Zdjęcie:

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Lubań cz.II

GORCE
LUBAŃ
CZ. II

 
Gdy dotarłem na szczyt Lubania pod tablicę informacyjną oznajmiającą, iż nie pomyliłem drogi i jestem na jego kulminacji, na wysokości 1225 m n.p.m., poczytałem troszkę informacji o tym ciekawym miejscu i ruszyłem szeroką, wydeptaną ścieżką, biegnącą pośród krzewów leśnych malin, w kierunku bazy namiotowej. Po przejściu niespełna 20 metrów, przed moimi oczami ukazała się piękna, duża polana z kolorowymi namiotami i centralnym drewnianym szałasem Studenckiej Bazy Namiotowej Lubań... Właśnie pomiędzy owymi dwoma wierzchołkami Lubania, z których niższy, wschodni, nazywany jest Średnim Groniem, rozpościera się polana Wierch Lubania, miejsce bazy namiotowej i dogodny punkt widokowy na Tatry, Pieniny i Beskidy...


   Wierch Lubania- to polana położona jest na wysokości około 1200 m n.p.m. pomiędzy dwoma wierzchołkami Lubania (1211 m i 1225 m), na dość sporym, płaskim terenie. Dawniej był na niej staw, jeszcze w latach 70. Po większych ulewach tworzył się okresowy zbiornik wodny. Dawniej także polana była wypasana, teraz działa tutaj Studencka Baza Namiotowa.


   Baza ta działa na polanie od lat 60. XX w. i jest jedną z najstarszych namiotowych baz studenckich. Czynna jest w miesiącach wakacyjnych, przeważnie od 26 czerwca do 30 sierpnia przez cały zaś rok można skorzystać w razie potrzeby ze schronienia z należącej do bazy wiaty. Początkowo należała do BPiT"Almatur" z Krakowa, obecnie do krakowskiego Oddziału Akademickiego PTTK. Dysponuje 56 miejscami noclegowymi w 2–4 osobowych namiotach, wypożycza także koce i śpiwory. Wodę należy czerpać z położonego poniżej na zboczu niewielkiego źródełka które parę minut wcześniej odwiedziłem..


   Baza, położona w południowej części hali, nieopodal ruin starego schroniska, składa się z ustawionych "pod sznurek" szpalerów namiotów, dwóch taganów: służbowego i świetlicy, zbudowanej na stałe drewnianej wiaty, zadaszającej kuchnię oraz stołów z ławkami na wolnym powietrzu. Całość otoczona jest starannie zbudowanym ogrodzeniem, a nad wszystkim unosi się atmosfera porządku i dyscypliny. Można tu zanocować w namiocie na gąbkowym materacu lub rozbić własny namiot (jeśli miało się siłę go tu wnieść ) i korzystać z dobrodziejstw bazy.


  Ma ona bogatą jak na te warunki ofertę żywieniową, w skład której wchodzi nie tylko herbata i kawa, ale czasami również rarytasy ciepłej kuchni. Problemy są natomiast z wodą, którą dla celów spożywczych przynosi się na nosidłach w kanistrach, z położonego nisko na południowym stoku, wspomnianego, mało wydajnego źródełka. Jeśli ktoś zatem chce się umyć, musi się pofatygować do źródełka - wody na ten cel w kuchni się niedostanie.
Bazę od zawsze prowadzili ją przewodnicy z Krakowskiego Studenckiego Koła Przewodników Górskich.. Przez 27 lat w sezonach wakacyjnych, szefem i energicznym gospodarzem bazy był Leszek Ogórek. Ostatni raz szefował on w bazie namiotowej w 2007 roku.. Obecnie bazą nadal zarządzają studenci SKPG... Dawniej latem zjeżdżali się tutaj uczestnicy obozów naukowych (m.in. Uniwersytetu Mikołaja Kopernika z Torunia) prowadząc obserwacje astronomiczne.


     Choć Lubań geograficznie należy do Gorców to etnograficznie jego południowe stoki należą do Pienin.- do dziś można tutaj spotkać chaty Górali Pienińskich jak również skarby pienińskich rozbójników. Sam Józef Baczyński chował skarby w Zbójeckich Dziurach- jaskiniach znajdujących się przy czerwonym szlaku niedaleko szczytu Lubania, dziś zawalonych kamieniami i drewnem i lepiej tam skarbów nie szukać. Według ludowych podań Lubań to miejsce przeklęte i magiczne zarazem. Miejscowi czarownicy toczyli tutaj między sobą spory. Po wypowiedzeniu przez jednego z baców-czarowników straszliwego przekleństwa całe stado owiec wraz z juhasami zapadło się pod ziemię. Podobno w dniu św.Jakuba (25 lipca) z tego miejsca wydobywają się spod ziemi okrzyki juhasów i dzwonki owiec. Ja też usłyszałem nagle dzwoneczek ale z mojego telefonu komórkowego. Ułożyłem się wygodnie w słoneczku na ławce pod bazą i czekałem na zamówioną u studentów, dużą, sypaną, fusiastą kawę sporządzaną na źródlanej wodzie w półlitrowym metalowym garnuszku... Sama radość i taka kawa najlepiej smakuje


  To teraz jeszcze troszkę historii o wspomnianych wcześniej spalonych schroniskach i klątwie ciążącej na Lubaniu...
 Lubań (1211mnpm), to góra niezwykła. Legenda i historia. Jest to jeden z nielicznych szczytów, skąd rozpościera się najpiękniejszy widok na całe Podtatrze, Babią Górę, Tatry, Pieniny i Zalew Czorsztyński. Góra ta ma niezwykłą historię. Na jej halach i polanach w przeszłości pasterze wypasali kierdle owiec oraz bydło. Tu szukali schronienia zbójnicy.Tędy maszerował Kostka Napierski by zdobyć zamek Czorsztyński, a legendarny “Ogień”(Józef Kuraś) stąd w czasie wojny robił wypady do pobliskich wsi. Tu też mieli ważną bazę i schronienie partyzanci. Nic więc dziwnego, że to niezwykłe, a dla niektórych magiczne miejsce przyciągało ludzi i koncentrowało wiele wydarzeń. Już od 1860 kuracjusze ze Szczawnicy wyjeżdżali chłopskimi furkami pod szczyt Lubania, by podziwiać bajkowe wschody słońca. Niekiedy musieli się ukrywać przed deszczem w pasterskich kolibach. W1912 wyznakowano pierwszy szlak turystyczny z Krościenka. Dla nich to więc w 1934r. wzniesiono schron, który Tatrzańskie Towarzystwo Narciarzy z Krakowa rozbudowało na potężne schronisko. Funkcjonowało ono zaledwie5 lat, od 1939 do 1944 roku. Przez ten krótki jednak okres czasu odegrało niezwykłą rolę nie tylko turystyczną, ale kulturalną, a nade wszystko patriotyczną. Tu, w okresie wojny wychodzili młodzi i starsi z okolicznych wsi Podhala, by się wzajemnie spotkać, porozmawiać, pośpiewać, a nawet potańczyć. Tutaj też, z posługą duszpasterską przybywał w czasie wojny ks. Wojciech Zygmunt - administrator Szczawnicy. Gospodarzami schroniska byli: Ernest i Helena Durkalcowie.  
 25września 1944 r., stróż schroniska, podhalański owczarek“Aza”, szczekaniem obwieścił grożące niebezpieczeństwo. Do bazy od strony Czorsztyna podeszli ukradkiem Niemcy i zaatakowali ją. Znajdowało się w niej wtedy 15 osób. Kilku udało się uciec, ale dwóch partyzantów:Aleksandra Krzystyniaka (ps. Szarotka) z Nowego Targu, i Ignacego Gorczowskiego (ps. Brzoza) ze Szczawnicy, hitlerowcy nieopodal zastrzelili. Miejsce to upamiętnia do dziś postawiony tam krzyż. Dwa dni później odbył się ich pogrzeb na cmentarzu w Ochotnicy Dolnej. Pod koniec uroczystości pogrzebowych, które prowadziło kilku kapłanów, w czasie oddawania salwy honorowej przez partyzantów, został w tajemniczy sposób śmiertelnie postrzelony ks. Jan Chojnacki, 36-letni kapłan, proboszcz parafii Długoszyje na Wołyniu, który ukrywał się w Ochotnicy. Efektem napadu na to schronisko było wywiezienie przez Niemców jego gospodarzy do obozów koncentracyjnych: Ernesta do Oświęcimia, Gross Rossen, Flossenburga, a Helenę do Ravensbruck i Buchenvaldu. Tragicznym epilogiem wydarzeń z1944r. było spalenie schroniska. Po latach PTTK chciało nawiązać łączność z przeszłością i wybudowało poniżej poprzedniego nowe, ale i ono potem spłonęło.


  Poniżej polany, na południowym stoku zobaczyć można wychodnię piaskowców magurskich z ambonką skalną, zwaną Samorodami.

   
Na ich skraju, powyżej podszczytowej polany znajdują się resztki ruin starego schroniska.
W 65 rocznicę wybudowania i 60 spalenia,  schroniska na Lubaniu a miało to miejsce 2.10.2004 r. o godz. 13.00. z inspiracji proboszcza z Ochotnicy Dolnej oraz dzięki zaangażowaniu dyrektora Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej z Krakowa Jerzego Kapłona, odkryto zarośnięte chwastami ruiny schroniska, na ścianie których umieszczono tablicę z napisem: “Dla upamiętnienia karpackich schronisk górskich zniszczonych, a także utraconych na Kresach Wschodnich, ich gospodarzy  i turystów. W Roku Schronisk Górskich PTTK. Lubań  2.10.2004”. Takich utraconych i zniszczonych schronisk jest ponad trzydzieści... Uroczystości towarzyszyła piękna, jesienna pogoda i bardzo miła atmosfera. Zwracając się w czasie Mszy do zgromadzonych miłośników gór ochotnicki proboszcz mówił: “Te ruiny spalonego schroniska na Lubaniu i pobłogosławiona dziś tablica niech upamiętniają także inne schroniska, które kiedyś istniały, a których dzisiaj już nie ma. Ktoś by powiedział, że te ruiny nic nie mówią? A przecież one mówią bardzo wiele. One są wymownym świadkiem wojennych wydarzeń. One są dokumentem. Tutaj, na Lubaniu, można się uczyć nie tylko turystyki i geografii, ale również historii wiary i patriotyzmu.” .. Pod koniec Mszy, Dyrektor Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej powiedział: “Schronisko to nasz dom w górach. Na kresach wschodnich istniało wiele takich obiektów. Były one budowane wysiłkiem wielu ludzi przy wsparciu finansowym państwa. Był to dowód patriotyzmu członków Towarzystwa Tatrzańskiego, czy innych stowarzyszeń. To nie może pójść w zapomnienie. Nowe pokolenie, musi sobie zdawać sprawę, że to jest nasza historia, historia turystyki, ale także historia Polski.”


   Wypiłem aromatyczną kawę zamówioną u studentów, pozostawiłem pod ich opieką plecak, zabrałem aparat foto i pomaszerowałem z bazy namiotowej przez skoszoną łąką około 200 metrów pod górę, na wyższy wierzchołek Lubania...


   Gdy znalazłem się na samym szczycie na wysokości 1225 m n.p.m., ujrzałem metalowy krzyż na kamiennej podstawie a w tle, znikające za lekką mgiełką ciągnącą się od południa, pasmo Tatr..
Zalew Czorsztyński nadal lśnił w słońcu lecz Tatry choć dzień był słoneczny i wręcz upalny, zasnuły się welonem mgły i chmur...


 Na szczycie jak wspomniałem stoi żelazny krzyż... A oto pokrótce historia jego powstania..
Przez Lubań prowadzą jedne z najstarszych w Gorcach oznakowane szlaki turystyczne. Lubił tę górę jako kapłan, biskup i kardynał ks. Karol Wojtyła. Gdy w nawale zajęć naukowych i duszpasterskich nie miał czasu na dłuższy wypoczynek i spływ kajakowy, udawał się zazwyczaj na krótko w Beskid Wyspowy lub Gorce, by tam w kontakcie z przyrodą uwielbiać Boga i nabierać sił do dalszej pracy. Wiadomo, że  w 1954 r. ks. Karol Wojtyła przechodził kilkakrotnie przez Gorce. Kalendarium Jego życia odnotowuje, że w dniach 10 do 14 sierpnia był obecny w kilkunastoosobowej grupie turystów wędrujących z Rabki do Krynicy przez Turbacz i Lubań. 12 września tego roku szedł z prof. Stefanem Świeżawskim i jego żoną z Turbacza na Lubań, W styczniu następnego roku, w czasie przerwy semestralnej, był na nartach z grupą młodzieży w Ochotnicy Górnej. Wybrali się tez na nartach na Lubań. Oprócz wspomnianych już wędrówek, Ojciec św. był w Gorcach  i na Lubaniu jeszcze więcej razy. Nic wiec dziwnego, że w czasie audiencji 13 grudnia 2001 r. Ojciec święty powiedział do proboszcza gorczańskiej wsi Ochotnica Dolna: “Ja tam u was byłem”, a 12 grudnia 2003r.: “Gorce bardzo kochałem, a na Lubaniu wiele razy byłem”. Zapewne, wielką radością serca Ojca św. był  przelot helikopterem ponad Gorce i Pieniny, w czasie pielgrzymki do Polski i pobyt na Podhalu w 1997r.
W roku 2004 przypadła 50 rocznica pierwszych wędrówek i pobytu na Lubaniu Ojca św. Jest to liczba symboliczna, obejmująca także inne wycieczki. W tym też roku przypadła 65 rocznica wzniesienia tam schroniska i 60 jego spalenia. By czas nie zaćmił tych faktów i nie odeszły w niepamięć należało przypomnieć o tych wydarzeniach. Pod koniec lipca tegoż roku, odbyło się w tej sprawie na szczycie Lubania, robocze spotkanie zainteresowanych instytucji oraz osób....


 W Zakopanem zaś został wykuty w metalu  papieski krzyż, a firma kamieniarska “Wolski” z Mizernej wykonała marmurową tablicę ze wspomnianymi słowami Ojca św. Krzyż ten i tablicę umieszczono na szczycie Lubania 14 sierpnia 2004 roku.
Na przedniej tablicy widnieje wyryte w granicie serdeczne wyznanie Ojca św. ”Gorce bardzo kochałem, a na Lubaniu wiele razy byłem”.


   Czas było żegnać się z Lubaniem, z jego legendami  i wspaniałymi panoramami roztaczającymi się z jego wierzchołka... Jeszcze raz zabrzmiały mi w uszach te strofy o Lubaniu..
“Lubaniu ,Lubaniu, widzis Tater ryny,
Łobeźryś sie w lewo, widzis i Pieniny.
 Lubaniu, Lubaniu, smutna twoja mina,
Łobeźryś sie w prawo, króla Gorców ni ma.
 Lubaniu, Lubaniu, ty wysoki graniu,
Zagonioj dziewcyno łowiecki ku niemu.
 Lubaniu, Lubaniu, ty wysoki scycie,
Dyć jo pod Lubaniem skłońce swoje zycie
...tak brzmi jedna z pasterskich przyśpiewek tamtejszych górali...


 Zszedłem do bazy namiotowej malowniczo rozłożonej na podszczytowej polanie, zabrałem pozostawiony tam plecak, pożegnałem się ze studentami którzy rąbali drewno na wieczorne ognisko i pomaszerowałem szlak turystyczny niebieski niebieskim szlakiem w dół do Kluszkowców...


  Szybko pokonałem strome zejście z wierzchołka na polane Wyrobki, skręciłem w prawo i zagłębiłem się w świerkowo-bukowy las...


   Tym razem nie zatrzymując się nigdzie, po niespełna półtorej godzinie marszu wyszedłem z lasu na wielką łąkę opadającą w dół ku przełęczy Drzyślawa u podnóży Wdżaru, na której znajdowało się odwiedzane przez mnie wcześniej ZOO, hodowla strusi i karczma Strusia Koliba..


Po lewej stronie malowniczo oświetlone popołudniowym słońcem ukazywało się pasmo Pienin...


Na wprost zaś przede mną wznosił się stożkowaty wulkaniczny wierzchołek Wdżaru... Tatry tym razem skrywały się za warstwą popołudniowej mgiełki..

   
Zatrzymałem się na parę chwil i usiadłem na zielonej rozległej łące ... Pogoda była piękna, czas miałem bardzo dobry, dochodziła godzina 14.30, więc luzik...


Zielona łąka obfitowała w wiele kolorowych kwiatów.. Można było na niej spotkać w zasięgu ręki wysokie, brunatne łodygi porośnięte piętrami fioletowych dzwoneczków. Owa roślina porastająca suche łąki o łodydze dochodzącej do 60 cm zwana jest Dzwonkiem Skupionym

      
...... jednak typowo górski klimat nadawały tej łące rozłożyste w trawie, ogromne Dziewięćsiły bezłodygowe.. Występują one na suchych murawach i obrzeżach lasów na terenach górzystych do 2800 m n.p.m., często na wzgórzach wapiennych. Dzisiaj ten piękny kwiat jest pod ścisłą ochroną. Dawniej zbierany był masowo do celów dekoracyjnych. Obecnie jest zagrożony przez działalność gospodarczą oraz zarastaniem przez wyższą roślinność wskutek zaprzestania użytkowania śródleśnych polan. Dziewięćsił we wzornictwie jest klasycznym motywem sztuki podhalańskiej..


Posiedziałem około kwadransa zapominając o realiach codziennego życia lecz trzeba było zbierać się w stronę parkingu... Ruszyłem ku przełęczy.. Polna dróżka biegnąca w dół pośród wysokich traw rozwidlała się na dwie odnogi.. Jedna schodziła na siodło przełęczy Drzyślawa pod mini ZOO i karczmę Strusią Kolbę (tą właśnie scieżką wchodzilem w godzinach przedpołudniowych na Lubań), druga odnoga polnej dróżki skręcała szerokim łukiem w prawo na południowy zachód, kierując się w stronę Kluszkowców i parkingu na ktorym pozostawiłem samochód, omijała wzniesienie Wdżaru.. Skręciłem w prawą odnogę polnych ścieżek i pomaszerowałem w dół omijając wzgórze Wdżaru szerokim łukiem..


Przemaszerowałem rozległą polaną u północnych podnóży Wdżaru.. Na zielonej łące pasł się dorodny kasztanek a w oddali po zboczu wędrowało spore stadko owiec skubiąc trawę i dając o sobie znać donośnym zbyrkaniem pasterskich dzwoneczków...

 
  Schodziłem trawersem północnego zbocza Wdżaru, narciarską trasą, na dół do parkingu... Jeszcze przez moment ukazała się panorama położonych w dolinie Kluszkowców i zalewu Czorsztyńskiego dalsze jednak widoki zakrywała mgła i nadciągające z południa białe chmurki... Meteorolodzy mieli rację... Po kilku upalnych dniach zapowiadano nadciągający front z opadami i burzami... Ale to normalna kolej rzeczy  -- jak w słowach piosenki Budki Suflera - "Bo po nocy przychodzi dzień a po burzy spokój, nagle ptaki budzą mnie, tłukąc się do okien...." Wiedziałem że jeśli nadejdą deszczowe dni to i tak po nich zaświeci słoneczko a ja wyruszę na kolejną piękna wędrówkę..

 
Dochodziła godzina15-ta gdy dotarłem na parking u podnóża Wdżaru gdzie pozostawiłem samochód wyruszając rankiem  na Lubań... Podsumowując - wspaniała wędrówka obfitująca w piękne widoki i ciekawe miejsca. Naprawdę warto to zobaczyć... W sumie jak zwykle na wielkim luzie - bo w górach nie ma się gdzie spieszyć - trasa o długości około 12 km, pokonana z wielkim zapasem na postoje, fotki i inne atrakcje, w ciągu 5 godzin czyli tak jak planowałem.... Warto wejść na te turystyczne ścieżki, zamyślić się nad sobą, coś zobaczyć, czegoś się nauczyć by potem tak jak nasz wielki pielgrzym i turysta, papież Jan Paweł II powiedzieć " Byłem w pięknych Gorcach i je pokochałem"

 
Wyszedłem w Gorce rano... W dole wsi Podhala
toną we mgle srebrzystej, spienionej jak morze,
na szczytach zaś już słońce promieniste gorze
i blaski na powierzchni białych mgieł rozpala. 
                                                                  Z. LUBERTOWICZ

Koniec części II
GORCE – Sierpień 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz