Zdjęcie:

piątek, 17 maja 2013

Ameryka Południowa - Peru, Boliwia cz.II



Odcinek II
Płaskowyż Nazca z lotu ptaka – W szamańskim kręgu – Droga do Arequipy

- „Good morning. time awake, hour fifth..” – miły, kobiecy głos w słuchawce hotelowego telefonu wyrwał mnie z błogiego snu.. Spojrzałem na leżący przy łóżku zegarek. Dokładnie godzina 5.00.. Niestety, nie dadzą pospać ani minutki dłużej.. Wskoczyłem do łazienki, szybka poranna toaleta, sprawdzenie torby ze sprzętem fotograficznym czy aby wszystko spakowane i po 20 minutach zjeżdżałem już windą do hotelowej restauracji, gdzie zbierała się nasza grupa przed pierwszą atrakcją dzisiejszego dnia, jakim miał być lot awionetką nad płaskowyżem Nazca.. Śniadanko lekkie, by w czasie lotu nie degustować się po raz drugi hotelowym „szwedzki stołem”, herbatka z liści koki na wzmocnienie i pakujemy się szybko do autokaru, który zawiezie nas na niewielkie lotnisko na płaskowyżu.. Wczesny wyjazd na lotnisko to podstawa by potem nie czekać zbyt długo na lot, gdy zwalą się tłumu turystów chcących także pooglądać z góry tajemnicze rysunku z Nazca.. Punktualnie godzina 6.30 zajeżdżamy na niewielki parking przy lotnisku..


„Hala odlotów” to niewielki, parterowy budynek z poczekalnią na kilkadziesiąt plastikowych krzeseł, malutką kasą biletową, stanowiskiem kontroli osobistej, miniaturowym bufecikiem i najważniejszą rzeczą owego obiektu czyli wagą.. Tak, tak..wagą do ważenia pasażerów.. I nie chodzi tutaj bynajmniej o wykupienie podwójnego biletu dla tych, co ważą powyżej setki..Hehe.. Nasz lot awionetką musi mieć wszystko dokładnie wyważone i zabukowane według miejsc w samolociku. Awionetka zabiera na pokład 14 osób, ale to nie tak jak w dużym, pasażerskim samolocie.. Tutaj waga odgrywa spore znaczenie.. Nawet ta 14-osobowa ekipa nie może ważyć więcej, aniżeli zakładany limit dociążenia samolotu.. Poza tym, ważenie osób ma za zadanie równomierne rozmieszczenie ciężaru po obydwu stronach samolotu, jako że lot nad płaskowyżem obfituje w częste skręty, zawracania i zmiany kierunku lotu.. Do samolotu nie wolno zabierać plecaków ani żadnych większych pakunków.. Dopuszczane są podręczne torebki i torby ze sprzętem fotograficznym.. Nasza grupa liczy 15 osób. Jedna osoba poleci zatem drugim samolotem z innymi pasażerami, w kilka minut po naszym odlocie.. Ale to żaden problem, bo lot nad płaskowyżem trwa ok.35 minut.. W poczekalni praktycznie pusto.. Bileciki, ważenie, kontrola osobista i sruuuu.. do samolotu..


Zważeni, zmierzeni, sprawdzeni, zlustrowani, obmacani na okoliczność czy czasem nie mamy zamiaru porwać awionetki i zwiać do Stanów, ruszamy na płytę lotniska, gdzie stoi i czeka na nas nasz podniebny autobus…



Samolociki jakie dostrzegam na płycie lotniska to przeważnie Cessny 208, ale są także i inne jednostki zabierające mniejsze ilości pasażerów - 4-osobowe Cessny 172, 180 i jednosilnikowe, lekkie, amerykańskie Pipery PA-28 Cherokee.. Nasz podniebny orzeł to oczywiście Cessna 208, zabierająca na pokład 14 pasażerów..



Aby wiedzieć czym się leci, kilka danych o tym zgrabnym, jednosilnikowym samolociku..
Samoloty Cessna 208 - zabierają 14 pasażerów.. Cessna 208 Caravan (znana też jako Cargomaster) to samolot produkowany w amerykańskich zakładach Cessna Aircrafy Company już na początku lat 80. XX wieku, który pokrył ówczesne zapotrzebowanie na prosty i ekonomiczny samolot transportowy. Samolot wykorzystywany jest do transportu ładunków i ludzi, zarówno w lotnictwie cywilnym jak i wojskowym. Wykorzystywany jest też jako samolot ratunkowy. Wyposażony w 1 silnik turbośmigłowy o mocy 675 KM. Rozpiętość skrzydeł ok.16 m, długość 12,7 m, prędkość max.355 km/h, pułap 6900m, zasięg 1780 km. Samolot popularny w Stanach Zjednoczonych, Brazylii, Kolumbii, RPA, Tajlandii, a także w Polsce..
To tyle o naszym powietrznym statku.. Lecimy !!!


Zajmujemy wyznaczone miejsca w samolocie, zapinamy pasy, kamery, aparaty w dłoń i przyklejamy nosy jak jeden mąż, do dość pokaźnych rozmiarów, samolotowych okien.. Każdy z pasażerów ma oczywiście swoje okienko na świat.. "Największe dzieło sztuki na świecie najtrudniej zobaczyć. Ta pozorna sprzeczność dotyczy tajemniczych rysunków na Płaskowyżu Nazca w Peru" - Tak o jednym z najciekawszych miejsc na świecie pisze dr. Karl P. N. Shuker, znany brytyjski naukowiec, zoolog, filozof, autor wielu książek i opracowań naukowych.. I ja to wielkie dzieło sztuki kultury preinkaskiej właśnie lecę pooglądać..!!!


Aby nie gapić się nerwowo na wszystkie strony w czasie lotu i nie pomylić gospodarskiego, zaoranego pola z rysunkami Nazca, każdy z nas przed startem dostaje poglądową mapkę z zaznaczonymi symbolami figur i rysunków na płaskowyżu, nad którymi będziemy przelatywać..


Maszyna rusza, koordynator ruch naziemnego zwany popularnie Marszałkiem kieruje samolot na pas startowy..


Dwójka peruwiańskich pilotów dostaje pozwolenie na start i już po chwili wzbijamy się łagodnie w powietrze..

     
 Tajemnica rysunków z Nazca
Wprowadzenie…
Nazca to pustynny płaskowyż w Ameryce Południowej położony w południowo-zachodniej części Peru w paśmie Kordyliery Nadbrzeżnej. Istna dolina śmierci. Potworny upał i prawie całkowity brak deszczu. Płaskowyż znany jest zwłaszcza z tzw. Rysunków z Nazca - systemu linii, które oglądane z góry przypominają kształtem zwierzęta lub figury geometryczne będących dziełem kultury Nazca. Są to naziemne geoglify, rysunki wykonane metodą nasypową. Niektóre z nich rozciągają się na przestrzeni kilkuset metrów jeden (np. pająk, kondor, drzewo..) przez co widziane w całości mogą być tylko z lotu ptaka.
Tyle skrótowo i prozaicznie pisze encyklopedia o owym płaskowyżu.. Ja postaram się w czasie lotu nad Płaskowyżem Nazca pokazać nie tylko tajemnicze zdjęcia figur i rysunków na moich fotografiach, ale także opowiedzieć kilka ciekawych faktów i hipotez dotyczących owych naskalnych geoglifów..
Nabieramy wysokości. Wokół roztacza się wielka równina otoczona od wschodu i północy górskimi łańcuchami..
Pode mną rozległe, pustynne obszary płaskowyżu Nazca… Zaczynam się odprężać, wypatruję rysunków..


Słowo Nazca kojarzy się na całym świecie z ogromnymi geoglifami wyrysowanymi setki lat temu na rozległym płaskowyżu pustynnego wybrzeża Peru. Odpowiedzi na pytania o ich znaczenie, jak zostały wykonane, kto i dlaczego je zrobił, od dawna przyciągały uwagę wielu ludzi od nieustraszonych podróżników po sławnych naukowców.. Lokalni mieszkańcy i podróżnicy, którzy od lat przekraczali Płaskowyż San Jose w Nazca, wiedzieli o istnieniu tajemniczych linii już wieki temu.. Nazywali „inkaskimi szlakami”. Zakładali, że były to odcinki starych i zapomnianych dróg.. Nie wiedzieli jednak czym są.. W latach 20-tych, w Peru pojawiły się pierwsze samoloty. Kiedy piloci spojrzeli w dół, wpadli w zachwyt. Okazało się, że linie to elementy wielkich figur geometrycznych zwanych geoglifami. Kto je stworzył i dlaczego ??.. Tak narodziła się tajemnica rysunków z Nazca.


Spoglądam cały czas uważnie przez samolotowy bulaj w dół, na piaszczystą powierzchnię płaskowyżu.. W pewnej chwili pośród plątaniny linii i różnego rodzaju wgłębień, dostrzegam to co tak skrupulatnie wypatrywałem.. Są pierwsze geoglify !!!.. Na piaskowym podłożu, początkowo niewyraźnie potem coraz okazalej, ukazuje się postać wielkiej Małpy ze spiralnie zakręconym ogonem..


Podłoże skalno-piaszczyste ma kolor szaro-żółty.. Jaśniejsze linie obrysów figur nie zawsze dobrze kontrastują z kolorem podłoża i są stosunkowo słabo widoczne z daleka. W celu lepszego uchwycenia wyglądu geoglifów zmieniam filtr na obiektywie aparatu.. Nooo, teraz jest dużo lepiej. Figura Małpy mierzy 110 metrów (80 m tułów i 20 m ogon).. Trochę dziwi jej obecność na pustyni skoro pochodzi z dżungli..


Oblatujemy wizerunek Małpy dookoła i lecimy dalej..


 Co to są geoglify z Nazca ??
Rysunki naskalne z Nazca, pokrywające teren o powierzchni ponad 500 kilometrów kwadratowych, są jedną z największych zagadek archeologicznych świata ze względu na ich liczbę, rozmiary i kształty. Jest to system linii linie o rożnej długości (jedna osiąga nawet 65 kilometrów długości), które oglądane z góry przypominają kształtem zwierzęta, rośliny lub figury geometryczne.. Znajdują się w południowo-zachodniej części Peru, niedaleko miasta Nazca, na obszarze ponad 50 km długości i 14 km szerokości. Linie znajdują się na czterech płaskowyżach: Palpa, Ingenio, Nazca i Socos, położonych pomiędzy 419 a 465 kilometrem autostrady panamerykańskiej gdzie dosłownie nie pada deszcz (średnio kilka kropli na rok), zachowały się w doskonałym stanie, choć stworzono je niemal dwa tysiące lat temu. Zostały stworzone przez Indian Nazca między rokiem 300 p.n.e. a 900 n.e. Obszar o największej koncentracji linii to miejsce, w którym w latach od 100 n.e do 600 n.e rozwinęła się ważna kultura preinkaska i jej to właśnie przypisuje się ich autorstwo. Znana jest ona jako Kultura Nazca. Obszar płaskowyżu wciśnięty pomiędzy Pacyfik i Andy był siedzibą owej enigmatycznej kultury. Starożytni Nazca, którzy żyli tu pomiędzy IV a IX wiekiem nie pozostawili po sobie żadnych miast. Mieszkali w dolinach wzdłuż rzek. Na równinach między dolinami tworzyli swoje monumentalne rysunki. Mimo, że okres świetności tej jakże ważnej peruwiańskiej kultury był bardzo krótki, jej dorobek jest niewspółmierny… Poza ogólnie znanymi geoglifami z płaskowyżu Nazca, lud Nazca pozostawił po sobie piękną sztukę ceramiczną, delikatne tkactwo, niesamowite podziemne akwedukty oraz słynne głowy-trofea.. Dziełem kultury Nazca jest również szereg budynków i piramid wybudowanych przy użyciu specjalnej techniki, w której stosowano niewypalone cegły o stożkowym kształcie odporne na trzęsienia ziemi..
Pod nami kolejny wielki geoglif. Przedstawia swym wyglądem skrzydlatego ptaka. To Koliber pijący nektar z kwiatu. Figura ma wielkość boiska do piłki nożnej..


A tak wygląda Koliber w zbliżeniu.. Jest to jeden w rysunków najbardziej widocznych na obszarze płaskowyżu..


 Jak sporządzano rysunki na płaskowyżu Nazca??
Miliony lat temu na terenie Nazca była ogromna powódź. Pod warstwą ciemnobrunatnych kamieni wulkanicznych znajduje się jasno-żółta glinka po powodzi. Rysunki sporządzono, usuwając z powierzchni brunatny żwir i odsłaniając jaśniejszą, żółtobiałą glebę. W ten sposób na ciemnym tle uwidoczniły się wyraźne linie. Ryty mają średnio 20 centymetrów głębokości i około metra szerokości. Indianie prawdopodobnie najpierw projektowali potężny kształt, którego nie byli w stanie ogarnąć wzrokiem, a potem przenosili kawałek po kawałku w ściśle określone miejsce. Na płaskowyżu Nazca znajdują się setki geoglifów i tysiące linii.. Przedstawiają zarówno pozornie przypadkowe zbiory figur geometrycznych: kwadratów i trójkątów oraz prostych linii ciągnących się nawet przez kilkadziesiąt kilometrów, jak i ogromne wizerunki zwierząt i roślin. Do najsłynniejszych należą: pająk z 40-metrowymi odnóżami, kondor o przekroju 120 metrów, koliber, orki, małpy, pies, kaktusy, kwiaty, ryby.
W dole kolejne obszary poprzecinane tysiącami linii i wieloma rysunkami.. Na samym płaskowyżu Nazca rozpoznano do tej pory 325 rysunków.. Wyłania się następny geoglif, także postać ptaka.. To wizerunek olbrzymiego Kondora..


Kondor mierzy 136 metrów (rozpiętość skrzydeł 130 m). Dla wielu kultur andyjskich ptak ten ma charakter mitologiczny i jest uważany za bóstwo. Jest on częstym gościem na wybrzeżu, jak i na płaskowyżu Nazca, aczkolwiek obecnie płoszą go awionetki stale przelatujące nad liniami..


Ile czasu zajęło by zbudowanie linii ??
Dużo spekulowano na temat trudności i czasu potrzebnego do narysowania linii, biorąc pod uwagę epokę ich wykonania. Jednakże niektórzy archeolodzy wyliczyli, że tysiąc ludzi, pracując osiem godzin dziennie, skończyło by je w trzy tygodnie.. Kilku ludzi potrafiłoby stworzyć nawet największe z figur pracując przez 48 godzin.. Oczywiście nie mógł być to realny czas ich wykonania, gdyż tworzone były w różnych epokach na przestrzeni wielu wieków od 300 p.n.e do 800 n.e, a niektóre nawet wcześniej i później..
Nasz samolocik zatacza niewielki łuk i pod nami pojawia się kolejny rysunek.. Tego wizerunku nie można nie zidentyfikować.. To postać olbrzymiego Pająka..


Pająk mierzy 46 metrów. W Peru jest symbolem deszczu (płodności). W niektórych wierzeniach symbolizuje senne zjawy..


   Dlaczego linie się nie zamazują ??
Wbrew pozorom, za trwałością obrazów wykonanych tym banalnym sposobem nie kryje się nic dziwnego. Ukształtowanie terenu na tym obszarze powoduje występowanie wiatrów wiejących bardzo rzadko i zazwyczaj w kierunku z południa na północ, dzięki czemu na płaskich powierzchniach nie następuje gromadzenie się piasku czy innych elementów. Poza tym płaskowyż Nazca znajduje się w ogromnej depresji pomiędzy podnóżem Andów i nadmorskim łańcuchem górskim o niewielkiej wysokości co powoduje, iż odznacza się wyjątkową suchością (przeciętna temperatura to 25 stopni, średnie roczne opady nie przekraczają 20 mm).. W ciągu dnia ciemne, wulkaniczne kamienie wchłaniają tak wiele ciepła, że tworzą poduszkę powietrzną chroniącą je przed wiatrem.. Ponadto tutejszy piasek zawiera spore ilości gipsu, naniesionego tu podczas penetracji wody morskiej w czasie formowanie się Andów.. Gips ten pod wpływem wilgotnych nocy skleja ze sobą warstwy piasku i kamieni, tworząc zwarte podłoże.. Roślinność jest tutaj wątła i linie nigdy nie porastają mchem. Silnie spowolniona erozja umożliwiła im przetrwanie bez uszczerbku, aż do naszych czasów. Jednak nawet ogrom natury nie jest w stanie zapobiec szkodliwej działalności człowieka.. W 2013 roku, część rysunków uległa zniszczeniu przez ciężki sprzęt używany przy wydobyciu skał wapiennych w pobliskim kamieniołomie.
Spoglądam ciekawie na obszar płaskowyżu.. W dole ciągnie się dziwacznie poskręcany, jasny pas skalnego podłoża przypominający spleciony, dziewczęcy warkocz.. Zapatrzony i zamyślony o mały włos przegapiłbym kolejny, mało wyrazisty rysunek na płaskowyżu, widniejący obok....


W ostatnim momencie robię szybkie zbliżenie i pstryk… Wyłania się wyraźna sylwetka Wieloryba.


Samolot robi niewielki zwrot i teraz mam Wieloryba jak na dłoni.. Mierzy on prawie 63 metry. Czyżby ludzie z Nazca wypływali głęboko w morze, by obserwować ogromne orki i wieloryby??.. Odpowiedź na to pytanie otrzymam wiele dni później w rozmowie z peruwiańskim studentem archeologii.. Otóż, starożytny lud Nazca prawdopodobnie związany był z dwoma środowiskami. Łączyli oni rybołówstwo z rolnictwem czyli działali na lądzie i na morzu, stąd na płaskowyżu wizerunku wielorybów, ryb i fregat..


Awionetka robi teraz zwrot, szerokim łukiem przelatując nad zieloną doliną rzeki Grande de Nazca, oddzielającą płaskowyż Nazca od rozległych, pustynnych obszarów Cerros Tunga..


  Kiedy odkryto wzory na płaskowyżu Nazca??
Dla współczesnej nauki geoglify odkryli dopiero we wrześniu 1926 roku dwaj naukowcy – Alfred Kroeber i Toríbio Mejía Xesspe z zespołu archeologicznego, pod kierunkiem ojca archeologii Peruwiańskiej Julio Cesara Tello.  W opublikowanych badaniach archeologicznych początkowo postawili oni tezę, iż owa plątanina linii to kanały nawadniające pustynny teren. Później uznali, że ów labirynt ma charakter religijny, podobnie jak święte ścieżki Inków.
Tak naprawdę głośno o liniach z Nazca robi się jednak dopiero w roku 1941, kiedy to amerykański prof. Paul Kosok podczas badań 21 czerwca 1941 roku, w dniu zimowego przesilenia na półkuli południowej, zauważa iż słońce zachodzi dokładnie nad linią, którą obserwował.. Natychmiast zdał sobie sprawę, że ma przed sobą linię przesilenia słonecznego, wyznaczającą ważną datę rolniczego kalendarza dawnych ludów.. Od tego momentu wysnuto teorię, że to co uważano dawniej za inkaskie szlaki, przedstawia prawdopodobnie ogromny, stary kalendarz astronomiczny… Przeprowadzone zostały badania metodą rozkładu próby węgla C14 i okazało się, że wiek linii przypada na okres od roku 300 p.n.e. do 800 n.e. Nie zrobili ich więc Inkowie, tylko ludy kultury preinkaskiej zwanej Nazca.
Samolot nadlatuje teraz na wycinek obszaru pokryty szeregiem równoległych linii..


Te charakterystyczne linie w kształcie Rusztu służy prawdopodobnie do przewidywania faz Księżyca. Według niektórych naukowców mógł to być rodzaj zegara słonecznego..


  Teorie i hipotezy..
- Na prośbę prof. Kosoka szczegółowymi badaniami nad owymi geoglifami zajęła się niemiecka uczona, matematyk, fizyk, geograf Maria Reiche Jej zasługą było m.in. sporządzenie pierwszych dokładnych planów i dokumentacji fotograficznej znaleziska. Podobnie jak Kosok, Maria Reiche uważała, że piaskowe wzory mają związek z obserwacjami astronomicznymi i są "największym na świecie podręcznikiem z dziedziny astronomii". Niektóre ciągnące się dziesiątkami metrów linie pokrywają się bowiem z orbitalnym ruchem gwiazd, a gigantyczne kontury zwierząt wiernie odzwierciedlają gwiazdozbiory. Ta niezwykła Niemka poświeciła im życie..


Przez 60 lat aż do śmierci w roku 1998, przemierzała płaskowyż często nocą, opętana zagadką rysunków. Była pewna, że znalazła odpowiedź. Mimo to, jej teoria odnośnie linii była błędna. Reiche uważała, że linie miały funkcje astronomiczne. Ich zadaniem było określanie pozycji gwiazd. Niestety, późniejsze analizy naukowe wykazały nietrafność tej teorii i choć niektóre linie miały pewne związki z astronomią, była to kwestia czystego przypadku. Istniała duża liczba linii, co w połączeniu z ilością gwiazd powodowało przypadkowe ułożenie linii. Aż do śmierci w 1998 roku Reiche broniła swej teorii najlepiej jak mogła. Jednak jej największą obsesją była ochrona linii. Zdawała sobie ona bowiem sprawę z tego, że nawet krótki spacer po okolicy zostawi na powierzchni ślady, które pozostaną widoczne na wiele wieków. Pewnym szokiem dla Reiche było odkrycie, że linie stały się atrakcją turystyczną, z czego radzi byli miejscowi widząc w tym nowe źródła dochodu. Przez większość czasu bezskutecznie próbowała ona zainteresować liniami Nazca lokalne władze, zaś jej ostateczny sukces miał skutek we wpisaniu ich na listę narodowego dziedzictwa.
Przelatujemy nad gmatwaniną linii i wzorów wzajemnie się nakładających.. Na fotce widać jak linie wykonane w różnych okresach nachodzą się na siebie…


- Amerykański archeolog David Johnson uważa, że niektóre z geoglifów miały związek ze źródłami wody i systemem nawadniającym (puquios).
- Jeszcze inni dopatrują się w ogromnych układach linearnych szlaków handlowych, bieżni, na których rozgrywano zawody sportowe, ozdób, które miały cieszyć oczy bogów, oraz kalendarzy religijno-astronomicznych. Większość naukowców zgadza się jednak z teorią Marii Reich, która twierdzi, że geoglify były wykorzystywane do określania pory siewu i zbiorów, gdyż oznaczają okresowe pojawianie się gwiazd i konstelacji i wskazują na punkty wschodów i zachodów słońca podczas jesiennej i wiosennej równonocy oraz przesilenia letniego.
Nadlatujemy nad kolejny geoglif w kształcie ptaka – Papuga..


Papuga to największy z dotychczas znalezionych geoglifów. Zachowany fragment (głowa i górna partia tułowia) mierzy ok. 200 metrów.  Figura ma także związek z płodnością, a jednocześnie mogła być bóstwem pochodzącym z jakiegoś rytuału szamańskiego..


Sporo ludzi sądzi, że płaskowyż Nazca zbudowali kosmici.. Z góry widzę dlaczego.. Wiele wzorów przypomina pasy startowe.. Po co starożytni mieliby tworzyć rysunki widziane tylko z powietrza?..
Taką odmienną i bardzo futurystyczną koncepcję science fiction przedstawił szwajcarski pisarz Erich von Däniken, który twierdzi, że linie miały być lądowiskiem dla przybyszów z kosmosu. Nie odpowiadając na te pytania stanowczym „nie”, naukowcy wyśmiali tę hipotezę. Na ich korzyść przemawia fakt, że teren gdzie znajdowały się linie był nierówny i nieodpowiedni do lądowań, co dla każdego samolotu skończyłoby się wypadkiem. Choć wszystko przypominało pas startowy, nie było nim. Problem był prosty: jeśli kiedykolwiek statek powietrzny wylądowałby w jakiś sposób na liniach, powietrzne perturbacje spowodowałyby ich zniszczenie – wierzchnie warstwy gleby pokryłyby znowu, odsłonięte niższe partie.


Kompleksowość oraz forma linii sprawia, że nie są widoczne z poziomu gruntu. Widać ich niektóre części, jednak w całej okazałości „linie Nazca“ widać tylko z lotu ptaka. Nasuwa się tu oczywiście pytanie, dlaczego cały kompleks powstał, jeśli był niewidoczny, a ludzie, którzy go stworzyli nie posiadali możliwości unoszenia się w powietrze?.. Idea Ericha von Dänikena odnośnie obserwowania linii z powietrza zainspirowała Jima Woodmana i Juliana Knotta. Samolot w starożytności nie wchodził w grę. Jednak co z balonem? Skalne malowidła w pobliżu linii pokazywały coś podobnego. Końcówki niektórych formacji z Nazca zawierały ściemnione kamienie, co sugerowało, że płonął na nich ogień i to z pewnością nie raz. Być może były to miejsca na rytualne ogniska, które podsycały starożytne balony do lotu? Woodman i Knott zbudowali prymitywny balon w oparciu o wizerunki umieszczone na starożytnej wazie. Użyli do budowy materiałów, które mogły być znane dla miejscowych. W 1975 roku „Condor I” wzniósł się w powietrze. Balon spędził w powietrzu około dwadzieścia minut i pokonał dystans 4,8 kilometra. Był to praktyczny dowód na to, że lud Nazca mógł wykorzystywać balony, z których jego członkowie mogli obserwować linie. Ale nie oznacza to, że tak było.
W dole kolejna figura neolityczna. Tym razem przedstawiająca swym wyglądem Pelikana albo Flaminga z wydłużoną szyją przypominającą raczej węża.. Rysunek ten ma 110 metrów długości..


Wspominany już przez mnie amerykański naukowiec Paul Kosok, z tego co opisuje niemiecka archeolog Maria Reiche, przeszedł po zygzakowatej szyi ptaka mierzącej 280 metrów. Zaraz po tym Kosok dowodził, że jest to jedna z figur, które wyznaczają przesilenie zimowe (21 czerwca).. Reiche figurę tę nazywa „ptakiem oznajmującym Inti Raymi”(główna ceremonia inkaska odbywająca się 24 czerwca w Cusco). Dla innych badaczy zygzak na szyi ptaka odzwierciedla symbol wody i płodności.. Tak więc, co grupa badaczy to inna teoria i analiza zagadki figur z Nazca..


Awionetka ponownie skręca na zachód, przelatując nad dziwnie znajomym mi miejscem??... Teraz rozpoznaję ten teren. To widokowy punkt z wieżą Mirador przy autostradzie Panamerykańskiej, gdzie poprzedniego dnia wieczorem zatrzymaliśmy się na płaskowyżu Nazca, by po raz pierwszy ujrzeć z wysokości kilkunastu metrów zarysy osławionych rysunków.. Dostrzegam małą sylwetkę wieży, pusty niewielki parking i dwa rysunki, których tylko fragmenty mogłem dojrzeć z wysokości wieży.. Teraz mam je przed oczami w całej okazałości i wielkości… Po lewej symbol Drzewo, po prawej Ręce.


Figura Drzewa liczy sobie 97 metrów.. Niektórzy naukowcy twierdzą, iż jest to rysunek morskiej rośliny..


Druga, mniejsza z figur to Ręce. Mierzy ona 45 metrów. Warto zauważyć tutaj dziwny i tajemniczy fakt. Otóż u jednej z dłoni brak jednego palca.. Jedna ręka ma 5, druga 4 palce.. Podobnie jest w figurze Małpy..


Przelatujemy dalej. Nieopodal symboli Drzewa i Rąk kolejna figura doskonale rozpoznawalna na równinie płaskowyżu… To Kwiat, mierzący prawie 80 metrów.. Według Marii Reiche figura ta, której łodyga wskazuje na zachód, miała związek z przesileniem dnia i nocy..


Mija powoli czas napowietrznego zwiedzania płaskowyżu Nazca.. Samolot wykonuje kolejny, ostatni już szeroki łuk, kierując się powoli w stronę lotniska.. Jasne słońce skryte za ażurową firanką delikatnych chmurek, oświetla teraz całe wnętrze kabiny samolotu.. Pod nami przesuwają się skalno-piaszczyste wzniesienia o charakterze wulkaniczno-wydmowym w kolorze ciemnej czekolady, odcinające od północy i północnego-zachodu obszar płaskowyżu Nazca od typowo pustynnego, nadbrzeżnego regionu Ica…


Już miałem zamiar pakować powoli sprzęt foto do torby, gdy nasz pilot oznajmił, że przelecimy nad jeszcze jedną figurą nieco skrytą wśród czekoladowych wzniesień.. Figura ta nie została wykonana na równym i płaskim terenie jak pozostała większość rysunków płaskowyżu Nazca.. Naskalna warstwa ciemnobrunatnego, wulkanicznego żwiru została usunięta na dość stromym zboczu jednego ze wzniesień, odsłaniając jasno-żółtawą glebę.. Jest to postać znana jako Człowiek z głową sowy lub Astronauta. Skąd takie rozbieżne określenia?.. Już wyjaśniam.. Otóż według bardzo ekstrawaganckiej teorii zwolenników Erika von Danikena, o tym jakoby płaskowyż Nazca był lądowiskiem przybyszów z obcej planety, figura ta ma przedstawiać postać pozaziemskiego astronauty czyli kosmity.. Według bardziej poważnej grupy naukowców, odnosi się ona prawdopodobnie do jakiegoś bóstwa o ludzkich kształtach i ptasiej głowie, co często było spotykane w kulturze andyjskiej..


Jeszcze chwila lotu nad linią wijącej się w dole Autostrady Panamerykańskiej i powoli zbliżamy się w kierunku lądowiska..


   Epilog czyli nie wszystko da się wyjaśnić..
Wieloletnie badania pustynnych obszarów Nazca oraz porównanie obrzędów innych ludów andyjskich, przekonały współczesnych archeologów o rytualnym znaczeniu geoglifów i towarzyszących im linii. Wiele figur to symbole płodności. Zdaniem większości archeologów linie były świętymi alejkami, na których Nazca odprawiali swoje ceremonie i którymi podążały procesje. Figury symbolizują bogów i duchy przyrody.. Nazca zmienili swoją pustynię w wielki ołtarz. Geoglify są tak duże po to, by Bogowie mogli je dostrzec. Tańcząc wokół mitycznych postaci, Nacza oddawali hołd bóstwom, od których zależało ich życie. Płaskowyż Nazca jest bardziej zagadkowy niż nam się wydaje. Skrywa, co najmniej, jeszcze jedną tajemnicę. Każdy słyszał o rysunkach lecz niewiele osób wie o istniejących tam podziemnych sztolniach. Znajdują się one 20m pod powierzchnią terenu i ciągną się na długość kilkudziesięciu kilometrów. Dorosły człowiek może stanąć wyprostowany wewnątrz potężnego tunelu, wyciosanego z ogromnych monolitów. Najprawdopodobniej zapobiegają one zalaniu rysunków na powierzchni płaskowyżu, a tym samym ich zniszczeniu. Woda z andyjskich źródeł jest kierowana do sztolni w dolinie. Twórcy rysunków na płaskowyżu Nazca pomyśleli o wszystkim. No, może prawie o wszystkim. Zapomnieli zostawić nam wskazówki do rozwiązania zagadki Nazca, a może pozostawili ich za wiele ?.. Długo dręczyło i jeszcze będzie dręczyć nas pytanie czym są zagadkowe rysunki na powierzchni płaskowyżu Nazca…


Po ponad półgodzinnym locie obfitującym w niezwykłe doznania i fantastyczne widoki, dwójka peruwiańskich pilotów bezpiecznie sprowadza nasz samolocik na płytę lotniska..


Uśmiechnięty i w doskonałym nastroju opuszczam awionetkę, przecząc wszelkim wcześniejszym, internetowym opiniom jakoby lot był stresujący i wywracający żołądek na druga stronę.. Kompletna bujda!!!.. Awionetka płynniej przelatywała nad płaskowyżem Nazca, aniżeli wielki Boeing pasażerski wiozący mnie przez Atlantyk do Ameryki… Lot komfortowy jak limuzyną Merca klasy E…


Opuszczamy płytę lotniska, długo jeszcze ze sobą rozmawiając i wymieniając spostrzeżenia..


Od naszego pilota i przewodnika dostajemy takie oto, imienne Certyfikaty potwierdzające odbycie lotu nad płaskowyżem Nazca..


Dzisiejszy dzień,a przynajmniej jego pierwsza połowa obfitować będzie w tajemnice i magię… Tajemnice rysunków z Nazca już przerobiliśmy, teraz udamy się do chaty szamana i tutejszego prywatnego, inkaskiego muzeum, na spotkanie ze starożytną historią, szczyptą magii i szamańskich obrzędów oraz wspólną rytualną modlitwą.. Z lotniska zajeżdżamy naszym autokarem pod domostwo indiańskiego Szamana.
Szaman w kolorowym, indiańskim stroju wraz ze swoim zaufanym pomocnikiem wita nas przed chatą, po czym szybko oddala się w inne części domostwa by przygotować ceremonialne obrzędy modlitwy do Bogów, w której także i my będziemy czynnie uczestniczyć.. Tymczasem poznamy choć w maleńkim zarysie historię ludu Nazca, rzemiosło, rytualne obrzędy i ceremonię pochówku.. Na podstawie eksponatów z wykopalisk prowadzonych na płaskowyżu Nazca i zgromadzonych w tym małym, prywatnym muzeum, zajrzymy w dawne domostwa indian Nazca, poznamy ich codzienne zajęcia oraz rytuały towarzyszące podczas narodzin i śmierci..


Z zewnątrz chata niepozorna, zbudowana z kamienia, pokryta płaskim dachem z trzciny, jednak po wejściu z upalnego i nagrzanego gorącym słońcem powietrza w chłodne i cieniste wnętrze, od razu zmienia się samopoczucie.. Dodatkowym aspektem zjawiskowości owego miejsca jest duże pomieszczenie zaadoptowane na niewielkie, aczkolwiek bardzo ciekawe i interesujące muzeum kultury Inkaskiej..


W pierwszej części pomieszczenia eksponaty pochodzące z morskich głębin Pacyfiku.. Można tutaj zobaczyć wielkie kości wieloryba, szczątki oceanicznych ryb morskich, skamieniałości różnych organizmów z dna morskiego, muszli, a także wielkie skorupy morskich żółwi.  Niezwykłe bogactwo Oceanu w tym rejonie peruwiańskiego wybrzeża powodowało stopniową przemianę dawnych preinkaskich ludów i orientację z typowo rolniczego rzemiosła na rybacko-rolniczą profesję.. Przykładem takiej przemiany społeczności starożytnej zamieszkującej południowe tereny Peru jest właśnie lud Nazca..


  ZAMIESZKIWANIE
Kultura Nazca wykrystalizowała się prawdopodobnie około 400 r. p.n.e. (wg Rowe J. H.) lub (według innych datowań) – 200 lat później, na bazie rybackiej kultury Paracas, poprzez którą najprawdopodobniej nastąpiła transmisja pewnych idei z kultury Chavin. W odróżnieniu od swoich poprzedników Indianie Nazca nie mieszkali nad samym brzegiem morza, tylko w kilku południowoperuwiańskich dolinach. Głównymi ośrodkami tej cywilizacji były doliny Ica, Pisco i Nazca, znajdujące się w odległości sześćdziesięciu do osiemdziesięciu kilometrów od wybrzeża Pacyfiku. A ponieważ rejon ten jest niezwykle suchy, musieli doprowadzać wodę na swe pola. Wybudowali więc system naziemnych wodociągów i ogromne zbiorniki wodne, które służą mieszkańcom do dziś. Nazca choć zamieszkali rejony pustyni prawdopodobnie byli związani z dwoma środowiskami. Łączyli rolnictwo z rybołówstwem czyli działali na lądzie i na morzu..


   ROLNICTWO
Indianie Nazca byli dobrymi rolnikami. Ich produkcja rolna zależała jednak od wody, której było tutaj niezmiernie mało. Aby zapewnić dostateczną wilgotność swoim polom, budowali wielkie zbiorniki wodne, które – choć liczą już sobie dwa tysiące lat – do dzisiaj służą mieszkańcom Aja, Copara, Bisambra i innych oaz południowoperuwiańskich. Indianie Nazca prowadzili także wodociągi po powierzchni ziemi i dostarczali nimi wodę bezpośrednio na pola. Drążyli również wielkie akwedukty podziemne, których ściany wzmacniali blokami kamiennymi; stropy akweduktów sporządzali z pni algarrobo. Na istnienie królestwa ogarniającego cały lud Nazca nie mamy jednak bezpośrednich dowodów..


Przechodzę do dalszych części tego specyficznego, niewielkiego muzeum... W zacienionym pomieszczeniu na ścianach podświetlone wnęki i kolejne gabloty z ekspozycjami z czasów preinkaskich.. Kolorowe dzbanki, wazy, półmiski, talerze i inne ciekawe i oryginalne naczynia..


   CERAMIKA
Najbardziej charakterystyczny dla kultury Nazca jest styl zdobienia naczyń i tkanin związany z geometryzacją i stylizacją motywów zwierzęcych (ptaków, ryb, kotów). Ceramika jest stosunkowo mało zróżnicowana pod względem form, ale bogato zdobiona motywami wielobarwnie malowanymi (11 kolorów). Istotną rolę w symbolice odgrywały motywy głów ludzkich i zwierzęcych. Pojawiły się także zmumifikowane głowy ludzkie.
Okres klasyczny, zwany „płomienistym”, rozwoju kultury Nazca przypada na IV–VI w. n.e. Stworzono wtedy najdoskonalsze technicznie naczynia ceramiczne, w których ornamencie dominują różne odcienie czerwieni.


Zachowane naczynia i figurki ceramiczne kultury Nazca odznaczają się wysokim poziomem artystycznym i technologicznym. Ceramika była zdobiona zarówno ornamentem geometrycznym, jak i przedstawieniami stylizowanych ptaków, roślin, owadów oraz istot mitologicznych. Ceramika ta nie przynosi co prawda tak cennych informacji etnograficznych o życiu swoich twórców jak wyroby garncarskie mieszkających dalej na północy Indian Mochica, raduje jednak oko jak żadne inne naczynia dawnej Ameryki. Przede wszystkim urokiem delikatnych, pastelowych barw. Garncarze z Nazca potrafili utrwalić na swych naczyniach co najmniej jedenaście różnych odcieni. Znali kilka odmian czerwieni (winną, krwawą i cynobrową), znali dwie żółcie, brąz, szarość, róż, fiolet, ochrę i piękny kolor kości. Wszystkie są zawsze znakomicie zestawione. Rysunki często obwiedzione są czarnym konturem. Na jednym z naczyń występuje nawet osiem różnych kolorów. A przy tym owi ceramicy nie znali barwy niebieskiej i zielonej.


Charakterystyczne dla ceramiki Nazca są naczynia z dwoma dziobkami połączonymi czymś w rodzaju mostku. Czasami jeden z dziobków zastępuje rzeźba przedstawiająca ptaszka lub ludzką głowę. Inne znów naczynia są otwarte. Pod względem technologicznym garncarze z plemienia Nazca osiągnęli szczytowy poziom obróbki gliny, jakiemu nie dorównał żaden inny lud w prahistorycznej Ameryce. Zwracają na siebie uwagę misy o doskonale wyważonych kształtach, naczynia z podwójnym wylewem i o cieniutkich ściankach, starannie pomalowane i wypalone. Większość z nich wykonywano w formach, gdyż podobnie jak pozostałe kultury amerykańskie nie znali koła garncarskiego, natomiast modelowanie w glinie nie było najsilniejszą stroną Nazca.


Oglądam kolejne gabloty.. W kilku z nich narzędzia tkackie, zgrzebła do rozczesywania wełny z lam i aplak, kłębki kolorowej wełny i strzępy barwnych materiałów wykonywanych przez starożytnych, indiańskich rzemieślników-tkaczy..


  TKACTWO
W kulturze Nazca tkactwo było równie wysoko rozwinięte jak garncarstwo. Potrafiono tkać delikatne, wełniane lub bawełniane materiały, co poświadczają cienkie gazy i rozmaite ażurowe tkaniny pochodzące z tej epoki. Motywy pojawiające się na tkaninach są podobne do malowanych na ceramice, a także do gigantycznych rysunków umieszczonych na pustyni – geoglifów. Wiele z nich ma wzory geometryczne, ale częściej zdobią je postacie zwierząt. Inne mają dekorację barwną wykonaną metodą plangi (wiązanie i farbowanie).
Istniało też złotnictwo, które nie osiągnęło jednak takiego poziomu, jak w erze Chavín i Chimú, i miało znacznie niższą jakość niż dzieła złotników z Ekwadoru i Kolumbii. Zwykle stosowano technikę podobną do tej, w jakiej specjalizowali się Chimú: wyklepywanie dużych, cienkich arkuszy złota i pokrywanie ich trybowaną dekoracją. Dawało to maksymalne efekty przy minimalnej wadze kruszcu. Pozostałych metali przypuszczalnie nie obrabiali (jedynie w grobach Acarí znaleziono kawałki przedmiotów z miedzi).


Pod kolejną ścianą różnego rodzaju instrumenty muzyczne i obrzędowe.. Piszczałki, fujarki, fletnie, okaryny, bębenki, grzechotki z kopyt lamy, marakasy i wiele innych nieznanych mi, dziwnych instrumentów..


Następne gabloty przyprawiają co niektórych o lekką, gęsią skórkę.. Widoki spreparowanych ludzkich głów i małych dziecięcych mumii, nie należą do widoczków typu light end plesant czyli lekkich i przyjemnych.. Z badań nad kulturą Nazca wynika, iż był to lud budowniczych, astronomów, rolników ale także łowców głów..
GŁOWY
Choć wśród Indian czasów prekolumbijskich dość powszechny był zwyczaj składania ofiar z ludzi, lud Nazca raczej nie ścinał głów w celach rytualnych. Ścinał je swoim wrogom. Wypreparowane głowy nieprzyjaciół były chlubą nazkańskich wojowników, którzy nosili je przytroczone do pasa, ramion, ud lub też nawlekali na sznurek, który przywiązywali do specjalnej laski. Takie trofeum było powodem dumy i przypisywano mu nawet magiczną moc. Zatknięte na polu miało zapewnić urodzaj, a u progu domu – bezpieczeństwo i płodność. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent głów na ceramice Nazca należy do mężczyzn, a więc prawdopodobnie do nieprzyjaciół. W dolinach zachowały się także prawdziwe głowy ludzi złożonych na ofiarę. One również – z jednym wyjątkiem – są męskie. Na podstawie badań szwedzkiego uczonego Paula Rydena można opisać obróbkę i konserwację ludzkiej głowy. Przede wszystkim łowca musiał wybić w czole swojej ofiary niewielki otwór, usunąć miękkie części mózgu oraz tkanki mięśniowe. Na ich miejsce wpychał tkaninę. Następnie wyłupywał oczy i puste oczodoły wypełniał tamponami. Powieki przyszywał do twarzy. Zrolowanymi paskami płótna zatykał również dziurki od nosa. Wreszcie zamykał usta: wargi zszywał sznurkiem albo spinał kolcami kaktusa. Na koniec twarz zmarłego nacierał zieloną albo czerwoną farbą.


Proces preparowania głów prawdopodobnie kończył się nawleczeniem trofeum wojennego na sznurek, na którego końcu znajdowała się niewielka deszczułka. Właściciel trofeum wsuwał to drewienko w otwór w czole ofiary i obracał, żeby głowa nie spadła. Sznurek przywiązywał do laski będącej swego rodzaju świadectwem męstwa na polu chwały wojowników. Był to najczęściej stosowany sposób noszenia głów ofiar. Laskę ozdobioną takim trofeum można było wetknąć w ziemię przed domem albo umieścić w izbie, ustawić na polu, aby uzyskać obfite plony, można też było złożyć ją w świątyni.


Czaszki mają spłaszczony kształt... Deformowano je już w dzieciństwie..


  POCHÓWEK
Groby Indian Nazca zostały stopniowo odkrywane dopiero w XX wieku. Nad jednym z dopływów Río Grande de Nazca cmentarz stanowi część składową rozległego ośrodka religijnego; należy do niego przede wszystkim okrągła świątynia, w której wnętrzu znaleziono kości zwierząt (zapewne złożonych na ofiarę) i liczne monolity. W sąsiedztwie głównej świątyni miasta stały domy należące prawdopodobnie do kapłanów. William Duncan Strong odnalazł groby Nazca również w ich „stolicy” – w Cahuachí. Tutaj groby też połączone były z centrum kultu – główną piramidą. Wszyscy pochowani w nich związani są w taki sposób, by ciała znajdowały się w pozycji kucznej, i zwróceni twarzami na południe, ku piramidzie. W Nazca umieszczano czasami groby tuż pod powierzchnią ziemi, kiedy indziej zaś na głębokości czterech lub pięciu metrów. Miewają kształt butelki o dnie owalnym albo okrągłym.


Groby wybitniejszych członków społeczności Indian Nazca były budowane z wielką starannością, stropy podtrzymują w nich kłody z algarrobo albo innych drzew, ściany wykonywane są z wysuszonych na słońcu cegieł. Na ostatnią drogę dawano zmarłym przede wszystkim zakonserwowane głowy pokonanych wrogów, ale również żywność, nasiona (znalezione zostały na przykład nasiona komosy), a także broń, zwłaszcza miotacze oszczepów i słynne noże z półkolistym ostrzem, służące do oddzielania głów jeńców od tułowi.
Najczęstszą ozdobą grobów w Nazca jest wspaniała ceramika. Dostojni mieszkańcy Nazca chowani byli w płaszczach z przepięknych materiałów, zawsze skrępowani w pozycji kucznej i niemal zawsze zwróceni twarzami na południe. Głowy wielu z nich noszą ślady sztucznej deformacji czaszek.
Po wiekach groby uległy zapomnieniu, ale sucha pustynia zachowała mumie w doskonałym stanie. Jest to efekt naturalnej mumifikacji. Zmarłym usuwano tylko wnętrzności resztą zajmowała się przyroda..


Dziecięce mumie....  


Kultura Nazca przetrwała stosunkowo krótko na przestrzeni dziejów, zniknęła ponad 1000 lat temu.. Pozostawiła jednak po sobie wiele fascynujących przedmiotów, budowli i miejsc kultu. Ale to co do dzisiejszych czasów najbardziej intryguje rzesze odkrywców, historyków i archeologów to wiele zagadek i tajemnic związanych z kulturą, obyczajami i egzystencją ludu Nazca..


Dźwięk indiańskiej piszczałki i donośny odgłos grzechotki wyrywają mnie z zadumy i przywracają do teraźniejszości moje myśli błądzące pośród inkaskich praczasów.. Czas na spotkanie ceremonialne z Szamanem !!!.. Wychodzimy małą grupką z ciemnych pomieszczeń muzeum na zalany słońcem, niewielki placyk na tyłach domostwa szamana… Stajemy w kręgu i w skupieniu wysłuchujemy modlitwy szamana do jego bóstw czuwających nad nami.. Marcin tłumaczy poszczególne fragmenty modlitwy.. Tak faktycznie jej treść nie różni się zbytnio od treści naszych modlitw do Boga.. Prośba do inkaskiej bogini Matki Ziemi o żyzność pól, płodność i pozytywną energię na dalsze dni, to główne przesłanie modlitwy… Jej słowa powtarzamy za szamanem zgodnym chórem.. Inkaska bogini Matka Ziemia w języku indian Keczua nazywana jest Pachamama lub Mama Pacha. Zapewnia żyzność pól i płodność, wyobrażana pod postacią smoczycy, opiekunka siewu i żniw, odpowiedzialna za trzęsienia ziemi. Pachamama uznawana była za małżonkę boga stwórcy Pacha Kamaga, a w innej wersji mitu – boga słońca Inti. Za święte zwierzę bogini Pachamamy uznawano lamę. Podczas chrystianizacji Peru przez Hiszpanów, Pachamama identyfikowana była z Maryją.


Obrząd modlitwy i pojednania z Matką Ziemią trwa.. Drugi z szamanów, z innego indiańskiego plemienia towarzyszący w obrządku, podchodzi do każdego z osobna i w energiczny sposób odpędza złe duchy i choroby, machając zawzięcie wokół całego ciała pękiem piór kondora..


Teraz następuje kolejny element modlitwy.. Główny szaman podchodzi do każdego z nas i przy nieustającej modlitwie do Pachamamy kładzie na nasze dłonie po kilka zielonych liści koki.. Ceremoniał trwa.. Liście koki są poświeconym darem dla Matki Ziemi w podzięce za jej łaskę i pozytywną energię... Teraz każdy z nas wrzuca liście koki do ognia jako dar dla Pachamamy..


Na dany znak chwytamy się w kręgu za ręce.. Krąg się zamyka, symbolizując wspólnotę jaką tworzymy wraz z szamanem.. Kręcimy się w koło przy słowach modlitwy i dźwiękach piszczałki oraz odgłosach grzechotek....


Ten taneczny trans trwa parę minut… Kulminacją medytacji i modlitwy są wzajemnie uściski każdego z każdym, niosące wzajemną przyjaźń i pojednanie.. W wesołej i ciepłej atmosferze kończy się nasze wspólne spotkanie z kulturą i ceremonialnymi obrzędami w szamańskiej chacie…


Po takim spotkaniu naprawdę mam podładowane pozytywnie akumulatory.. Wymieniany z poznanymi szamanami przyjacielskie uwagi, rozmawiamy jeszcze przez kilka minut w bardzo wesołej i luźnej atmosferze lecz czas jechać dalej… Wspólna, radosna fotka z szamańskim duetem..


Serdeczne pożegnalne uściski i dużo, dużo wesołych chwil… Tak kończy się przygoda z Indiańskim Szamanem, jednak jak się później okaże, nie ostatnim w czasie mojej podróży..


Jest dokładnie południe, gdy wracamy z porannej wyprawy do naszego hoteliku w Nazca.. Mamy godzinkę czasu na odświeżenie, obiad i wymeldowanie się przed kolejnym etapem podróży.. Szybko konsumuję posiłek i korzystam jeszcze z kilkuminutowej kąpieli w chłodnej, orzeźwiającej wodzie basenowego hotelu… Taka kąpiel dobrze zrobi bo trasa przejazdu potrwa do późnego wieczora. Będzie dość nużąca i bez większych atrakcji… Z Nazca  mamy do pokonania odcinek o długości 565 km do Arequipy.. Co prawda będzie on prowadził w dalszym ciągu wygodną Autostradą Panamerykańską, jednak w większości suchymi, pustynnymi obszarami i południowymi, nadbrzeżnymi klifami Pacyfiku, których wysokości dochodzić będą do 400 metrów wysokości!!..


Nazca – Arequipa 565 km


Kolejny odcinek do pokonania.. Nabuzowani porannymi wrażeniami z lotu nad płaskowyżem Nazca i spotkania z szamanem, część naszej ekipy po smacznym obiedzie, w autokarze zapada w błogi i niczym nie zmącony sen… Ja z moim ADHD nie potrafię zasnąć.. Spoglądam na mijaną okolicę i od czasu do czasu zagłębiam się w ciekawą lekturę o Peru, zabraną ze sobą z Polski właśnie z myślą o dokształcaniu się w takich chwilach monotonnego przejazdu.. Panamericana biegnie teraz prosto jak strzała przez pustynne obszary Pampa de Poroma, zmierzając powolutku w kierunku nadbrzeża Pacyfiku..

Wokół tylko piach, suchy piach , suchy suchy piaaaach.. Od razu przypomina mi się piosenka Beaty Kozidrak i Bajmu…
Pustynia wciąga nas od głowy do pięt
Wypala oczy, suszy ciało i krew
I tylko tra, tra, tra, zgrzyta w zębach piach
Słońce opala brzuchy, wiatr tarmosi nasze ciuchy
Nie ma, nie ma wody na pustyni, a przed nami jeszcze drogi szmat
Czyja to jest kara, kogo wina, że czołgamy się już tyle lat ?...



Jedynymi pojazdami mijanymi po drodze są wielkie, kolorowe ciężarówki przemierzające te odludne, pustynne obszary..


Czas w jakim trwa nasza wyprawa to druga połowa kwietnia i początek maja.. Najbardziej optymalna pora na wędrówki po peruwiańskich rejonach… Koniec całkowity pory deszczowej i początek pory suchej.. Rzeki i strumienie spływające z Andów do Pacyfiku są jeszcze na tyle bogate w wodę, że doliny którymi płyną są jeszcze zielone i dające choć trochę kolorytu tej piaszczystej krainie… Stan poziomu wód spada jednak w okresie pory suchej w bardzo szybkim tempie.. Chociaż nizinę nadmorską przecina kilkadziesiąt rzek, tylko 10 z nich wpada do morza. Pozostałe są rzekami okresowymi lub giną w piaskach pustyni. Większa część rzek okresowych zniknie całkowicie na całe 10 miesięcy, natomiast te duże, zasilane wodą z andyjskich lodowców, zmienią się w wąskie, płytkie cieki przypominające raczej strumyczki a nie potężne rzeki.. Mijamy właśnie takie wysychające powoli koryta rzek Rio Acari i Rio Yauca, których zielone doliny wyglądają dość egzotycznie na tym ogromnym morzu bezkresnego piachu..


W pewnym momencie, spoglądając na nitkę Autostrady Panamericańskiej zauważam dziwne zjawisko… Nie wiadomo skąd pojawia się fala silnego wiatru, niosąc ze sobą ogromne ilości piaskowego pyłu, pokrywającego momentalnie asfaltową drogę.. Piach nie unosi się wyżej aniżeli pół metra nad powierzchnią gruntu.. W pewnych miejscach droga niknie pod jego warstwą..

Za kolejną, piaszczystą wydmą sprawa tego zjawiska powoli się wyjaśnia… Zbliżamy się do brzegów Oceanu Spokojnego, a co się z tym wiąże, obszar ten nawiedzany jest przez wiatr i niezwykłą mgłę.. Na większości obszaru Peru występuje klimat równikowy: wybitnie wilgotny w Amazonii i suchy górski w Andach, natomiast wzdłuż wybrzeża ciągnie się wąski pas nizinny i dominuje tutaj klimat zwrotnikowy suchy, na co wpływ ma zimny Prąd Peruwiański. Jest to teren o charakterze pustynnym i półpustynnym, o rocznych opadach zaledwie 20–50 mm. Niski pas wybrzeża umożliwia napływ niskich warstw powietrza znad Oceanu, zwiewając tym samym olbrzymie ilości piachu na Drogę Panamerykańską.. Poza tym, na wybrzeżu spotyka się charakterystyczną mgłę zwaną garua, której występowanie jest związane z Prądem Peruwiańskim.

Bliskość wybrzeża, ponad 2 godzinna, monotonna jazda i wybudzenie się większej części naszego towarzystwa, skłania całe nasze grono do rozprostowania kości, strzelenia „dyma” przez palaczy i sprawdzenia jaka jest temperatura wody w Pacyfiku.. Autokar przystaje na poboczu, a my dziarsko ruszamy przez piaszczyste wydmy ku spienionym, oceanicznym wodom..


Gacie w górę, „jaskółeczka” i ”głupia mina” do fotki, bez której żadne zdjęcie nie wychodzi dobrze jak mówi mój kolega Jerzy, zawodowy fotograf i facet znający się na rzeczy..


…i po tej ceremonii można już zamoczyć nogi w ziiiimnym, bbbrrrrr, bardzo ziiiimnym Pacyfiku.. Do kolan to pół biedy się zamoczyć, ale gdyby przyszło tak do pasa, to jak mówi mój przyjaciel – „Gdy zęby z zimna grają, jajka odpadają”…


Pacyfik to nie cieplutkie Morze Śródziemne czy gorące wody Morza Egejskiego. Plaże na południowym i zachodnim wybrzeżu Peru nie mają nic wspólnego z wylegiwaniem się na ciepłej Greckiej Riwierze, nad Chorwackim Adriatykiem czy włoskich zatoczkach Amalfii.. Tutaj woda jest naprawdę zimna zwłaszcza w okresie pory suchej czyli okresie zimowym.. Zimny prąd morski na Pacyfiku zwany Prądem Peruwiańskim płynie z południa na północ, wzdłuż zachodnich wybrzeży Ameryki Południowej. Temperatura wód powierzchniowych wynosi ok. 20°C w lecie (styczeń-marzec) i ok. 15°C w zimie (czerwiec-sierpień). Tak więc 15 stopniowa woda nie jest żadną frajdą i zaproszeniem do wakacyjnej kąpieli..


Jedynym plusem tego miejsca jest nocleg.. Tak, tak, nocleg.. Na całym świecie na wybrzeżach nadmorskich kurortów w czasie wakacji trzeba wybulić sporo kasy na zakwaterowanie i nocleg, a tutaj taki apartamencik jak na fotce poniżej, można sobie skołować za frico..


Darmocha, wygoda, dwie osoby pakują się bez problemu no i ta bliskość morza, szum fal nocą, podziwianie gwiaździstego, równikowego nieba przez dziury w trzcinowej macie, a przede wszystkim cisza, spokój brak tłumów na plaży.. Jedynie co trzeba mieć to gogle na oczy, nauszniki i długie majtasy, w żadnym razie stringi, bo sypie tu piachem tak niemiłosiernie, że wciska się on w każdą dziurkę..


Po 20 minutowym rozprostowaniu kości ruszamy dalej.. Autokar ponowie przemierza pustynne tereny peruwiańskiego wybrzeża..


Kolejne kilometry za nami i kolejna godzinka jazdy piaszczystym pustkowiem.. W pewnym momencie, jak bocian zwiastujący wiosnę, za kolejną wydmą ukazuje się nadmorska zatoka z oznakami cywilizacji.. O kurde!!!..Spotkamy ludzi!!


Zjeżdżamy w dół do zatoki, mijamy kilka domopodobnych budowli na obrzeżach wioski i wjeżdżamy do „centrum” niewielkiego, rybackiego osiedla o nazwie Chala, położonego nad samym brzegiem Pacyfiku..


Ta niewielka wioska rybacka położona jest na kilkudziesięciometrowym nadmorskim klifie, stromo opadającym ku powierzchni oceanu. Na pobliskim wzgórzu wznosi się widoczna z daleka latarnia morska.. W zatoce kołysze się na fali kilkanaście rybackich łodzi.. Za czasów inkaskich i kolonialnych Chala była ważnym portem miasta Cusco.. Co prawda plaża nie kusi kąpielą w morzu, jednak postój w tym miejscu podyktowany jest innym, ważnym powodem.. Na trasie od Nazca do Areguipy mało jest w miarę porządnych miejsc, gdzie można wejść bez obaw do publicznej, wiejskiej toalety, a sikać niestety każdy musi bo płynów pije się w czasie jazdy dość sporo.. Facet z tymi sprawami nie ma większych problemów, musi tylko uważać na wybrzeżu na wiejący wiatr od morza i ustawiać się zawsze z wiatrem czyli „frontem” ku Andom.. Gorzej z paniami, bo jak już wcześniej mówiłem, nawet wejście za wydmy w miejscach bezludnych powoduje spore komplikacje.. Wiatr jest tak dokuczliwy, że wciska się w każdą szparkę.. Tak więc nasz przewodnik i pilot Marcin ma już opanowane, gdzie czysto, spokojnie i higienicznie można po trasie załatwić potrzebę.. A przy okazji palacze mają kolejny przystanek na „dymka”…


Pięć minut i znowu wszyscy w autokarze.. Zdyscyplinowana grupa !!.. Jedziemy dalej.. Od tego momentu przez około 250 km Autostrada Panamerykańska będzie wiodła nieustannie wysokimi, nadbrzeżnymi klifami, mającymi w niektórych miejscach ponad 400 metrów wysokości… Za wioską rybacką Chala po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów, na nadmorskich plażach ukazują się niewielkie skupiska domków z trzcinowych mat.. Mieszkający w nich ludzie zajmują się wyławianiem z wód okolicznych zatoczek sporych ilości alg.. Algi te są potem składowane na przydomowych stosach i zabierane przez przyjeżdżające tutaj ciężarówki.. Surowiec z zachowaniem maksymalnego czasu 24 godzin od zbioru trafia do fabryki, w której zostaje oczyszczony z piasku, kamieni, muszli i wypłukany z soli morskiej. Następnie poddawany jest rozdrobnieniu i procesowi chemicznemu. Interes jest dość powszechny, bo widziałem sporo składowisk alg i kilka ciężarówek zbierających je od domu do domu.. Algi te są doskonałym składnikiem wykorzystywanym przez renomowane firmy kosmetyczne do różnego rodzaju kremów i odżywek..


Kolejne portowe miasteczko Atico..Tym razem dużo większe od poprzednich.. Znajduje się tutaj latarnia morska i małe lądowisko dla awionetek. W zatoce zakotwiczonych sporo jednostek rybackich włącznie z kilkoma dużymi, dalekomorskimi trawlerami-przetwórniami.  Płynący wzdłuż wybrzeży chłodny Prąd Peruwiański przynosi obfitość ryb morskich. Rybołówstwo jest ważną dziedziną peruwiańskiej gospodarki i źródłem dochodu narodowego. Na przybrzeżnych wysepkach eksploatuje się złoża guano.


Dzień powoli dobiega końca.. Słońce skrywa się za grzbietem klifu, rozświetlając czerwoną poświatą horyzont.. O tej porze roku w Peru słońce zachodzi dość szybko i od razu robi się ciemno..Czas zachodu słońca wacha się pomiędzy godziną 17.20 – 17.40.. Nie ma tutaj wieczornej szarówki.. Myk i nocka..


W miejscowości Camana autostrada Panamerykańska opuszcza nadmorskie klify peruwiańskiego wybrzeża i kieruje się w głąb lądu na zachód, w kierunku dużego miasta Arequipa – naszego dzisiejszego, końcowego przystanku i noclegu.... Zanim jednak tam dojedziemy zatrzymujemy się po drodze na ostatni postój.. Przy głównej drodze, na wysokim wzgórzu stoi niewielka, urokliwa kaplica pod opieką Najświętszej Marii Panny.. Jest to miejsce, gdzie wszyscy kierowcy peruwiańscy (i nie tylko) zatrzymują się, by prosić Maryję o szczęśliwą i bezpieczną jazdę..


Wchodzę do środka.. W niewielkiej salce kilka ławek, mnóstwo palących się świec.. Wokół na ścianach niezliczone wizerunki Jezusa i Najświętszej Maryji.. Jest też kilka podobizn naszego papieża, który w Peru jest postacią bardzo docenianą i znaną… Podczas kolejnych dni wyprawy będę miał tego widoczne dowody.. Nastrój tego miejsca i wieczorna pora, o której tutaj zawitałem, robią na mnie spore wrażenie.. Siadam na krótką modlitwę.. Kilka osób z naszej grupy zapala świece. Jest cicho i mistycznie.. Takie zakończenie dnia pełnego wrażeń, to naprawdę coś pięknego…


Po kilku minutach wychodzę na zewnątrz.. Na ciemnym, granatowym niebie jasna tarcza księżyca rozprasza mroki nocy, jak mała lampka zapalona wysoko ponad okolicznymi wzgórzami.. Na pobocze drogi zajeżdżają dwie ciężarówki, a kierowcy zmierzają ku kaplicy by prosić o spokojna jazdę.. Przychodzi całkowite odprężenie i uczucie błogiego zmęczenia.. Do hotelu już tylko 20 minut jazdy, ale myślę, że jak tylko usiądę w autokarze to od razu usnę.. Co przyniesie jutrzejszy dzień?.. Czy kraina Inków ponownie zaszokuje swymi zabytkami, tajemnicami i pięknymi widokami?.. Zapewne tak, ale o tym w kolejnej części fotoreportażu z peruwiańskich bezdroży..


KONIEC cz.II
C.D.N…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz