Zdjęcie:

sobota, 8 czerwca 2013

Ameryka Południowa - Peru, Boliwia cz.IV


Odcinek IV
Chivay - Dolina Colca - Puno
Dzień pełen wrażeń, długa, męcząca droga do Kanionu Colca przez wysoko położone przełęcze, przyjazd o późnych, wieczornych godzinach do urokliwego hoteliku Refugio w Chivay, kąpiel w termalnym basenie i smaczna kolacja spowodowały, że wróciwszy do swojego pokoju „walnąłem” się na łóżko i od razu zapadłem w niczym nie zmącony, głęboki sen.. Następny dzień wyprawy miał obfitować w kolejne piękne widoki, ciekawe spotkania z andyjską przyrodą i tutejszymi ludźmi.. Główną atrakcją miało być oczywiście ujrzenie potężnych, podniebnych władców andyjskich przestworzy czyli kondorów, szybujących nad najgłębszym Kanionem świata – Canion Colca.. Następnie czekał nas kolejny przejazd przez przełęcz Patapampa na wysokości 4910 m n.p.m. i dość długa trasa licząca ok.260 km, do miejscowości Puno położonej nad słynnym, peruwiańsko-boliwijskim jeziorem Titicaca.. Zapowiadało się ciekawie, więc dobrze przespana noc była podstawowym czynnikiem do jutrzejszego, sprawnego przemieszczania.... Choroba wysokościowa, która dopadała większą część naszej ekipy na przełęczy dała na razie za wygraną, jako że zjechaliśmy do Kanionu Colca na mniejszą wysokość ok.3640 m n.p.m..
Wczesnym rankiem dźwięk budzika z telefonu nieubłaganie wdarł się w moje senne rewiry, dając natychmiastowego „kopa” do wybudzenia.. Aby móc przed porannym śniadaniem i wczesnym wyjazdem pstryknąć jeszcze kilka fotek naszemu miejscu pobytu, celowo ustawiłem na swoim telefonie wcześniejszą o kilka minut porę pobudki.. Poranna toaleta, spakowane ciuchy i aparat w rękę.. Wyszedłem na niewielkie tarasy przed hotelowe budyneczki… Pogrążona jeszcze we wczesno porannej drzemce dolina rzeki Rio Colca, powoli nabierała rumieńców w jaśniejącym blasku słońca, wschodzącego za skalnymi wzniesieniami ścian kanionu..


Hotelowy kompleks składa się z kilku piętrowych oraz parterowych, niewielkich budynków w kolorze ochry, krytych dachami z trzciny.. Oferuje miejsca noclegowe w 35 pokojach.. Cichy, ustronny, ciekawie wkomponowany w otaczające zbocza wąwozu, wysokie na kilkadziesiąt metrów.. Oaza spokoju i malowniczości..


Hotel El Refugio położony jest nad samym brzegiem rzeki Rio Colca, „rzeźbiącej” od wieków swymi nurtami potężny i największy na świecie Kanion Colca, ciągnący się na długości ponad 100 km.... Schodząc z dwupoziomowych, kamiennych tarasów biegnących wzdłuż rzędu budynków mieszkalnych, dotrzemy do niewielkiego, termalnego basenu z wodą o temp. ok.39 stopni Celsjusza, gdzie poprzedniego dnia wieczorem korzystaliśmy z gorących kąpieli.. Wody termalne to atrakcja tutejszej okolicy i miasteczka Chivay.. W gorących źródłach, których podziemne wody ogrzewają liczne tu wulkany, woda osiąga na wypływie 85 stopni C i zalecana jest w przypadku artretyzmu oraz reumatyzmu…


Z tego co zdążyłem zaobserwować w czasie kilkuminutowego, porannego spaceru wokół hotelowych zabudowań, dosyć starannie zagospodarowano niewielkie skarpy i skalne rabaty, obsadzając je różnymi odmianami kaktusów i kolorowej roślinności..


Dodatkowym elementem dodającym uroku temu miejscu jest spływający z góry zbocza i szemrzący cichutko, malowniczy, górski potok dopływ Rio Colca..


A tak wygląda karta pocztowa z wizerunkiem hotelu El Refugio


Po szybkim, porannym śniadaniu wyruszamy na podniebny spektakl w wykonaniu andyjskich kondorów.. Z rejonu miasteczka Chivay do widokowej platformy Mirador Cruz del Condor, umiejscowionej nad samą krawędzią Kanionu Colca, jest około 48 km trasy.. Aby móc obserwować te piękne, ogromne ptaki szybujące ponad otchłanią kanionu, trzeba dotrzeć na Cruz del Condor we wczesnych godzinach porannych i oczywiście przy dobrej pogodzie.. Pogodę mieliśmy cały czas wymarzoną, zatem trzeba było tylko dojechać około godziny 8-mej rano do miejsca widokowego.. Oczywiście nie ma pewności, że kondory zgodnie z „rozkładem lotów” wystartują czy też, że w ogóle będą obecne, ale te warunki klimatyczne i ta pora roku gwarantują w bardzo dużym procencie, ujrzenie w locie owe piękne ptaki.. Drugi powód wczesnego wyjazdu, to krótki postój po drodze w niewielkiej miejscowości Yanque, gdzie wraz ze wschodem słońca odbywa się na rynku niezwykły pokaz taneczny…. Wszystko to niebawem ujrzymy…
Około 7 kilometrowy odcinek asfaltowej drogi z Chivay do Yanque to jedyna, w miarę wygodna trasa.. Za tym małym miasteczkiem droga zamienia się w wyboisty i na maxa zakurzony, żwirowy trakt ciągnący się, aż do samego Mirador Cruz del Condor.. Na razie jest ok.. Dzień powoli budzi się z nocnej drzemki, słoneczko wstaje zza masywów górskich otaczających dolinę, rozświetlając nieśmiało wierzchołki wzniesień, a ponad tym wszystkim dominuje coraz wyraźniejszy błękit bezchmurnego nieba..


Mapka trasy w Dolinie Colca


Po kwadransie jazdy docieramy na pogrążony jeszcze w porannej drzemce, niewielki, centralny plac w miejscowości Yanque.. Na pierwszy rzut oka nic nie zapowiada obiecanego spektaklu, jednak przed białym frontonem kościoła, wokół kamiennej fontanny powoli zaczynają zbierać się miejscowi mieszkańcy, przebrani w kolorowe stroje… Coś będzie niebawem się działo..


Korzystając z chwilowej bezczynności na planie akcji, pozwolę sobie napisać kilka zdań o tej niewielkiej peruwiańskiej mieścinie.. Yanque to spokojne miasteczko, w którego centralnym punkcie wokół głównego placu Principal Plaza wznosi się kilka budynków z białego, wulkanicznego kamienia sillar.. Trzy najważniejsze budowle to stary, piękny franciszkański Kościół z dwoma wieżami dzwonnymi i głównym wejściem przyozdobionym półkolistym, barokowym portalem, budynek Miejskiej Gminy oraz Katolickiego muzeum - Museo de Yanque.. Wokół placu znajduje się też kilka sklepów spożywczych oraz sklep z wyrobami lokalnego rzemiosła..
Kościół z unikalną na skalę światową, barokową fasadą.


Museo de Yanque otwarto w 2001 roku i mieści się w odrestaurowanym budynku szkolnym.. W pomieszczeniach muzeum urządzono wystawę prac rzemieślników z tutejszych warsztatów tkackich.. Budynek jest także przestrzenią wydarzeń kulturalnych tej małej miejscowości, gdzie odbywają się prezentacje filmów, wykłady itp..
Budynek Museo de Yanque


Nie, nie… to nie budynek Miejskiej Gminy ani rezydencja tutejszego sołtysa, ale taka budowla też stoi przy głównym placu..


W momencie, gdy troszkę rozglądam się po tej niewielkiej mieścinie, na placu przy fontannie zbiera się grupka kolorowo ubranych tancerzy… Po chwili z głośników rozmieszczonych gdzieś wokół, zaczynają rozbrzmiewać peruwiańskie rytmy… Barwny korowód tancerzy rusza przy dźwiękach muzyki, wirując wokół fontanny..


Słońce nieśmiało wschodzi zza okolicznych wzniesień, rozświetlając powoli grzbiet przeciwległego pasma… Kilkunastu tancerzy ubranych w tradycyjne, ludowe i niezwykle kolorowe stroje, wiruje nieustannie w rytmie muzyki.. Pokaz takiego etnicznego tańca organizowany jest tutaj praktycznie codziennie i rozpoczyna się przed wschodem słońca.... Główny plac wokół fontanny w ciągu paru chwil staje się nagle kolorowym bazarem.. Schodzą się miejscowi rzemieślnicy, rozkładając na barwnych gobelinach różne wyroby rękodzieła – pamiątki, figurki, wytwory z wełny alpaki, wisiorki z obsydianu, instrumenty muzyczne i przeróżne, inne rzeczy, o których przeznaczeniu nie mam raczej bladego pojęcia..


 Dostrzegam jeszcze coś.. Na placu pojawiają się Peruwianki w towarzystwie wielkich ptaków.. Owe masywne ptaszyska to
Aguje - gatunek dużych ptaków drapieżnych z rodziny jastrzębiowatych, zamieszkujących w zależności od podgatunku rejony Andów od Wenezueli po Ziemię Ognistą, południową Brazylię, Paragwaj, północną Argentynę i Urugwaj.
Postanawiam zrobić sobie fotkę z jednym z nich.. Drobna z postury Peruwianka podaje mi na rękę to wielkie ptaszysko.. Czuję przez rękaw grubego „polara” silny uścisk potężnych szponów Aguji.


Aguja nie jest gatunkiem ptaka barwnego - grzbiet i wierzch skrzydeł stalowoszary, spód jasny z drobnym prążkowaniem. Zewnętrzne części spodu skrzydeł szare. Nogi jasne, dziób jasny z czarnym końcem. Jednak wymiary dorosłego osobnika są imponujące - dł. ciała ok. 60-70 cm, rozpiętość skrzydeł ok. 190 cm.. Ten młodzieniaszek, który siedzi na mojej ręce jeszcze trochę podrośnie, ale już teraz budzi podziw i respekt..


Dlaczego akurat te ptaki są „maskotkami” Peruwianek?.. Otóż ptaki te zamieszkują otwarte tereny górskie do 4500 m n.p.m., jednak swoje gniazda zakładają często na dachu budynku mieszkalnego lub gospodarczego, w ruinach wysokich budynków, na nieczynnych kominach fabrycznych oraz na wysokich drzewach w bezpośredniej bliskości siedzib ludzkich... Nie polują na domowe ptactwo, ponieważ żywią się drobnymi kręgowcami, stąd taka bliskość owego gatunku z ludźmi … Na koniec jeszcze wspólna fotka z Peruwianką i jej skrzydlatym towarzyszem…. i mała uwaga.. Gdzie jak gdzie, ale w Peru i Boliwii to się sporo naschylałem i niejednokrotnie przykucałem podczas robienia zdjęć, żeby nie za bardzo „górować” nad drobnymi i filigranowymi sylwetkami mieszkanek tych regionów..


I jeszcze jedna fotka z urodziwą, peruwiańską dziewczyną w kolorowym, regionalnym stroju… Barwne stroje mieszkańców Doliny Colca - szczególnie hafty na strojach i kapeluszach - nie mają sobie równych w całym Peru.


Słońce wschodzi coraz wyżej ponad Doliną Colca. Jego jasna, złocista tarcza wyłania się zza grzbietów okolicznych wzgórz..


Zwykle ten poranny, taneczny folk-dance wokół fontanny na rynku w Yanque trwa ponad godzinę, jest zatem czas zaglądnąć do wnętrza starego, franciszkańskiego Kościoła, jednego z najładniejszych W Dolinie Colca.. Kościół został zbudowany w 1560 roku i odbudowany po pożarze ponad sto lat później. Ma unikalną, zdobioną freskami, piękną barokową fasadę.


Gdy po kilku minutach wychodzę na plac przed kościołem, kolorowy, taneczny krąg wiruje nadal w promieniach jasnego, porannego słońca... Z niedawnej szarości poranka wydobywają się teraz coraz barwniejsze obrazy tańczących, młodych dziewcząt.. W oddali ponad wioską wzosi się ośnieżone, wulkaniczne pasmo Hualca Hualca (6025 m n.p.m.)


Przyglądam się uważniej tancerzom i nagle pośród całej grupy dostrzegam kilku facetów przebranych w damskie stroje i dziwne nakrycia głowy z «zasłoną», praktycznie całkowicie ukrywającą  twarz !!.. Czyżby peruwiańscy odmieńcy?.. Hmm.. oczywiście, że nie.. Już wyjaśniam w czym rzecz.. Na obszarze doliny Colca od bardzo dawnych czasów żyły dwie grupy etniczne indian Cabanas (Quechua) i Collaguas (Aymara). Przed hiszpańskim podbojem tych terenów, związki małżeńskie pomiędzy dwojgiem młodych ludzi z owych plemion były niedopuszczalne. Obie grupy odróżniały się, tworząc dziwne deformacje głowy, jedna grupa miała wysokie i wąskie czaszki, a druga grube i długie czaszki. Taki kształt czaszek formowano od najmłodszych lat, wiążąc dwa kawałki drewna do głowy niemowląt, aż wpływ deformacji był nieodwracalny. Hiszpanie po wkroczeniu na te ziemie zakazali owych okrutnych praktyk. Od tego czasu ludzie zostali zmuszeni, aby zaznaczać plemienne różnice w ubiorze – teraz człowieka z rodu Cabana można odróżnić od przedstawiciela Collagua po  kapeluszu, a nie kształcie głowy. Obie grupy pozwalają teraz także na międzyplemienne małżeństwa dzieci. Ale wróćmy do owych damskich fatałaszków, w jakie przebrani są Ci faceci.. Otóż tradycja ta ma swoje korzenie w pewnej legendzie, podobnej do historii rodu Montecchi i Capuleti.
Młody chłopak z klanów Collaguas (aymara) zakochał się w dziewczynę z klanu Cabana (quechua). Dopóki rodzice byli przeciwni takiej unii, zakochany chłopak musiał zmienić swój stroj na damskie przebranie i ukryć  twarz by móc spotykać się z ukochana. Ale pewnego dnia ojciec dziewczyny wykrył to oszustwo i zabił biednego chłopca. Od tego czasu młodzi mężczyźni podczas świąt narodowych i uroczystych tańców noszą damskie spódnice i powyższe kapelusze z nakryciami twarzy..    


Mija pół godziny postoju na barwnym i roztańczonym rynku miasteczka Yanque.. Czas ruszać dalej doliną Colca na Mirador Cruz del Condor, bo na nas kondory czekać nie będą.. Podczas godzinnej jazdy opowiem co nieco o tej pięknej, rozległej dolinie, jej historii, geografii i Polakach, którzy rozsławili to miejsce na cały świat.. Ale po kolei…
Za miasteczkiem Yanque nie ma już asfaltu. Wjeżdżamy na żwirową, utwardzona drogę, która powstała w 1975 roku, w celu poprawy infrastruktury tego regionu.. Biegnie ona południowym obrzeżem doliny Colca, łącząc ze sobą nieduże miejscowości – Achoma, Maca, Pinchollo, Cabanaconde, Huambo, by po ponad 200 km dotrzeć w rejon miasta Majes leżącego w pasie wybrzeża Pacyfiku i połączyć się z Drogą Panamericana.. Hiszpanie po podbiciu ludu Inków rozważali w swych planach wybudowanie drogi z doliny Colca, aż do Cusco, ale jak to często bywa, zwycięża chęć zysku a nie rozwaga.. Plany zostały niezrealizowane, a miejscową ludność zaprzęgnięto do pracy w kopalniach srebra (Colca w języku keczua oznacza srebro)…
Droga wyboista, zakurzona, ale bardzo ważna dla tego regionu andyjskiego.. Dlaczego żwirowa?.. Otóż obszar ten często nawiedzają trzęsienia ziemi.. Jedno niedawne z nich w 2007 roku, poważnie uszkodziło część drogowego traktu.. Tak więc, typowa żwirówka jest z oczywistych powodów łatwiejsza zarówno w utrzymaniu, jak i ewentualnej odbudowie.. Za oknem autokaru przesuwają się zielone, urodzajne, uprawowe obszary Doliny Colca..


Troszkę geografii na początek..
Położenie doliny rzeki Colca doskonale wyznaczają otaczające szczyty wulkaniczne - nevados. Od północy są to Mismi (5597 m), Cutiti (5063 m), Bomboya (5200 m), zaś od południa Hualca Hualca (6025 m), Sabancaya (5976 m), Ampato (6288 m) oraz Ananta (5100 m). Dno doliny leży na wysokości 3200-3400m n.p.m. i gdzie tylko się dało, zostało przekształcone w malownicze tarasy uprawnych poletek. Tu skupiły się wioski i miasteczka z kościołami pamiętającymi kolonizację w XVI-XVII wieku. Od zachodu dolina zwęża się i łączy z najgłębszym na świecie kanionem Colca. Płynąca dnem doliny rzeka Colca liczy ponad 380 km długości. Swoje źródła ma na zboczu ośnieżonego szczytu Yanasalla (4886m n.p.m.), niewielkimi łukami przepływa przez dolinę tworząc wąwozy, a następnie przenika do kanionu. Po drodze łączy się z górskimi rzekami Cusca, Huambo, Mamacocha, Ayo oraz Capiza. Nim wpłynie do Pacyfiku dwukrotnie zmienia nazwę, na Majes i Camana.


Dolina rzeki Colca powstała prawdopodobnie w plejstocenie lub nieco wcześniej. Zbocza doliny osiągają wysokość 4100m n.p.m. w najwyższych strefach i opadają do 3300m n.p.m. W górnej części, niedaleko Chivay erozja sięga 800 m. Dno doliny wypełniają aluwia i koluwia materiału wulkanicznego, na którym szybko powstają urodzajne gleby... Region Colca jest jednym z najważniejszych terenów rolniczych  w Peru.. Obfitość wody zapewnia dobre plony, z których dolina słynęła już w czasach imperium Inków.. Za czasów inkaskich na tarasowych zboczach rosła kukurydza, ziemniaki, fasola, a także wszelkiego rodzaju ówczesne gatunki warzyw i owoców, które transportowano karawanami złożonym z lam, aż do Cusco..


Całość doliny porasta zróżnicowana flora, do której należą eukaliptusy, sosny, topole, krzewy, trawy i około 30 gatunków kaktusów.


Mimo, że dolina Colca leży w najbardziej sejsmicznym obszarze Peru, od wieków była zasiedlona. Bliskość rzeki i żyzność gleb brały górę nad zagrożeniami ze strony przyrody. Dowodem prastarej egzystencji są doskonale zachowane ryciny w jaskiniach i narzędzia codziennego użytku, szczególnie ostrza i groty. Te ostatnie przeważnie wykonane są ze szkła wulkanicznego (obsydianu), produktu erupcji wulkanicznych.. Charakterystycznym elementem krajobrazu doliny są rozciągające się na całej długości tarasy uprawne. Zostały one wybudowane prawie 1500 lat temu przez plemiona Collaguas (Aymara) oraz Cabanas (Quechua) wywodzące się dawnej preinkaskiej cywilizacji Tiwanakua-Wari (500 n.e-1000 n.e). Początkowo te dwie grupy etniczne mówiące w różnych językach i żyjące po dwóch stronach andyjskich pasm stanowiły odrębne nacje.. Później tworzyli podstawową ludność Imperium Inków. Po nadejściu konkwistadorów zarówno jedni jak i drudzy zostali podbici, zniewoleni, a do starego kultu Wirakoczy, Inti i Pachamamy (Matki Ziemi) wtargnęły elementy chrześcijańskie narzucone przez Hiszpanów.. Poprzez wiekową egzystencję i osadnictwo na tych terenach społeczności Quechua i Aymara, wyspecjalizowane w rolnictwie i kamieniarstwie, pozostawiły po sobie blisko 8000 ha tarasów wraz z systemem nawadniającym. Prawidłowe działanie systemu zapewniały wody rzeki Colca oraz te, pochodzące ze śniegów okolicznych szczytów. Taki układ tarasowy wykorzystywany jest z powodzeniem do dzisiaj. Szerokie tarasy dominują w strefach, gdzie zbocza są łagodne. Na krawędziach stoków i w miejscach stromych tarasy są wąskie. Układ ten umożliwia pełne wykorzystanie dostępnego terenu i stwarza doskonałe warunki do uprawy kukurydzy (3500 - 3600m n.p.m.), ziemniaków (do 4000m n.p.m.), a także różnych europejskich upraw.


Po drodze mijamy małą, peruwiańską wioskę Maca, która w 1991 roku prawie całkowicie została zniszczona podczas wybuchu lawy i trzęsienia ziemi, spowodowanych erupcja niespokojnego wulkanu Hualca Hualca, górującego nieopodal wioski.. Przez długi okres czasu mieszkańcy Maca mieszkali w namiotach, zanim udało się przywrócić wioskę ponownie do życia…


Kilka kilometrów za wioską Maca, zatrzymujemy się na poszerzeniu drogi przed tunelem wykutym w skale.. To drugi w kolejności tunel na drodze do Mirador Cruz del Condor.. Jak wspominałem, część drogi została bardzo zniszczona przez trzęsienie ziemi, dlatego po osunięciach się zboczy wykuto w skale tunele jako alternatywne odcinki trasy..


Miejsce to podobnie jak kilka innych, widokowych punktów przy tej drodze, poza piękną panoramą na nieckę doliny oferuje wyroby tutejszych rzemieślników z wełny alpaki i przeróżne, pamiątkowe duperele, wystawione na paru niewielkich straganach..


Mnie nie podnosi adrenaliny każdy napotkany stragan, więc przechodzę na skraj drogi ku barierkom odgradzającym urwisko, aby pstryknąć kilka fotek… W dole ukazuje się niesamowity widok na dno doliny Colca pokryte już w zamierzchłych czasach tarasami..


Pośrodku tarasów znajduje się tajemnicze jeziorko, które – z nadal niewyjaśnionych przyczyn – każdego roku zmienia odcień zabarwienia..


Jeszcze tylko „jaskółeczka” nad krawędzią urwiska i możemy pakować się do autokaru w dalszą drogę..


Kiedy już, już..dochodzimy do naszego autokaru, na żwirowej drodze pojawia się szybko jadący Bus.. W mgnieniu oka robi taką kurzową zadymę, że wszyscy stojący na poboczu turyści zmykają jak poparzeni do swoich pojazdów..


Do widokowego punktu Cruz del Condor jeszcze ponad pół godzinki jazdy, zatem opowieści o Dolinie Colca ciąg dalszy…
Kiedy około roku 1630 Hiszpanie odkryli tutaj kopalnie złota i srebra, zauważyli także wartość tego regionu jako żyznego, rolniczego centrum i przejęli te tereny pod swoje panowanie.. Na późniejszy wizerunek doliny ogromny wpływ wywarł dekret Reducciones, wydany w XVI wieku przez wicekróla Toledo.. Narzucano w nim rozproszonym grupom tubylców, zasiedlenie obszarów wzdłuż rzeki Colca. W rezultacie, po obu jej stronach powstało 14 wiosek o typowym zarysie szachownicy z niewielkimi placami - Plaza de Armas oraz kościołami. Znaczna ilość kościołów służyła idei chrystianizacji, a co ważniejsze, świadczyła o powadze okolicy. W tym czasie żyło tu ok.60 000 ludzi.. Rodowitych Inków zagoniono do tutejszych kopalni, gdzie musieli wydobywać dla Hiszpanów złoża srebra i złota, a przy okazji zajmować się uprawą roli, żeby bogacący się najeźdźca miał także pod nosem pełny talerz wyżery.. Oj, to zbójeckie, hiszpańskie prawo inkwizytorów przysporzyło ogromne zyski starym rodom hiszpańskim, które do dzisiejszego dnia w Limie mają niebotyczne majątki i ogromne fortuny… Opowiem o tym szczegółowo podczas zwiedzania Limy, ponieważ długo rozmawialiśmy na ten temat z moim kolegą mieszkającym od wielu lat w Peru..


Jak wiadomo nieszczęścia chodzą parami.. Wykorzystywani i gnębieni fizycznie mieszkańcy tych rejonów, po pewnym czasie zostali stopniowo zdziesiątkowani w wyniku przywleczonych tu chorób i do momentu powstania, gdy Peru w 1821 roku dzięki obcym bojownikom proklamowało niepodległość, pozostało ich już tylko ok. 15 000.. Później dolina Colca popadła na długi czas w zapomnienie.. Dopiero pod koniec lat 20-tych XX wieku Robert Shippee i George Johnson położyli temu kres, wydając dzieło pod tytułem ”Nieznana Dolina Inków” i jednocześnie ściągając uwagę świata na Kanion Colca.. W 1931 roku przeprowadzono ekspedycję pod przewodnictwem Roberta Shippee, przygotowano drogę startową samolotów w Lari, stworzono system opieki medycznej, a sam kanion ogłoszono najgłębszym na świecie.. Później trzeba jednak było czekać aż do roku 1975, kiedy to powstała wspomniana droga żwirowa, po której właśnie się poruszamy… W latach 80. XX wieku dolina zyskała jeszcze więcej na popularności. Jej charakter zmienił się z typowo rolniczego na bardziej turystyczny. Ważnym czynnikiem był tutejszy pejzaż, który zdaje się nie mieć sobie równych, a także licznie zachowane elementy architektury kolonialnej, owiane często mitami i legendami. Jednak prawdziwym magnesem przyciągającym turystów, było sąsiedztwo najgłębszego kanionu na świecie…
Zagadałem się w tej opowieści, a tutaj za oknem autokaru mijamy kolejną wioskę leżąca przy trasie.. To już ostatnia peruwiańska osada przy drodze na Cruz Del Condor.. Zwie się Pinchollo, położona jest na wysokości 3600 m n.p.m i liczy w sumie ok.800 mieszkańców..


Oczywiście nieodłącznym wizerunkiem wioski wznoszącym się centralnie ponad ubogimi, kamiennymi domostwami jest biały budynek kościoła – pozostałość po kolonialnych czasach.. 


Po przejechaniu wioski Pinchollo do celu czyli Cruz del Condor, już tylko „rzut beretem”.. Za wsią jedziemy prosto wyboistą żwirówką, zwaną żartobliwie przez naszego peruwiańskiego kierowcę – „andyjski masaż”, wjeżdżamy w kolejny mały tunel, a potem drogą wijącą się serpentynami pod górę, docieramy do głównej atrakcji kanionu Colca – Mirador Cruz del Condor, zatrzymują się na dużym parkingu samochodowym, kilkadziesiąt metrów od punktu widokowego..


MIRADOR CRUZ del CONDOR (3450 m n.p.m.)
Z parkingu samochodowego tylko parę korków do widokowego tarasu znajdującego się na skaju drogi, nad wielkim, głębokim urwiskiem ponad kilometrowej, skalnej ściany opadające na dno kanionu.. Spoglądam na zegarek.. Jest kilkanaście minut po godzinie 8-mej.. Według wszelkich znaków na niebie i ziemi oraz zapewnień tubylców, kondory mające gniazda na skalnej ścianie poniżej punktu widokowego, wzlatują w niebo mniej więcej około godziny 9-tej.. Słońce na niebie już mocno przygrzewa, więc za niedługo powinien rozpocząć się podniebny spektakl.. Zabieram torbę ze sprzętem fotograficznym i wraz z całą naszą grupką, wędruję na miejsce widokowe..


Jesteśmy stosunkowo wcześnie więc ludzi niewielu.. Kilkunastu turystów z wcześniejszego autokaru oraz kilku Peruwiańczyków przy rozłożonych na ziemi, handlowych stanowiskach oferujących praktycznie zawsze to samo czyli kolorowe wyroby z wełny alpaki, wisiorki, bransolety i wyroby wykonane z tutejszego szkła wulkanicznego – obsydianu, a także stoisko z napojami i słodyczami..


Mijam nieśpieszno kolorowe stoiska i zmierzam na koniec kamiennego placu, gdzie na skalnym wypiętrzeniu widnieje symboliczny, niewielki kamienny krzyż oraz tablica z krótką informacją..


Punkt widokowy Cruz del Condor położony na wysokości 3450 m n.p.m, był niegdyś miejscem świętym mieszkańców wioski Pinchollo.. Składano tu ofiary ku czci Pachamamy czyli Matki Ziemi (w II cz. mojej opowieści pisałem o tym obrządku dość szczegółowo podczas wizyty u indiańskiego szamana).. Aby położyć kres tym ceremoniom, upierdliwi przedstawiciele hiszpańskiego kościoła postawili w tym miejscu krzyż, a Pinchollos musieli poszukać sobie nowego miejsca do składania ofiar..


Przyjęło się ogólnie, że Cruz del Condor jest „wrotami” Kanionu Colca.. Tak po prawdzie nie jest to precyzyjne określenie.. Początek tego najgłębszego na świecie skalnego wąwozu znajduje się ok. 6 km wyżej w linii prostej, w rejonie wspomnianej już i mijanej po drodze wioski Pinchollo.. W drodze powrotnej zatrzymamy się na punkcie widokowym znajdującym się na wysokości początku Kanionu Colca by zrobić kilka zdjęć, więc wtedy ujrzymy faktyczne wrota kanionu.. Tymczasem w oczekiwaniu na podniebny spektakl przejdę nad krawędź kanionu, w rejon kamiennego murku zabezpieczającego turystów przed osunięciem w dół, by zająć dogodne miejsce a przy okazji opowiem ciekawą historię powstania, ewolucji i sławy tego niewątpliwego cudu natury jakim jest Kanion Colca..


Z dwóch punktów widokowych: "Cruz del Condor" (na którym teraz się znajduję) oraz położonym w odległości 200 metrów o nazwie "Tapay" (widocznym na zbliżeniu fotka poniżej), można podziwiać spektakularny przelot kondorów - ptasich gigantów uważanych za symbol Inków i Andów.


Niewątpliwym fenomenem tego miejsca jest także roztaczający się wokół widok. Od wschodu panorama rozpościera się na dolinę Colca. Od strony zachodniej okazale prezentują się prawie pionowe ściany kanionu, oddalone od siebie o kilka metrów. Pomiędzy nimi, w ciasnej gardzieli płynie ledwie dostrzegalne rzeka Colca, która z tego miejsca przypomina mały górski strumyk. Z miejsca w którym stoję, do dna kanionu jest ok. 1200 metrów..


Majestatyczny, niezwykły i wciąż tajemniczy Kanion Colca jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc w Peru. W 1984 roku kanion Colca został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa jako najgłębszy kanion na Ziemi.
Świetność kanionu rozpoczęła się na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego stulecia. Rozpoczęto wówczas realizację gigantycznego projektu irygacyjnego Majes, mającego na celu doprowadzenie wody w rejony pustynne. Droga, którą przy okazji wybudowano, umożliwiła łatwe połączenie z doliną i kanionem Colca. Jednak najbardziej znaczącą rolę w promowaniu kanionu odegrała grupa Polaków z Klubu Kajakowego "Bystrze". Podczas wyprawy Canoandes'79 jako pierwsi "ujarzmili" rzekę i zdobyli kanion. Ten niebywały wyczyn od razu został nagłośniony w mediach, a po latach okrzyknięty jednym z największych odkryć geograficznych XX wieku. Kanion Colca ma około 120 km długości i rozciąga się pomiędzy Kordylierami Ampato i Chila. Można go podzielić na 3 części (wg. Majcherczyk, 2002):
- Cruz del Condor. Miejsce najliczniej odwiedzane przez turystów za sprawą szybujących kondorów. W pełnej odsłonie znajdują się ściany (do 1300 m wysokości) oraz dno kanionu.
- Cabanaconde - Canco. Część kanionu dostępna dla uczestników pieszych wędrówek do puebla Canco. Oddalona od inkaskich ścieżek, z szeregiem kaskad nazwanych przez Polaków, wodospadami Jana Pawła II.
- Canco - Andamayo. Najgłębsza część kanionu, gdzie ściany przekraczają 3200 m wysokości. Na tym odcinku kanion łączy się z Doliną Wulkanów. Można tu także podziwiać efektowne ujścia rzek Mamacocha oraz Ayo do kanionu.


Kanion rzeki Colca jest dość nietypowy w porównaniu z większością kanionów, nie został wydrążony przez ową rzekę, lecz powstał na uskoku tektonicznym, który rozcinał masyw górski na wysokości wioski Pinchollo. W powstałą szczelinę wdarła się rzeka Colca. Efektem jej erozyjnej działalność oraz milionów lat jest obecny kształt i wygląd kanionu. Powstanie kanionu jest równie ciekawe, co jego budowa geologiczna. Ściany składają się z serii skał osadowych i magmowych. Najstarszymi, odsłaniającymi się na powierzchni są prekambryjskie skały wulkaniczne i metamorficzne, budujące cokół krystaliczny (grupa Mejes-Colca). Mezozoik reprezentowany jest przez jurajskie (grupa Yura) oraz kredowe serie osadowe. Są to przede wszystkim piaskowce, łupki, wapienie, zlepieńce oraz mułowce. Ściany kanionu Colca wznoszą się z lewej strony na ponad 3200 m nad poziom rzeki, zaś z prawej - na 4200 m. Jak wspomniałem, uważany on jest za najgłębszy kanion na Ziemi (jest dwa razy głębszy od Wielkiego Kanionu Kolorado w USA). Na długość 120 kilometrów, różnica poziomów między jego wlotem (3050 m n.p.m) a wylotem (950 m n.p.m.) wynosi 2100 m.
Poniżej dla porównania mapka poglądowa z nałożonymi szkicami wysokości Kanionu Colca i Wielkiego Kanionu Colorado


Spoglądając z tego miejsca w ponad 1200 metrową przepaść, na samym dnie kanionu można dostrzec Rio Colca, która wygląda jak cieniutka kreska. Około godz.9-tej w kierunku Słońca wzlatują kondory, a potem znikają w otaczającym kanionie Colca lub wznoszą się w górę, dzięki tworzącym się tutaj kominom termicznym.. Potem ptaki odlatują na posiłek kierując się w stronę wybrzeża.. Po 16-tej kondory wracają z wypraw, podczas których szukały pożywienia, do gniazd. I tutaj parę istotnych faktów.. W porze deszczowej od listopada do kwietnia, może się zdarzyć, że z powodu braku komina termicznego w kanionie oraz pory wylęgu młodych, nie zobaczymy żadnego z tych wielkich ptaków.. Nie pokazują się również w czasie występowania mgły.. Również dym unoszący się z palenisk w dolinie sprawia, że kondory są zdezorientowane.. W obecnej chwili żadna z tych przeszkód nie występuje, zatem niebawem powinniśmy ujrzeć kondory…


Mirador Cruz del Condor, to przywilej obserwowania głębi kanionu, ogromu rozległej przestrzeni, roślinności porastającej zbocza, a przede wszystkim lotu kondora, ptaka najbardziej reprezentatywne dla tego regionu. .. Gdy tak chłonę te wszystkie przywileje owego miejsca, nagle zza skalnego zbocza kanionu wylatuje ON, władca tutejszych przestworzy, pierwszy ujrzany przeze mnie KONDOR !!!..


Leci nisko, „łapiąc” nad gardzielą wąwozu wznoszące, termalne prądy..  Przelatuje pode mną znikając za skalnym załomem, lecz już po chwili pojawia się ponownie, zataczając wielkie koło… Robię dokładny namiar i zbliżam go obiektywem.. Jest teraz dosłownie na wyciągnięcie ręki.. Wspaniały !!!!


Gdy obserwuję lot tego pięknego ptaka, zza skalnego zbocza pojawia się kolejny kondor… Loty rozpoczęte na całego !!!!.. Wszyscy turyści zgromadzeni na platformie widokowej, zaczynają nerwowo i w pośpiechu fotografować te piękne ptaki.. Widać ogólne podniecenie i radość z ich pojawienia się…


Obserwując szybowanie kondorów i nadlatujące kolejne osobniki, postaram się napisać parę słów o tych królewskich ptakach…
Kondor wielki, kondor olbrzymi (Vultur gryphus) należy  do rodziny kondorowatych (Cathartidae).. Jest to gatunek zwierząt zagrożonych wyginięciem. Kondory o rozpiętości skrzydeł nawet do 3.2 m, są największymi ptakami drapieżnymi na świecie. Żywią się głownie padliną, są jednak w stanie zabić nawet owcę.. Potężnym, zakrzywionym dziobem rozrywają mięso swojej zdobyczy, a ciosy zadane dużymi szponami pozostawiają bardzo głębokie rany.. Zamieszkują Andy począwszy od Wenezueli na północy, po Przylądek Horn na południu. Ptaki te dożywają do 70 lat..


Kondory są wierne swoim partnerom. Samiec posiada na czole i czubku głowy wyraźny mięsisty wyrostek i waży  ok.11-15 kg, samica jest nieco lżejsza 8-10 kg. Długość ciała waha się od 120-135 cm przy rozpiętości skrzydeł 320 cm.. Kondory mają charakterystyczne upierzenie: czarne pióra, pokrywy skrzydłowe i lotki biało-srebrzyste, głowa i szyja nagie, na granicy upierzenia w rejonie szyi pióra tworzą białą kryzę. Naga skóra różowawocielista..


Hodowla tych ptaków jest bardzo trudna, ponieważ osiągają dojrzałość płciową dopiero po 12 latach. Gnieżdżą się na półkach skalnych, wysoko w górach. Samica składa jedno jajo raz na 2 lata. Młode lęgną się po 54-60 dniowej inkubacji, jajem w tym czasie opiekują się oboje rodziców.. Pisklęta zdobywają zdolność do lotu w wieku około 6 miesięcy, lecz opuszczają rodziców dopiero wtedy, gdy wykluje się następne pisklę, czyli po ok. 2 latach.


Ja tu gadu gadu, a kondorów pojawia się coraz więcej.. W pewnym momencie nad gardzielą kanionu dostrzegam 7 szybujących sylwetek.. Nie mogę oczywiście tego objąć obiektywem aparatu bo kondory latają raz z lewa raz z prawa, ale w pewnym momencie namierzam 3 wielkie ptaki, szybujące jeden nad drugim w moją stronę...


Siedzę z aparatem nad samą krawędzią urwiska, a kondory jak samoloty startujące z lotniska, jeden za drugim przelatują kilkadziesiąt metrów pode mną.. Zatem jeszcze kilka zdań o tych pięknych ptakach.. W Peru kondor potrafi wznieść się na wysokość ok. 5000 metrów w wyniku występowania niewielkich kominów termicznych, o których już wspominałem.. Dlatego rozległe doliny w Andach, ze zmiennymi prądami powietrznymi, są idealnym siedliskiem tych ptaków.. Ze względu na znaczną rozpiętość skrzydeł kondory potrzebują także dużego promienia skrętu, a co za tym idzie sporej przestrzeni powietrznej..


W pewnym momencie, ktoś z obecnym na platformie turystów dostrzega młode osobniki, pozujące na skale poniżej.. Podchodzę kilka metrów dalej i też je widzę..


Nie tylko ja polowałem tego poranka na dobre ujęcia kondorów w locie.. Mój kolega Jerzy też był czujny i nie marnował dogodnych, ciekawych ujęć, podczas szybowania kondorów nad kanionem..  Jego bystre oko i doskonały refleks wyłapały moment przelotu kondorów nad moją głową… Teraz dzięki tej fotce mogę z dumą powiedzieć – „Ujrzałem kondora cień… i usłyszałem szelest jego skrzydeł..”


Zmieniam miejsce fotografowania.. Kondory zaczynają latać coraz wyżej i co jakiś czas wzlatują ponad kamienny krzyż platformy widokowej Cruz del Condor.. Odchodzę kilkadziesiąt metrów dalej, by mieć lepszą perspektywę..


Jeden z ptaków wzbija się wysoko w górę i łagodnym, szybującym ślizgiem przelatuje tuż nad moją głową.. Ależ to uczucie, gdy władca andyjskich przestworzy przemyka tak nisko nade mną..


Już w epoce kultury Chivay kondor był czczony jako święte zwierzę. U Inków był symbolem światła i świętego słońca, wysłannikiem do pozaludzkiej sfery, do „wyższego świata”..
Przy czym uważano również, że nadprzyrodzeni bogowie mogli zmieniać się w zwierzęta, także w kondory.. Zobaczcie fotkę poniżej i sami powiedzcie, czy ten piękny ptak nie jest faktycznie symbolem świętego słońca??


Zamierzałem zwijać już powoli sprzęt do torby i iść w kierunku parkingu samochodowego, gdy nagle nad kulminacją skalną z wieńczącym ją krzyżem zatoczył kółeczko jeden z kondorów.. I byłbym nie zrobił tej fotki, ponieważ za szybko przeleciał, ale co znaczy mieć szczęście.. Kondor powtórzył „kółeczko” tak niespodziewanie, że nawet stojący nieopodal turyści zapatrzeni w inne ptaki nie zwrócili na niego uwagi, ale ja byłem już wtedy czujny !!!!! Pstryyykkk..


Pora była zwijać manele i pozostawić innym turystom trwający na niebie spektakl lotniczy… Gdy opuszczałem widokowy punkt Cruz del Condor zafascynowany widokiem tych wspaniałych ptaków, gdzieś w głowie odnalazła się dawno nie słyszana nutka starej, humorystycznej piosenki kabaretu Elita, którą śpiewał swego czasu nieżyjący już polski satyryk Jan Kaczmarek, a leciało to tak..
Los Andes Kordilliera, Montania, Patagonia
Ostępy strome, dzikie, gdzie kondor z nagłym krzykiem
Wzlatuje w nieboskłon
Los Andes Cordillera, Brazylia, Amazonia
La Pląta, Rio Branco, Trynidad, Santa Cruz
Tropiki wszerz i wzdłuż

Jak nudno peruwiańskiej lamie w ugłaskanej panoramie
Zoologów centrum miasta "F"
Gdzie taka dzika lama-samiec, spędza życie opłakane
Za parkanem z grubych szorstkich dech
Tuż obok w klatce siedzi kondor z diaboliczną ptasia mordą
Nostalgicznie międląc w dziobie kłębek piór
Bo i ta lama, i ten kondor, z taką szyją barwy bordo
Dziko tęsknią do rodzinnych, stromych gór
Zarówno lama jak i kondor zachowują swoją godność
W tej niewoli zoologicznej swej
Już tyle nocy, dni i latek w czterech kratkach swoich klatek
Wręcz się duszą, męczą się, że hej
Czasami lama brzydko splunie, kondor wściekle w kąt pofrunie
Bo ich serca zza osłony piór i skór
Z Apeninów, z gór Schwarzwaldu wyrywają się do Andów
Do rodzinnych, stromych, swojskich, dzikich gór..

Los Andes Kordiliera…..


Na parkingu prawie pusto… Turystów dojechało także niewielu.. Nasza grupka powoli schodzi się do autokaru, palacze puszczają ostatniego „dymka”, niepalący puszczają przewodnika przodem i ruszamy w dalszą trasę.. Wrócimy tą samą „żwirówką” do Chivay, jednak za parę minut zatrzymamy się na jeszcze jednym punkcie widokowym, gdzie jak już wspominałem, faktycznie rozpoczyna się wlot Kanionu Colca i jego prawdziwe „wrota”.. Przy okazji opowiem jeszcze w paru zdaniach o naszych rodakach, którzy rozsławili ten obszar na cały świat.. Ruszamyyyy..


Po paru minutach jazdy, gdy jeszcze dobrze nie rozsiadłem się w fotelu autokaru, docieramy na wspomniany punkt widokowy u wlotu rzeki Colca do Kanionu Colca.. Zajazd ten nosi nazwę Mirador Wayra Punku..


Na poszerzonym poboczu żwirowej drogi, na długości kilkudziesięciu metrów zamocowano dla bezpieczeństwa turystów drewniane barierki.. Nie zapomniano także ustawić kilka kamiennych, zadaszonych straganów, dla handlujących ciuchami z aplaki tubylców..


Dla mnie jedyną ciekawą rzeczą była tutaj piękna panorama widokowa na rozległą, szeroką nieckę doliny Colca i miejsce wlotu rzeki Rio Colca  do najgłębszego kanionu świata czyli wspominane już wcześniej Wrota Kanionu Colca..
Panorama Doliny Colca..


Krótka lekcja historii i geografii.. Kanion rzeki Colca jak już wspominałem, nie został wydrążony przez ową rzekę, lecz powstał w wyniku aktywności tektonicznej. Jest zapadliną, którą rzeka obrała sobie za koryto. Niecka tektoniczna tworzy najpierw szeroką dolinę, którą już ludy preinkaskie uznały za doskonałe miejsce do tarasowej uprawy, a następnie rozpoczyna się wąski, głęboki wąwóz meandrujący w kierunku zachodnim i południowo-zachodnim.. Ponad wzniesieniami ścian Kanionu Colca w kierunku północnym ciągnie się 60-kilometrowa Dolina Wulkanów, gdzie znajduje się 86 stożków wulkanicznych.. Leży ona (południkowo) pomiędzy masywem Nevado Coropuna (6425 m n.p.m.) a Cordillera Shila (ok. 5600 m n.p.m.) na północy i obniża od krawędzi Altiplano (4900-5100 m n.p.m.) do kanionu rzeki Colca (ok. 1350 m n.p.m.) na południu.


Przykład pięknych form tarasowych z czasów preinkaskich, nawadnianych i uprawianych do dnia dzisiejszego..


Fotki poniżej - Widok na miejsce, gdzie z szerokiej doliny nurt rzeki Colca wcina się w tektoniczny głęboki wąwóz Kanionu Colca.. To właśnie owe faktyczne Wrota Kanionu Colca..


I jeszcze obiecane kilka zdań o naszych rodakach, którzy rozsławili kanion Colca na cały świat..
Profesor Jose A. Arias w artykule "3 000 meters down" (3000 metrów w dół) pisał: Kanion Colca jest najgłębszym w Ameryce, o ile nie najgłębszym na ziemi kanionem. To jednak stwierdzić może tylko dokładna eksploracja wnętrza kanionu za pomocą kajaków i pontonów. Dokonać tego mogą jednak tylko eksperci lub szaleńcy, którym sprzyjać będzie szczęście.
Na potwierdzenie tej tezy prof. Ariasa znalazła się grupa polskich „szaleńców”, który w roku 1981 dokonali niemożliwego.. Byli to: Andrzej Piętowski (kierownik wyprawy) i Piotr Chmieliński - kajakarze, Jerzy Majcherczyk - kapitan pontonu, Stefan Danielski i Krzysztof Kraśniewski - załoga pontonu, Jacek Bogucki - filmowiec, Zbigniew Bzdak - fotograf z krakowskiego klubu kajakowego AGH "Bystrze". Przepłynięcie kanionu Golca podczas wyprawy kajakowej Canoandes '79, wpisane zostało w 1984 roku do Księgi Rekordów Guinnessa. Uczestnicy wyprawy nadali w Kanionie Colca kilka nazw, zatwierdzonych następnie przez Instytut Geograficzny w Peru, np. Wodospady Jana Pawła II, Kanion Polaków czy Kanion Czekoladowy. Uczestnicy wyprawy nie zdołali jednak spenetrować górnego odcinka kanionu o długości 20 km, o nazwie Cruz del Condor. Rzeka Rio Colca gwałtownie rozbijająca się na głazach górnego odcinka ma tam zbyt niski poziom wody, więc nie można było w tym miejscu użyć kajaków czy pontonu. Spływ rozpoczęli 18 maja, a zakończyli 12 czerwca. W czwartym dniu wyprawy, przy ataku na jedno z bystrzy, kajak Andrzeja Piętowskiego uległ uszkodzeniu uniemożliwiającemu dalsze płynięcie. Kierownik wyprawy dokończył ją na pontonie. Ze zdobywcami kanionu Colca spotkał się prezydent Peru Fernando Belaúnde Terry..
W sierpniu 2008 kolejna polska wyprawa, organizowana przez członków gliwickiego Akademickiego Klubu Turystycznego "Watra", przebyła część kanionu od mostu łączącego Madrigal-Pinchollo do biwaku przed wodospadem Polonia. Odkryto gorące źródła (nazwane na cześć klubu AKT Watra) oraz wodospad Polonia. W tym samym czasie tą samą część kanionu przebyła grupa polsko-amerykańsko-peruwiańska Colca Condor 2008 pod kierownictwem Jerzego Majcherczyka. Wyprawę zorganizowaną przez AKT Watra opisuje książka Krzysztofa Mrozowskiego W uścisku żywiołów. El Condor Rio Colca.”
Aby przypieczętować przyjaźń Polsko-Peruwiańską zrobiłem sobie zdjęcie z Indianką Quechua (znowu musiałem się schylać) i pojechaliśmy w dalszą drogę..


W drodze powrotnej z Cruz del Condor do Chivay siedziałem w autokarze po tzw. stronie dostokowej czyli od strony wysokich, skalnych zboczy Doliny Colca.. Nie pozostało zatem nic innego jak pstryknąć ze dwie fotki skalnym ścianom doliny i ciutkę się zdrzemnąć, po sporej dawce porannych atrakcji..


Za mocno nie drzemałem, więc co jakiś czas uruchamiałem spust migawki i uwieczniałem przez okno jadącego autokaru mijanych po drodze tubylców, ich środki transportu i małe przydrożne domostwa położone przy trasie do Chivay…


W końcu po półtoragodzinnej jeździe dotarliśmy do kolejnego, dłuższego postoju na trasie czyli naszej bazy noclegowej z dnia poprzedniego – miasteczka Chivay.. Teraz „na luzie” mamy godzinkę czasu wolnego, by powałęsać się po rynku tego malowniczego miasteczka, będącego częstą bazą postojowo-noclegową wielu grup turystów odwiedzających Dolinę Colca i Cruz del Condor, zapoznać się z polskimi akcentami widocznymi na placu centralnym oraz zaglądnąć do sklepików, wypić buteleczkę zimnego i dosyć dobrego peruwiańskiego piwa Cusquena..
Plac Główny w Chivay


W języku Indian Quechua, Chivay oznacza „miłość” – pospacerujmy zatem po tym miłosnym centrum Chivay..
Chivay jest stolicą prowincji Caylloma. Liczy ponad 7 tyś. mieszkańców. Miasto położone jest nad brzegiem rzeki Rio Colca. Atrakcją turystyczną są gorące źródła położone 3,5 km na północny wschód od miasta oraz liczne termalne baseny w okolicznych hotelach. Centralną części miasta jest Plac Główny (Plaza de Armas) czyli niewielki, ale zadbany Rynek, wokół którego rozlokowało się kilka sklepów, restauracyjek, warsztatów rzemieślniczych i oczywiście biały, widoczny z daleka kolonialny Kościółek..


Przed kościołem parking Taxi… Te kolorowe, trójkołowe motorowery będące nieodłącznym środkiem transportu wszystkich Peruwiańskich miast, miasteczek i osad zwą się Motocarro lub bardziej swojsko Tuk-tuki.. Na tylnym siedzeniu mogą się zmieścić trzy osoby, lecz wygodniej, gdy podróżują dwie. Tuk-tuki są bardzo tanie (ok. 2 sol za jazdę po mieście).. Kiedy zdarzy się, że taki pojazd nawali, nie trzeba płacić za kurs i można przesiąść się do następnego tego typu pojazdu. Płacimy dopiero po dotarciu do celu..


Na centralnym placyku tego miasteczka życie toczy się barwnie, żywiołowo i raczej beztrosko.. Słychać peruwiańskie rytmy dolatujące gdzieś z głośników, śmiech plotkujących tubylców i donośne nawoływanie kolorowo ubranych Peruwianek, sprzedających schłodzone napoje..


Plac Główny w Chivay choć nieduży, jednak wzorowo czysty i zadbany.. Pośrodku niewielka fontanna a wokół ławeczki i kilka zielonych, zadbanych klombów..


Są w tym peruwiańskim miasteczku dwie rzeczy, z których My Polacy jesteśmy dumni.. Na Głównym Placu obok fontanny stoi pomnik z tablicą pamiątkową upamiętniająca historyczne przepłynięcie Kanionu Colca przez polską ekipę kajakarzy w 1981 roku.. Pisałem już o tym podczas prezentacji Kanionu Colca..
18 maja 1981roku wyruszyła stąd polska wyprawa kajakowa Canoandes '79, której celem było pierwsze przepłynięcie kanionu Colca. W skład wyprawy wchodzili Andrzej Piętowski (kierownik wyprawy) i Piotr Chmieliński - kajakarze, Jerzy Majcherczyk - kapitan pontonu, Stefan Danielski i Krzysztof Kraśniewski - załoga pontonu, Jacek Bogucki - filmowiec, Zbigniew Bzdak - fotograf z krakowskiego klubu kajakowego AGH "Bystrze". To wydarzenie w 1984 roku wpisano do Księgi Rekordów Guinessa i uznano wówczas za jedno z największych odkryć XX wieku. Niestety w Polsce przez długie lata nikt o tym nie mówił z powodów politycznych. Ówczesne władze komunistyczne skutecznie blokowały dostęp do informacji na temat podróżników. Przyczyną tego był fakt sprzeciwu ekipy odkrywców, w stosunku do zaistniałego i ogłoszonego 13 grudnia 1981 roku w Polsce stanu wojennego. Grupa naszych rodaków-kajakarzy będąca w tym czasie na terenie Peru, nie zgadzając się z komunistyczną dyktaturą rządzącą w Polsce ogłosiła w Limie powstanie komitetu poparcia dla „Solidarności”, którego obszarem działania objęto całą Amerykę Łacińską. Podróżnicy nie mogli już wrócić do Polski, otrzymali pomoc od USA i wyemigrowali tam na stałe.


Kolejny miły Polski akcent tutaj to główna, brukowana 3,5 km ulica Chivay, która na specjalnej sesji Rady Prowincji 14 lipca 2005 roku została nazwana Avenida Polonia (Aleja Polska). Na początku owej drogi postawiono duże posągi obrazujące miejscowe kobiety. Dołożono starań, aby aleja wyglądała reprezentacyjnie..


Spaceruję wokół ryneczku i spoglądam wokół.. Najbardziej kolorowym elementem otoczenia podobnie zresztą jak w całym Peru, są barwne stroje Indianek.. W Chivay stroje mieszkańców Doliny Colca - szczególnie hafty na strojach i kapeluszach - nie mają sobie równych w całym Peru.


Zresztą sami zobaczcie jak ja, szaro wyglądający Europejczyk, blado wypadam przy tych kolorowych i uśmiechniętych Peruwiankach. Nawet mała alpaka ma bardziej kolorową wełnę... A co do elementów stroju to jeszcze jedna ciekawostka.. Indianki noszą kapelusze zdobione kwiatami. Minimum dwa kwiaty oznaczają pannę, jeden mężatkę, a brak kwiatów i wywinięte rondo - wdowę.


Spoglądam na zegarek.. Mija południe, słońce przypieka dosyć ostro. Czas zbierać się w dalszą drogę i pożegnać piękna dolinę Colca oraz jej mieszkańców... Czeka nas teraz ponowny przejazd przez przełęcz Patapampa na wysokości 4910 m n.p.m. i dość długa trasa licząca ok.260 km do miejscowości Puno, położonej nad słynnym peruwiańsko-boliwijskim jeziorem Titicaca.. Na przełęczy zapewne zacznie dawać się we znaki „soroche” (wysokościowa choroba), która już wcześniej prześladowała większość naszej ekipy, jednak ja czekam z niecierpliwością na znalezienie w tym miejscu z powodu niezwykłego krajobrazu i pięknych panoram na wulkaniczne szczyty.. Wsiadamy do autokaru i ruszamy w trasę.
CHIVAY – PUNO 260 km


Droga z doliny Colca wije się pod górę niezliczoną ilością serpentyn.. Gdy poprzedniego dnia w godzinach wieczornych zjeżdżaliśmy tą trasą w kierunku Chivay, dolina Colca kładła się powoli do snu, a zmierzch otulał jej oblicze.. Teraz w promieniach południowego słońca jaśniała kolorami zieleni, pastelami żółci i brązu..


Autokar wspina się powoli zakosami zbocza, a szeroka niecka doliny powoli oddala się coraz bardziej..


Gdy za ostatnim zakosem spoglądam w stronę doliny Colca, widzę na dnie doliny malutkie zabudowania miasteczka Chivay, a ponad tym wszystkim wznoszący się od północnej strony, potężny, ośnieżony masyw wulkanu Mismi (5597 m n.p.m)..


W niespełna 40 minut pokonujemy autokarem różnicę poziomów blisko 1200 metrów.. Wjeżdżamy powoli na rozległy płaskowyż Altiplano.. Okrutna „soroche” zaczyna ponownie dawać o sobie znać.. Na wysokości powyżej 4700 metrów nie pomagają już żadne tabletki, co najwyżej znieczulają trochę ból głowy.. Cześć naszej ekipy ponownie przeżywa katusze związane z wysokościową chorobą.. A będzie jeszcze wyżej… Do kulminacyjnej przełęczy pozostało ponad 200 metrów w pionie..


Moja głowa i samopoczucie jakby nic sobie z tych wysokości nie robiły.. Patrzę przez okno autokaru i cały czas czujnie obserwuję co dzieje się wokół.. W pewnym momencie autokar jadący i tak dość wolno, zatrzymuje się całkowicie. Spoglądam na drogę.. Co prawda to nie Indie i nie święte krowy, ale alpaki i lamy w Peru maja podobne prawa na drodze.. Niewielkie stadko tych zwierząt nieśpiesznie przechodzi na drugą stronę drogi..


Wspinamy się nadal.. Powoli znikają za oknem zielone zbocza doliny.. Wkraczamy w księżycowy krajobraz, pełen skalnych kopczyków i całkowitego braku roślinności…


W końcu docieramy do kulminacyjnej wysokości 4910 m n.p.m.. Jesteśmy na Przełęczy Patapampa zwanej Przełęczą Wiatrów.. Tutaj bez względu na bóle głowy musimy zatrzymać się na krótki postój, by poczuć na własnym ciele ten smak andyjskich wysokości.. To jest jak przysłowiowa wisienka na torcie.. Na przełęczy praktycznie pusto poza paroma tubylcami ze swoimi kolorowymi straganami, na których jak zwykle królują ciuchy z wełny alpaki..


Nie wszyscy wysiadają na mały spacerek po płaskowyżu przełęczy.. Kilka osób z silnym bólem głowy zostaje w autokarze.. Zabieram sprzęt foto i maszeruję kilkadziesiąt metrów w kierunku centralnego placyku przełęczy, gdzie na wielkim, kamiennym bloku widnieje taki oto napis – Mirador de los Andes Tramo de la Cordillera Volcanica en los andes centales (4910 m n.p.m.) co tłumacząc na polski znaczy – „Punkt widokowy na szczyty wulkanicznych Andów w Andach Centralnych”


Rozglądam się za dogodnym miejsce na pstryknięcie kilku ciekawych fotek… Widzę jak kolejnych kilka osób zataczając się z lekka jakby byli po kilku kielichach, wraca pośpiesznie do autokaru. Siedząca nieopodal młoda dziewczyna zaczyna także powoli zbierać się w kierunku samochodu. Idzie chwiejnym krokiem stawiając powoli stopy jakby wędrowała w zwolnionym tempie.. Bardzo rzadkie powietrze na tej wysokości sprawia, że już po kilkunastu krokach człowiek dostaje lekkiej zadyszki… A wysokość nie byle jaka.. Znajdujemy się prawie 100 metrów wyżej niźli Dach Europy czyli najwyższy szczyt naszego kontynentu Mont Blanc i dwukrotnie wyżej niż tatrzańskie Rysy !!!.. Słyszę jak znajoma z naszej ekipy narzeka na szum w głowie i coraz bardziej narastający ból.. Ona także zmierza powoli do autokaru.. Na „placu boju” pozostaje tylko parę osób.. Nie ma silnego na tej wysokości i chociaż jak na razie nie odczuwam większych trudności, a mój organizm znosi wszystko stosunkowo dobrze, staram się spacerować powoli zużywając tym samym jak najmniej tlenu.. Podstawa to trzeźwe myślenie i koncentracja uwagi oraz ekonomiczny wydatek tlenowy.. Odchodzę jeszcze kawałek w kierunku zachodnim, gdzie w dali widnieją ośnieżone, wulkaniczne pasma… Tutaj postanawiam zakotwiczyć się na kilka minut i pstryknąć mała sesję foto widocznych, wulkanicznych stożków..


Siadam na sporym, kamiennym bloku i kieruję obiektyw aparatu w stronę widocznego w oddali masywu. Dla lepszej orientacji widocznych szczytów, na skalnych płytach wymalowano ich nazwy i wysokości.. Zacznę prezentację i krótką charakterystykę wulkanicznych szczytów od strony północnej, gdzie w oddali, nad doliną Colca wznosi się znajomy wulkaniczny masyw Mismi (5597 m n.p.m).. Jak widać, na kamiennym bloku spora nieścisłość – 5672 m. Wysokość tego wulkanu podana jest tutaj błędnie i zawyżona o 75 metrów..
Strumień wypływający z lodowców Mismi został zidentyfikowany w 1996 roku jako najbardziej odległe źródło Amazonki.. W 2001 roku, wyprawa z National Geografic potwierdziła, że główny nurt Amazonki ma swoje źródło na lodowcu Mismi. Także ekipa brazylijskich naukowców w 2007 r., wskazała na Mismi jako masyw, z którego wypływają źródła Amazonki. Fakt ten potwierdzają także obecne, dokładne zdjęcia satelitarne..


Zbliżenie na masyw Mismi (5597 m n.p.m.)


Kawałeczek dalej kolejna kamienna tablica z nazwą i wysokością wznoszącego się w oddali, w kierunku zachodnim, wulkanu Hualca Hualca (6025 m n.p.m.). W tym wypadku wysokość podana prawidłowo..


Hualca Hualca (6025 m n.p.m.) jest najdalej na północ wysuniętą częścią 20-kilometrowego łańcucha trzech głównych stratowulkanów. Na południowym krańcu tegoż łańcucha znajduje się w stanie uśpienia 6288-metrowa Ampato, zaś w środku aktywna Sabancaya wysoka na 5976 m. Fotka poniżej z widocznym łańcuchem wulkanów od lewej: Ampato, Sabancaya, Hualca Hualca..


Hualca Hualca utworzył się w okresie pliocenu i na początku czwartorzędu, w którym to prawdopodobnie osiągnął wysokość około 6500m.
Zbliżenie na masyw Hualca Hualca (6025 m n.p.m.)


Kilka metrów dalej kolejny, kamienny półokrąg, a przy nim tablica z nazwą następnego szczytu w tym potężnym łańcuchu wulkanicznym.. To Sabancaya (5976 m n.p.m.) zajmująca centralne, środkowe miejsce w owym łańcuchu..
Sabancaya (5976 m n.p.m.) jest najbardziej aktywnym wulkanem w Peru, zalegającym w środkowej części wspomnianego 20-km łańcuch trzech głównych stratowulkanów.. Sabancaya pokryta jest kilkoma lodowcami, które obejmują powierzchnię około 3,5 kilometrów kwadratowych i schodzą nawet do 5400 metrów po jej zboczach...
Sabancaya była bardzo aktywna w czasach historycznych,  pierwsze erupcje datuje się w 1695 i 1758 r. Po ponad 200 latach uśpienia, satelita wykrył wzrost emisji cieplnej w lipcu 1986 r., a intensywna działalność wznowiła się w grudniu tegoż roku, w postaci kilku wylewnych cykli w ciągu kolejnych dwóch lat..
Najbardziej trwały okres działalności rozpoczął się wybuchem wulkanu w dniu 28 maja 1990 roku i kontynuowany był w ciągu ośmiu lat. Epogeum tej działalności nastąpiło w 1994 roku, erupcje produkujące duże chmury popiołu miały wtedy miejsce co dwie godziny. Choć publikowane mapy topograficzne nie zostały zmienione od czasu cykli erupcyjnych, podejrzewa się, że stożek mógł urosnąć do ponad 6000 metrów w tym czasie.
Sabancaya jest uważana za jeden z najbardziej niebezpiecznych wulkanów w Peru, wraz z masywem Coropuna i stożkiem El Misti w pobliżu Arequipa..


Zbliżenie na wycinek łańcucha wulkanicznego z sąsiadującymi stożkami: wyższy Ampato (6288 m) (po lewej) i niższy Sabancaya (5976 m) (po prawej)


Zbliżenie na czynny, wulkaniczny stożek Sabancaya (5976 m n.p.m.), gdzie doskonale widać pióropusz unoszącego się dymu..


Parę kroków w lewo i kolejna tablica z nazwą ostatniego z wulkanów, w tym górskim łańcuchu. To wspomniany Ampato (6288 m n.p.m)..
Ampato (6288 m n.p.m.) jest uśpionym stratowulkanem. We wspomnianym 20 kilometrowym łańcuchu wulkanicznym, jest on najwyższym szczytem zamykającym pasmo od południa.
Granica wiecznych śniegów na stożku Ampato zaczyna się od 5100 m n.p.m., natomiast jęzory lodowcowe sięgają:
 -od południowej strony stoku do 4900 m n.p.m.;
-od północnej strony stoku do 4700 m n.p.m.
Zbliżenie na masyw Ampato (6288 m n.p.m.)


A teraz opowiem o ciekawej i zarazem tragicznej historii inkaskiej dziewczyny, której życie zostało na zawsze związane z tym potężnym wulkanem, a fakty ujawnione zostały po przeszło 500 latach..


We wrześniu 1995 roku, szybko wycofujący się lodowiec w pobliżu szczytu Ampato ujawnił zamrożone, zmumifikowane ciało Incaskiej dziewczyny, jak się później okazało, zabitej przez uderzenie w głowę około 500 lat temu. Mumia, zwana później "Ice Maiden" (Lodowa dziewczyna) o przydomku "Juanita", został znaleziona przez ekspedycję pod kierownictwem amerykańskiego archeologa dr Johana Reinharda. W październiku 1995 r. i grudniu 1997 r., Reinhard i peruwiański archeolog Jose Antonio Chavez poprowadzili kolejne wyprawy, które doprowadziły do znalezienia trzech następnych mumii powyżej 5800 m n.p.m.
A oto fakty naukowe z odnalezienia i badań mumii "Juanity"..
Mumia "Juanita" znana również jako Ice Maiden Inca i Pani Ampato, jest dobrze zachowanym, zamrożonym ciałem 11-15 letniej Inkaskiej dziewczyny, która zginęła jako ofiara poświecona bogom Inków między 1450 i 1480 rokiem. Została odkryta na górze Ampato w 1995 roku przez antropologa Johan Reinhard i jego peruwiańskiej partnera Miguel Zárate. "Juanita" została umieszczona w Muzeum Katolickim Uniwersytetu sanktuariów andyjskich (Museo Santuarios Andinos) w Arequipie.. Znalezione ciało wywołało sensację w świecie naukowym ze względu na dobrze zachowany stan.  Na podstawie znalezionych, cennych przedmiotów  przy mumii (miski, szpilki, figurki wykonane ze złota, srebra) jak i z bogatego odzienia (Jej głowa była ozdobiona czapką wykonaną z piór czerwonej ary i nosiła kolorowy, wełniany szal z alpaki ze srebrnym zapięciem, była w pełni odziana w szaty przypominające najlepsze tkaniny mieszkańców stolicy Inków - Cuzco.) oraz stwierdzonego po badaniach, doskonałego stanu zdrowia domniemano, że mogła pochodzić z rodziny szlacheckiej Cuzco..


Jak natrafiono na mumię Juanity..
We wrześniu 1995 roku, podczas wspinaczki na szczyt Ampato, Reinhard i Zárate znaleźli zawiniątko wewnątrz krateru, które spadło z miejsca Inkaskiego cmentarza znajdującego się na szczycie. Ku ich zdziwieniu, okazało się, że zawiera ono zamrożone ciało młodej dziewczyny. Odkryli również wiele przedmiotów porozrzucanych po zboczu góry, które zostały pozostawione jako ofiary dla bogów Inków. Należały do nich różne rzeźby i produkty spożywcze. Kilka dni później, ciało i znalezione przedmioty zostały przetransportowane do Arequipa, gdzie ciało zostało początkowo przechowywane w specjalnej lodówce na Katolickim Uniwersytecie.
Dwie kolejne mumie lodowe, młodą dziewczynę i chłopca, odkryła ekspedycja archeologiczna kierowana przez dr Reinharda i prof Jose Antonio Chaveza w październiku 1995 roku, a w grudniu 1997 roku znaleziono następną mumię kobiety na szczycie Ampato. Dzięki topieniu się lodowca na Ampato, spowodowanego gorącym pyłem wulkanicznym z erupcji pobliskiego, czynnego wulkanu Sabancaya, większość terenów Incaskich pochówków na szczycie Ampato spadło w dół wąwozem, prowadzącym do gardzieli krateru. Na satelitarnej fotce poniżej widoczne dwa sąsiadujące ze sobą kratery Ampato (gdzie znaleziono mumie) oraz czynny krater Sabancaya, którego erupcja spowodowało odkrycie spod lodu wspomnianych mumii..


Wracajmy jednak do kolejnych panoram widocznych z przełęczy Patapampa, bo czas leci, ludzie chorują a ja też nie mam końskiego zdrowia, żebym siedział tutaj na prawie 5 tysiącach metrów cały dzień i opowiadał Inksakie historie…he,he..
Na południowym-wschodzie ukazuje się znajomy z poprzednich dni podróży - masyw Chachani..


Pozostaje jeszcze jeden kierunek geograficzny – wschód i widoczny na tę stronę ośnieżony masyw wulkaniczny Chucura (5360 m n.p.m.)


W tymże samym kierunku jeszcze dwa stożki leżące obok siebie i co prawda kamienne, ale nie wulkaniczne.. Gdy ktoś pierwszy raz je ujrzy nie zaglądając do środka pomyśli, że to jakieś pasterskie schronienia.. Nic bardziej mylnego. Te dwie skalne chatki na zboczu usianym niezliczoną ilością kamieni to – WC !!!!, znaczy się takie superwysokogórskie kible !!.. No, ja już nawet nie myślę co się dzieje w środku, gdy zachce się osobie po skonsumowaniu kilku świnek morskich i przy tak małej ilości tlenu !!!.. Masakraaa..


Zanim odjedziemy z przełęczy Patapampa, muszę jeszcze wyjaśnić jedną rzecz nurtującą wielu turystów jadących tą trasą i dziwiących się skąd, dlaczego, po co i za czyją przyczyną stoi tutaj niezliczona ilość kamiennych piramidek.. Otóż nie stworzyła ich natura, lecz ludzie.. Noszą nazwę „apacheta”..
Słowo Apacheta oznacza "źródło”, w którym rozpoczyna się „przepływ" i odnosi się zarówno do duchowego przepływu lub przepływu potężnej Amazonki, będącej źródłem pożywienia dla wielu Inków. W kulturze Inków termin Apacheta ma szerokie znaczenie duchowe. Inkowie czcili Viracoche, Boga Najwyższego, a także wielu pomniejszych bogów. Oprócz czci tych bóstw, Inkowie mieli wiele innych wierzeń w rzeczy nadprzyrodzone. Wierzyli, że wiele miejsc i obiektów, było przepojonych nadprzyrodzonymi mocami. Te nadprzyrodzone cechy nazywano Huacas. Najczęściej Huacas posiadały źródła i skały, także góry, jaskinie, jeziora.. Grobowce przodków były również uważane za Huacas. Te święte miejsca mogły być tworzone ręką człowieka lub siłami natury. Apacheta jest właśnie takim typem Huaca czyli miejsca obdarzonego nadprzyrodzonymi mocami... Apachetas są najlepiej znane w Ameryce Łacińskiej i były częścią kultury Inków od początku cywilizacji. Apacheta zostały zbudowane przez Inków, gdy wspinali się szlakiem andyjskich przełęczy górskich. Zabierali oni  mały kamień i zanosili go na szlak w kierunku szczytu. Następnie dodawali ów kamień do istniejącego już Apacheta położonego na szlaku lub kładli kawałek dalej, dając początek nowemu Apacheta. Następnie wędrowcy  odmawiali modlitwę do bogów szczęścia chroniących ich w czasie podróży i w celu wyeliminowania zmęczenia podróżą. Jeśli nadający się do budowy Apacheta kamień był niedostępny, podróżujący dodawali inne przedmioty takie jak muszle czy liście koki. Oprócz tego, że apachetas były źródłem duchowej siły, stawały się także znacznikami szlaku w trudnym terenie górskim.


No dosyć tego gadania bo soroche za chwilkę i mnie dopadnie.. Wsiadam jako jeden z ostatnich pasażerów do autokaru.. Ruszamy w dalszą trasę i powoli zmniejszamy wysokość. Za pewien czas samopoczucie członków naszej ekipy cierpiących na chorobę wysokościową powinno się poprawić, a bóle głowy ustąpić...... Siadam wygodnie przy oknie i obserwuję rozległe równiny płaskowyżu Altiplano. Droga wiedze teraz przez tereny Rezerwatu Narodowego Salinas Aquada Blancas. W miejscach podmokłych, gdzie wyraźnie widać zieloną, soczystą roślinność, pojawiają się wielkie stada alpak, lam a także dzikich i bardziej płochliwych wikunii..


Na pewnych odcinkach drogi biegnącej przez Rezerwat Salinas, stada alpak i lam są tak pewne pierwszeństwa na drodze, że niejednokrotnie nasz autokar przystaje, by ominąć te niesforne zwierzaki.. I wcale nie dziwiłbym się dorosłym, emerytowanym sztukom, że trzeba im ustępować, ale co robi taki zadziorny malec-lama, który wcale nie ma zamiaru zejść nam z drogi !!?.. Dopiero po perswazji starszej siostry, że autokar to nie przelewki, maluch schodzi z asfaltu..


Tak po prawdzie, te hodowlane stada alpak i lam wcale nie chodzą sobie ot tak, samopas. W oddali zawsze czuwa nad nimi bystre oko pasterza..


Po przejechaniu ok.60 km od przeł. Patapampa, skręcamy na wschód i nową, asfaltową drogą prowadzącą rozległymi, zielonymi terenami Rezerwatu Salinas, zmierzamy w kierunku Juliaca i Puno, docelowego punktu dzisiejszej podróży, miasta leżącego na słynny Jeziorem Titicaca.. Ten odcinek trasy jest pod względem krajobrazowym imponujący i piękny.. Zielone i rudozłote tereny płaskowyżu coraz częściej upiększają tafle wielu zbiorników wodnych, w których jak w lusterku odbija się lazurowy kolor nieba.. Dojeżdżamy na wysokość 4400 m n.p.m w rejon rozlewisk Laguny Lagunillas.. Jej główny zbiornik wodny ma 18,6 km długości, 5,8 km szerokości, max. powierzchni 66 km kwadratowych i 47,6 m głębokości.. Na powierzchni tego jeziora znajdują się także 4 małe wyspy..


Po dwóch godzinach jazdy non-stop czas na krótki postój, dymka i siku przy jednym z widokowych zajazdów w rejonie Laguny Lagunillas.. Jedni lecą do pobliskiego kibelka, inny dają sporą porcję satysfakcji własnym płucom w postaci dymka z papierosa, a ja z moim kolegą Jerzykiem nie marnując czasu, pstrykamy ogólne panoramy tego rejonu.. Aby uwiecznić przy okazji wysokość na jakiej jesteśmy, Jerzyk idzie „podeprzeć” słupek z tabliczką: Lagunillas 4413 m n.p.m..


Na takim widokowym, turystycznym przystanku, nie może oczywiście zabraknąć stoisk tubylców z kolorowymi wyrobami z alpaki… Dwie Peruwianki ubrane na czarno, z czarnymi „chaplinowskimi” melonikami na głowie oraz mizerny Peruwiańczyk w czapce-Tuskówce dzisiaj na nas nie zarobią, bo nasze panie nastawione raczej na oglądanie..


Jest jednak pośród kolorowych straganów z ciuchami ktoś, kto zarobi dzisiaj najwięcej.. Ta mała, trochę śpiąca alpaka będzie tym razem głównym odbiorą moich (i nie tylko moich) paru soli…


Kiedy podchodzę do tego śpiącego malucha i wyciągam z portfela drobne monety, aby wrzucić je do niewielkiego woreczka na szyi alpaki, ta na dźwięk monet jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wstaje i zaczyna wąchać walutę !!!.. Ale wycwaniona bestia !!!


Pieniążek do woreczka, smyranko po szyjce, parę wspólnych fotek, i ja zadowolony, i alpaka zadowolona - ogólne happy..


Po krótkim i ostatnim już postoju przed docelowym Puno, ruszamy dalej.. Krajobraz laguny ciągnący się jeszcze przez kilka kolejnych kilometrów, ukazuje teraz swe piękne i malownicze oblicze wbrew ogólnemu mniemaniu, iż jest to surowy i pustynny region płaskowyżu.. Złociste wzgórza jakby pokryte inkaskim złotem, z szafirowymi taflami malowniczych jeziorek, a ponad tym wszystkim niezmącony błękit Peruwiańskiego nieba…


Co jakiś czas za oknem pędzącego autokaru wyłaniają się skalne formacje, piętrzące się w dolinie rzeki Cabanillas, którą teraz przemierzamy zbliżając się pomału do celu podróży..


Kiedy słonce powoli chowie się za horyzontem, pokrywając w nocnej szarości rozległe równiny płaskowyżu Altiplano, mijamy miejscowość Juliaca i zmierzamy w kierunku oddalonego o 45 km Puno, położonego nad brzegami malowniczego jeziora Titicaca..


Nie dane nam jednak podziwiać tego dnia widokowe panoramy miasta Puno położonego nad brzegiem jeziora Titicaca.. Gdy zjeżdżamy w dolinę do centrum miasta, gdzie mamy zarezerwowane kwatery noclegowe, jest już późna godzina wieczorna.. Hotel znajduje się o jedną przecznicę do Placu Głównego Puno (Plaza de Armas), na którym wita nas pięknie oświetlona Katedra z okresu kolonialnego (1757) z fasadą w stylu baroku metyskiego… Kończy się kolejny dzień podróży po Peru.. Następny przyniesie jeszcze więcej ciekawych i kolorowych pejzaży, bajkowych widoków oraz masę atrakcji.. Przekroczymy granicę Peruwiańsko-Boliwijską i wjedziemy na teren Boliwii, gdzie zwiedzimy boliwijską Copacabanę, zaokrętujemy się na katamaran i popłyniemy w rejs po jeziorze Titicaca na Wyspę Słońca, gdzie zwiedzimy cudowne, kolorowe inkaskie ogrody, spotkamy się z kolejnym Szamanem na religijnych obrzędach oraz popłyniemy jak za czasów inkaskich autentyczną łodzią z tatory po wodach jeziora Titicaca.. Ufff, zapowiada się naprawdę bajecznie, lecz o tych wszystkich rzeczach i atrakcjach w kolejnym odcinku wędrówki po peruwiańsko-boliwijskich regionach..


KONIEC cz.IV
C.D.N…

1 komentarz:

  1. Dzień dobry,

    ach i znów się rozmarzyłam... Poszybowałam z kondorami i teraz trudno mi wrócić do pracy i biurka, które zniknęło, kiedy czytałam, jak zawsze, super fotorelację. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń