Zdjęcie:

czwartek, 12 kwietnia 2012

Bieszczady - Konie, konie, konie..cz.IV

"WIELKA WŁÓCZĘGA"
czyli
Z PLECAKIEM PO BIESZCZADACH



        cz.IV   
 "Chciałoby się pokowboić, a tu trzeba krowy doić..." - w siodle po bieszczadzkich połoninach...

Bieszczady to "końska kraina".. Ze swoimi wielkimi przestrzeniami i dziczejącymi polami nieistniejących wsi, nadają się doskonale do uprawiania konnej turystyki... Nie ma już stad baranów i nikt nie wypasa bydła na połoninach, jednak pozostały konie..... a zdarza się czasami,
 że dosiadają ich bieszczadzcy kowboje.. O koniach i takim właśnie kowbojskim fachu, zaraz coś opowiem...

   
W okolicach Przysłupu zdarza się, iż na spokojnie podróżujących pasażerów Bieszczadzkiej Kolejki, najeżdżają na koniach "wyjęci spod prawa" bieszczadzcy kowboje.. Ta dzika i okrutna banda pod rządami niejakiego Krzycha, rabuje, gwałci i wiesza na przydrożnych drzewach Kolejka Bieszczadzka, którą parę godzin wcześniej jechałem w kierunku Balnicy, niestety nie została napadnięta przez grasującą na koniach w okolicy Przysłupu "Bandę Krzycha".. Czyżby bieszczadzcy kowboje zmęczeni licznymi napadami byli aż tak "przepracowani"..?? ..


 
 Gdy przed porannym wyjazdem ciuchcią, czytałem ulotkę powieszoną przy stacji w Przysłupie, której treść brzmiała - : "Uwaga!!! Na terenie Bieszczadów, a szczególnie w okolicach Oberży Biesisko grasuje banda Krzycha. Szczególnie zagrożeni są pasażerowie kolejki bieszczadzkiej, gdyż to właśnie ją upodobała sobie ta wredna zgraja. Napadają, rabują, zastraszają, podobno nawet gwałcą, ale na to nie ma świadków - potencjalne ofiary zamiast do organów ścigania udają się do baru, by dzielnym bandytom postawić kolejkę. Na zrabowane przedmioty i kosztowności wystawiamy faktury VAT."- stojące obok mnie dwie starsze panie, głośno wyrażały swe ogromne zadowolenie z takowej treści komunikatu.. Dopiero po chwili z ich rozmowy wywnioskowałem, że zadowolenie swe okazywały oczywiście nie z faktu utraty drogocennych rzeczy, lecz z owych gwałtów na pasażerkach dokonywanych przez Bandę Krzycha.... Niestety banda nie pojawiła się, a powyższe panie zapewne zawiedzione takim obrotem sprawy, poszły szukać innych "bandytów" w bieszczadzkich knajpach.... Ja natomiast zamierzałem sprawdzić naocznie czy Krzycho ze swoją ekipą zaspał, czy też ma inne zajęcia.. Postanowiłem wybrać się w odwiedziny do Stadniny koni "Kulbaka" w Strzebowiskach, gdzie Krzycho ma swoje ranczo...

   Zanim jednak wsiądę na osiodłanego rumaka i pojadę w bieszczadzkie ostępy, muszę opowiedzieć jak zaczęła się moja znajomość ze stadem koni, które odwiedzałem gdy pasły się na wielkiej łące w pobliżu pensjonatu "Modryna"... Pastwiska rozciągały się aż pod ogrodzenie pensjonatu, zatem konie widywałem codziennie.. Zaraz po śniadaniu upychałem po kieszeniach kawałki chleba, jabłka, kostki cukru i leciałem przywitać się z "moim" zaprzyjaźnionym stadem..

         
Początkowo konie nie za bardzo były zainteresowane moją osobą .. Spokojnie skubały soczystą trawę i wymieniały się miedzy sobą czułościami..

          
Jednak po kolejnym spotkaniu i zachęceniu ich smakołykami nieufność zniknęła, a nasz dystans do siebie zmniejszył się praktycznie do zera... Zwyciężyła końska ciekawość i łakomstwo.. Po trzech dniach, nawet gdy pasły się daleko od ogradzającej taśmy, na mój widok i cichutkie gwizdniecie meldowały się w parę sekund, czekając na smakołyki...

                         
Jak zauważyłem po paru spotkaniach, szefem tej "końskiej paczki" był dostojny, smukły, koń o gniadym umaszczeniu.. Gniade konie pokrywa mieszanina brązowej i czarnej sierści. Grzywa, ogon i kończyny są czarne.. I taki właśnie był ten dumny gniadosz.. Stał zawsze na uboczu, spoglądał jak inne jedzą mi z ręki chleb czy jabłko, ale on nie podchodził... Podziwiałem go, a zarazem polubiłem... Dumny, niezależny, honorowy....prawdziwy przywódca.. Gdy ja podchodziłem i wyciągałem do niego dłoń, on odwracał tylko spokojnie głowę i patrzył w drugą stronę..

         
Jednak czas i moja spokojna postawa zrobiły swoje... Tak jak on mnie przypadł do gustu, tak po kilku spotkaniach i ja jemu przypadłem do gustu... Już nie unikał mnie wzrokiem, przychodził od razu aby się przywitać, a potem spoglądając mi w oczy spokojnie czekał, jaki to smaczny kąsek wyciągnę dla niego w kieszeni.. Przez kolejne dni spotykaliśmy się prawie codziennie.. Trzytygodniowa znajomość w czasie mojego pobytu w Bieszczadach zrodziła między nami nić przyjaźni.... Gdy w ostatnim dniu przed wyjazdem zaniosłem "mojemu" stadu duży koszyk pełen jabłek, bułek i marchewki, zjawiły się wszystkie bez wyjątku, a "mój" gniadosz wsuwając smakowitą marchewkę potrząsał głową, jakby na pożegnanie chciał podziękować i zaprosić mnie na kolejne wakacje w Bieszczadach..

              
Spójrz na to stworzenie przepiękne
Jak jego grzywa powiewa na wietrze
Oczy jego rozumne w dal patrzą
Słońce oświetla sylwetkę baczną
Wnet do biegu się zrywa
I z wiatrem ścigać zaczyna
Tętent kopyt niczym grzmot uderza
W melodię dynamiczną się zlewa
 Nic go zatrzymać nie zdoła
Nikt nie potrafi mu stawić czoła
On jak wicher zwinny na polu
Pędzi między częściami ciemnego boru
Wolność szczęściem jest jego
W świecie tym nie brak mu niczego
Tak trwa on w myślach wiecznych
W sile marzeń bezgranicznych

    
Takie było moje pierwsze spotkanie i późniejsza 3-tygodniowa znajomość z tymi pięknymi zwierzętami... Wróćmy jednak do kowbojskiego tematu i wizyty w stadninie, gdzie miałem poznać szefa kowbojskiej bandy oraz zaznać rozkoszy wyruszenia na koniu w bieszczadzkie ostępy.. Ale po kolei.. Gdy przyjechałem w Bieszczady do pensjonatu "Modryna", w czasie rozmowy z gospodarzami dowiedziałem się o pobliskiej stadninie koni "Kulbaka" w Strzebowiskach... Stadnina leży  dosłownie "za miedzą" od Przysłupu.. Polną ścieżką, którą potem niejednokrotnie wędrowałem, do zabudowań stadniny z mojego pensjonatu-bazy było zaledwie 600 metrów spaceru skrajem brzozowego lasu.. Postanowiłem zatem zjawić się któregoś dnia w stadninie "Kulbaka" w pobliskich Strzebiowiskach i pojechać konno na bieszczadzkie bezdroża, a przy okazji zobaczyć jak wygląda rancho osławionej Bandy Krzycha... Po przedpołudniowej wyprawie do Majdanu i Balnicy, gdzie mechaniczne konie bieszczadzkiej ciuchci wiozły mnie przez leśne ostępy, popołudniu miałem zamiar dosiąść prawdziwego, czworonożnego rumaka i ruszyć w plener... Pochłonąłem szybko obiad i pomaszerowałem polnym duktem biegnącym wzdłuż pastwiskowej łąki porośniętej wysoką trawą, skrajem zielonego, brzozowego lasu w kierunku Strzebowisk..

    
Parę zatem zdań o tej niewielkiej, uroczej i malowniczej bieszczadzkiej osadzie.. Strzebowiska, gdzie ma swoje rancho Banda Krzycha, to niewielka osada sąsiadująca "za miedzą" z Przysłupem, położona w pięknej dolinie nad potokiem Kalnica przy szosie Cisna-Wetlina. Osada liczy obecnie ok.50 mieszkańców. Po raz pierwszy Osada Strzebowiska wymieniona została w 1561 roku, jako posiadająca jeszcze wolniznę (prawo użytkowania ziemi dworskiej bez ponoszenia opłat). Jej pierwotna nazwa to"Zrubowiszcze"- wywodząca się z ukraińskiego słowa"zrubowaty" - zrębywać. Od końca XIX wieku do 1967 roku były to Strubowiska, które zmieniono na Strzebowiska, by brzmiało bardziej po polsku. W 1921 roku wieś liczyła 53 domy i 278 mieszkańców .. We wsi mieszkali Cyganie, Żydzi, Polacy oraz stanowiący większość Ukraińcy.. Była tu drewniana cerkiew z1843 r. Pierwszą cerkiew filialną p.w. Narodzenia NMP wybudowano tu około 1700 roku. Druga, p.w. św. Michała, również drewniana, na miejscu poprzedniej, stanęła tu w 1843 roku. Jej wnętrze pokryte było zrębowym sklepieniem. Świątynia ta uległa zniszczeniu po 1945 roku. We wsi był również młyn i karczma. W latach 1900-1904 przez wieś przeprowadzono tory pierwszej kolejki wąskotorowej z Majdanu przez Strubowiska do Kalnicy. Obecnie jedynym śladem po tej linii kolejowej jest leśna droga tzw."stokówka" w lasach na południu wsi. Po II wojnie światowej powstała nowa linia kolejki leśnej, przecinająca wieś w połowie długości….

     
Na początku 1945 r. w Strubowiskach kwaterowała kompania UPA pod dowództwem "Wesełego". 21 marca wieś zaatakowały dwa sowieckie bataliony NKWD i polscy milicjanci z Cisnej. Ukraińcy przez kilka godzin stawiali opór, by mieć czas na ewakuację dużej liczby chorych i rannych. W końcu uciekli do lasu. Zginęło15 upowców i 17 osób cywilnych.. Podczas walki niemal cała wieś spłonęła, zostało jedynie 3-5 domów. Według jednej z relacji spalili ją sowieci po ucieczce UPA. Po tym wydarzeniu pozostali przy życiu ludzie, budowali sobie ziemianki i szałasy, dopiero latem zaczęli odbudowywać domy. Większość mieszkańców Strubowisk wywieziono pod przymusem na Ukrainę w 1946 roku. W ramach akcji "Wisła" w dniach 28 kwietnia - 10 maja 1947 roku wysiedlono z osady kolejne 30 osób. Po wysiedleniu nikt tu nie pozostał. Dziś w Strzebowiskach stoi kilkadziesiąt domów, ale nie przetrwało żadne zabudowanie sprzed wojny. Obecni mieszkańcy przybyli w okresie powojennym z całej Polski: m.in. z Zakopanego, ze Śląska, z Wybrzeża, Rzeszowa i Warszawy. Z dawnych mieszkańców wysiedlonych na Ukrainę nikt nie powrócił..Jeszcze kilka lat temu na cmentarzu cerkiewnym znaleźć można było trzy żelazne krzyże wieńczące cerkiew. Dziś w miejscu cerkwi rośnie jedynie kępa świerków. Sam cmentarz położony jest na rozległym wzgórzu gęsto porośniętym drzewami. Nie zachowały tu się żadne kamienne nagrobki. Wędrując po strzebowickim cmentarzu zauważyć można jedynie kilka mogił ziemnych zarośniętych mchem i trawą. W 2008 roku mieszkańcy Ukrainy postawili na cerkwisku kilkumetrowy krzyż upamiętniający byłych mieszkańców. Ktoś zawsze pamięta o opuszczonym cmentarzu wokół cerkwi i również tam często palą się znicze..

    
Po paru minutach marszu wyszedłem na wąską drogę biegnącą przez środek wsi Strzebowiska, nieopodal zabudowań stadniny "Kulbaka".. Naprzeciw starego cerkwiska przy drodze głównej, stoi murowana pobielona kapliczka z wnęką, w której znajduje się figurka Matki Boskiej. Zbudowana ok.1920 roku, ufundowana przez mieszkańca wsi Wasyla Podolaka. Postawiono ją w półkolu starych lip, w miejscu gdzie w XIX wieku stał drewniany krzyż. Dawni mieszkańcy Strzebowisk, odwiedzający wieś co rok podczas Łemkowskiej Watry, pod przydrożną kapliczką zapalają znicze… 

   
  Z tyłu za starymi lipami okalającymi kapliczkę, wyłonił się budynek pensjonatu "Kulbaka" leżący na terenie stadniny, cel mojej popołudniowej wędrówki..

   
Poprzedniego dnia telefonowałem do pensjonatu "Kulbaka" i umówiłem się z panem Krzysztofem na konną przejażdżkę.. Na popołudniowy rekonesans po okolicznych, bieszczadzkich lasach i łąkach, miała wyjechać konno kilkuosobowa grupka... Gdy wchodziłem na teren stadniny, przed stajniami krzątało się już parę osób...

    
Po wejściu na teren stadniny, po lewej stronie żwirowej alejki minąłem posesję gospodarzy... Przytulny, parterowy dom z poddaszem i boczną werandą porośniętą dzikim winem.... I tutaj muszę powiedzieć kilka zdań o tym magicznym miejscu.. Posiadłość oraz tereny stadniny leżą na terenie wsi Strzebowiska.. Podchodząc kawałek pod górkę powyżej pensjonatu, z rozległych, zielonych łąk rozciąga się jedyny w swoim rodzaju widok na całe pasmo połonin z królową Tarnicą w tle. Do najbliższego szlaku turystycznego prowadzi ścieżka spod pensjonatu, a do szlaków Parku Narodowego jest zaledwie 3 km. Tę malutką, bieszczadzką wieś coraz częściej na miejsce urlopowego azylu wybiera klientela, która szuka spokoju i relaksu w klimacie wiejskiej sielanki.. 

   
Na terenie posiadłości pani Marty i Krzysztofa jest kilka budynków... Ich dumą poza mieszkalnym domem były oczywiście stajnie i ukochane konie.. Jednak w 2009 roku zapadła decyzja o wybudowaniu pensjonatu dla przyjezdnych gości.. Tak pisze pani Marta o tych początkach budowy na stronie internetowej "Kulbaki" - "...rok 2009 - Decyzja podjęta , koniec próżniaczego życia , bierzemy się za robienie kasy ;)...Wybudujemy pensjonat, tutaj za kapliczką , taki w stylu starej polskiej willi, z dachówką na dachu a w środku dużo drewna i kamienia, z tarasem z którego widać stajnie a rżenie koni będzie budzić gości. Słowo się rzekło.
Papierologia za nami i z radością powitaliśmy pierwsze ciężarówy z betonem...Fundamenty się lały a my pękaliśmy z dumy i radości." I tak wkrótce niedaleko od ich domu i gospodarczych budynków stajni, wyrósł piękny stylowy pensjonat "Kulbaka", który oferuje 17 miejsc noclegowych w 6 pięknych 2,3,4 osobowych pokojach... Dodatkową bazą noclegowo-wypoczynkową na terenie gospodarstwa jest jeszcze Koliba - to drewniana chatka przeznaczona w całości pod wynajem dla max 7 osób. Domek wyposażony jest w : 3 sypialnie (dwie sypialnie mają łóżka podwójne / małżeńskie a jedna dwa łóżka pojedyńcze), łazienkę, całkiem spory aneks kuchenny, salonik z kominkiem oraz zadaszony taras. Jedna z sypialni na poddaszu posiada niewielki taras. Teren dookoła domku jest ogrodzony i tylko dla mieszkańców Koliby. Jest możliwość wykupienia posiłków w sąsiadującej "Kulbace". I jeszcze jedno lokum na terenie pensjonatu.. W części gospodarskiej opodal stajni, zbudowana została drewniana chatynka "Biesiadówka", z wielkim otwartym kominkiem, który nadaje się do pieczenia kiełbasek czy grillowania.. Jest tam również mini aneks kuchenny . Biesiadówka to idealne miejsce do wieczornych spotkań i rozmów o koniach i górach.. To tyle ogólnie o tym pięknym i zacisznym zakątku.. Teraz czas na zapoznanie się z rumakami tejże stadniny i oczywiście gospodarzem, a zarazem szefem wspomnianej bandy grasującej w okolicy - Krzychem....

   
A oto czworonożni mieszkańcy stadniny "Kulbaka" w Strzebowiskach..


   Gospodarstwo jest niewielką kameralna stadniną. Życie toczy się wokół koni, one wyznaczają rytm dnia i są jego ważną częścią . Ludzie którzy tutaj pracują, to osoby z uprawnieniami instruktorskimi i przodownickimi, stajnia posiada tytuł : Ośrodek Górskiej Turystyki Jeździeckiej i jest afiliowana przez PTTK. Konie jako te urodzone tutaj, świetnie dostosowały się do poruszania w górskim trenie. Stadnina oferuje zarówno krótkie 2 godzinne spacery na koniach dla początkujących, trochę dłuższe 4-5 godzinne wycieczki dla bardziej zaawansowanych jeźdźców oraz jedno i kilku dniowe rajdy dla tych, którzy czują kowbojską "żyłkę", wymagające dobrych umiejętności jeździeckich, wiedzy na temat opieki nad "własnym" koniem oraz wytrzymałości fizycznej . Idę pooglądać stajnie, konie i poszukać gospodarza......

         
Nasza umówiona grupka jeźdźców powoli przybywała do Kulbaki na popołudniową jazdę, a ja tymczasem znalazłem Krzycha, pogadałem z nim chwilkę i poszedłem zapoznać się z przydzielonym mi koniem...

      
Jak przystało na statecznego faceta w dojrzałym wieku, dostałem statecznego i dojrzałego rumaka... Moim czworonożnym przyjacielem na to ciepłe, lipcowe popołudnie został nie kto inny tylko "Zagon"... Doświadczony, spokojny i doskonale ułożony koń o gniadym umaszczeniu... Zagon został szybko osiodłany, a ja zająłem się drapaniem go po czole i za uchem.. Zagon do tego stopnia lubi takie pieszczoty, że autentycznie zasypia na stojąco....

      
Kilku jeźdźców i tyleż samo kibiców.... Na teren stadniny zjechało się sporo rodziców, którzy dowieźli swoje pociechy na popołudniową, konną przejażdżkę...

      
Pogoda lekko pod chmurką, ale jest ciepło... Zapowiada się fajna przejażdżka.. W ekipie 3 osoby dorosłe, reszta młodzież... Krzycho przed samym wyruszeniem ustawia kolumnę. Podchodzi do mnie i ustalamy szczegóły. Ja razem z moim Zagonem dostajemy specyficzne zadanie... - Mamy zamykać z tyłu całą kawalkadę i zbierać trupy..... Komenda przyjęta !!!

      
Wszyscy w siodłach, hasło - Ruszamyyyy.. Jeden za drugim, nasza grupka wyjeżdża z terenu stadniny na bieszczadzkie rewiry...

         
  Mam szałas na połoninie,
Piękniejszy niż w mieście dom.
Już mówią o tym w Wetlinie,
I dziwią się ho, ho, ho.
Mam konia z grzywą rozwianą,
Z podkowy błysnęła skra.
Gdy wiosną pachnie mu siano,
Wesoło rży ha, ha, ha.
   Krzycho na czele kawalkady prowadzi nas przez łąki, las i duże kwieciste polany.. Robi się coraz cieplej.. Ściągamy kurtki, bluzy.. Słoneczko wychodzi zza chmur..Jest pięknie...

      
Lipcowe, słoneczne popołudnie dopełnia całości tego pięknego dnia, pełnego emocji i wielu wrażeń... Przemierzamy pachnące łąki Wetlińsko-Ciśniańskiego Parku Krajobrazowego, porośnięte wysoką trawą.... Mój Zagon skuszony ich zapachem co jakiś czas przystaje na chwilkę, by skubnąć ziołowe przysmaki..

      
Ukwieconymi łąkami ciągnącymi się na zboczach masywu Jasła, zjeżdżamy powoli w dolinę ku zabudowaniom wsi Strzebowiska... 

   
Po paru godzinach docieramy z powrotem do stadniny "Kulbaka".. Żegnam się serdecznie z Krzychem dziękując za wspaniały, konny spacer.. Długo głaszczę i drapię za uchem mojego czworonożnego kompana Zagona i już wiem.......

   
.....wiem że wrócę tu na pewno za jakiś czas, że znowu dosiądę konia z "Kulbaki" i ..wyruszę na bieszczadzkie połoniny....
gdzie łąk zielone dywany
wspominają wciąż lato.
Trawy wiatr kładzie nisko,
w pas kłaniając się kwiatom.
Połoniny bieszczadzkie
nieba prawie sięgają.
A nagość górskich grani
czarne lasy skrywają.

    
Słońce nad stadniną,
w końską grzywę chowa twarz,
wstęgą nad łąkami
jeszcze się unosi mgła...
Stoją napięte
jak strzała gdy drży,
nim cięciwy świst
znów do lotu ją poderwie.
Konie, dumne konie,
zasłuchane w szumy traw,
lekkie i swobodne,
jak na czystym niebie ptak.
Kiedy tak patrzę,
do biegu się rwą
chciałbym uciec stąd,
chciałbym gnać za swą tęsknotą...

Tam, gdzie lśni horyzont,
drga niebieską linią
wprost w otwarte wrota chmur,
siwych chmur,
tam, gdzie w kuźni słońca
dzień powstaje nowy,
gdzie wytycza drogi
rytm - serca rytm.
Konie, dumne konie
w blasku wstającego dnia,
czułe i szalone,
czemu was uwielbiam tak?
Nieraz poniosą,
poniosą jak wiatr,
czasem bywa tak,
jak z dziewczyną...
                                                                  Krzysztof Dzikowski
   
KONIEC cz.IV.
C.D.N...


1 komentarz: