Zdjęcie:

sobota, 5 lipca 2014

  

Część I – Prolog
TAJLANDIA – perełki Bangkoku
Na ekranie telewizora ukazywały się kolejne odsłony wspaniałości azjatyckiego świata.. Siedząc wygodnie w fotelu, w zaciszu niewielkiego pokoiku-sanktuarium, gdzie znajdowało się moje komputerowe królestwo będące zarazem gabinetem pracy i odpoczynku, oglądałem 
z zaciekawieniem materiał filmowy z serii National Geographic, prezentujący zabytki, świątynie oraz ciekawostki przyrodnicze Tajlandii, Kambodży, Laosu, Birmy i Wietnamu.. Jednym słowem – Azja w pigułce.. Już od kilku tygodni moja wzmożona uwaga koncentrowała się na tej części świata, a każdą wolną chwilę poświęcałem przeglądaniu przewodników, filmów i ciekawych opracowań o azjatyckich krajach. Powodem tejże fascynacji Azją była nieodległa wyprawa, która za niespełna miesiąc miała mnie zawieść w niezwykle malownicze i bajkowe rejony Tajlandii, Kambodży, Wietnamu, w krainę tajskiej kultury, niezwykły świat porośniętych dżunglą kmerskich świątyń Angkoru oraz nieziemsko urokliwej zatoki Ha Long, wpisanej na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, położonej w północnej części Wietnamu. Na trasie liczącej ponad 4 tysiące kilometrów, a wiodącej przez 3 azjatyckie kraje półwyspu Indochińskiego, miałem zamiar posmakować nie tylko wizualnych uroków wspaniałych, buddyjskich świątyń, kmerskich zabytków, dzikiej przyrody azjatyckich lasów zwrotnikowych i wielkiej Niziny Mekongu, lecz także skosztować smacznej, egzotycznej kuchni azjatyckiej obfitującej w duże ilości warzyw, owoców morza, słodko-kwaśnych zupek, sosów oraz „specjałów” pod postacią smażonej szarańczy, różnego rodzaju latających i pełzających stworzeń, pieczonych wielkich pająków Tarantuli, skorpionów czy też „drobiu” z rodziny „nietoperzowatej”.. Wszystkie te atrakcje wzrokowo-żołądkowe miały być zrealizowane już niebawem, podczas mojej azjatyckiej wyprawy do krainy baśni tysiąca i jednej nocy, tymczasem „pakowałem” do głowy nieco wiedzy o tym regionie świata..


Dla zobrazowania rozmiaru mojej podróży, zamieszczam poniżej mapkę trasy z uwzględnieniem wewnętrznych przelotów pomiędzy kolejnymi, zwiedzanymi miejscami…


Z południowych krańców naszej ukochanej ojczyzny na warszawskie lotnisko mam około 400 km niezbyt „szałowej” drogi, usłanej nie tylko licznymi dziurami czy koleinami, lecz także niespodziankami typu – objazd, roboty drogowe itp... Tak więc tuż przed wschodem słońca po wypiciu „małej czarnej”, ostatnim sprawdzeniu bagażu, wszelkich dokumentów oraz przeglądnięciu niezbędnego sprzętu foto, pełen pozytywnej energii i lekkiego podniecenia wyjechałem w kierunku warszawskiego Portu Lotniczego im. Chopina.. Dzięki sprzyjającej koniunkturze planet oraz dużej dozie szczęścia po 4 godzinach jazdy, kilka minut przed godziną 9-tą, dotarłem na lotnisko w Warszawie.. Jasny i ciepły kwietniowy poranek zapowiadał pogodny dzień. Pozostawiłem samochód na lotniskowym parkingu, zabrałem podróżną torbę i skierowałem się do hali odlotów..


Kolejna doba mojej wyprawy, dość nużąca i mało ciekawa z uwagi na czysto wizowo-transportowy charakter, mogłaby być całkowicie pominięta w opisie z jednym wyjątkiem, o którym muszę wspomnieć.. Otóż na lotnisku w Warszawie, według wcześniejszych ustaleń, spotkałem się z moimi zaprzyjaźnionymi globtroterami - Jurkiem i Grażyną, z którymi rok wcześniej wojażowaliśmy po Peru i Boliwii.. Będzie to nasza kolejna, wspólna eskapada podróżniczo-fotograficzna, 
z której fotki i filmy będą Jędrusiowego i Jerzykowego autorstwa.. 
Tak więc relacja z następnych kilkunastu godzin w odrzutowym skrócie: Warszawa-Amsterdam 2 godzinki lotu, potem 3 godzinki czekania na połączenie Amsterdam-Bangkok i kolejne 11 godzin dość nużącego lotu ponad chmurami na wysokości 10 tyś. metrów, do stolicy Tajlandii..


W Królestwie Tajlandii - BANGKOK 

W samolocie trochę drzemię, trochę czytam, oglądam jakiś film na DVD, wypijam drinka, piwo, coś „wrzucam na ząb” i po 11 godzinach lotu, przestawiając dodatkowo zegarek o 6 godzin do przodu, następnego dnia o 9:35 czasu tajlandzkiego ląduję na międzynarodowym lotnisku Bangkok- Suvarnabhumi, największym porcie lotniczym Tajlandii 
i jednym z największych na świecie.


Port lotniczy Bangkok- Suvarnabhumi jest nowoczesnym i stosunkowo młodym obiektem. Jego uroczyste otwarcie nastąpiło 28 września 2006 roku. Koszt budowy tego giganta to 3,8 mld $. Port lotniczy ma dwa równoległe pasy startowe (60 m szerokości, 4000 m i 3700 m długości) oraz dwie równoległe drogi kołowania. Posiada w sumie 120 miejsc postojowych (51 rękawów i 60 bramek). W głównym budynku terminala pasażerskiego, o zdolności obsługi 76 operacji lotniczych na godzinę, znajduje się strefa lotów międzynarodowych i krajowych, choć w różnych częściach hali. W początkowej fazie rozbudowy lotnisko obsługuje 45 milionów pasażerów, oraz 3 mln ton ładunków rocznie. Nad podziemną stacją kolejową, a przed budynkiem terminalu pasażerskiego znajduje się hotel z 600 pokojami prowadzony przez Accor Group pod marką Novotel. Pomiędzy hotelem lotniska i budynkiem terminalu są dwa 5-piętrowe parkingi o łącznej pojemności 5000 samochodów. Długoterminowe plany rozbudowy obejmują cztery pasy startowe oraz dwa główne terminale, dwa terminale satelitarne i terminal tanich linii lotniczych. Ich łączna pojemność będzie w stanie obsłużyć ponad 150 milionów pasażerów i 6,4 mln ton ładunków rocznie.


Po dość szybkiej i sprawnej odprawie lotniskowej odbieramy bagaże, kierując się stronę parkingu przed lotniskiem.. Szklane, automatyczne drzwi przyjemnie chłodnego, lotniskowego terminala otwierają się bezszelestnie i ten moment przekonuje mnie całkowicie o przyznaniu nagrody Nobla człowiekowi, który wymyślił klimatyzację.. Z normalnej, „cywilizowanej”, wiosennej europejskiej aury, gdzie w Warszawie i Amsterdamie termometry pokazywały +18°C, wkraczam w ciężki, tropikalny, zwrotnikowo-monsunowy klimat Indochin…. Podmuch gorącego i niezwykle wilgotnego powietrza otula mnie ze wszystkich stron niczym rozgrzana para w saunie.. Moje odwiedziny na półwyspie Indochińskim mają miejsce w dość specyficznym czasie – pod koniec pory suchej.. Okres ten charakteryzuje się dobrą, stabilną, bezdeszczową pogodą, jednak w powietrzu czuć już zbliżające się powoli monsunowe klimaty, przynoszące w połowie maja zbawienne dla tej ziemi deszcze.. Bardzo duża wilgotność oraz niezwykle wysokie temperatury dochodzące do ponad 40°C, nieco uprzykrzą nam podróżowanie po tej części Azji i jak się okaże w ciągu dalszej wyprawy, wycisną niejedno wiadro potu z organizmu, lecz takie są uroki zwiedzania egzotycznych krain.. Wracajmy jednak do rzeczywistości.. Na rozległym lotniskowym parkingu, przed luksusowym, wygodnym autokarem czeka na naszą grupę młoda, wysoka, uśmiechnięta blondynka, zapraszająca do zajęcia miejsc w pojeździe.. Nikogo nie trzeba tutaj ponaglać.. Dość liczna ekipa szybko pakuje się do chłodnego, klimatyzowanego autokaru.. Jego wnętrze to teraz jedyny azyl chroniący przed zaduchem i spiekotą panującą na zewnątrz.. Sprawdzenie listy obecności, krótka prezentacja naszej blond-opiekunki o imieniu Klaudia, szybki organizacyjny zarys pierwszego dnia pobytu i już po chwili ruszamy w kierunku hotelu, gdzie zaaklimatyzujemy się, przepłukamy gardła z kurzu i prześpimy tę pierwszą noc w Tajlandii..


Międzynarodowe lotnisko Bangkok- Suvarnabhumi  oddalone jest 25 km od Bangkoku. Dotarcie przez obszar miejski i zatłoczone ulice stolicy Tajlandii do naszego hotelu, położonego w chińskiej dzielnicy Chinatown zajmie 1,5 godziny, warto więc w tym czasie przyglądnąć się co nieco zza szyb autokaru tej potężnej metropolii..  
Bangkok to stolica i największe miasto Tajlandii, położone w południowej części kraju nad rzeką Menam (ok. 40 km od jej ujścia do Zatoki Tajlandzkiej). Zajmuje obszar 1531 km². Jest 21 miastem co do liczby ludności na świecie. Bangkok jest jednym z najszybciej rosnących i najbardziej dynamicznie rozwijających się pod względem ekonomicznym miast w południowo-wschodniej Azji. Od zakończenia II wojny światowej liczba jego mieszkańców wzrosła dziesięciokrotnie. 
Wg statystyk stolicę Tajlandii zamieszkuje ponad 8 mln 300 tys. ludności. Liczba ta jednak nie jest w pełni doszacowana ze względu na sporą ilość nielegalnych imigrantów. Zakłada się, że obecnie zespół miejski zamieszkuje ok. 10 mln mieszkańców. Główną religią w mieście jest buddyzm, wyznaje go 92% populacji, 6% to muzułmanie, 1% chrześcijanie, trzystu Żydów, 0,6% to wyznawcy religii sith. W mieście znajduje się ponad 400 świątyń buddyjskich, 55 meczetów, 10 kościołów. Według Światowej Organizacji Meteorologicznej Bangkok jest najgorętszym miastem świata.


I tutaj mała ciekawostka.. Pełna nazwa Bangkoku w języku tajskim brzmi:
Krung Thep Mahanakhon Amon Rattanakosin Mahinthara Ayuthaya Mahadilok Phop Noppharat Ratchathani Burirom Udomratchaniwet Mahasathan Amon Piman Awatan Sathit Sakkathattiya Witsanukam Prasit
co w tłumaczeniu oznacza:
Miasto aniołów, wielkie miasto i rezydencja świętego klejnotu Indry [Szmaragdowego Buddy], niezdobyte miasto Boga, wielka stolica świata, ozdobiona dziewięcioma bezcennymi kamieniami szlachetnymi, pełne ogromnych pałaców królewskich, równającym niebiańskiemu domowi odrodzonego Boga; miasto, podarowane przez Indrę i zbudowane przez Wiszwakarmana.
Do 1764 roku dzisiejsza metropolia była niewielką wioską zwaną Bang Makok (Wieś Drzewek Oliwnych). Po zniszczeniu przez wojska birmańskie w tymże roku dawnej stolicy Syjamu (obecnej Tajlandii) Ajutthaji, zbudowano tu obóz warowny. Podczas swojej koronacji w 1782 Rama I nadał swej stolicy nazwę składającą się z 43 sylab. Przez następne lata dodano do tej nazwy jeszcze 21 sylab. Nazwa ta obecnie znajduje się w Księdze Rekordów Guinnessa jako najdłuższa nazwa geograficzna na świecie.


Bangkok jest miastem zdecentralizowanym. Nie można obecnie wyznaczyć jednego ścisłego centrum. Obszar miejski Bangkoku podzielony jest na 50 dzielnic, tzw. khet. W Bangkoku można wyróżnić w zależności od charakteru i wieku zabudowy różne ośrodki centralne. Nowe centrum biurowo-handlowe zlokalizowane w okolicach Ratchadamri, Phaya Thai oraz Rama I, wypełniają budynki wysokościowe oraz nowoczesne centra handlowe. Stare centrum, dzielnica "rozrywki" oraz hotele zlokalizowane są wzdłuż ulicy Rama IV i Sathon Tai/Nuea, gdzie dominuje zabudowa z lat 1970-1990. Centrum turystyczne znajduje się w okolicach Phra Borom Maha Ratcha Wang (Wielkiego Pałacu Królewskiego). Miejsce to jest pełne zabytkowych budynków pałacowych oraz świątynnych (wybudowanych między XVIII a początkami XX wieku). Jest to również dzielnica rządowa oraz miejsce zamieszkania Króla Tajlandii. Główne arterie komunikacyjne przecinające miasto biegną wielopasmowymi wiaduktami pomiędzy budynkami.


Po ponad godzinnym przeciskaniu się zatłoczonymi ulicami Bangkoku, docieramy do naszego hotelu o wymownej nazwie Grand China, położonego w samym sercu chińskiej dzielnicy Chinatown, w pobliżu rzeki Menam..


Szybkie formalności meldunkowe, karta magnetyczna w dłoń i windą sruuuu.. na 17 piętro.. Zanim zdążyłem się cokolwiek rozglądnąć po hotelowym apartamencie, słyszę pukanie do drzwi.. Służba hotelowa dostarczyła bagaż.. Teraz tylko chłodna, orzeźwiająca kąpiel po długiej, kilkunastogodzinnej podróży, zmiana ciuchów na bardziej przewiewne i zabieram się za przygotowanie mocnej, czarnej, parzonej kawy przywiezionej specjalnie z Polski.. To mój podstawowy afrodyzjak na każdym takim wyjeździe i nie jakaś lura z automatu, lecz solidny „fusiasty” szatan, dający solidnego, ciśnieniowego kopa.. Już przed wyjazdem dostaliśmy „cynk”, że w większości hoteli na trasie naszej wyprawy będzie możliwość parzenia kawy w hotelowych pokojach.. Zbawienna opcja..


Po wypiciu kawy i godzinnym odpoczynku odzywa się moje ADHD.. Dzwonię do pokoju Jurka. On też nie usiedzi spokojnie na miejscu, gdy jest coś do zobaczenia i sfotografowania.. Umawiamy się za kwadrans na najwyższym, hotelowym tarasie widokowym. Hotel Grand China poza bliskością zabytkowego centrum miasta i bardzo dobrym usytuowaniem względem licznych atrakcji turystycznych Bangkoku, posiada jeszcze jedną zaletę.. W tym gęsto zabudowanym centrum miejskim, wznosi się wysoko w górę na 25 pięter.. I właśnie powyżej ostatniego piętra zbudowano widokowy taras z niewielkim, relaksacyjnym basenem oraz miejscami odpoczynku, oferujący niezwykle rozległą panoramę aglomeracji miejskiej Bangkoku..


Gdyby pogodowa aura uniemożliwiała przebywanie na odkrytym tarasie widokowym, piętro niżej znajduje się przeszklona, obrotowa restauracja, jedyna taka w Bangkoku, gdzie można odpocząć, coś przekąsić, wypić orzeźwiającego drinka i nie ruszając się z kawiarnianego stołka podziwiać panoramę miasta oraz rzeki Chao Phraya w wymiarze 360°..


Dzień piękny, słoneczny, więc nasze fotki panoram pstrykamy z widokowego tarasu.. Zresztą zobaczcie sami.. 
Panoramy Bangkoku z 25 piętra Hotelu Gran China.


… oraz panorama Bangkoku nocą..


…. jeszcze nocny widoczek naszego hotelu Grand China i kładziemy się spać….


Trzeci dzień naszego wyjazdu.. Dzisiaj rozpoczynamy zwiedzanie kultowych zabytków Bangkoku. Na obszarze tej potężnej 10 mln aglomeracji, gdzie główną religią w mieście jest buddyzm (wyznaje go 92% populacji), znajduje się ponad 400 świątyń buddyjskich, 55 meczetów i 10 kościołów. Jest zatem rzeczą naturalną, że głównie buddyjskie obiekty będą celem naszej wędrówki po Bangkoku, lecz nie tylko… Hotel Grand China to doskonała turystyczna baza wypadowa do kipiącego życiem centrum miasta, oddalonego zaledwie o kilkaset metrów.. Hotel leży także bardzo blisko takich atrakcji Bangkoku jak: Wat Traimit (Świątynia Złotego Buddy), Pak Klong Talad czyli największy targ kwiatowy w Bangkoku, Wat Pho – Świątynia Leżacego Buddy, The Grand Royal Palace – Pałac Królewski czy też Wat Phra Kaeo - Świątynia Szmaragdowego Buddy. I te właśnie obiekty będą kolejnymi celami naszego poznawania stolicy Tajlandii..


Po porannym śniadaniu zabieramy tylko duuużo wody mineralnej, sprzęt foto i ruszamy wąskimi uliczkami Bangkoku.. Słońce schowane za powałą szarych chmur, jak na razie okazuje nam chwile litości, lecz zaduch i ciężkie, wilgotne powietrze oraz wysoka temperatura od razu po wyjściu z klimatyzowanego hotelu wyciskają spore ilości potu z naszych ciał. W nocy było 32°C, ranek to już 36°C, a w południe, gdy dodatkowo ukażą się palące promienie słońca będzie niezłe piekiełko..


Wat Traimit - Świątynia Złotego Buddy
Pierwszym celem naszej wędrówki jest Wat Traimit - Świątynia Złotego Buddy leżąca na terenie dzielnicy Chinatown. Świątynia jak świątynia - pełno takich w Tajlandii, ale znajdującego się w niej Złotego Buddę trzeba zobaczyć, by docenić jego wartość. Jest to największy na świecie posąg Buddy wykonany ze szczerego złota.. Po kilkunastu minutach marszu stajemy przez budynkiem świątynnym.


Historia powstania tej świątyni jest całkiem niedawna, lecz historia posągu Buddy, który znajduje się w środku, liczy sobie ponad 700 lat i jest bardzo ciekawa.. Zatem posłuchajcie..
Decyzja o budowie obecnej świątyni Wat Traimit "Phra Maha Mondop" podjęta została w 2006 roku przez chińską społeczność i okolicznych biznesmenów z racji pilnej potrzeby renowacji starego świątynnego budynku.. Już po 2 latach, dokładnie 5 grudnia 2008 roku została oddana do użytku.. Budynek ma 3 kondygnacje. Na pierwszym piętrze mieści się muzeum ("Centrum Wiedzy Wspólnoty") świątyni, gdzie zwiedzający mogą zapoznać się z historią miasta, dzielnicy Chinatown i chińskich imigrantów w Bangkoku. Na drugim piętrze znajduje się wystawa na temat historii Złotego Buddy. Są tam także fragmenty gipsowej powłoki, pod którą przez 200 lat skrywała się tajemnica złotego posągu. Na najwyższym piętrze Phra Maha Mondop urządzono kaplicę z posągiem Złotego Buddy.


Gdzie przedtem znajdował się ów niezwykły posąg..? Jaka była historia jego powstania i ukrycia przez dwa wieki pod gipsową powłoką?.. Co dokładnie ukazuje posąg Buddy ważący 5,5 tony czystego złota?.. Już za chwilkę o tym opowiem, gdy znajdziemy się w centralnej kaplicy, skrywającej ową niezwykłą złotą rzeźbę.. Tymczasem wchodzę szerokimi, kamiennymi schodami na pierwszą kondygnację świątyni… Już z oddali na środku podestu widać wielki, ponad 3 metrowej wysokości portret Bhumibola Adulyadeja króla Tajlandii, przyozdobiony pozłacanymi, rzeźbionymi ramami.. Postać tego 87-letniego władcy Tajlandii jest niezwykle wizerunkowa w całym państwie.. Jego twarz widać wszę­dzie. Na uli­cach, w skle­pach, barach, hote­lach. Spo­gląda swoim bacz­nym spoj­rze­niem z dzie­sią­tek tysięcy foto­gra­fii i obra­zów. Jego podo­bi­zna zdobi ściany pry­wat­nych miesz­kań i budyn­ków publicz­nych, zna­leźć ją można w naj­bar­dziej zapa­dłej bam­bu­so­wej cha­cie, na dzie­siąt­kach ołta­rzy roz­sta­wio­nych wzdłuż ulic Bang­koku, a także na wszyst­kich taj­skich bank­no­tach i mone­tach. Taj­ska tele­wi­zja kilka razy dzien­nie emi­tuje kró­lew­skie hymny, kró­lew­ski emble­mat zdobi biurka pre­zen­te­rów wia­do­mo­ści, poczy­na­niom kró­lew­skiej rodziny poświę­cony jest osobny program.


Król Bhumibol Adulyadej urodził się 5 grudnia 1927 roku w Cambridge (USA). Jest potomkiem królewskiej dynastii Czakri. Wychowywał się w Szwajcarii. W 1946 po śmierci brata, króla Ananda Mahidola (Rama VIII) odziedziczył tron przybierając  przydomek król Rama IX, jednakże chcąc kontynuować studia wyznaczył regentem wuja Rangsita. W 1950 powrócił do kraju i został oficjalnie koronowany 5 maja tegoż roku. Początkowo odgrywał niewielką rolę wobec skromnych uprawnień konstytucyjnych oraz autorytarnego charakteru rządów wojskowych. W 1973 i 1992 pomógł jednak rozwiązywać konflikty i przeprowadzić transformację kraju do w pełni demokratycznego ustroju, zdobywając sobie szacunek poddanych i autorytet w świecie. W 1987 roku powszechne referendum nadało mu przydomek „Wielki”. Króla kochają tutaj wszyscy i nie mnie osądzać czy jest to autentyczna miłość i uwielbienie władcy.. W wielu kwestiach odmienne są moje obserwacje tej kultury, od postrzegania świata przez Tajów.. W każdym razie krytyka króla i obraza majestatu karana jest wyrokiem więzienia od 3 do 15 lat. Strony internetowe krytykujące jego rządy są cenzurowane. Kary za obrazę maje­statu są dra­koń­skie. Rap­tem kilka tygo­dni temu pewien męż­czy­zna został ska­zany na 20 lat wię­zie­nia za wysła­nie kilku smsów zawie­ra­ją­cych tre­ści obraź­liwe dla króla, mniej wię­cej w tym samym cza­sie mini­ster­stwo infor­ma­cji ostrze­gało, że za kratki można tra­fić za klik­nię­cie „like” pod anty­kró­lew­skimi tre­ściami na Face­bo­oku. Może więc Tajo­wie po czę­ści kochają króla szcze­rze, a po czę­ści dla­tego, że nie mają wyj­ścia?


W rozmowie, komunikacji językowej, fonetycznej i pisowni Tajowie prezentują niezwykle obrazowe myślenie oraz bardzo opisowe przedstawianie wszelkich otaczających nas rzeczy, bóstw, władców, świętych obiektów czy też zjawisk przyrody.. Jeśli to wszystko połączymy z „melodyjnością” języka tajskiego, w którym poszczególne sylaby można wypowiadać na pięć różnych tonów melodycznych, mających całkowicie odmienne znaczenie, to 1-2 wyrazowe określenie czegoś w naszym polskim języku, tutaj zawiera się w tasiemcowym zdaniu, złożonym z kilkunastu lub kilkudziesięciu wyrazów, okraszonych do tego niezwykłą melodią wymowy... Przykładem tego była przedstawiona już wcześniej ceremonialna nazwa Bangkoku składająca się z 25 wyrazów, którą pierwszego dnia na powitanie „zaśpiewał” nam nasz sympatyczny tajski przewodnik Joe, a teraz zaanonsuję imię ceremonialne ukochanego władcy Tajów, które brzmi mniej więcej tak:
„Jego Wspaniałość, Wielki Pan, Siła Ziemi, Nieporównywalna Moc, Syn Mahidola, Potomek Boga Wisznu, Wielki Król Syjamu, Jego Królewskość, Wspaniała Ochrona” czyli po tajsku Phrabat Somdej Phra Paramindra Maha Bhumibol Adulyadej Mahitaladhibet Ramadhibodi Chakrinarubodindara Sayamindaradhiraj Boromanatbophit.. Jednak to trzeba usłyszeć z ust rodowitego Taja, brzmi jak song music….


Obecnie Rama IX jest drugą, po królu Suazi Sobhuzie II, najdłużej urzędującą głową państwa na świecie. Rocznica królewskich urodzin obchodzona jest w Tajlandii bardzo uroczyście. Impreza trwa kilka dni. Odbywają się parady, pochody, tysiące gości, występy arty­styczne, fajer­werki. W dniu swo­ich uro­dzin, król (od kilku lat scho­ro­wany i praktycznie na stałe miesz­ka­jący w szpi­talu) pokazuje się swoim pod­da­nym. Kto zaś nie zała­pie się na audien­cję, może zała­pie się cho­ciaż na dar­mowe strzy­że­nie – z oka­zji kró­lew­skich uro­dzin taj­scy fry­zje­rzy wyle­gają na ulicę i ści­nają włosy pod­da­nym (i tury­stom) – w tym uro­czy­stym dniu wszy­scy powinni wyglą­dać schludnie. Król Tajlandii Rama IX - Bhumibol Adulyadej jest najbogatszym wśród dzisiejszych monarchów. Figuruje na czele listy 15 posiadaczy fortun dziedzicznych, opublikowanej w najnowszym numerze amerykańskiego magazynu "Forbes". Posiada majątek oceniany na 35 mld dolarów..!!!.


Zostawmy jednak tego „biednego” staruszka w spokoju i wejdźmy teraz na 3 piętro owej buddyjskiej świątyni, gdzie znajduje się najbardziej cenny przedmiot – posąg Złotego Buddy.. W przestronnej, bogato zdobionej pozłacanymi freskami kaplicy, pośrodku na marmurowym cokole ustawiono największy na świecie, wykonany w całości ze złota wizerunek Buddy. Statua ma nieco ponad 3 metry wysokości, waży 5,5 tony i wykonana jest z około 83% czystego złota.. Przy obecnych cenach złota posąg wart jest ok.150 mln $.. Pomimo wielkiej wartości jaką przedstawia, stoi on w pomieszczeniu z oknami bez krat i nie pilnują go żadni strażnicy. Być może wynika to z faktu, że rzeźba jest duża i ciężka, ale można tłumaczyć to także specyficzną mentalnością Tajów i ich stosunkiem do wiary oraz jej symboli. Tutaj nikt nawet nie pomyśli, że tak święty posąg mógłby zostać skradziony..


Spoglądam dokładnie na lśniącą figurę Buddy, obchodzę ja powoli dookoła i fotografuję każdy szczegół tego niezwykłego dzieła złotniczego.. Posąg przedstawia Buddę w pozycji siedzącej, z rękami ułożonymi w tzw. bhumisparśa-mudra co dosłownie oznacza "gest dotknięcia ziemi". W ikonografii buddyjskiej mudra to "wezwania ziemi na świadka" symbolizujące determinację w dążeniu do oświecenia. Budda przedstawiony w pozycji siedzącej dotyka ziemi palcami prawej dłoni. Kilka metrów ponad złotą figurą nie mniej piękny, pozłacany, rozświetlony strop kaplicy, w formie misternie wykonanych kasetonów..


Jaka jest historia powstania tego wspaniałego posągu i jego koleje losu na przestrzeni dziejów?.. Otóż, pochodzenie ogromnego posągu Buddy nie jest dokładnie znane. Prawdopodobnie powstał on ponad 700 lat temu.. Ze względu na charakterystyczne szczegóły plastyczne jest on zaliczany do tzw. stylu Sukhothai. Styl ten wyodrębnił się w sztuce w czasach Królestwa Sukhothai, które istniało od 1238 aż do 1438 na północy Tajlandii.. Zakłada się, iż posąg został wykonany w stolicy owego królestwa o tej samej nazwie Sukhothai i tam też znajdował się w świątyni Wat Mahathat do 1403 roku... Kiedy w XV sąsiednie Królestwo Ayutthaya(1350 - 1767) stało się wystarczająco silne, aby podporządkować sobie Sukhothai i doprowadzić do jego upadku, posąg został prawdopodobnie przeniesiony do świątyni w Ayutthaya. Podczas najazdu birmańskiego w 1767 na Ayutthaya, posąg Złotego Buddy został pokryty powłoką gipsu w celu ukrycia jego wartości i zabezpieczenia go przed zrabowaniem.. Po zrujnowaniu przez wojska birmańskie miasta Ayutthaya posąg najprawdopodobniej pozostał jeszcze w tym mieście, bez zwracania uwagi, a jego prawdziwe pochodzenie i wartość zostały zapomniane. Kiedy w 1872 roku król Rama I ustanowił Bangkok nową stolicą Syjamu(obecnej Tajlandii), nakazał przenieść do niej ponad 1200 posągów Buddy z całego kraju, także z północnych regionów Sukhothai i Ayutthaya, ze względu na wciąż istniejące zagrożenie ze strony Birmy. Złoty Budda został zabrany do Wat Chotanaram w Bangkoku. Nikt nie wiedział, co kryje się pod warstwą szarej zaprawy i jaką rzeczywistą wartość przedstawia ów posąg. W 1930 roku posąg wciąż pokryty tynkiem ustawiono w świątyni Wat Traimit. Ponieważ świątynia nie dysponowała odpowiednio dużym pomieszczeniem, przez następne 20 lat posąg stał na zewnątrz pod prostym zadaszeniem z blachy. I tak to złote arcydzieło pozostawało w zapomnieniu przez 200 lat, aż w końcu pewnego dnia w 1955 roku rozpoczęto zaplanowane na terenie świątyni prace renowacyjne.. Wzniesiono także odpowiedni budynek. Złoty Budda miał zostać przeniesiony do nowego budynku przy użyciu dźwigu. W trakcie operacji podnoszenia zerwała się lina i posąg upadł na ziemię do błota. Powiadają, że robotnicy uznali to za pecha i uciekli do domu. Następnego dnia, gdy jeden z mnichów wrócił do świątyni, znalazł posąg leżący dalej w błocie. Spostrzegł on jednak, iż niektóre powłoki tynku zostały uszkodzone odsłaniając czyste złoto i ujawniając tym samym jego prawdziwą tożsamość oraz wartość.


Wokół cokołu, na którym umieszczono Złotego Buddę dostrzegam kilka dziwnych, zielonych skrzynek wyglądających jak małe urny wyborcze… Co to takiego?.. Początkowe skojarzenie podsuwa mi myśl, że są to kasetki na pieniężne datki od turystów, jednak prawda jest zgoła inna.. Złotą rzeźbę otaczają „mechaniczne wróżki” – pomysłowe maszyny, które przepowiadają przyszłość w zamian za monetę. Turysta ma możliwość ujrzeć na wyświetlaczach swoje własne koło fortuny… I jeszcze notka ściśle informacyjna - opłata za wstęp do świątyni wynosi 40 batów czyli  ok. 1,2 $ lub jak kto woli 4 zł PLN. Turyści mogą zwiedzać świątynię codziennie od 9:00 do 17:00, z godzinną przerwą między 12:00 a 13:00.


Pak Khlong Talat – targ kwiatowy
Opuszczamy mury świątyni i po kilku minutach odpoczynku, paru łykach mineralki ruszamy w dalszą wędrówkę do kolejnego celu naszego dzisiejszego zwiedzania.. Tym razem będzie to nie tylko barwna uczta dla oka, lecz także symfonia zapachów dla nosa… Wąskimi uliczkami, pod brezentowymi zadaszeniami zmierzamy na Pak Khlong Talad czyli największy targ kwiatowy w Bangkoku, miejsce, które tętni życiem 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu..


Pak Khlong Talat znaczy dosłownie Rynek przy ujściu kanału.. Choć rynek otwarty jest 24 godziny, najbardziej ruchliwy staje się przed świtem, kiedy łodzie i samochody przyjeżdża z kwiatami z pobliskich prowincji i miejscowości, a małe kwiaciarnie, uliczne stragany i ogromne hurtownie wystawiają kwiecie, które udekoruje później luksusowe hotele, restauracje, domy i świątynie. Wielu lokalnych sprzedawców odwiedza targ w godzinach porannych, aby zaopatrzyć swoje sklepy na nadchodzący dzień. Kwiaty w Tajlandii są bardzo tanie, ale również bardzo wrażliwe z powodu upału i niestety cieszą oko tylko przez krótki czas swym ulotnym pięknem..


Rynek ma długą historię. Już za panowania Rama I (1782-1809) istniał jako targ rybny, przekształcając się stopniowo w rynek artykułów spożywczych, który funkcjonuje od ponad 60 lat. Z czasem Rynek zmienił ofertę handlową na typowo kwiatową.. Większość kwiatów sprzedawanych na rynku dostarczana jest z prowincji Nakhon Pathom, Samut Sakhon i Samut Songkhram, jednak kwiaty, które wymagają podczas wegetacji niższych temperatur pochodzą z odległych północnych rejonów Tajlandii - Chiang Mai i Chiang Rai, leżacych w pobliżu granicy z Laosem.


Tajlandia jest największym hurtowym rynkiem kwiatów w Azji. Kwiaty z rynku w Bangkoku znane są nie tylko ze względu na niesamowity wybór świeżych orchidei, róż czy nagietków. Uliczni  floryści zarabiają na życie za pomocą sznurka i kwiatowych pąków. Misternie nawlekane przeróżne, kolorowe pąki tworzą piękne girlandy kwiatowe zwane malai phuang..


Na kwiatowych straganach wykonuje sie także kolorowe, pachnące, kwiatowe kosze do buddyjskich ceremonii lub hurtowej sprzedaży na wesela i imprezy.. Można tutaj również kupić wonne woreczki kwiatów jaśminu i nagietka.. Gama barw, paleta zapachów w tym nagrzanym, wilgotnym powietrzu potęguje swą moc... Wędruję pośród morza kwiatów, przystając co jakiś czas i wpatrując się jak zahipnotyzowany tej niesamowitej, kolorowej ekspozycji… Kwiatów nie wolno wąchać z bliska, ponieważ według wierzeń Tajów obiera się im moc, lecz zapach jaki unosi się wokół jest tak silny, że i bez tego można się nim upajać..


Przeciskam się pomiędzy rzędami straganów i samochodów dostawczych, których wokół targu jest niezliczona ilość. Życie tutaj bazuje tylko i wyłącznie na handlu.. Pośród masy towaru i samochodów co jakiś czas mijam objazdowe, uliczne grille, gdzie można wrzucić coś na ząb.. Podchodzę do jednego z nich. Dwie Tajki korzystając z chwilowego braku klientów, żywo plotkują ze sobą…


Obiecałem sobie, że na tym wyjeździe muszę skosztować każdego azjatyckiego specjału.. Mój żołądek już nieraz stawał przed takimi konsumpcyjnymi wyzwaniami, więc myślę że i tym razem nie będę musiał okupować hotelowego kibelka.. Szaszłyki, które leżą tacach wyglądają dość apetycznie, jednak żadna z Tajek nie zna angielskiego i nie potrafi mi wytłumaczyć, dlaczego mają malutkie nóżki.??. Postanowiłem jeść wszystko, ale warto byłoby wiedzieć co..!!! Po prawdzie nie widać długich ogonków, jednak tym razem odpuszczam. Będzie jeszcze niejedna okazja posmakować tutejszej bazarowej kuchni…


Zaglądam na zaplecze bazarowe, gdzie krząta się kilku facetów wokół stosów bambusowych koszy.. Tutaj w wielkich zadaszonych halach targowych przepakowuje się wiązki kwiatowe do dalszego transportu lub wypakowuje przewiezione do sprzedaży..


Po kilkunastu minutach myszkowania pomiędzy kwiatowymi straganami rozglądam się, poszukując wzrokiem znajomych z grupy.. Widzę jak Jerzyk z Grażyną znikają za jednym z zakrętów.. Szybko ruszam w tamtą stronę i po chwili wychodzę na zatłoczoną uliczkę po drugiej stronie targowiska…


W oddali dostrzegam kilka znajomych sylwetek i wymachującą kolorowym kwiatkiem naszą przewodniczkę Klaudię.. Dziewczyna jest słusznego wzrostu, a kwiatek na długiej łodydze to nasz znak rozpoznawczy, więc pośród standartowo niskiej ciżby Tajów miejsce zbiórki widać już z daleka... Autokar jeszcze nie podjechał, za to co jakiś czas mijają mnie całe „stada” różowych taksówek.. Jest ich tutaj mnóstwo i jak to bywa w zwyczaju wielkich aglomeracji miejskich, gdy tylko spojrzy się w ich stronę, kierowcy momentalnie zatrzymują się, oferując turyście swe usługi.... Moja wnuczka zapewne jeździła by tutaj cały dzień tymi różowymi „furami”, bo ona uwielbia różowy kolor…..


Jest nasz autokar.. Pakujemy się szybko do schłodzonego, klimatyzowanego wnętrza. Olbrzymia ulga po tym bazarowym zaduchu i coraz wyższej temperaturze powietrza..


Kolejny rejon zwiedzania to historyczne centrum Bangkoku, gdzie znajduje się potężny kompleks budynków Wielkiego Pałacu Królewskiego Phra Borom Maha Ratcha Wang, a także słynna Wat Phra Keo czyli Świątynia Szmaragdowego Buddy, mieszcząca w swych wnętrzach wiele złotych posagów Buddy, nad którymi dominuje Szmaragdowy Budda.. Zanim jednak tam trafimy, wcześniej odwiedzimy przepiękny świątynny kompleks Wat Pho zwany także Świątynią Leżącego Buddy.. Wat Pho znajduje się na terenie Starego Miasta Królewskiego (Rattanakosin), nieco na południe od Wielkiego Pałacu Królewskiego… Po kilku minutach jazdy docieramy pod świątynne mury, otaczające ten potężny buddyjski kompleks, zalegający na 80.000 metrów kwadratowych..


Wat Pho - Świątynią Leżącego Buddy
W wysokim na ponad 2,5 metra białym, kamiennym murze otaczającym świątynny kompleks Wat Pho, wąska brama wejściowa zwieńczona szpiczastym dachem i misternie inkrustowana kolorową, ceramiczną mozaiką.. Trochę znudzony ochroniarz stojący w przejściu, na widok „białasów” unosi rękę w geście powitania i uśmiecha się przyjaźnie… Wkraczamy na teren świątynny Wat Pho..


Tuż za otaczającym murem kasa i bramki biletowe.. Wejście na teren świątyni to koszt 100 batów czyli ok.3 $..


Przechodzę przez bramki jako jeden z pierwszych.. Mamy chwilkę czasu zanim rozpoczniemy zwiedzanie tej niezwykłej świątyni, zatem kilka zdań wprowadzenia o samym obiekcie i historii jego powstania..
Buddyjska świątynia Wat Pho znana również jako Świątynia Leżącego Buddy, to jeden z największych i najstarszych kompleksów świątynnych w Bangkoku. Znajduje się w niej ponad tysiąc wizerunków Buddy, których większość pochodzi z ruin poprzednich stolic Tajlandii (Syjamu). Figury przedstawiające Buddę ustawiono w licznych krużgankach świątyni. Dominującą figurą a zarazem wizytówką owego kompleksu jest posąg Odpoczywającego Buddy (Leżący Budda), pozłacane dzieło o wysokości 15 m i długości 46 m długości. Kompleks ten znany z majestatycznego piękna, jest także kolebką pierwszej szkoły masażu tajskiego. Przez teren, na którym znajduje się kompleks świątynny, przebiega droga – Soi  Chetuphon, dzieląc go na dwie części: północną i południową. Północna część to rejon najczęściej odwiedzany przez turystów, ponieważ właśnie tu znajduje się główna świątynia (bot) oraz kaplica ze wspomnianym posągiem Odpoczywającego Buddy, a także przepiękne ogrody i znana na całym świecie tajska szkoła masażu. Część południowa to przede wszystkim miejsce, gdzie mieści się zakon buddyjski i szkoła.


A tak wygląda szkic całego kompleksu świątynnego..
  

HISTORIA WAT PHO
Pierwsza istniejąca na tym obszarze świątynia o nazwie Phodharam Wat została zbudowana około roku 1700 za panowania króla Phetracha i była ośrodkiem "nauczania tradycyjnej medycyny tajskiej”. W jej wnętrzach wszystkie posągi prezentowały pozycje jogi. Kiedy królewska świątynia Wat Phra Si Sanphet w dawnej stolicy Tajlandii (Syjamie) została zniszczona przez Birmańczyków w 1767 roku, król Rama I (panujący w latach 1782-1809) postanowił w miejscu Phodharam Wat, stworzyć nowy świątynny kompleks.. Intensywne prace budowlano-remontowe rozpoczęły się w 1788 roku, w pierwszych latach panowania Rama I.. Wtedy to nowa świątynia przyjęła nazwę Wat Pho od klasztoru w Indiach, gdzie prawdopodobnie mieszkał Budda.. O nowy wygląd budowli zatroszczył się król Rama III zasiadający na tronie w latach 1824-1851. Za jego czasów zajęto się renowacją sal świątynnych oraz dobudowaniem dodatkowych pomieszczeń. W tym czasie na ścianach całego budynku umieszczono 1360 płyt z tekstami odnoszącymi się do nauki medycyny naturalnej i nauk buddyjskich. Zostały one uhonorowane nagrodą i wciągnięte na tzw. Listę Pamięci Świata w dniu 21 lutego 2008 roku za wkład w zachowanie tradycyjnej kultury. Pamięć Świata (ang. Memory of the World International Register) to międzynarodowy projekt sygnowany przez UNESCO, zapoczątkowany w 1992 roku, którego celem jest podejmowanie działań służących zachowaniu, ratowaniu i udostępnianiu dokumentów: rękopisów, druków, inskrypcji, dokumentów audiowizualnych (nagrań i filmów), itp. o światowym znaczeniu historycznym lub cywilizacyjnym. Zachowując tradycję tych terenów, w 1955 roku powołano tutaj do życia szkołę masażu tajskiego i medycyny tradycyjnej. Od tego momentu kompleks stał się bardzo ważnym ośrodkiem medycyny naturalnej, kolebką masażu tajskiego oraz jogi. Na przestrzeni 260 lat przeszedł on wiele zmian. Ostatnie remonty przeprowadzono w 1982 roku, a jak wygląda obecnie sami się przekonacie oglądając kolejne fotografie..


Siedząc na kamiennej ławeczce w kącie niewielkiego dziedzińca, ciekawie spoglądam na zdobioną bramę, którą przed chwileczką wchodziłem na teren świątyni.. W murze okalającym świątynny kompleks podobnych bram jest 16.. Po obydwu stronach każdej z bram, wejścia od strony dziedzińców strzegą Chińscy giganci. Wysokie na ok. 4 metry kamienne posągi w chińskim stylu, przedstawiają uzbrojonych wojowników-strażników, a jak się okaże w czasie dalszej wędrówki, także szlachciców, chińskich mnichów, chińskich robotników, filozofów... Skąd się tutaj znalazły..?. Wyjaśnienie jest dość prozaiczne. Te kamienne figury zostały przywiezione do Tajlandii jako balast na handlowych statkach, zawijających do portu w Bangkoku z Chin.. Kiedy Syjam rozpoczął eksport ryżu do Chin, powracające puste statki, aby zrekompensować utratę wagi, doładowywano w Chinach ciężkimi, kamiennymi posągami...


Bramę wejściową zwieńcza szpiczasty, stożkowy dach w kształcie tajskiej korony królewskiej, pięknie ozdobiony wielobarwną chińską ceramiką, zgodnie z panującą modą w czasach rządów króla Ramy III...


Cała nasza ekipa przeszła już przez świątynne bramki, zatem powoli ruszamy dalej na zwiedzanie kompleksu Wat Pho.. Obszar jaki zajmują świątynne obiekty podzielony jest na kilka sektorów. W centralnym punkcie wschodniego sektora znajduje się potężna Świątynia Główna - Phra Ubosot.. Aby się do niej dostać trzeba najpierw przejść przez piękne, kolorowe zewnętrzne dziedzińce, następnie pokonać podwójny rząd krużganków, by w końcu wkroczyć na wewnętrzny, świątynny dziedziniec otaczający Główną Świątynię.. Biały mur widoczny na fotkach poniżej, to zewnętrzna graniczna ściana krużganków otaczających Świątynię Główną. Wokół owego muru rozciągają się wspomniane kolorowe dziedzińce.


Zewnętrzne dziedzińce to obszar zwany Khao Mor, pełen zieleni, kamiennych figur i szpiczastych wieżyczek misternie inkrustowanych chińską ceramiką, wyglądających jakby ułożono je z kolorowych klocków lego.. Co symbolizują..?.. Czym są..?.. Kto je tutaj postanowił umieścić i w jakim celu..?.. Już wyjaśniam..
Na dziedzińcu zewnętrznym, zasiadający na tronie w latach 1824-1851 król Rama III, zarządził budowę parku składającego się z 24 małych kopców w formie skalnych mini-ogrodów, z których każdy obsadzony był inną roślinnością ozdobną i różnego rodzaju ziołami. Duże i małe kamienie zostały przywiezione z ogrodu skalnego Pałacu Królewskiego, który został zbudowany jeszcze za panowania króla Rama II.


Te modelowe wzgórza stworzono z kompozycji wielu roślin, skał, kamiennych rzeźb zwierzęcych oraz figur przestawiających hinduskich pustelników.. Każda z owych wysp zieleni została nazwana od rośliny uprawianej w danym ogrodzie np. Khao Asoke, Khao Samor Khao Tonpeep, Khao Kem, Khao Sadao, Khao Tonsai, Khao Pikul, Khao Ruesidadton i Khao Sivalueng ('Khao "znaczy" wzgórze "). Największy z tych kopców, zwany Mikasawan park, został obsadzony figowcem pagodowym, zwanym także drzewem Bodhi, pod którym jak mówi historia, Budda Siakjamuni osiągnął oświecenie, i które od tamtej pory na pamiątkę jest nazywane Drzewem Oświecenia


Pomiędzy tymi wysepkami zieleni wyrastają jak grzyby po deszczu kolorowe, szpiczaste wieżyczki.. To tzw. stupy czyli najprostszy typ sakralnych budowli buddyjskich w formie kopca, szczytu.. W Tajlandii zwane są chedi. Ze względu na architekturę są one bardzo odporne na trzęsienia ziemi.. Wokół murów świątyni głównej na terenie kompleksu Wat Pho jest ich w sumie 91. Są one pięknie i misternie dekorowane kolorową ceramiczną mozaiką, tworzącą typowe chińskie motywy kwiatowe. Te kwiaty wykonano z chińskich ceramicznych miseczek, które zostały pocięte na kształty płatków, a następnie ułożone na cementowej zaprawie. Ponadto od północy klasztoru wznoszą się cztery pagody-chedi wysokie na 42 m, symbolizujące czterech pierwszych władców państwa z królewskiej dynastii Chakra.. Podejdziemy w ich kierunku w ciągu dalszej wędrówki..

Z całej liczby 91 chedi znajdujących się na terenie świątyni, 71 chedi mniejszych rozmiarów zawiera prochy potomków rodziny królewskiej, a 20 dużych chedi zawiera buddyjskie relikwie, zazwyczaj prochy mnichów buddyjskich. Chedi wykorzystywane są przez buddystów jako miejsce medytacji..


Znowu mnie odskoczyli… Cała nasza grupka poszła już sobie dalej, podziwiając piękno świątyni, a ja robiąc zdjęcia pozostałem w tyle.. Kilkanaście metrów obok został tylko Jurek i teraz wspólnie pstrykamy fotki.. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, ponieważ dzięki temu ujęcia „czyste”, bez osób w kadrze aparatu.... Z zewnętrznych dziedzińców wchodzimy przez jedno z czterech wejść, a dokładnie przez wejście południowe, w rejon Phra Rabieng. Jest to podwójny rząd marmurowych ścian o kształcie prostokąta, otaczający wewnętrzny dziedziniec wraz z główną kaplicą. Wzdłuż owych ścian zabudowano podwójny ciąg krużganków. W tłumaczeniu z tajskiego Phra Rabieng oznacza po prostu korytarz. Te zadaszone korytarze w formie krużganków, często ozdabiane kolumnami, rzeźbami czy malowidłami ściennymi, używane były w czasie procesji religijnych, a także pełniły rolę zacisznego, spacerowego patio, gdzie przechadzali się mnisi w czasie pory deszczowej. Do centralnego dziedzińca głównego, na którym stoi Główna Świątynia - Phra Ubosot, przez krużganki prowadzą cztery wejścia - południowe, zachodnie, północne i wschodnie tzw. Viharas. Gdy wkraczam w pierwszy, zewnętrzny „pierścień” krużganków, dostaję lekkiego zawrotu głowy… Wzdłuż marmurowych ścian, na bogato inkrustowanych, złoconych postumentach, ustawiono setki posągów Buddy siedzącego w pozycji lotosu, z opuszczoną prawą ręką w tzw. geście dotyku ziemi..


Zaglądam do podręcznego przewodnika.. Okazuje się, że ów podwójny ciąg krużganków skrywa pod swym zadaszeniem 394 posągi Buddy !!!... Niesamowita liczba… Zewnętrzny „pierścień” krużganków, przez który teraz wędruję, mieści 244 figury Buddy, natomiast w „pierścieniu” wewnętrznym krużganków, gdzie za chwilkę skieruje swe kroki, ustawiono 150 posągów Buddy..


Posągi pochodzą z północnych prowincji Tajlandii i sprowadzone zostały do Bangkoku podczas panowania Ramy I. Wykonano je z brązu i wszystkie pokryto cienką warstwą złota.. Spaceruję krużgankami wzdłuż połyskujących posągów Buddy.. Ktoś, kto przechodzi obok nich bez zwracania zbytniej uwagi na poszczególne figury, nie dostrzeże żadnych różnic. Na pierwszy rzut oka posągi wydają się identyczne. Równomiernie zamontowane na marmurowej platformie, ustawione na dopasowanych, złoconych postumentach, te symetryczne wizerunki Buddy posiadają jednak małe odmienności pomiędzy sobą.. Po bliższym, dokładniejszym oglądnięciu kilkunastu z nich, staje się dla mnie oczywiste, że każdy jest unikalny. Różnice są niewielkie jak projekt szarfy, która przepasa lewe ramię Buddy, ułożenie włosów na głowie, kształt ucha, oka czy też rąk... Nie są to jednak przypadkowe różnice.. Każdy z tych szczegółów jest wskazówką, z której prowincji Tajlandii pochodzi figura oraz określa lata, w jakich została stworzona.


Podwójny rząd krużganków rozdzielony jest podłużnym, wąskim brukowanym dziedzińcem. Wychodzę z podcieni krużganków i ciekawie spoglądam na ów dziedziniec. Jest on utrzymany w chińskim stylu.. Stoją tutaj cztery kamienne miniatury chińskich pagód, 6-cio metrowej wysokości... Cokół każdej z nich tworzą kamienne postacie chińskich mnichów, podtrzymujące podstawę..


Na dziedzińcu znajdują się także duże 2-metrowe posągi chińskich mędrców, ustawione przy wejściach na krużganki..


Niezwykłego kolorytu zarówno temu miejscu jak i obszarowi całej świątyni Wat Pho nadają misternie wykonane ceramiczne mozaiki ze złotymi zdobieniami, widoczne nad bramami wejściowymi. Nawet same dachy poszczególnych budynków zachwycają kształtem i kolorami ceramicznych dachówek..


Po paru chwilach wchodzę w następne, zadaszone podcienia. To drugi, wewnętrzny ciąg krużganków otaczających plac główny, z najświętszym miejscem modlitwy - Świątynią Phra Ubosot. Zanim jednak udam się do głównej kaplicy Phra Ubosot, muszę jeszcze zerknąć na kolejne pozłacane wizerunki Buddy.. W tym wewnętrznym pierścieniu krużganków, jak już wcześniej wspominałem, umieszczono 150 pozłacanych posągów Buddy..


Podobnie jak w poprzedniej zadaszonej części świątyni, tak i pod tymi krużgankami wszystko lśni, złoci się, przyprawiając o lekki zawrót głowy.. Marmurowe podesty wypełnione rzędem pozłacanych wizerunków Buddy, ukazują potęgę buddyjskiej religii na obszarze Tajlandii..


Ruszam dalej.. Przy wyjściu spod zadaszonych krużganków napotykam dwóch facetów z groźnymi minami na twarzy i sumiastymi wąsami.. Ubrani w ciasne, ozdobne zbroje, dzierżą w dłoniach wojenny oręż przypominający kosy, podobne do tych jakimi nasi kosynierzy pod wodzą Tadzia Kościuszki, dali łupnia Ruskim na Racławickich polach..


Kamienni, chińscy wojownicy nie są już tacy potężni i groźni, jak Ci przy wejściowych bramkach. Mają ok. 1,5 wysokości „w kapeluszu”, więc bez obawy pstrykam sobie z nimi fotkę...


Po kilkunastu minutach wleczenia się na szarym końcu doganiam grupę, która przystanęła na wewnętrznym dziedzińcu przed Główną Kaplicą Phra Ubosot.. Nasza przewodniczka Klaudia wytrwale tłumaczy zawiłości buddyjskiej kultury, ja natomiast rozglądam się dookoła, dokumentując ciekawy fotograficznie obszar wokół świątyni...


 
Dziedziniec otaczający świątynny budynek Phra Ubosot zwie się w języku tajskim - Phrang.. W jego czterech rogach znajdują się 4 pagody-stupy z biało-szarego marmuru, wybudowane w stylu Kmerskim…


Na czterech bokach każdej pagody umieszczono statuetki z pozłacanej miedzi, przedstawiające bóstwa ochronne zwane Catulokapala – Strażników Boskości Czterech Stron Świątyni. Ten rodzaj specjalnej pagody jest określany jako "Phra Agghiya Stupa". Pagoda-stupa na północno-wschodnim narożniku jest nazywana "Phra Budda Manggala Kayabandhana Maha Stupa", południowo-wschodnia "Phra Budda Dhammacak Pavattanapaduka Maha Stupa", południowo-zachodnia "Phra Budda Vinaiyapitaka Sucigkara Maha Stupa" i północno-zachodnia "Phra Budda Abhidhamma Dharavasi Parikkhara Maha Stupa "..


Czas na bliższe przyjrzenie się najświętszemu miejscu modlitwy w całym kompleksie Wat Pho czyli Głównej Kaplicy Phra Ubosot.
Główna kaplica Phra Ubosot to nie tylko miejsce modlitwy, to także sala kongregacyjna, wykorzystywana do rytuału święceń zakonnych. Dla Buddystów jest centralną częścią i sercem całego kompleksu świątynnego Wat Pho. Została zbudowana w czasach panowania króla Ramy I w stylu Ayudhya, następnie przebudowana i rozbudowana w okresie panowania króla Ramy III.



A teraz trochę architektury połączonej z mistycyzmem religii buddyjskiej..
Kaplica Phra Ubosot stoi w granicy utworzonej przez osiem kamieni Bai Sema (kamienie graniczne), które oddzielają sacrum od profanum czyli strefę świętą buddyjskiej kaplicy od reszty otoczenia codziennego świata... Ułożenie budowli sakralnej na takim planie ośmiu kamieni nie jest skomplikowaną operacją, zatem pokrótce postaram się ją opisać..
Zanim rozpoczną się prace budowlane nad murami świątyni, w ziemi wykopane zostaje osiem dziur o gł. ok 1 metra na planie prostokąta, w obrębie którego ma stanąć budynek świątyni. Owe dziury ustawione są wg. tzw. punktów kardynalnych. Mówiąc prostszym językiem, są to 4 punkty główne horyzontu wyznaczające kierunki geograficzne świata (N, E, S, W) oraz 4 kierunki pośrednie (NE, SE, NW, SW).. Dodatkowo wykopuje się jeszcze jedną, dziewiątą dziurę, w miejscu  gdzie w świątynie stanie główny posąg Buddy.. W tychże dziurach podczas uroczystych ceremonii religijnych umieszcza się okrągłe kamienie wielkości kuli armatniej.. Zazwyczaj dziewiąty kamień umieszczany pod posągiem Buddy jest nieco większy od pozostałych.. W ten sposób zostaje wytyczony święty obszar pod budowę kaplicy.. Jeśli w wykopanej dziurze znajdują się dwa lub nawet trzy kamienie Bai Sema oznacza to, że świątynia była w przeszłości przebudowywana lub konsekrowana przez więcej niż jeden zakon.. Dodatkowo na planie świątyni wejście główne wyznacza się od wschodu.. Poniżej szkic wyjaśniający ów plan dziewięciu świętych kamieni oraz fotka takiej dziury z kamieniem Bai Sema w środku..


Spaceruję powoli wokół świątyni, oglądając szczegóły jej budowy.. Budynek świątyni jest nieco podniesiony do góry i osadzony na marmurowej platformie.. Otacza go podwójny, marmurowy mur z kolumnadą, który w języku tajskim nazywany jest Kampaengkaew czyli ściana graniczna kaplicy.. W tym podwójnym murze znajduje się 8 niewielkich rzeźbionych bram, strzeżonych przez posągi mitologicznych lwów.


Jest jeszcze jedna ciekawostka widoczna na zewnętrznej marmurowej balustradzie otaczającej kaplicę.... Została ona udekorowana 152 kamiennymi płaskorzeźbami, przedstawiającymi historie zaczerpnięte z tajskiego eposu narodowego – Ramakien. Przez lata wiele osób było zainteresowanych owymi dekoracyjnymi płaskorzeźbami, próbując je kopiować przykładając kawałki pergaminu i pocierając po nim kredą, grafitem czy też czarnym węglem drzewnym. Takie powielane ksero-pamiątki stanowiły niegdyś bardzo popularny symbol Wat Pho sprzedawany turystom, przez co w ciągu wielu lat następował proces uszkodzenia płaskorzeźby. Teraz jest to zabronione.



Wchodzę na marmurowy podest świątyni za pierwszą balustradę.. Do ciemnego wnętrza kaplicy prowadzą pięknie wykonane drzwi z drewna tekowego.. Wszystkie okna i drzwi zabudowane w ścianach świątyni Phra Ubosot wykonano ręcznie z twardego drewna. U góry zwieńczone są pozłacanymi koronami jak wieże, a wokół zdobione barwną ceramiką i pozłacaną ornamentyką..


Pozostawiam moje turystyczne sandałki na podeście, pokonuję na boso kilka marmurowych stopni i od razu otacza mnie przyjemny chłód w przyciemnionym wnętrzu świątyni, nieznacznie rozświetlonym pastelowo-żółtym blaskiem.. Wokół kojąca cisza, pozbawiona turystycznego gwaru... Grupa młodych Tajów medytuje w skupieniu, spoglądając w kierunku buddyjskiego mnicha przyodzianego w pomarańczowy habit i modlącego się na środku ołtarza.. Wysoko ponad głowami modlących, w centralnym punkcie ołtarza wznosi się piękny trzywarstwowy, złocony piedestał, wysoki na kilka metrów.. Na jego szczycie lśni złotym blaskiem główny, najbardziej czczony wizerunek Buddy, który siedzi w pozycji medytacyjnej nazwie Phra Buddha Deva Patimakorn..


W owym złotym piedestale, u stóp posągu Buddy przechowywane są prochy króla Ramy I. Zarówno ściana centralna za posągiem Buddy jak i ściany boczne kaplicy pokrywają w całości malowidła świętych obrazów, sceny epopei Ramakien, wizerunki niebios oraz świętych kapłanów..


Chwila kontemplacji i duchowego odpoczynku przed dalszą wędrówką…


Opuszczam chłodne zacisze kaplicy Phra Ubosot podążając powoli za naszą grupką, którą przewodniczka Klaudia prowadzi poprzez świątynne bramy i furty, w dalsze sektory kompleksu.. Mijam kolejne kamienne figury chińskich gigantów.. Ta duża ilość „chińszczyzny” na terenie tajskiej świątyni jest odbiciem chińskich wpływów w czasie panowania króla Rama III. Przekładając na współczesny wizerunek to jak chińskie ciuchy na polskim bazarze.. Noooo… trochę przesadziłem....


Jednak nie tylko typowo chińskie figury można tutaj napotkać.. Właśnie przechodzę obok postaci wykutych w kamieniu, przedstawiających faceta w długim surducie, z cylindrem na głowie, podpierającego się grubym, bambusowym kijem..Kto to taki?.. To Marco Polo, postać nierozerwalnie związana z Chinami choć pochodząca z Europy, wenecki kupiec, podróżnik żyjący na przełomie XIII i XIV wieku. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając Jedwabny Szlak. Byli oni jednymi z pierwszych przedstawicieli Zachodu, którzy dotarli do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata”.. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników..


Z sektora wschodniego przechodzimy w obszar sektora zachodniego.. Tutaj znajduje się jeszcze jeden ewenement kompleksu Wat Pho wpisujący się do Księgi Guinessa – Świątynia Leżącego Buddy. Zanim jednak tam dotrzemy, musimy pokonać kilka bajecznie kolorowych dziedzińców i zaliczyć slalom pomiędzy niezwykłymi budowlami zwanymi w języku tajskim Chedi.. Wspominałem już na początku wędrówki po kompleksie Wat Pho, o tych misternie zdobionych stupach, zatem jeszcze tylko kilka zdań i pójdziemy dalej. Według buddyjskiej wiary, budowanie Chedi jest rodzajem oddawania hołdu wielkiemu Buddzie. Chedi zawierają relikwie, szczątki Buddy, przedmioty należące do niego i jego uczniów w formie miseczek, szat, pism buddyjskich lecz zazwyczaj są to prochy mnichów buddyjskich oraz inne święte przedmioty ku czci Buddy. Tak jest w przypadku 20 większych Chedi znajdujących się na terenie kompleksu świątynnego, natomiast 71 Chedi mniejszych rozmiarów zawiera prochy potomków rodziny królewskiej. Chedi wykorzystywane są przez buddystów jako miejsca medytacji. Budowane są przeważnie jako pojedyncze, piramidalne obiekty. Ich specyficzny kształt posiada swoistą symbolikę - "Kształt stupy oznacza Buddę ukoronowanego, który siedzi w pozycji medytacyjnej na tronie. Jego koroną jest szczyt iglicy, jego głowa jest kwadratowa u podstawy iglicy, zaś jego ciało jest w kształcie wazy, nogi są czterema bokami dolnego tarasu, a podstawa jego tronem ".


Kształt Chedi ma też inne symboliczne znaczenie, reprezentujące pięć elementów oczyszczenia: Kwadratowa podstawa reprezentuje ziemię, półkolista kopuła/wazon oznacza wodę, iglica stożkowa reprezentuje ogień, górna część o kształcie Lotosu i sierpa księżyca oznacza powietrze, Słońce i temperatura otoczenia stanowi element przestrzeni. Zniszczenie Chedi uważane jest za niezwykle negatywny czyn, podobny do zabijania. Według wiary buddyjskiej niesie on ze sobą negatywne skutki, prowadzące do ogromnych problemów w przyszłości… Na terenie świątyni znajdują się także 4 grupy Chedi zbudowane po pięć piramid na jednej dużej podstawie. Grupa taka składa się z dużej Chedi w środku, otoczonej przez cztery małe Chedi. Każda z nich zawiera relikwie Buddy i została zbudowana w okresie panowania króla Ramy I.


A tak integruje się tutaj natura ze sztuką…


Phra Buddhasaiyas - Świątynia Leżącego Buddy
Po ponad godzinnym myszkowaniu wśród niezwykłości kompleksu świątynnego Wat Pho, docieramy w końcu na jego północno-zachodnie rewiry.. Na rozległym, brukowanym dziedzińcu wznosi się tutaj świątynny budynek otoczony wyspami zieleni. W jego wnętrzu umieszczono największy w Tajlandii posąg Buddy.. Świątynia Phra Buddhasaiyas powstała około 180 lat temu. Król Rama III zlecił budowę tego obiektu świątynnego jednemu ze swoich arystokratów - Krom Muen Pumintarapakdi (Księciu Laddawanu), który w ówczesnym czasie piastował stanowisko szefa departamentu Dziesięciu Rzemiosł. Krom Muen Pumintarapakdi został zarządzającym zespołu budowlanego. Ruszyły prace budowlane, jednak rzemieślnicy nie rozpoczęli ich od postawienia budynku, lecz od uformowania na podeście potężnego posągu Buddy. Został on wykonany z cegieł i bardzo dokładnie wymodelowany gipsem, a następnie pokryty warstwą złota.. W następnej kolejności posąg został obudowany ścianami i zadaszeniem sali.. Czas obejrzeć to cudo.. Przed wejściem do świątyni obowiązkowe ściągnięcie obuwia, zapakowanie go do podręcznego woreczka i na bosaka zasuwam spojrzeć na ten potężny monument..


Przez niewielki przedsionek wkraczam w długi, bogato zdobiony kolumnowy korytarz, gdzie dość liczna grupa Tajów okupuje przejście, pstrykając cały czas fotki..


Podchodzę bliżej i w tym momencie za inkrustowanym rzędem kolumn ukazuje się wielka, połyskująca, monumentalna figura Buddy, a tak naprawdę jego potężna głowa i tors mieniące się jasnym, złotym blaskiem....


Pozłacany Posąg Leżącego Buddy jest ogromny. Ma 15 m wysokości i 43 m długości. Jego długie nogi zakończone są wielkimi stopami o wysokości 3 metrów i szerokości 5 metrów.. Tak duża płaszczyzna stóp ma zamierzony cel w całym mistycyzmie religii buddyjskiej i jest zapisana pewnymi symbolami. Opowiem o tym dokładnie, gdy przejdę wzdłuż całego posągu i stanę u jego stóp.. Chcąc objąć figurę w całości wzrokowo lub obiektywem aparatu, trzeba „zaliczyć” co najmniej 3 miejsca postojowe wzdłuż całego posągu – na początku przy głowie, w połowie jego długości i na końcu przy stopach.. Są to standartowe miejsca fotograficzne, z których można dość dokładnie uchwycić kadrem obiektywu całość buddyjskiego majestatu..


Zatrzymajmy się zatem przy głowie jego wielebności.. Buddhasaiyas – Budda Leżący zwany też Buddą Odpoczywającym spoczywa na prawym boku, z prawą ręką podtrzymującą głowę przyozdobioną fryzurą z małych loczków. Pod głową znajdują się dwie niebieskie skrzynki w formie poduszek, bogato inkrustowane ceramiczną mozaiką. Lekko zmrużonymi oczami, wykonanymi z masy perłowej, nieco śpiącym wzrokiem spogląda z góry na zwiedzających. Pozycja ta ukazuje Wielkiego Mistrza w momencie osiągania nirwany czyli inaczej stanu poza życiem i śmiercią. W buddyzmie osoba, która osiągnęła stan nirwany ma być wyzwolona od cierpienia i przyczyn cierpienia. Gdy przyglądam się z bliska potężnemu posągowi stwierdzam, że wykonano go z wielką dbałością o szczegóły.


Zrobiło się trochę luźniej wokół posągu Buddy, mogę więc przejść w kolejne miejsce, by przyjrzeć się dokładnie całej postaci. Zatrzymuje się w połowie jego długości.. Posąg posągiem, jednak teraz nadszedł moment, by obraz uchwycony obiektywem aparatu uzupełnić historycznymi faktami i przedstawić samego Buddę, ponieważ była to osoba prawdziwa z krwi i kości.. Nie ulegaKto zatem przybrał imię Buddy?..


HISTORIA BUDDY
czyli
„CV” z życia SIDDHARTHA GOTAMA
Siddhartha Gotama urodził sie w rodzinie królewskiej. Narodzinom jego towarzyszyły różne nadprzyrodzone znaki. Chłopiec przyszedł na świat nieoczekiwanie podczas podróży królowej w miejscowości Lumbini (dzisiejszy Nepal). Ojciec, król Suddhodana, pragnąc znać przyszłość jedynego potomka, wezwał do pałacu w Kapilavastu słynnego wówczas mędrca, Asitę. Ujrzawszy niemowlę, mędrzec ów zareagował nieco dziwnie dla zebranych: najpierw ogromnie się ucieszył, a następnie zapłakał. Zapytany o to, czy dziecku nie grozi jakieś niebezpieczeństwo, odparł, że nie widzi żadnych niebezpieczeństw, przeciwnie – syn Suddhdhany będzie wiódł święte życie, a jego wpływy będą dalekosiężne. Jednak jemu samemu, niestety, nie będzie dane dożyć tych dni. Taka perspektywa nie mogła ucieszyć władcy, który w jedynym synu pragnął widzieć godnego następcę tronu, a nie świętego czy mędrca. Serce monarchy ogarnął zapewne niepokój tym większy, że spotęgowany niefortunnym zgonem jego ukochanej żony – Mai Devi – zaledwie siedem dni po urodzeniu syna. Chłopcem zaopiekowała się wtedy siostra zmarłej królowej, Māhapajāpatī Gotami. Dziecko dostało na imię Siddhartha, co znaczy Ten Który Osiągnął Cel.. Król pragnął, by syn przejął po nim tron – stworzył mu więc sztuczny świat w obrębie pałacowych murów, otoczył luksusem i zabronił kontaktu ze światem zewnętrznym, gdzie mogły na niego czekać "pokusy" skłaniające do świętego życia.
(obraz - Król Suddhodana pokazuje niemowlę mędrcowi Asita)


Dzieciństwo i młodość przyszłemu Buddzie płynęło niezmąconym strumieniem beztroskiego życia. Młody książe żył w dostatku, otoczony dobrobytem miał wszystko o czym tylko zamarzył. Oto, jak Budda wspomina swoje beztroskie lata w pałacu ojca w rozmowie z mnichami, swymi uczniami: - Żyłem niezwykle wykwintnie, całkowicie wykwintnie. Mój ojciec miał nawet stawy lotosowe w naszym pałacu: jeden, gdzie kwitły czerwone lotosy, jeden, gdzie kwitły białe lotosy, i jeden, gdzie kwitły niebieskie lotosy – wszystko dla mego dobra. Drzewo sandałowe musiało być sprowadzane z Waranasi. Mój turban był z Waranasi, tak jak moja tunika, dolna część garderoby czy wierzchni płaszcz. Biały parasol okrywał mnie dzień i noc, aby chronić mnie przed zimnem, gorącem, kurzem, brudem czy rosą. Miałem trzy pałace: jeden na porę zimną, jeden na porę gorącą i jeden na porę deszczową. Podczas czterech miesięcy deszczowej pory byłem zabawiany w pałacu deszczowym w towarzystwie samych tylko kobiet. W tym czasie ni razu nie opuszczałem pałacu..”


Siddhartha w wieku 16 lat poślubił księżniczkę Yasodharę, która pochodziła z tego samego miasta i w wieku 29 lat miał z nią syna Rahulę..
(obraz - Uroczystości zaślubin księcia Siddhattha i księżniczki Yasodhara)


Jednakże najlepsze nawet luksusy i największe atrakcje nie mogły zabić w młodym, zdrowym królewiczu chęci poznania świata. Toteż, mimo zakazu ojca, opuścił on potajemnie pałac w towarzystwie służącego. Rzeczy jakie zobaczył, miały na zawsze zmienić jego życie i wpłynąć na wybór życiowej drogi. Pewnego dnia podczas przejażdżki, ujrzał niedołężnego starca i dowiedział się, że starość jest przeznaczona wszystkim. Drugą rzeczą była choroba – ciężko chory człowiek pokryty wrzodami, trzecią zaś śmierć – zwłoki niesione wśród lamentu żałobników. Czwarta – asceza – niosła ze sobą nadzieję i pocieszenie. Siddhartha ujrzał wędrownego pobożnego żebraka, mędrca, ubranego w prostą szatę. Mędrzec ten, w przeciwieństwie do ludzi chorych, starych i umierających, sprawiał wrażenie szczęśliwego. Jego widok sprawił, że Siddhartha zrozumiał swe przeznaczenie i postanowił uciec z pałacu, by szukać drogi wyzwolenia z cierpienia. 29-letni książę pewnej nocy kazał osiodłać swojego konia i odjechał w towarzystwie oddanego sługi, pozostawiając w łożu śpiącą żonę z maleńkim dzieckiem. Tradycja buddyjska określa ów moment mianem Wielkiego Odejścia.


Siddhartha ścina włosy, zdejmuje kosztowne szaty i ozdoby, z którymi odsyła sługę.. Od tego czasu staje się żebrakiem. Na swej ścieżce spotyka mistrzów medytacji Alarę Kalamę i Uddakę Ramaputtę, pod których kierunkiem zmienia się w ascetę..


Z czasem zaczyna wątpić w skuteczność praktyk jogicznych. Oddziela się od swych mistrzów i przez 6 lat oddaje skrajnym umartwieniom. Bliski śmierci napotyka na swej drodze pasterkę, która daje mu pożywienie.. Następną spotkaną osobą jest wędrowny grajek. Tłumaczy on Siddharthcie, że struna która jest zbyt naciągnięta może pęknąć, natomiast struna za luźna nie wyda odpowiedniego dźwięku, dopiero kiedy nastroi się ją gdzieś pośrodku, otrzymamy idealne brzmienie. W tym momencie Siddhartha uświadamia sobie tzw. środkową ścieżkę życia. Dokonuje rytualnej kąpieli w rzece i zasiada pod figowym drzewem Bodhi.. Składa śluby, że pozostanie pod drzewem dopóki nie osiągnie oświecenia. Zatapia się w głębokiej medytacji na 49 dni, przechodząc przez coraz głębsze fazy medytacyjnego wchłonięcia.


W tym czasie ukazuje mu się demon Mara – władca piekieł, uosobienie niewiedzy i rozmaitych przeszkód na drodze do oświecenia.
(obraz – Demon Mara kuszący Buddę)


Boddhisattva (Ten który ma osiągnąć oświecenie) pokonuje złe moce i po siedmiu tygodniach doskonałego skupienia, w nagłym błysku świadomości doznaje oświecenia i staje się Buddą (Przebudzonym).


Swą wiedzą Budda dzieli się ze światem. Przez 45 lat przemierza środkową część Doliny Gangesu nauczając o drodze do oświecenia. Wielokrotnie odwiedza swoje rodzinne Kapilavastu. Cała jego rodzina i wielu z rodu Śakjów nawraca się na nową wiarę. Za sprawą swej owdowiałej macochy do wspólnoty mnichów (sangha) dołączają również mniszki, które objęte są jeszcze surowszą dyscypliną niż mężczyźni. Budda umiera w wieku 84 lat. Jego skremowane szczątki jako święte relikwie zostają rozdzielone na osiem części, a nad każdą z części wybudowano stupę (budowlę ochraniającą relikwie buddyjskie). Tak kończy się niezwykły żywot człowieka, założyciela jednej z największych religii świata..
(obraz- spotkanie Buddy z rodziną po 7 latach rozłąki).


Po tym sporym rysie historycznym ruszam dalej, by w końcu dotrzeć do potężnych stóp posągu Buddy.. A stopy to nie byle jakie i jak już wspomniałem dość niezwykłe, o czym zaraz się przekonacie.. W czasie, gdy zajmowałem się robieniem zdjęć górnej części posągu, liczna grupka tajskich pielgrzymów zdążyła opuścić świątynię. Zrobiło się luźno i pusto. Nasza ekipa także podążyła ku wyjściu, więc mogę spokojnie pstryknąć jeszcze kilka fotek.. Spod stóp monumentalnego posągu widać jego ogrom i prawdziwą wielkość..


W tym miejscu rozwiązuje się także po części sprawa wspomnianych wcześniej, tajemniczych symboli na stopach posągu Leżącego Buddy.. Płaszczyzna stóp posągu Buddy ma 5 metrów długości i 3 metry szerokości. Cała inkrustowana jest masą perłową, w której wygrawerowano 108 dziwnych symboli.. Prawdziwe arcydzieło sztuki. Co przedstawiają i czemu służą owe dziwne znaki..?? Otóż jest to wyodrębnionych 108 segmentów, będących wyobrażeniem 108 pozytywnych działań, atrybutów prawdziwego Buddy i symboli, które pomogły osiągnąć mu absolutną perfekcję. Niektóre z nich symbolizują aspekty duchowej postaci Buddy (może on występować pod postacią kwiatów, zwierząt, świętych symboli), podczas gdy inne zwracają uwagę na harmonię piękna i doskonałych proporcji ciała, które są  zewnętrznym odbiciem wewnętrznej siły duchowej.


Trzeba kończyć sesję foto ogromnego posągu Phra Buddhasaiyas – Buddy Leżącego.. Wchodzę w długi, wąski i wysoki kolumnowy korytarz, podziwiając przepiękne malowidła ścienne wykonane na powierzchniach ścian i kolumn.. Murale przedstawiają sceny z dawnych historycznych kronik Cejlonu (Mahawong) oraz portrety uczniów Buddy.. Kolumny przyozdobiono ornamentami i wzorami kwiatowymi...


W momencie, gdy korytarz kolumnowy wypełniają przechadzający się tutaj Tajowie oraz liczne grupy turystów, słychać nieustanne, charakterystyczne pobrzękiwanie monet… Wzdłuż ściany pod okiennymi parapetami ustawiono na metalowych stojakach cały rząd mis z brązu, dosyć sporych rozmiarów.... Mis jest 108 i symbolizują one 108 znaków pomyślności Buddyjskiej.


Spacerujący korytarzem ludzie wrzucają do każdej z mis-skarbonek drobną monetę, wypowiadając przy tym jakieś życzenie… Monety brzęczą jakby niestrudzenie powtarzały swoją szczęśliwą mantrę.. Abyśmy i my „załapali się” na odrobinę szczęścia, z tyłu za posągiem można kupić za 60 batów(6 zł), papierową torbę z drobnymi tajskimi „miedziakami” o nominale 50 Satangów (50 satangów to odpowiednik wartości naszych 5-ciu groszy). W torbie jest taka liczba monet, ile mis na stojakach.. Jeśli ktoś ma 108 życzeń czyli np. pragnie mieć 108 nowych Meroli na podwórku, czy też 108 wypasionych willi w kurortach nad Morzem Śródziemnym, Adriatykiem czy Morzem Egejskim, musi sobie odżałować piwa, wyłożyć 6 złociszy, kupić takową torbę i rzucać monety jedna po drugiej do owych garnków, wypowiadając odpowiednie życzenie….. A tak poważnie według religii buddyjskiej, ma to ponoć zapewnić szczęśliwe życie.. Jeśli nawet życzenie się nie spełni, to nasze datki pomogą mnichom w utrzymaniu świątyni...


Wychodzę z chłodnych świątynnych murów na rozległy, brukowany dziedziniec. Szybko wkładam buty i pędem zasuwam do jednego z punktów wydających darmową wodę mineralną nieopodal świątyni.. Zbliża się godzina 11-ta i sporą uciążliwością zwiedzania staję się coraz wyższa temperatura, wysoka wilgotność oraz brak dostatecznie zacienionych miejsc.. W czasie całego spaceru po świątynnym kompleksie trzeba pić duuuużo wody, dobrze nasmarować się kremami z wysokim filtrem, a komu natura poskąpiła włosów na głowie radzę nie zapomnieć o czapeczce..


Nasza grupa skwapliwie uzupełnia wypocone płyny, szukając cienia pod nielicznymi drzewami.. Mam kwadrans czasu do kolejnego wymarszu, szukam wygodnego miejsca na chwilę odpoczynku. Wybieram kamienny murek nad niewielkim oczkiem wodnym przy miniaturowym, skalnym ogrodzie. Tutaj w cieniu figowca zwanego drzewem Bodhi, zasadzonego na pamiątkę drzewa tego samego gatunku, pod którym medytował i doznał oświecenia Budda, jest niezła „baza” postojowa, a zarazem możliwość zobaczenia jeszcze kilku ciekawych budowli na terenie kompleksu świątynnego.. Przy okazji mam nadzieję, że i mnie coś oświeci..


Pierwszą budowlą jest piękna dzwonnica wznoszącą się nieopodal, w centralnym punkcie niewielkiego dziedzińca przed wejściem do świątyni.. Dzwony i dzwonki powszechne są tam, gdzie czci się Buddę i są stałym elementem religii buddyjskiej. Każda szanująca się świątynia posiada dzwony, za pomocą których mnisi ogłaszają poranne i wieczorne modlitwy oraz ważne ceremonie. Dzwonnice takie zwą się Ho Rakang. Dzwon ma symbolizować doskonałą mądrość Buddy, przebudzenie się szlachetnej prawdy i poczucia spokoju..
„Daleko w górach uderzono w wielki świątynny dzwon. Słyszysz jego dźwięk rozbrzmiewający w porannym powietrzu i wszystkie myśli znikają z twego umysłu. Nic nie jest Tobą, nie ma niczego poza Tobą. Jest tylko dźwięk dzwonu wypełniający cały wszechświat.”
Niektórzy wierzą, że dźwięk dzwonów słychać we wszystkich sześciu światach, które religia buddyjska określa jako Świat Piekieł, Świat głodnych duchów, Świat zwierząt, Świat ludzi, Świat półbogów i Świat bogów (niebo). Jednym słowem, korzystają z niego wszystkie istoty od nieba do piekła.


W kompleksie Wat Pho są 2 wieże dzwonnicze, jedna na południu i jedna na północy nieopodal grupy czterech pagód dynastii Phra Maha Chedi Si Rajakarn. Zostały zbudowane za panowania króla Rama I i króla Rama III. Dzwonnice mają kształt czworościanów o dwunastu ściętych rogach. Całość struktury zakończona jest wysoką, smukłą iglicą. Na wysoki piedestał prowadzi klika schodów. Górna część dzwonnicy ozdobiona jest na zewnętrznych ścianach wielokolorową chińską mozaiką..


Drugą budowlą widoczną z tego miejsca, a właściwie kompleksem budowli, są 4 duże chedis-pagody. Jak już wcześniej wspominałem, na terenie kompleksu Wat Pho istnieje 91 mniejszych i większych chedis, w których pochowano skremowane szczątki królewskich potomków oraz buddyjskich mnichów. Wśród nich wyróżniają się wielkością owe 4 chedis-pagody pod nazwą Phra Maha Chedi Si Rajakarn, otoczone białym murem z 3 niewielkimi, ozdobnymi bramami.. Przy bramach wejściowych, podobnie jak na całym terenie świątyni, stoją kamienne figury chińskich opiekunów-strażników. Każda z tych pagód pokryta jest innym kolorem mozaiki. Poświęcone są czterem pierwszym władcom Syjamu (Tajlandii) – Ramie I, II, III, IV.. Pagody mają 42 metry wysokości. Ich piramidalna konstrukcja składa się z 12 obręczy o karbowanych krawędziach, zakończonych wysoką szpiczastą wieżą.


Pagoda przyozdobiona zieloną mozaiką o nazwie Phra Maha Chedi Sri Sanpetdayarn, została zbudowana w okresie panowania króla Ramy I jako pomieszczenie dla posągu Buddy Phra Srisan-Petch, w którym są przechowywane święte relikwie Buddy.. Ten 16 metrowej wysokości posąg Buddy Phra Srisan-Petch został przywieziony z ruin Pałacu Królewskiego w Ayutthaya, po jego zniszczeniu przez birmańskich najeźdźców.. Król Rama I zajął się jego odrestaurowaniem i umieścił w tejże pagodzie.. Jest ona także symbolem jego panowania..
Druga pagoda Phra Maha Chedi Dilok Dhammakaroknitarn pokryta białą mozaiką reprezentuje okres panowania króla Ramy II, została zbudowana przez jego syna, króla Rama III. On także zbudował kolejną pagodę Phra Maha Chedi Muni Batborikharn pokrytą żółtą mozaiką, upamiętniającą jego własne panowanie i ku chwale Buddy.
Ostatnia czwarta pagoda zdobiona mozaiką w kolorze ciemno-niebieskim, zaznacza okres panowania króla Rama IV ( Mongkut) i jest zarazem symbolem uwielbienia Buddy. Król Rama IV (Mongkut) postanowił wszystkie cztery pagody otoczyć wspólnym murem odzwierciedlając tym samym fakt, że czterej władcy dynastii Chakri żyli i spotkali się na pewnym etapie swojego życia..



Zbliża się powoli pora obiadowa.. Kończymy zwiedzanie świątynnego kompleksu Wat Pho. Wizyta tutaj była cudowną, orientalną podróżą, przenoszącą nas na przestrzeni kilkuset lat w czasy rozkwitu Indochin, okres odkrywania przez Europę tajemnic wschodu, a wszystko w klimacie buddyjskiej religijności.. W geście pożegnania składam dłonie na wysokości twarzy i skłaniając się w stronę kamiennych strażników świątyni opuszczam to piękne, mistyczne miejsce, wychodząc przez jedną ze zdobionych, świątynnych bram… Rekonesans po kompleksie Wat Pho to dopiero początek odkrywania tajemnic Bangkoku.. W dalszych planach mam odwiedzenie nie mniej ciekawego kompleksu Grand Royal Palace – Pałacu  Królewskiego czy też Wat Phra Kaeo - Świątyni Szmaragdowego Buddy.. Zapuszczę się także łodzią w zakamarki wodnych kanałów Bangkoku zwanych Klongami, które w przeszłości stanowiły alternatywny system komunikacyjny tego potężnego miasta.. Jeden z wieczorów w Tajlandzkiej stolicy zarezerwuję sobie na orientalną kolację, połączoną z pokazem tajskiego tańca klasycznego.. Wszystko to już niebawem w kolejnych częściach mojej fotorelacji z podróży po Indochinach…


KONIEC cz.I

5 komentarzy:

  1. Bogaci się bawią...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piekne zdjecia i z pewnoscia wiele wrazen :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiekna relacja cudowne zdjęcia... byłam w Tajlandii 18 lat temu oglądam ze wzruszeniem .... dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  4. Po prostu rewelacja gratuluje włożonej pracy i wysiłku w ten blog .
    Bardzo przyjemnie się czyta i ogląda na prawdę ogrom pracy włożony przez Pana.Czekam na dalsze części TKW pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń