zagadkowa
Na ucho buka śpiewa pieśń miłości
I łza się kręci w oku października
Bo dziś październik umiera z zazdrości
                                                                                 Adam Ziemianin
KONIEC CZ.III -ostatniej
BESKID ŻYWIECKI - LIPOWSKI WIERCH - październik 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz