Zdjęcie:

niedziela, 25 października 2015

  

 


CZ.XVI
Zatoka HA LONG
Przyrodniczy cud świata..
Kolejny dzień wędrówki po Wietnamie.. Wczoraj w godzinach popołudniowych opuszczając malowniczy Sajgon, pokonaliśmy kilka tysięcy kilometrów lokalnymi liniami lotniczymi z południowego wybrzeża w północne rejony Wietnamu. Parę minut po godzinie 21 dotarliśmy z lotniska Hai Phong (Hajfong) do spokojnego, luksusowego hotelu New Star Ha Long, położonego nad zatoką Ha Long w nadmorskiej miejscowości o tej samej nazwie.. Gdy po godzinnym wieczornym spacerze z moimi przyjaciółmi Jorgusiem i Grażynką, dotarłem do pokoju i wziąłem kąpiel, biała pościel na łóżku była ostatnią rzeczą jaką zapamiętałem.. Zasnąłem jak niemowlę.. Następnego dnia rankiem, zanim jeszcze zabrzęczał budzik w telefonie, ze snu wybudziły mnie jasne promienie słońca, wpadające przez okno. Rozglądnąłem się po pokoju, który poprzedniego wieczora słabo zapamiętałem, wskoczyłem do łazienki na poranną toaletę i po kwadransie pakowałem już rzeczy do podróżnej torby. Punktualnie o godzinie 7:30 wystawiłem bagaż na korytarz, by obsługa hotelowa zabrała go do autokaru i pomaszerowałem na śniadanie do restauracji..


„Szybka” czarna kawa, potem druga i jakiś kawałek słodkiego racucha zaspokoiły moje poranne żołądkowe wymagania. W przelocie wypiłem jeszcze sok pomarańczowy i wyskoczyłem przed hotel szukać mojego przyjaciela Jorgusia, który wcześniej zakończył poranny posiłek.. 
Na ławeczkach przed hotelem siedziała już większość naszej ekipy, wygrzewając się w ciepłych promieniach porannego słońca, w oczekiwaniu na przyjazd autokaru z wietnamskim przewodnikiem.. Dopiero teraz mogłem dokładnie przyjrzeć się fasadzie hotelu New Star Ha Long, który był jednodniową bazą noclegową w Ha Long.


Po pięciu minutach zajeżdża nasz osobisty autokar, którym przez kilka następnych dni będziemy przemierzać północne rejony Wietnamu.. Dzisiejszy dzień to jedna z największych atrakcji w programie zwiedzania tego niezwykłego kraju.. Wyruszymy w rejs po cudownej zatoce Ha Long, który przyniesie zapewne sporo wrażeń i niezapomnianych widoków. 
Zatoka Ha Long to przyrodniczy cud świata, pełna fantastycznych wysepek, skalnych tworów wyłaniających się z morskiego dna niczym zatopiona Atlantyda.. Rejs, w czasie którego opłyniemy kilkadziesiąt wysepek, formacji skalnych i wyżłobionych w skałach grot, potrwa kilka godzin. Podczas tej niezwykłej wyprawy będę w miarę możliwości opisywał to fantastyczne miejsce, tymczasem zamieszczam poniżej mapkę naszego szlaku wodnego po Zatoce Ha Long..


Kwadrans po godzinie 8-mej ruszamy nadbrzeżnymi promenadami turystycznej dzielnicy miasta Ha Long, w kierunku portu. Zanim tam dotrzemy, kilka zdań o samym mieście.


Portowe miasto Ha Long City
Ha Long City jest stolicą prowincji Quang Ninh. Miasto zostało stworzone przez połączenie dawnej stolicy prowincji - miasta Hon Gai, z główną nadmorską dzielnicą turystyczną Bai Chay.
27 grudnia 1993 roku rząd wydał dekret o utworzeniu Ha Long City.  
Nazwa Ha Long oznacza w języku chińsko-wietnamskim "gdzie smoki zeszły do morza" i wiąże się ona zarówno z autentycznymi relacjami francuskich żeglarzy jaki i starą miejscową legendą. Podczas rejsu po zatoce postaram się ją opowiedzieć.. Obszar nadmorskiego miasta Ha Long rozciąga się głównie wzdłuż brzegu zatoki Ha Long Bay na długości 50 km. Z uwagi na swoje położenie, Ha Long ma duże znaczenie turystyczne i strategiczne dla rozwoju gospodarczego oraz bezpieczeństwa w regionie i kraju. Od stolicy Wietnamu – Hanoi dzieli go 160 km, od lotniska Hai Phong 60 km, a od ważnego gospodarczo przejścia granicznego z Chinami w Mong Cai około 180 km. Obszar Ha Long zamieszkuje ponad 250 tyś. ludności..


Ha Long City to przede wszystkim miasto portowe, przemysłowe 
i rzemieślnicze. Ponad 1,5 tysiąca firm i przedsiębiorstw działa m.in. w gałęzi górniczej, rybołówstwie i przetwórstwie, zajmuje się budową statków, wytwórstwem materiałów budowlanych, mechaniką, pozyskiwaniem drewna, wytwarzaniem żywności, środków spożywczych i odzieży. W ostatnich latach duże dochody przynosi sektor turystyczny z uwagi na niezwykłą zatokę Ha Long, po której żeglują turyści z całego świata, podziwiając jej nieziemską urodę.. Miasto Ha Long podzielone jest na dwie części: wschodnią i zachodnią. Część wschodnia ("Hon Gai"), gdzie skoncentrowany jest przemysł i znajduje się większość budynków, połączona jest mostem z zachodnią częścią ("Bai Chay"), uważaną za bardziej atrakcyjną turystycznie.


I właśnie do zachodniego dystryktu Bai Chay, gdzie znajduje się duży port statków turystycznych, zmierza nasz autokar.. Stamtąd wyruszymy na niezwykły rejs po największej atrakcji tego regionu – zatoce Ha Long, wpisanej jako cud przyrodniczy na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, która jest celem większości turystów zjeżdżających do Wietnamu z całego świata. Zobaczymy coś, co może być z powodzeniem scenerią do filmów science fiction, coś co fantaści określają mianem nieskończonego dzieła istot obcych, coś co poeci zwą diamentami rozrzuconymi przez smoki 
w szmaragdowej toni zatoki, a przyrodnicy i biolodzy cudem stworzenia, gdzie natura użyła do jej powstania tylko wody i kamienia..


Port statków turystycznych w dzielnicy Bai Chay
Parę minut przed godziną 9-tą, autokar zajeżdża pod budynek kapitanatu 
i główne wejście prowadzące do portowego nabrzeża..


Ruch w porcie o tej godzinie niewielki. W dużej poczekalni oprócz naszej ekipy jest jeszcze grupka Australijczyków. Przy kasach biletowych praktycznie pusto. Przewodnik szybko załatwia bilety. Jednodniowy rejs po zatoce kosztuje tutaj około 30 $. Z tego, co podpowiada mi nasz pilot, ceny u kilkunastu prywatnych przewoźników też mniej więcej kształtują się na takim poziomie. Rejsy 2, 3-dniowe z zawinięciem na kilka wysp to wydatek od 200-250 $.


Już po chwili z biletem w ręku przekraczam metalową bramkę i wchodzę na betonowe nabrzeże, gdzie stoją ciasno zacumowane dziesiątki mniejszych 
i większych statków turystycznych.


Korzystając z paru minut oczekiwania na naszą zarezerwowaną łajbę, ruszam spacerkiem wzdłuż nadbrzeżnej promenady, w kierunku załadunkowego molo. Portowe nabrzeże ciągnie się wzdłuż linii brzegowej na długości ponad 600 metrów.. Jednak nawet tak spory odcinek brzegu przystosowany do cumowania statków, nie jest dość wystarczający dla ogromnej ilości pływających jednostek.. Duża część stateczków stoi na kotwicy w zakolu zatoki.


Na pokładzie „MINH HI – Doświadczonego poszukiwacza”..
Na zegarku dochodzi godzina 9-ta – czas wypłynięcia w rejs. Z dokładnością co do minuty, do załadunkowego molo podpływa dosyć sporych rozmiarów, drewniana, nieco wysłużona łajba. Tą właśnie jednostką pływającą wyruszymy za moment w niezwykły rejs po zatoce Hal Long. Wsiadamy na stateczek i od razu zajmujemy miejsca przy stolikach pod pokładem, gdzie na powitanie ma być serwowany jakiś schłodzony napój..


Kiedy dopijam szklaneczkę zimnej, miętowej herbaty, słyszę odgłos uruchamianych silników spalinowych i czuję delikatne kołysanie statkiem.. Odpływamy z portu na wody zatoki. Zabieram torbę ze sprzętem fotograficznym i wychodzę na górny pokład łajby, z zamiarem uwicia sobie dogodnego „gniazdka” do obserwacji i pstrykania fotek w czasie rejsu..


Nad kapitańską sterówką dostrzegam duży, czerwony napis - MINH HẢI
co w języku wietnamskim znaczy – Doświadczony poszukiwacz.  
Przekonamy się podczas rejsu, czy faktycznie wyszuka dużo ciekawych i atrakcyjnych skalnych formacji..


Wypływając z portu mijamy kilkadziesiąt mniejszych i większych spacerowych statków, które zakotwiczone w zakolu zatoki, spokojnie kołyszą się na morskich falach.. Za 2-3 godziny zacznie się tutaj ruch jak na Marszałkowskiej, ponieważ większość grup turystycznych rezerwuje rejsy nieco później.


Statek obiera kurs na południowy-wschód, ku widocznym na horyzoncie łańcuchom wysp i wysepek skalnych, wypiętrzających się ponad poziom szmaragdowych wód zatoki.. Prognoza pogody zapowiadana na dzisiejszy dzień jest bardzo optymistyczna – dużo słońca i tylko niewielkie chmurki przepływające po błękitnym niebie. Wymarzona aura dla fotografów, dobre światło a zarazem niebo delikatnie upiększone białymi chmurkami. 
Bałem się w czasie naszej wyprawy po Wietnamie, że możemy nie trafić z pogodą, ponieważ ten rejon Morza Południowochińskiego często bywa kapryśny, nawiedzany przez monsunowe sztormy, a zatoka nierzadko skrywana jest we mgle.. Jednak jak powiada mój przyjaciel Jorguś – Na pogodę trzeba sobie zasłużyć…..


Zanim na kursie pojawią się ciekawe skalne formacje, postaram się rozpocząć moją opowieść o tym niezwykłym miejscu, w kierunku którego zmierza nasz stateczek..


HA LONG BAY – Zatoka Zesłanych Smoków
Zatoka Ha Long (Zatoka Zesłanych Smoków) jest jedną z największych atrakcji przyrodniczych nie tylko Wietnamu, lecz całej Azji i niewątpliwie zasługuje na swą olbrzymią światową sławę.. Linia brzegowa zatoki ma ponad 120 km długości. Na zachodzie i południowym zachodzie zatoka Ha Long graniczy z Cat Ba Island (Wyspą Kobiet), największą wyspą archipelagu Cat Ba. Na południu i południowym wschodzie graniczy z Zatoką Tonkińską. Zatoka Ha Long Bay zajmuje powierzchnię około 1553 km². Centralny rdzeń zatoki zawarty na 434 km² z gęstością 775 wysepek, został wyznaczony przez UNESCO jako Obszar Światowego Dziedzictwa Przyrodniczego..


Na wodnym obszarze całej zatoki Ha Long rozsianych jest 1969 skalnych, monolitycznych wysp i wysepek (wapiennych i łupkowych) 
o charakterystycznym kształcie, z których 989 zostało nazwanych. 
Zaledwie kilka z nich jest zamieszkanych. Większość wysp ma formę wapiennych słupów, wyłaniających się wysoko ponad powierzchnię wody. Każdą z wysp pokrywa gęsta, tropikalna roślinność. Te fantastyczne skalne monumenty wznoszące się spektakularnie ponad powierzchnią oceanu, tworzą niezwykle malowniczy krajobraz.. Wapienne podłoże sprzyja powstawaniu licznych jaskiń i grot.. Na niektórych wyspach znajdują ogromne, puste kawerny, które można zwiedzać. W rosnących tu lasach deszczowych występuje duża różnorodność świata zwierzęcego 
i roślinnego. Poza tym odnaleźć tutaj można zbiorowiska 
lasów mangrowych oraz rafę koralową.


Proces erozji poprzez oddziaływanie wody morskiej na wapień, utworzył głęboką rzeźbę skalnego terenu, przyczyniając się do fantastycznego wyglądu zatoki.. Dzisiejsza Ha Long Bay jest wynikiem tego długiego procesu ewolucji geologicznej, na który wpłynęło wiele czynników. 
Wapień w tej zatoce przeszedł 500 milionów lat formacji w różnych warunkach i środowiskach. Ewolucja krasowa trwała 20 milionów lat pod wpływem tropikalnego, wilgotnego klimatu. Geo-różnorodność środowiska na tym obszarze stworzyła różnorodność biologiczną. Ha Long Bay jest domem dla 14 gatunków kwiatów endemicznych i 60 endemicznych gatunków fauny.


Nasza łajba stara, ale jara.. Silniki pracują na dużych obrotach, a rufa statku rozcina z impetem szmaragdową toń zatoki Ha Long. Zbliżamy się coraz bardziej do zgrupowanych w oddali kilku skalnych wysepek.. 
Parę osób zebranych na górnym pokładzie, uważnie wsłuchuje się w moje opowieści o dziejach zatoki..


Opowieści ciąg dalszy…
Zatoka Hạ Long mieści się u ujścia rzeki Bach Dang, której nurty wpadają do płytkich w tym miejscu wód Morza Południowochińskiego (6-10 metrów głębokości). Jedynie w miejscu starych koryt rzeki głębokość jest większa. W wyniku zalania istniejącego tu wcześniej wapiennego płaskowyżu, doszło między innymi do powstania tego niezwykłego krajobrazu, z prawie dwutysięczną ilością skalnych formacji. Na południu zatoki wyspy dochodzą do 100-200 m wysokości. We wschodniej części zatoki zbocza wysp są niemal pionowe. Szczyty zalanej wyżyny wyrastają na 50-100 m ponad poziom wody (stosunek wysokości do szerokości u ich podstawy sięga 6:1). Wypiętrzające się z morskiej toni skalne łańcuchy, widoczne za moimi plecami, są niczym grzbiet smoka wyłaniający się ponad tafle wody.. 
I nie jest to żadna przenośnia, bo o smokach zaraz opowiem..


Legenda
o Smokach zesłanych przez Bogów..
Czas na wyjaśnienie dziwnej nazwy tej niezwykłej zatoki, która jak to często bywa w historii Wietnamu, jest przesiąknięta fantastyczną, bajkową, kolorową legendą. Na początek jednak wersja z rodzaju marynarskich opowieści, która znalazła się niegdyś na łamach francuskiej prasy..


Przed XIX wiekiem, nazwa Halong Bay nie figurowała w starych, historycznych wietnamskich księgach. Zatokę nazywano różnie: An Bang, Luc Thuy, Van Don... Pod koniec XIX wieku, nazwa Halong Bay pojawiła się na morskiej mapie Francji. Ówczesna gazeta "Hajfong News" wydawana w języku francuskim, w jednym z artykułów poinformowała: .."na Halong Bay pojawił się Smok". Treść artykułu można podsumować w następujący sposób: W 1898 roku porucznik Lagoredin oraz kapitan Avalangso natknęli się trzykrotnie w rejonie zatoki Halong Bay na kilka gigantycznych morskich węży. Nie tylko porucznik i kapitan, ale również wielu innych żeglarzy widziało te gady morskie. Europejczycy uważali, że te zwierzęta wyglądem przypominały azjatyckiego smoka.  
Może to właśnie pojawienie się owych dziwnych stworów, doprowadziło swego czasu do powstania nazwy - Zatoka Halong (Zatoka Zesłanego Smoka) ??..


Tak przedstawia się wersja żeglarzy i marynarzy, pływających w tamtym czasie po wodach zatoki Ha Long. Jednak miejscowa legenda ukazuje sprawę nazwy w całkowicie odmiennej opowieści. Azjaci bardzo dużą wagę przywiązują do legend i magii, zatem posłuchajcie legendy o zesłanych przez Bogów Smokach..
W dawnych czasach, gdy zawiązało się państwo Wietnamskie, rozwijający się młody kraj musiał walczyć z obcymi najeźdźcami. Aby pomóc Wietnamczykom w obronie własnego kraju, bogowie zesłali na Ziemię rodzinę niebiańskich Smoków, jako obrońców wietnamskiego ludu.. 
Smoki posiadały niezwykłą zdolność. Kiedy zaczęły pluć jadeitem i klejnotami, szlachetne kamienie zamieniały się w wyspy i wysepki, rozsiane po zatoce. Wyspy łączyły się ze sobą tworząc wielki mur, oddzielający najeźdźców od lądu. Z wody magicznie wynurzały się skały, o które rozbijały się statki wroga.


Po zwycięskiej bitwie, smoki postanowiły pozostać na Ziemi i zamieszkać 
w wodach tej zatoki. Miejsce, gdzie na Ziemię zeszła smoczyca-matka zostało nazwane Ha Long – Zatoka Zesłanego Smoka. Obecnie smoków nie widać, ale wyspy–klejnoty pozostały, a ich magiczny urok trwa przez kolejne wieki..


Po 30 minutach rejsu wpływamy w wąski przesmyk między skalnymi wyspami.. Tutaj doskonale widać tektoniczną transformację wapiennego podłoża na przestrzeni milionów lat..


I jeszcze troszkę geologii..
Jak wspominałem, zatoka Ha Long zmieniała swe oblicze przez co najmniej 500 milionów lat w różnych stanach geologicznej orogenezy, transgresji 
i regresji morskiej. W okresie ordowiku i syluru (500-410 mln lat temu), 
Ha Long Bay była głęboką niecką. W okresie karbonu i permu (340-250 mln lat temu), Ha Long Bay był w płytkim poziomem morza. Niezwykła krasowa rzeźba w geomorfologii zatoki powstawała od epoki miocenu (23 mln do 5 mln lat temu). Nasilające się stosunkowo niedawno ruchy neotektoniczne podłoża, zdominowały i dość mocno wpłynęły na tektoniczną topografię tego terenu. Obecny krajobraz wysp morskich ukształtował się około 7-8 tysięcy lat temu, przez stopniową transgresję morza podczas holocenu. Proces ten rozpoczął się także stosunkowo niedawno, bo około 17-18 tysięcy lat temu.


Przepływamy wzdłuż wysokich, pionowych ścian wypiętrzonych wapiennych grzbietów, monstrualnie wyłaniających się z morskiej toni. Łańcuchy skalne, wzgórza w kształcie stożka czy też pojedyncze wysokie wieże, z pozostałościami starych, prehistorycznych jaskiń, tworzą na obszarze zatoki wspaniałe, unikalne na świecie formy terenu z wapienia krasowego.. Ze względu na te wszystkie czynniki geologiczno-przyrodnicze, zatoka Ha Long jest nie tylko naturalnym cudem świata, ale także cennym, geologicznym muzeum, naturalnie zachowanym na otwartym powietrzu, ukazującym historię Ziemi na przestrzeni ostatnich 500 milionów lat
W 1962 roku wietnamskie Ministerstwo Kultury, Sportu i Turystyki ustanowiło zatokę Ha Long "Narodowym Pomnikiem Krajobrazowym"
W 1994 roku, w uznaniu wybitnej, uniwersalnej wartości estetycznej zatoka Ha Long wpisana została po raz pierwszy jako cud przyrodniczy na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W 2000 roku Komitet Światowego Dziedzictwa dodatkowo uznał wartości geologiczne i oryginalne krasowe, geomorfologiczne zjawiska zatoki, jako wybitny przykład prezentujący główne etapy historii Ziemi, weryfikując jej notowania.. W 2012 roku Fundacja Nowych Siedmiu Cudów Świata oficjalnie uznała zatokę Ha Long za jeden z nowych, naturalnych siedmiu cudów świata.


Z górnego pokładu naszej łajby wspólnie z Jorgusiem uwieczniamy piękno zatoki, pstrykając nieustannie fotki i kręcąc sporo materiału filmowego, który po powrocie do kraju będzie odpowiednio zmontowany, udźwiękowiony i przetworzony na pamiątkowy film o Ha Long..


Ukazujące się na kursie statku krasowe wysepki robią wrażenie i zapewne na długo pozostaną w pamięci. Im dalej wpływamy w zatokę, tym bardziej pogłębia się moje przekonanie, że Ha Long nie ma końca.


Przed oczyma rozwijają się wciąż nowe widoki i pojawiają się kolejne krasowe wyspy i wysepki, porośnięte soczystą, zieloną, tropikalną roślinnością, z przebijającymi się przez nią białymi skałami.


Zza skalnych monolitów wypływają inne statki pasażerskie z turystami na pokładach, odbywające rejs po zatoce…


Pływająca wioska CUA VAN
Zatoka Ha Long to nie tylko piękne skalne formacje, wyłaniające się 
z morskiej toni, liczne jaskinie czy rafy koralowe, to także dom dla tutejszych rybaków, mieszkających w małych pływających wioskach. Po 40 minutach rejsu nasz stateczek zbliża się powoli do drewnianych platform, unoszących się na szmaragdowej toni zatoki. Platformy zabudowano na setkach plastikowych beczek, stabilnie połączonych ze sobą.. Część z tych platform służy jako podstawa pod małe, drewniane, kolorowe domki, zaś część zadaszono w formie otwartych wiat. Widoczny w oddali pływający kompleks domków, to zabudowania nadwodnej wioski Cua Van, jednej z czterech pływających rybackich wiosek na obszarze zatoki Ha Long..


Ludzie od bardzo dawna zasiedlali te tereny. Badania naukowe wykazały obecność prehistorycznych istot ludzkich w tym rejonie dziesiątki tysięcy lat temu. Kolejno zamieszkiwali tutaj przedstawiciele starożytnych kultur: kultura Soi Nhu pomiędzy 18,000-7,000 lat p.n.e, kultura Cai Beo 7,000-5,000 lat p.n.e i kultura Ha Long 5,000-3,500 lat temu. Obecnie na wodach zatoki Ha Long Bay żyje rybacka wspólnota licząca około 1600 osób, w sumie około 300 gospodarstw domowych, które rozlokowały się 
w czterech wioskach rybackich: Cua Van, Ba Hang, Cong Tau i Vong Vieng. Jest to siedlisko utrzymujące się zarówno z materialnej i niematerialnej kultury morskiej (rybołówstwo, uprawa fauny i flory morskiej, hodowla krewetek) oraz ostatnimi czasy z turystyki. Wioska Cua Van, do której właśnie wpływamy, jest największą z czterech pływających wiosek.
Wioska rybacka Cua Van znajduje się w odległości 20 km od nabrzeża łodzi turystycznych, skąd rankiem wypłynęliśmy. Umiejscowiona jest w spokojnej zatoce, otoczonej zielonymi zboczami wapiennych formacji skalnych. Wieś Cua Van liczy 750 mieszkańców, zamieszkujących w 176 gospodarstwach domowych. Utrzymują się oni głównie z rybołówstwa, czerpią także profity 
z turystów, którym wypożyczają łódki i kajaki oraz organizują krótkie wyprawy morskie łódkami, wokół okolicznych formacji skalnych..


Nasz stateczek cumuje przy jednej z drewnianych platform, gdzie znajduje się taka właśnie wypożyczalnia łódek i kajaków.


Według wcześniejszych ustaleń z naszym wietnamskim przewodnikiem, 
w programie rejsu mamy teraz przejażdżkę łódkami wokół kilku skalnych formacji oraz wpłynięcie przez wydrążone w skałach tunele do wnętrza dwóch wysepek, gdzie powstały rodzaje atoli, otoczonych skalnymi ścianami. Na koniec przejażdżki opłyniemy wioskę i odwiedzimy tutejsze, pływające domostwa rybackich rodzin. Schodząc z pokładu statku na pomost przystani, zabieram torbę z aparatem fotograficznym, kamerę video i butelkę mineralki. Zanim zdążyłem rozejrzeć się wokół, podchodzi do mnie młoda Wietnamka w dużym bambusowym kapeluszu i z uśmiechem na twarzy wręcza mi obowiązkową, pomarańczową kamizelkę ratunkową. Przepis to przepis, nie ma zmiłuj. Odwzajemniam uśmiech i z delikatną niechęcią wkładam na siebie to pomarańczowe chomąto.. 
Twarzowe, nieprawdaż?


Do zacumowanych płaskodennych łódeczek wchodzą 4 osoby plus wioślarz, a właściwie wioślarka.. Wszystkie łódki obsługują młode Wietnamki.. Dobieramy się parami i pakujemy do kilku łódek. Jorguś z Grażynką i ja 
z moją panią zajmujemy pierwszą z brzegu łódeczkę..


Zamaskowany kapitan…
Kapitanem, sternikiem i siłą napędową naszej łajby jest chyba młoda i chyba ładna Wietnamka. Piszę „chyba”, ponieważ w pierwszej chwili widzę tylko jej śmiejące się czarne oczy, filuternie zerkające spod dużego, stożkowego, bambusowego kapelusza.. Twarz Wietnamki zakryta jest czymś w rodzaju bawełnianej maski.. Spoglądam na pozostałe wioślarki. One także mają zakryte twarze.. Przecież to nie muzułmanki, a smogu czy wyziewów spalin, przed którymi w dużych miastach nosi się maseczki na twarzy, też tutaj nie ma.. Czyste, zdrowe morskie powietrze nie szkodzi na płuca, po co zatem takie maseczki?.. Dziwi mnie także reszta ubioru wietnamskich dziewczyn. Wokół panuje upał, mój podręczny termometr wskazuje ponad 35°C, zero wiatru, a one w pełnym rynsztunku od stóp do głów. Każdy z nas siedzi w przewiewnych ciuchach i koszulkach z krótkimi rękawkami, natomiast Wietnamki przyodziane są w koszule, sweterki, bluzy z kapturami, długie spodnie, skarpety i pełne buty, a na dłoniach noszą rękawiczki !!!.. Żadna z nich nie ma odkrytego nawet centymetra ciała, poza oczami spoglądającymi znad maseczki. Co jest grane?. Dziewczyna słabo rozumie po angielsku. Z pomocą przychodzi nasz przewodnik, który tłumaczy sprawę ubioru i zakrywania twarzy. Przyczyna jest dość prozaiczna.. Okazuje się, że te młode Wietnamki, przebywające dość długo na słońcu, nie chcą ani troszkę opalić swego ciała, a tym bardziej twarzy. Duży kapelusz daje co prawda sporo cienia, ale dziewczyny chcą mieć za wszelką cenę jak najbardziej jasną cerę, ponieważ jest ona w Azji niezwykle „cenna”. Europejczycy o jasnej karnacji są tutaj traktowani jak wyższa kasta. Blada twarz w Azji jest oznaką dobrobytu europejskiego, zamożności i władzy.. Spotkaliśmy  się z tym zarówno w Tajlandii jak i Kambodży. Wietnamki nie chcą być gorsze, chcą być po prostu blade i trendy...


Moja wrodzona ciekawość i nieco uparty charakter nie akceptują faktu, 
że będzie mnie wiozła zamaskowana piękność.. Dziewczyna początkowo jest nieśmiała, jednak po kilku wymownych gestach, namowach i uśmiechach z mojej strony, daje się w końcu skusić i ściąga maskę z twarzy. Okazuje się, że bawełniana zasłona skrywa śliczną buzię młodej, ciemnookiej Wietnamki. Wymieniamy uprzejmości i przedstawiamy się wzajemnie. Dziewczyna ma na imię Tami.. Nooo, teraz jest ok. Możemy ruszać….


Łajbą przez skalny labirynt..
Sześć płaskodennych łódek z naszą ekipą na pokładzie, odbija od pomostu przystani.. Słońce przypieka teraz ostro. Ponad głowami pasażerów łodzi szybko pojawiają się kolorowe parasolki przeciwsłoneczne.. Każdy kto posiada jakikolwiek sprzęt fotograficzny, przygotowuje się do uwiecznienia ciekawych widoczków..


Panie Jurku..!! Poproszę o uśmiech pana i małżonki!!


Płyniemy wzdłuż pionowych skalnych ścian, wysokich na kilkadziesiąt metrów. Dopiero teraz mogę z bliska przyglądnąć się dokładniej tym ciekawym wapiennym formacjom.. Niektóre z najbardziej niezwykłych wydarzeń geologicznych w historii Ha Long Bay, które miały miejsce w ciągu ostatniego tysiąclecia, to progresja morza w głąb lądu, powiększanie się zatok, silna erozja wapiennych skał, która utworzyła koral i tworzenie się mocno osolonej wody o czysto szmaragdowej barwie. Proces erozji spowodowany przez wody morskie, wykształtował głęboką rzeźbę w wapiennym kamieniu, przyczyniając się do jego fantastycznych kształtów.


W zakresie geologii morza, obszar ten jest zarejestrowany jako środowisko typowo osadowe. Widać to dokładnie na skalnych ścianach, po ułożeniach poziomych warstw osadowych o różnych zabarwieniach i strukturze..


Krasowy tunel..
W zasadowym środowisku wody morskiej, chemiczne procesy denudacji węglanu wapnia następują stosunkowo szybko, tworząc rozległe, dziwnie ukształtowane wcięcia, szczeliny, kawerny czy groty. Młoda Wietnamka kieruje naszą łódkę właśnie w kierunku takiej groty, wyrzeźbionej przez morskie prądy w wapiennej ścianie jednej z wysepek..


Tunel wypłukany przez wodę morską u podstawy skalnej ściany, prowadzi w głąb wyspy, gdzie w obniżeniu skalnej niecki, pośrodku wyspy utworzyło się jezioro. Tunel ma około 50 metrów długości, 10-15 metrów szerokości 
i 3-4 metry wysokości. W momencie mojej wizyty na Ha Long, kończy się powoli pora sucha w Indochinach. W drugiej połowie maja rozpoczyna się pora deszczowa, trwająca do listopada.. W czasie pory deszczowej poziom wody w zatoce gwałtownie wzrasta, przez co takie tunele, prowadzące 
w głąb niektórych wysepek, zostają zalane. Dostanie się wtedy do wnętrza wyspy jest praktycznie niemożliwe dla przeciętnego turysty..


Łodzie wpływają do tunelu. Spoglądam w górę.. Wapienny strop ponad moją głową pokrywa ciekawa forma naciekowa, charakterystyczna dla obszarów przemian krasowych. Można tutaj zaobserwować typowe stalaktyty oraz grube, pofałdowane kalcytowe draperie..


Syreni śpiew…
Kiedy nasza łódź wypływa na środek tunelu, nagle ku mojemu maksymalnemu zaskoczeniu, ni stąd ni zowąd za moimi plecami rozlega się cichutki, niezwykle melodyjny, nastrojowy śpiew.. Przerywam fotografowanie i odwracam się do tyłu. Nasza przewoźniczka Tami, intonuje jakąś piękną, wietnamską pieśń.. Jej aksamitny głosik, modulowany niezwykłą intonacją, staje się coraz donośniejszy.. Kamienne ściany tunelu potęgują odgłos i wydobywają zmysłowy klimat pieśni.. Gapię się na jej twarz jak zauroczony.. Na pozostałych łodziach milkną rozmowy i każdy nasłuchuje czarownego śpiewu.. Słychać tylko delikatnych szmer wody poruszanej wiosłami. Jest bajecznie, mistycznie..


Jezioro w środku wyspy…
Gdy łódź powoli wypływa ze skalnej niszy, głos wioślarki cichnie, jakby uleciał w niebo u wylotu tunelu.. Z zasłuchania i zadumy wyrywają mnie jasne, oślepiające promienie słońca, rozświetlające wnętrze wyspy.. Wpływamy do środka wyspy, który poprzez tunel w skalnej ścianie został zalany wodami morza, tworząc tym samym coś w rodzaju wewnętrznego jeziora.. Jezioro to ma około 200 metrów średnicy i jest otoczone wysokimi, wapiennymi ścianami skalnymi. Jego poziom zależny jest od stanu wód zatoki na zasadzie naczyń połączonych..


Jeziora wewnątrz wysp, to jedna z krasowych ciekawostek zatoki Ha Long. Jak powstały owe jeziora w obrębie wysp?.. Już wyjaśniam.. 
Podczas geologicznych procesów krasowych obszar zatoki pokrywały doliny krasowe oraz stożkowe wypiętrzenia skał wapiennych w postaci setek wysepek i wysokich wież skalnych o średniej wysokości 50-100 metrów, a maksymalnej około 200 metrów. Taki wygląd krajobrazu strukturalno-geologicznego zwie się fachowo fenglin krasowy. Charakterystyczną cechą klasycznych wapiennych wież skalnych, wypiętrzonych ponad poziom wód zatoki Ha Long, jest niemalże pionowa stromizna ścian oraz zachowany stosunek wysokości do szerokości u ich podstawy 6:1.. W trakcie zachodzących przemian geologicznych i podniesienia się poziomu morza, doliny krasowe oraz skalne niecki wewnątrz wysp, otoczone wysokimi ścianami wapienia, zostały czasowo całkowicie zatopione. Obniżenie się poziomu wód morskich po pewnym czasie, spowodowało uwięzienie wody wewnątrz niektórych wysp, a tym samym powstanie jezior krasowych. Jednak woda to potęga. Z biegiem czasu słona woda w procesie erozji oraz wietrzenia wapienia, wypłukała w szczelinach wapiennych skał głębokie tunele i kawerny, łącząc na zasadzie naczyń połączonych wody jezior z wodami otaczającego je morza.. 
 I właśnie przez taki wypłukany w wapieniu tunel, wpłynęliśmy do środka jednej z wysp na wody wewnętrznego jeziora.. Jeziora wewnątrz wysp nie są wyłącznie pojedynczymi zjawiskami. Na przykład wyspa Dau Be przy ujściu zatoki ma sześć zamkniętych jezior.


Łódki rozpłynęły się po jeziorku wewnątrz wyspy. Kwadrans na odpoczynek i podziwianie piękna przyrody, a także na pamiątkowe fotki.. Zamieniamy się teraz rolami. Nasza przewoźniczka Tami robi za fotografa, a my za Wietnamskich żeglarzy.


Łódki jedna za drugą powoli opływają jezioro wewnątrz wyspy. Czas na dalszy rejs. Ponownie kierujemy się w stronę tunelu, wydrążonego 
w zboczu skały. Innej drogi wydostania się stąd nie ma…


Indochiny – spełnione marzenia młodości..
Kiedy w 1995 roku pierwszy raz zobaczyłem na ekranie telewizyjnym film pt. „Indochiny”, będący piękną epicką opowieścią o zmierzchu kolonialnego Wietnamu, nigdy nie przypuszczałem, że dwadzieścia lat później to właśnie ja znajdę się realnie w tym niezwykłym otoczeniu zatoki Ha Long, gdzie kręcono malownicze sceny filmowe. Film ten na zawsze wdarł się w moją pamięć i tam pozostał, kusząc co jakiś czas pięknymi wspomnieniami 
i tęsknotą do „raju utraconego”, do świata, który stał się przeszłością zanim jeszcze na dobre się skończył, do Wietnamu w ostatnich latach panowania Francuzów. Niezwykła rola Catherine Deneuve, grającej postać urodzonej w Wietnamie francuskiej właścicielki ziemskiej, nadużywającej opium i obserwującej z mieszaniną rozpaczy oraz melancholijnej rezygnacji rozpad jej świata: dziejowe zawieruchy, namiętny zakazany romans jej przybranej córki Camille z francuskim oficerem wojsk kolonialnych, następnie stratę ukochanej córki, która przystaje do wietnamskich rewolucjonistów i w ostateczności nieuchronny koniec kolonialnego Wietnamu, w którym się wychowała i który był jej jedyną ojczyzną… 
Film piękny, zmysłowy i duszny niczym tropikalny klimat Wietnamu.. 
Do największych atutów filmu należą zachwycające zdjęcia Francois Catonne'a, który po mistrzowsku wykorzystał bajkowe piękno krajobrazów południowej Azji, a przede wszystkim niezwykły cud przyrody, jakim jest zatoka Ha Long.. Wszystko to powróciło po dwudziestu latach moich pragnień i marzeń, urzeczywistniając się teraz na wodach zatoki i przywracając w myślach tamte filmowe obrazy..


Wypływamy ze skalnego tunelu. Przed nami kolejne ciekawe formacje wapiennych stożków, porośnięte bujną, zieloną, tropikalną roślinnością. Skoro do następnej wyspy mamy kilka minut rejsu, parę informacji 
o klimacie, roślinności i zwierzątkach zamieszkujących lądowe oraz wodne środowisko zatoki.


Klimat, fauna i flora zatoki..
Klimat na wyspach zatoki jest tropikalny, wilgotny i składa się z dwóch pór roku: gorącego i wilgotnego lata oraz suchej i chłodnej zimy. Średnia temperatura waha się od 19°C do 25°C, a roczne opady wynoszą od 1600-2000 mm. Cechą charakterystyczną jest pojawianie się cyklonów 
i burz tropikalnych w okresie późno letnim. W rejonie zatoki wyróżnia się sześć ekosystemów (m.in. jaskiniowy, mangrowy, lagunowy, raf koralowych). Z uwagi na liczne skały w zatoce, które osłabiają pływy morskie, jej wody są zazwyczaj spokojne.


Na roślinność obszarów wokół zatoki Hạ Long składają się głównie lasy tropikalne oraz mangrowce, w turkusowych wodach znajdują się również rafy koralowe. Lasy przeważnie pokrywają większe wyspy (np. Ba Mùn), w szczególności mniej strome zbocza oraz miejsca, gdzie podłoże składa się z laterytów. Prowadzone tu badania wykazały obecność 499 gatunków roślin charakterystycznych dla wapiennych gleb, z czego siedem stanowią odmiany wcześniej nieznane, endemiczne: palma Livistona halongensis, niecierpek Impatiens halongensis, dwuliścienny dzwonek Chirita halongensis, Chirita hiepii, Chirita Modesta, Paraboea halongensis i bylina z rodziny imbirowatych Alpinia calcicola.


Liczne wyspy, które znajdują się na obszarze zatoki, są domem dla bardzo wielu gatunków fauny i flory, w tym: 477 rodzajów magnoliowców
12 rodzajów paproci, 20 rodzajów flory bagiennej, 4 rodzajów płazów,  
10 rodzajów gadów, 40 rodzajów ptaków i 4 rodzajów ssaków
Typowe gatunki wodnych stworzeń znalezione w zatoce to: mątwy, ostrygi, ślimaki morskie, krewetki, langusty, sikwiaki..


Płyniemy teraz w kierunku kolejnej wysepki. W oddali po lewej stronie ukazują się znajome kształty skał i maleńkie, kolorowe budynki u ich podnóża. To pływająca wioska Cua Van, skąd godzinę temu wypłynęliśmy łódkami w rejs między wyspami z naszą wietnamską wioślarką Tami..


Druga wyspa z wewnętrznym jeziorem..
Przed nami kolejna wyspa z wewnętrznym jeziorem, której pionowe wapienne ściany porasta zielona, tropikalna roślinność. Tami tłumaczy, 
że podobnie jak poprzednio, wpłyniemy do środka wyspy przez wydrążony w skale tunel..


Trzeba poprawić „krawat”, bo z drugiej łódki pstrykają nam fotki..!!


Spoglądam przed siebie.. Tunel wypłukany u podstawy skalnej ściany jest nieco większy niż poprzedni. Jego wysokość uzależniona od wahań poziomu morza jest podobna, ma 3-4 metry wysokości, jednak szerokość jest o kilka metrów większa i wynosi 15-20 metrów..


Wszystkie 6 łodzi wpływa do tunelu. Echo potęguje odgłosy rozmów.. 
Tunel jest nie tylko szerszy, ale także dłuższy.. Ma około 80 metrów długości.. Tutaj na stropie tunelu także widoczne są cząstkowe formy naciekowe pod postacią niewielkich stalaktytów..


Po paru chwilach jesteśmy u wylotu tunelu, wewnątrz wyspy.. Odwracam się jeszcze do tyłu, by zrobić fotkę całego tunelu w pełnym wymiarze.. Jest naprawdę spory. Woda musiała się trochę napracować, żeby wyrzeźbić w skale taką dziurę..


Wpływamy na wody kolejnego jeziora, utworzonego wewnątrz wyspy 
i otoczonego łańcuchem wysokich wapiennych skał..


Jezioro podobne do poprzedniego tylko dwukrotnie większe. Jego średnica wynosi około 400 metrów.. Nie zabawimy tutaj zbyt długo.. Opływamy jezioro dookoła, wzdłuż skalnych ścian pokrytych zieloną szatą tropikalnej roślinności i powoli kierujemy się do wylotu tunelu..


Łodzie jedna za drugą przepływają skalnym tunelem na szerokie wody zatoki..


Rozpoczynamy drugi zaplanowany etap przejażdżki – płyniemy zobaczyć od wewnątrz wioskę Cua Van. Jak się okazuje w trakcie rozmowy na łodzi, nasza przewoźniczka Tami pokaże nam swój dom i opowie o codziennych zwyczajach społeczności mieszkającej na terenie wioski..


Wioska CUA VAN od zaplecza…
Po kilku minutach wiosłowania, wpływamy pomiędzy zabudowania wioski Cua Van.. Jak już wspominałem wcześniej, wioska Cua Van jest jedną 
z czterech pływających wiosek rybackich (Cua Van, Ba Hang, Cong Tau i Vong Vieng), umiejscowionych na wodach zatoki Ha Long.. Ta dość duża wspólnota rybackich rodzin liczy około 1600 osób i zamieszkuje w ok. 300 gospodarstwach domowych. Wioska Cua Van jest największym skupiskiem rodzin rybackich. 750 mieszkańców tej wioski zamieszkujących w 176 pływających gospodarstwach domowych, utrzymuje się głównie 
z rybołówstwa oraz akwakultury morskiej (kultywowania morskiej fauny 
i flory czyli po prostu hodowli wybranych gatunków morskich stworzeń – krewetek, małży, krabów, langust itp..). Ostatnimi czasy czerpią oni także profity z turystów, którym wypożyczają łódki i kajaki oraz organizują krótkie wyprawy morskie łódkami wokół okolicznych formacji skalnych..


A jak powstała ta wodna osada?.. Otóż wioska Cua Van narodziła się 
z połączenia dwóch dawnych wiosek rybackich Giang Vongów i Truc Vongów. W dawnych czasach, z uwagi na podnoszący się stan wody 
w zatoce, ludzie zaczęli tworzyć swoje domy na łodziach, choć utrzymywali rodowy przybytek na kontynencie. Łodzie dryfowały po wodach zatoki, 
aż w końcu zaczęto tworzyć osady złożone z kilku, kilkunastu rodzin. 
Tak powstały pływające rybackie wsie Giang Vongów i Truc Vongów. Pewnego dnia pływające wsie spotkały się po prostu na wodach zatoki, rzucono kotwice i tak powstała nowa duża wieś o nazwie Cua Van
Od 1946 do 1954 roku, w czasie wojny z Francuzami, ludzie rozproszyli się wśród różnych wysp, jednak gdy region się ustabilizował pod względem politycznym, powrócili odbudować swoje pływające wioski. Wioska rybacka Cua Van leży w spokojnej zatoczce, u podstawy wysokich, stromych wapiennych ścian zielonych wysp, wynurzających się z morskiej toni. Skalne formacje tworzą naturalną ochronę wioski przed gniewem Matki Natury, podczas pory burz i tajfunów szalejących końcem lata w zatoce..


Rybacy i ich rodziny doskonale sobie radzą w tym „wodnym świecie”, mieszkając w zakotwiczonych, kolorowych domkach, zbudowanych na tratwach, łodziach i pływających platformach z beczek, które kołyszą się nieustannie na falach zatoki Ha Long... Jest to zupełnie odmienna wioska, 
od typowych lądowych wiejskich osad. Tu nie ma zatłoczonych uliczek, torów kolejowych czy linii elektrycznych, nie ma też murowanych domów, wieżowców, ruchliwych centrów handlowych. Zamiast tego są grupy małych łodzi i tratw podskakujących na falach, kolorowe domki jak kartoniki z tektury, plusk fal, zapach ryb i słonej wody, ciepła bryza na twarzy powiewająca od morza.. Odwiedzający wioskę turyści, zwabieni pięknymi widokami, niezwykłym morskim krajobrazem, spokojem i izolacją od miejskiego zgiełku, mogą tutaj odpocząć w czystym otoczeniu bajkowej natury.. Całości tego wręcz idyllicznego obrazu dopełniają uśmiechnięte, spalone słońcem, życzliwe twarze prostych, uczciwych rybaków, wesołe filuterne miny roześmianych dzieciaków, machających i witających się z nami przy każdej nadarzającej się okazji.. Niezwykły wewnętrzny spokój i urok chwili ogarnia mnie w tym momencie bez reszty..


Wpływamy głębiej pomiędzy poszczególne sektory domków unoszących się na wodzie.. Tami wskazuje swoje domostwo. Podpływamy bliżej, przyglądając się otaczającym nas zabudowaniom. Dziewczyna opowiada 
o życiu mieszkańców wioski, problemach, nowych wyzwaniach i planach na przyszłość.. Jednym słowem – jasne i ciemne strony egzystencji na wodzie..


Rybacy  z  CUA VAN…
Pływająca wioska jest domem dla kolejnych pokoleń rodzin rybackich. 
Wielu mieszkańców nigdy jej nie opuszcza. Rodzą się, dorastają i starzeją 
w tym maleńkim, unikalnym świecie. Mają tutaj wszystko, czego im potrzeba – szkoły, sklepy, niezliczone ilości ryb i owoców morza. W płytkich wodach zatoki żyje ok. 200 gatunków ryb i 450 różnych gatunków mięczaków. Mieszkańcy wioski na środki do życia zarabiają głównie łowieniem ryb i hodowlą krewetek. Ich pływające domy wygląda skromnie, lecz przestronnie i czysto. Zamożniejsze rodziny mają dachy pokryte kafelkami, radia, telewizory, stoły, krzesła, wygodne łóżka itp.


Wieś szczyci się szkołą edukacyjną dla swoich dzieci. W budyneczku szkolnym na powierzchni 150 m² utworzono cztery sale lekcyjne i jeden mały pokój dla nauczycieli. Są to pierwsze pływające sale lekcyjne 
w Ha Long. Obecnie szkoła w Cua Van ma 7 klas, głównie 1 i 2 stopnia. Najmłodszy uczeń ma 8, a najstarszy 17 lat.


Dzieci uczą się pływać, zanim jeszcze zaczną chodzić. Częstym widokiem są 5-cio, 6-cio letnie maluchy pływające niezwykle sprawnie, na własną rękę bez opieki, w małych drewnianych łódkach lub czółnach wyplecionych 
z bambusa. Ci mali wioślarze swą dziecięcą radością ożywiają atmosferę 
w spokojnej zatoce. Spoglądając na ich roześmiane twarze, czuje się świetlaną przyszłość dla tej wioski rybackiej..


Ludziom żyjącym na małych, pływających na wodzie platformach, towarzyszą nierzadko psy stróżujące, których łapa nigdy nie stanęła na stałym lądzie. Smutne to, ale chyba lepiej przez całe życie zjadać rybki 
i biegać po „drewnianej ziemi” niż wylądować na restauracyjnym talerzu, 
pod postacią wietnamskiej potrawki z psiny...


Jak wspominałem, wioska Cua Van oddalona jest 20 km od brzegu, tak więc handel świeżą pitną wodą też daje jakieś pieniądze na utrzymanie. Handlujący nią rybacy przywożą wodę w specjalnych dużych zbiornikach, zamontowanych na swoich łodziach, po czym przepompowują ją poszczególnym domostwom do beczek..


Słodka, świeża woda jest tutaj towarem dość deficytowym, dlatego wieśniacy wykorzystują ją bardzo ekonomicznie.


Projekt
„Centrum Ochrony Kultury Morskiej Cua Van”
Wraz z trzema pozostałymi „pływającymi” wioskami rybackimi na obszarze zatoki Ha Long, wioska Cua Van stworzyła charakterystyczną rodzimą kulturę wśród społeczności rybackich, którą nie można pomylić z żadną inną. Z uwagi na styl życia, zwyczaje kulturowe i niezwykłość środowiska ta nieco wyizolowana społeczność wioski Cua Van, uważana jest za "kapitał" Światowego dziedzictwa kulturowego. Powyższe czynniki sprawiły, 
że obszar wioski Cua Van został wybrany jako lokalizacja pierwszego "pływającego centrum kultury" w Wietnamie, które ma za zadanie przybliżyć gościom i turystom codzienne życie mieszkańców oraz historię pływających wiosek. Początkowo projekt pod nazwą Centrum Ochrony Kultury Morskiej Cua Van realizowany był przez Muzeum Ekologiczne Ha Long i finansowany przez rząd norweski. Centrum zostało ostatecznie otwarte po trzech latach budowy w 2006 roku. Projekt został potraktowany jako działania rządu dla zachowania niematerialnego dziedzictwa wsi. Od momentu otwarcia pływającego Centrum Kultury w Cua Van rozpoczęto gromadzenie przedmiotów archeologicznych, w tym dawnych narzędzi do połowów morskich używanych przez starożytnych ludzi, wraz ze zdjęciami i filmami dokumentalnymi dotyczącymi folkloru wsi oraz dawnego i obecnego życia rybaków zamieszkujących zatokę Ha Long. Jednak centrum jest nadal bardzo ubogie w porównaniu ze stuletnią historią wioski Cua Van. Stało się to powodem rozpoczęcia nowego projektu. Nowy projekt będzie miał dwa główne cele: odkrywanie, zachowanie i rozwój tradycyjnych zwyczajów ludzi z Cua Van, a także prowadzenie prac i badań archeologicznych w jaskini - Tien Ong. Nowy projekt jest rozwinięciem pierwszego projektu. Jego priorytetem, oprócz ochrony niematerialnego dziedzictwa Ha Long Bay, jest stworzenie nowych miejsc pracy wśród społeczności lokalnych oraz promowanie udziału mieszkańców w ochronie przyrody zatoki Ha Long. Projekt jest realizowany przez Centrum Ochrony Kultury Morskiej i zarządzany przez Ministerstwo Kultury, Sportu i Turystyki, a jego sukces zależy od czynnika decydującego: udziału miejscowej ludności, ponieważ żaden tego typu projekt nie może istnieć bez współpracy z mieszkańcami. Wioska Cua Van stała się obecnie atrakcją turystyczną niemal wszystkich agencji turystycznych.


Kończy się powoli nasz rejs łódeczkami wokół wysepek zatoki, połączony ze zwiedzaniem pływającej wioski  Cua Van. Nasze łajby zmierzają w kierunku przystani, skąd ponad godzinę wcześniej wypływaliśmy na tę niezwykłą przejażdżkę.. Nasza młoda, uśmiechnięta wietnamska przewoźniczka Tami, szczęśliwie dobija łódką do pomostu przystani..


Opuszczamy pokład łódeczki i serdecznie żegnamy się z sympatyczną dziewczyną o brązowych oczach, szerokim uśmiechu i pięknym, aksamitnym głosie.. Kiedy wychodzę na drewniany pomost przystani, spoglądam jeszcze raz za siebie w kierunku unoszących się na wodzie łódeczek.  
Tami znowu zakrywa bawełnianą maseczką swoją miłą i ładną buzię, chroniąc się przed opalenizną.. Echhh te kobietki, zrobią wszystko, by być trendy, a ich natura jest nieodgadniona.. U nas dziewczyny ganiają po solariach, „łapią” latem na plażach każdy promyczek słońca, by przysmażyć ciało na brąz, tutaj Azjatki chronią ciało, by mieć jak najbardziej jasną cerę.. Nam facetom bardzo trudno to nieraz pojąć..


Kwadrans przed południem wchodzimy ponownie na pokład naszego dużego turystycznego statku, który czekał cierpliwie zacumowany 
w przystani. Trap ściągnięty. Rozpoczynamy rejs powrotny do portu 
w Ha Long..


Na stały ląd mamy około półtorej godziny rejsu. Nie popłyniemy tą samą trasą, lecz nieco dłuższą, by zobaczyć inne grupy wysp wypiętrzające się 
w wodach zatoki Ha Long.. Ludzie porozchodzili się po całym statku. 
Jedni uskuteczniają drzemkę pod pokładem lub uzupełniają płyny, inni wyszli na górny pokład podziwiać widoki i poopalać się w ciepłych promieniach słońca.. Ja oczywiście muszę wykorzystać każdą minutę na uwiecznienie pięknych panoram. Zabieram aparat, kamerę, torbę z obiektywami i zimne piwo z mesy, siadam w dogodnym miejscu przy balustradzie górnego pokładu i oddaję się nastrojowi chwili…


Co pewien czas mijają nas różne statki pasażerskie, zmierzające w labirynt zielonych wysp lub powracające tak jak nasza jednostka, do portu 
w Ha Long..


Spoglądam raz w lewo raz w prawo, na ciągnące się bez końca łańcuchy skalnych formacji, wynurzające się z morskich toni niczym pofałdowany grzbiet jakiegoś potwora..


Bitwy morskie w zatoce HA LONG
Ogromny labirynt skalnych wysp na obszarze zatoki miał kilkakrotnie 
w historii Wietnamu swoje dni chwały.. Zatoka Ha Long była miejscem przybrzeżnych morskich walk wietnamskiej floty z ich sąsiadami. 
Trzykrotnie w labiryncie kanałów, w pobliżu wysp u ujścia rzeki Bach Dang do zatoki Ha Long, armia wietnamska zatrzymała najeźdźców chińskich 
i mongolskich. Uparci i sprytni Wietnamczycy musieli kilka razy walczyć zaciekle o swój kraj z obcymi siłami. Żyzna delta Rzeki Czerwonej była najeżdżana przez ludy chińskie i mongolskie z północy, aż w końcu znalazła się pod panowaniem Chin na prawie jedenaście stuleci. Zwycięstwo wojsk wietnamskich u ujścia rzeki Bach Dang w 938 roku miało niezwykle istotne znaczenie dla Wietnamu, ponieważ pomogło uzyskać niepodległość 
i zakończyć ponad tysiącletnią chińską dominację w historii Północnego Wietnamu.. A jak do tego doszło?? Już opowiadam..
Chińska inwazja..
Gdy w X wieku w Chinach upadła dynastia Tang (rządząca w latach 618-970), nastał okres „Pięciu Dynastii i Dziesięciu Królestw”
Korzystając z politycznego podziału i wewnętrznych walk w Państwie Środka, gubernatorzy z rodu Khuc, rządzący w Jiaozhi, nie uciekając się 
do otwartej rebelii, poczynali sobie coraz bardziej niezależnie od swoich nominalnych władców z północy. W końcu, w roku 938, gdy wojska Południowych Hanów próbowały przywrócić władzę nad niezależną prowincją, wietnamski generał Ngo Quyen wydał im bitwę na rzece Bach Dang. Dzięki sprytowi i przemyślanej taktyce zdołał pokonać wielokrotnie liczniejszą Chińską Armię, która w tej bitwie poniosła sromotną klęskę..
Otóż, generał Ngo Quyen znając doskonale stany morskich przypływów 
i odpływów u ujścia rzeki Bach Dang, nakazał swoim ludziom wbić zaostrzone pale w dno rzeki, ale tak, by w czasie przypływu wody zatoki 
je zakryły i nie były one widoczne dla wroga.


Jednocześnie naprzeciw potężnej chińskiej floty generał Ngo Quyen wysłał 
o zmierzchu lekkie, płaskodenne łódki z niewielką ilością żołnierzy, które miały podczas przypływu zwabić Chińczyków w zasadzkę.


Armia chińskich najeźdźców, gdy tylko dostrzegła światła wietnamskich łodzi, ruszyła na nie z wielką siłą, gotowa pożreć przeciwnika na surowo. Generał Ngo Quyen wyczekał do chwili, gdy miał rozpocząć się odpływ
 i w tym momencie potyczki nakazał żołnierzom odwrót w górę rzeki. Niczego nie spodziewający się Chińczycy, ruszyli swymi dużymi okrętami wojennymi za uciekającymi łodziami przeciwnika. W tym momencie los się odwrócił. Odpływ odsłonił wbite w dno zaostrzone pale, które przebijały dna i burty chińskich okrętów niczym kartki papieru. Na dany sygnał nowe oddziały wietnamskich wojsk generała Ngo Quyen rozpoczęły zacięte ataki.


Przemyślny wojenny fortel udał się w stu procentach i połowa nieprzyjacielskiej armii wraz z chińskim dowódcą Luu Hoang Thao utonęła, 
a druga połowa wycofała się w panice. Zwycięski wietnamski wódz Ngo Quyen ogłosił się królem..


Mongołowie w natarciu..
Historia lubi się jednak powtarzać. 350 lat później, w roku 1288, kolejny wietnamski generał – Tran Hung Dao, zatrzymał morską inwazję statków mongolskich w pobliżu ujścia rzeki Bach Dang, stosując identyczną pułapkę, poprzez umieszczenie stalowych i drewnianych słupków w dnie zatoki, zatopionych podczas przypływu. A było to tak..
Na początku kwietnia 1288 roku flota morska, dowodzona przez mongolskiego Omara i eskortowana przez liczne oddziały piechoty, zaatakowała wybrzeże zatoki Ha Long.. Ponieważ Wietnamczycy celowo niszczyli mosty i drogi, mongolska flota osiągnęła ujście rzeki Bach Dang bez eskorty piechoty. Wietnamczycy zastosowali identyczny fortel jak 350 lat wcześniej. Mała flotylla lekkich, wietnamskich łodzi zawiązała morską bitwę, po czym zaczęła się wycofywać w górę rzeki. Mongołowie gorliwie popłynęli za nimi. Kiedy ich ciężkie okręty zaczęły wpływać na podwodne pułapki, tysiące małych łodzi wietnamskich szybko pojawiło się z obu stron, rozpoczynając gwałtowny atak. Załamały się szyki obronne Mongołów, którzy w panice próbowali wycofać się do morza. Łodzie Mongołów zostały unieruchomione, a wiele uległo uszkodzeniom i zatonęło. Mongolska flota została rozbita, a Omar schwytany..


Podczas wojny Wietnamskiej, toczącej się na przestrzeni lat 1957-1975, wiele kanałów między wyspami było mocno zaminowanych przez okręty Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych US Navy. Część z nich do dnia dzisiejszego stanowi zagrożenie dla żeglugi pasażerskiej..


Wyspy nazwane z przypadku…
Zatoka Ha Long Bay jest najbardziej spektakularną i wizualnie odurzającą częścią Wietnamu. Wspaniałe krasowe wyspy o stosunkowo słabo zalesionych zboczach, z malowniczymi jaskiniami, grotami i skalnymi przesmykami są częstokroć postrzegane jako zjawiska mistyczne, eteryczne i zapierające dech w piersiach. Część wysp jest zamieszkała, 
a co druga ma swoją nazwę. Podobno kiedyś jakiś znudzony rybak zaczął przyglądać się skałom i nazwał je według ich kształtu – tak powstały między innymi wyspy Voi Islet (Słoń), Ga Choi Islet (Walczące Koguty), Khí Islet (Małpa), Mai Nha Islet (Pod dachem), Ngon Tay Islet (Palec).. Nazwy nadano 989 wyspom.. Na niektórych wyspach żyją ptaki i zwierzęta, w tym drób, antylopy, małpy rezusy i makami, jaszczurki iguany, wiewiórki, łasice..


Głowa potwora i Legenda o Złotym Żółwiu..
A oto jedna z wysepek mających swoją nazwę.. Ową formację skalną, widoczną na fotce poniżej, nazwano – Mat Quy Islet (Głowa Potwora)
Mat Quy wznosi się około 30-35 metrów nad poziomem morza. 
Niektórzy mieszkańcy opowiadają, że wysepka jest głową potwora, który 
w zamierzchłych czasach czynił zło tutejszej ludności i według legendy został zabity przez Złotego Żółwia - Kim Quy..


Historia związana ze Złotym Żółwiem – Kim Quy rozpoczyna się początkiem XV wieku. Ma ona wiele podobieństw do anglosaskiej legendy o królu Arturze i jego mieczu Excaliburze.. Panujący ówcześnie cesarz Wietnamu 
Le Loi, założyciel dynastii Le, dostał od lokalnego boga Kim Quy (Złoty Żółw) magiczny miecz z wyrytym napisem – „wola nieba”. Miecz ten miał sprawić, że cesarz pokona okupującą jego kraj armię chińskiego Imperium Ming. Kiedy cesarz Le Loi używał miecza podczas walki, dawało mu to niezwyciężoną siłę wielu mężczyzn, dzięki temu w niedługim czasie wróg został pokonany, a Wietnam odzyskał niepodległość.


Pewnego dnia, gdy cesarz Le Loi w towarzystwie kilku mandarynów płynął łodzią po jeziorze w Hanoi, z wodnej toni wypłynął nagle na powierzchnię duży, złoty żółw. Był o to bóg Kim Quy, który zjawił się z prośbą o zwrot magicznego miecza. Cesarz oddał miecz, kładąc go na skorupie żółwia, a ten szybko zanurkował z powrotem, znikając w głębinach. Cesarz Le Loi po tym zdarzeniu przemianował jezioro Luc Thuy (Zielona Woda) na "Jezioro zwróconego miecza".


Tak kończy się pierwsza część legendy. A co stało się dalej z boskim żółwiem Kim Quy?..
Otóż Kim Quy (Złoty Żółw), kiedy dostał magiczny miecz, popłynął 
w kierunku morza. Przybywając nad zatokę Ha Long, spotkał potwora czyniącego zło ludziom mieszkającym na wodach zatoki. Zatrzymał się 
i stanął z nim do walki, chcąc uratować lokalnych mieszkańców.. 
Złoty Żółw pokonał potwora ucinając mu głowę, lecz doznał wielu poważnych ran w walce. Szukając schronienia, dotarł wyczerpany na jedną z wysp zatoki. Tam odnalazł  jaskinię do odpoczynku, jednak zmarł 
z powodu odniesionych ran, a jego ciało zamieniło się w wielki kamień. 
W dzisiejszych czasach, w jaskini na wysepce Dam Nam, turyści mogą zobaczyć blok kamienia, który jest uważany za skamieniałe ciało Złotego Żółwia.


Na obszarze zatoki mieszczą się stanowiska archeologiczne datowane na okres 25 000-3000 lat wstecz. W nadmorskiej wiosce Giap Khau odkryto pozostałości po kulturze Hoa Bình, istniejącej tu 10 tys. lat temu. Miejsca takie jak: Tuan Chau, Ngọc Vung, Cai Dam, Dong Naim i Cat Ba obfitują 
w liczne znaleziska z okresu neolitu i razem tworzą obszar nazywany „kulturą Hạ Long”..


Z prawej burty ukazują się kolejne zielone wyspy, tworzące niezwykły, nieskończony skalny labirynt.. Ustawiam aparat na statywie i pstrykam kolejne panoramy. Mijana duża wyspa o kształcie masywnego stożka nosi nazwę Ti Top i poszczycić się może piękną, przestronną, zaciszną, piaszczystą plażą. Przystają tutaj często stateczki pasażerskie z turystami, którzy pragną rozkoszować się kąpielą.. Ciekawostką jest nazwa wyspy. Owa formacja skalna pod koniec XIX wieku została nazwana Cat Nang (Słoneczny piasek). 22 listopada 1962 roku wyspę odwiedził wietnamski przywódca Ho Chi Minh w towarzystwie gościa z ZSRR, astronauty Giermana Titova – pierwszego człowieka, który wzniósł się rakietą na orbitę okołoziemską w 1961 roku i przebywał tam całą dobę. Na cześć owej wizyty prezydent Ho Chi Minh przemianował wyspę na Ti Top (Titov) Island.


Fengcong i fenglin
czyli
krasowe stożki i wieże..
Delikatnie kołysząc się na falach zatoki, nasz stateczek co jakiś czas przepływa obok wapiennych, skalnych wież, dziwacznie sterczących ponad taflą szmaragdowej toni..
Obszar zatoki Ha Long zawiera przykłady elementów krajobrazowych tzw. fengcong, fenglin i krasowej równiny. Nie są to oddzielne etapy ewolucji krasowej, ale wynik nienaturalnych procesów denudacji (degradacji, wypłukiwania) w jednolitej dużej masie wapienia.. Ten krasowy krajobraz zatoki Ha Long ma fundamentalne znaczenie dla światowej nauki geomorfologii. Geomorfologiczne twory obejmują całe grupy stożkowych szczytów (fengcong) oraz odizolowane, pojedyncze krasowe wieże (fenglin), które ukształtowały działania morza.


Kolejny, dziwny kształt skalnego, wapiennego ostańca. Skała nazywa się Ngon Tay Islet (Finger) czyli Palec. Swym wyglądem przyciąga wzrok już 
z daleka. Przypomina kciuk wyciągnięty w górę z wody, ponad powierzchnię morza.


Typ wież krasowych, występujących w dużej ilości na obszarze zatoki Ha Long, jest najbardziej ekstremalną formą rozwoju wapiennego krajobrazu. Biorąc pod uwagę wysokość, nachylenie i liczbę wapiennych wież tworzących krasowy krajobraz zatoki, jest to drugie takie na świecie skupisko formacji skalnych, wraz ze zbiorowiskiem krasowych ostańców 
w Yangshou, w południowych Chinach, co czyni go wyjątkowym miejscem na Ziemi..


Jedni z rozpromienionymi w uśmiechu twarzami, inni w nostalgicznej zadumie, spoglądają w kierunku fantastycznych, zielonych wysepek, oddalających się coraz bardziej w głębi zatoki..


Zmęczeni gorącymi promieniami słońca, wszyscy uczestnicy wyprawy zeszli pod zacieniony pokład. Na zupełnie pustym górnym pokładzie „buszujemy” tylko we dwójkę z Jorgusiem, pstrykając ciekawe panoramy.


Kiedy odruchowo spoglądam przed siebie, z prawej burty naszego statku dostrzegam w oddali skupisko kilku innych stateczków, krążących wokół jakiejś dziwnej formacji skalnej, wystającej ponad wodę..


Walczące Koguty
lub
Całujące się Kurczaki
Nasza łajba też zwalnia i zatacza szerokie koło wokół owej intrygującej skałki.. Jest to jedna z tych formacji skalnych, która ma swoją nazwę i jest najbardziej rozpoznawalną wysepką w zatoce Ha Long. Te dwie skały wystające z morza i znajdujące się naprzeciwko siebie nazwano Ga Choi Island – Wyspa Walczących Kogutów. W opowieściach mieszkańców zatoki można usłyszeć także nazwę – Trong Mai Island czyli Wyspa Całujących się Kurcząt. Nazwa ta związana jest z wietnamską legendą, opowiadającą o dozgonnej miłości i wierności. Z tej przyczyny owe dwie charakterystyczne skały, stały się symbolem miłości wśród mieszkańców zatoki.. Jak zwał tak zwał, w każdym razie wysepka jest bez wątpienia jednym z najbardziej unikalnych i popularnych wizerunków, które pojawiły się w przewodnikach 
i magazynach jako turystyczny symbol wietnamskiej zatoki Ha Long.


Skalna formacja Ga Choi znajduje się w południowo-zachodniej części zatoki Ha Long, około 5 km w głąb morza od przystani statków turystycznych Bai Chay. Na tle rozległej, otwartej przestrzeni morskiej, dwie wapienne skały zdają się wynurzać z morskiej otchłani ponad szmaragdowe lustro wody.. Skalne monolity mają około 12 metrów wysokości nad poziomem morza i dość zabawny kształt. Jak wskazuje nadana im nazwa, kształtem przypominają dwa stojące naprzeciwko siebie kurczaki o masywnych ciałach, wsparte na małych nogach. Spoglądając w ich kierunku, można ulec wrażeniu, że lekko chwieją się na powierzchni falującego morza, a jedna silna fala jest w stanie przewrócić duże kamienne bloki w szmaragdową toń. Jednak minęło już setki milionów lat, 
a Ga Choi – Walczące Koguty stoją niezmiennie naprzeciw siebie…


Widok z góry skalnej formacji Walczących Kogutów lub jak kto woli Całujących się Kurczaków.(fotoart.wietnews)


Dochodzi godzina 13-ta.. Nasz stateczek pruje spokojną taflę szmaragdowych wód zatoki. Płyniemy dość szybko w kierunku portu, pozostawiając za plecami oddalające się coraz bardziej skalne formacje wysp, wysepek i pojedynczych wapiennych ostańców. Do przystani mamy jeszcze około kwadransa rejsu..


Siedzę na dziobie statku i spoglądam w kierunku stałego lądu. W oddali po prawej stronie ukazuje się wschodnia część wybrzeża zatoki Ha Long oraz łańcuch wysepek ciągnący się wzdłuż niego.. Największa z wysp w tym zbiorowisku - wyspa Vung Chua jest eko-turystyczną atrakcją, oferującą dzikie piękno długich czystych plaż i dobrze zorganizowane zaplecze. 
Na powierzchni 10 hektarów leży wioska turystyczna w otoczeniu naturalnego piękna, dziewiczej harmonii gór, lasów i morza. Jest też sporo przystani, gdzie zacumować mogą łodzie na połów ryb oraz zaopatrzyć się 
w świeże owoce morza.


Most wantowy Bai Chay
Kawałeczek dalej, w kierunku północno-wschodnim ukazuje się wschodnia, bardziej uprzemysłowiona część miasta Ha Long – dzielnica Hon Gai
Z turystyczną dzielnicą Bai Chay połączona jest wiszącym mostem wantowym, widocznym na fotkach poniżej. Most w bardzo dużym stopniu ułatwił mieszkańcom miasta Ha Long, a także turystom, przekraczanie zatoki Cua Luc, rozdzielającej wąskim przesmykiem dwie części miasta.


Most Bai Chay ma 903 metry długości i 25 metrów szerokości (4 pasy ruchu i 2 pasy typowo motorowe). Wykonała go japońska firma budowlana w ciągu 3,5 roku..


Do portu coraz bliżej. Wychodzę na pusty górny pokład, by mieć lepszy widok na nabrzeże portowe..


Po ponad 4 godzinach rejsu wpływamy w portową zatokę.. Wokół pojawia się coraz więcej zacumowanych statków turystycznych, oczekujących na chętnych pasażerów.


Królewski stateczek „Royal Heritage Cruise”
Wzrok przyciąga dominujący pośród innych jednostek pływających, pasażerski statek o nazwie Royal Heritage Cruise, oferujący iście królewski rejs po zatoce Ha Long..


Zaprojektowany w orientalnym stylu, łączy harmonijnie nowoczesność wyposażenia i elegancję. Royal Heritage Cruise posiada duży taras 
z wygodnymi meblami do wypoczynku, elegancką jadalnię, wykwintny bar oraz 9 wspaniałych, znakomicie wyposażonych królewskich kabin, z dużymi, marmurowymi łazienkami.. Jednostka rozpoczęła rejsy od 1 grudnia 2012 roku..


Poniżej – fotki prezentujące wyposażenie tego królewskiego statku, użyczone z firmowej strony www.royalheritagecruise.com 


Z powrotem w porcie..
Nasza łajba wpływa do przystani. Kapitan umiejętnie „wciska” jednostkę pomiędzy rząd innych statków, ciasno przycumowanych do portowego nabrzeża.. Cała nasza ekipa powoli schodzi na ląd. Po głośnych reakcjach, uśmiechniętych minach i wesołych rozmowach widać, że wszyscy są bardzo zadowoleni z pięknego rejsu po niezwykłej zatoce Ha Long..


Dzień się jednak jeszcze nie kończy.. Przed nami kilka ciekawych rzeczy do zobaczenia i prawie 200 km trasy do pokonania, by dotrzeć do stolicy Wietnamu – Hanoi, gdzie mamy zarezerwowany hotel na kolejny nocleg.. Przechodząc wzdłuż zacumowanych stateczków pasażerskich, pstrykam ostatnie panoramy portowego nadbrzeża Ha Long..


Kiedy zmierzam wzdłuż barierek oddzielających budynek kapitanatu od parkingu, dwie starsze Wietnamki w bambusowych kapelusikach, widząc szwędającą się po porcie „bladą twarz”, doskakują do mnie błyskawicznie, niczym u nas „koniki” pod Pewexem 40 lat temu.. Od razu kapuję o co chodzi, bo już z daleka słyszę głośno wypowiadane słowa – cruise on the bay, cruise on the bay..!! , a w wyciągniętej dłoni Wietnamki dostrzegam wizytówkę prywatnego przewoźnika po zatoce. Kręcę przecząco głową 
i szybko odpowiadam po angielsku, że dopiero co wróciłem z rejsu.. 
Nie wiem czy Wietnamka do końca zrozumiała moje słowa, ale uśmiecha się i odchodzi..


Pearl Workshop Farm Ha Long
czyli
perliste zauroczenie..
Prawie wszyscy moi znajomi wyszli już z portu. Rozglądam się dokoła. Jorguś wymachuje do mnie ręką z drugiej strony ulicy i daje znak, gdzie teraz kieruje się grupa. Ruszam szybkim krokiem, by dogonić całe towarzystwo.. Po paru chwilach jestem już na końcu grupy, która pod dowództwem wietnamskiego przewodnika zmierza do królestwa pereł. Nieopodal portu, w odległości kilkuset metrów od kapitanatu znajduje się farma małży-perłopławów oraz salon firmowy Pearl Workshop Farm Ha Long, zajmujący się produkcją, pozyskiwaniem, obróbką oraz sprzedażą pereł pod postacią naszyjników, bransolet, wisiorków, broszek itd…
Natura obdarzyła mnie długimi nogami, a na co dzień mam zwyczaj dość szybko poruszać się zarówno po płaskim jaki i górzystym terenie, jednak 
w tej sytuacji musiałem oddać palmę pierwszeństwa naszym paniom, które jak stado chyżych rumaków, pognały przodem w kierunku salonu 
z perłami....


Wytwórnia i salon pereł to jak specyficzne laboratorium, oszukujące matkę naturę.. Dlaczego oszukujące ??.. Zaraz wyjaśnię.. Po przejściu przez kilka sali, można dokładnie zapoznać się z historią, cyklem produkcyjnym, obróbką, wyrobami i oczywiście sprzedażą pereł różnej maści.. 
W pierwszym pomieszczeniu, po prawej i lewej stronie wejścia umieszczono duże tablice, gabloty ze zdjęciami i skorupami ostryg oraz mapę zatoki określającą, gdzie znajdują się farmy hodujące perły.


Perły to łzy aniołów…
Perły te dziewicze, są jak szlachetne krople rosy, które fascynują bez względu na to, ile razy spojrzymy na nie. Są to najpiękniejsze kamienie ukazujące oszałamiająco estetyczne piękno, dlatego stały się tak popularne na całym świecie. Od najdawniejszych czasów perły zaliczane były do najcenniejszych klejnotów. Przyrównywano ich urok i wartość do kamieni szlachetnych, takich jak diament, rubin, szmaragd i niebieski szafir. Już od starożytności perłom przypisywano szczególną moc. Były one nie tylko ozdobą, lecz i amuletem, lekarstwem oraz symbolem. W okresie renesansu uważano, że perły chronią przed złym spojrzeniem, rzucanym urokiem, 
a także umożliwiają przepowiadanie przyszłości..


"W przeciwieństwie do innych klejnotów perła przychodzi do nas doskonała i piękna, bezpośrednio z rąk natury. Człowiek nie może jej już udoskonalić 
w przeciwieństwie do kamieni szlachetnych, troskliwie obrabianych przez szlifierza i zawdzięczających wiele jego sztuce. Odwracamy się od olśniewających brylantów czy szafirów do naszyjnika z pereł, by oczy nasze odpoczęły przy ich spokoju, zadowolone danym wytchnieniem i mogące rozkoszować się ich wspaniałością, delikatnie olśniewającym blaskiem, jaki zapożyczyły ze swego królestwa w głębinach morza. Perła nie potrzebuje żadnych dodatków uatrakcyjniających, jest sama w sobie czystością 
i słodyczą ..."


Jak powstaje perła..
Perły, jako jedne z niewielu unikalnych kamieni szlachetnych pochodzenia organicznego, są jedynymi klejnotami, wytwarzanymi przez żywe organizmy. Powstanie pereł zawdzięczamy niewielkim małżom, żyjącym 
w ciepłych morzach. Perły powstają najczęściej w wyniku reakcji organizmu małża na mikroskopijne ciało obce, które przedostało się do wnętrza jego muszli. Dla małża ciałem obcym może być niemal każdy drobiazg - ziarnko piasku, odprysk muszli, komórka innej rośliny czy zwierzęcia, własna obumarła komórka. W miejscu, gdzie utkwi coś takiego, powstaje dołek, który stopniowo się pogłębia, a następnie zasklepia wokół intruza, tworząc strukturę zwaną woreczkiem perłotwórczym. Ten wnika w nabłonek płaszcza, prowokując reakcję obronną zwierzęcia. Jest nią produkcja substancji perłowej, która ścisłą warstwą otacza ciało obce intruza, aby odizolować je od reszty organizmu. Ta grubiejąca powoli ochronna otoczka, którą wydziela małż, to właśnie perła. Z biegiem lat przyjmuje ona mniej lub bardziej kulisty kształt regularnej perły. Szlachetna perła odpowiedniej wielkości, kształtu i koloru występuje w naturze niezwykle rzadko.


Do końca XIX wieku, zanim poznano tajemnice hodowli, aby znaleźć jedną naturalną perłę, musiano otworzyć 15 tysięcy perłopławów. Dopiero od ponad 100 lat zamiast rabować w bezwzględny sposób dary naturze, próbuje się działać z nią razem w symbiozie, zakładając i kultywując hodowle pereł. Tworzenie kultur perłowych jest niesłychanie żmudnym zajęciem. Średnia farma posiada do 50 tysięcy perłopławów, z czego tylko 40% wytwarza perły, które mogą być użyte do produkcji biżuterii. 
Z tego tylko od 4% do 10% to klejnoty wysokiej klasy, będące ozdobą hodowli i poszukiwanym towarem na całym świecie. Wielkość, kolor oraz kształt pereł zależą od jakości hodowli i regionu, z którego pochodzą perłopławy. W 1926 roku Międzynarodowy Kongres Jubilerów uznał perły kultywowane za klejnoty cenione na równi z perłami naturalnymi, oficjalnie potwierdzając ich wartość oraz doceniając trud i kunszt hodowli. 
Na świecie najbardziej znane są cztery wielkie kultury pereł:
- AKOYA (tradycyjna japońska, zwana od nazwy małży) wraz z BIWA (słodkowodna odmiana AKOYA, nazwa od jeziora)
- chińska hodowla pereł rzecznych
- perły z mórz południowych
- perły  z Tahiti
Poniżej - farma perłopławów w zatoce.


Hodowla pereł
Perły hodowlane, to najprawdziwsze perły na świecie, często niesłusznie mylone ze sztuczną plastikową biżuterią czy wyrobami perłopodobnymi. Perły hodowlane, tak jak ich naturalny odpowiednik, wytwarzane są przez ostrygi. Aktualnie wszystkie perły na świecie to perły hodowlane, 
a naturalne perły można zobaczyć jedynie w muzeach oraz klejnotach koronnych. Naturalne perły są już praktycznie nie poławiane na świecie 
ze względu na ochronę środowiska. Aby odnaleźć naturalną perłę w dziko żyjącej ostrydze, trzeba otworzyć około 10 000 muszli, a i tak niewielki procent ze znalezionych pereł będzie miał odpowiednią wielkość, kształt 
i jakość, aby wykorzystać go w biżuterii.
Poniżej – metalowe pojemniki z perłopławami wydobyte z wód zatoki 
i czekające do dalszej obróbki w zbiornikach laboratoryjnych farmy Pearl Workshop.


Różnica pomiędzy perłą hodowlaną a perłą naturalną jest jedynie taka, 
że perły hodowlane wytwarzają ostrygi hodowane na farmach w warunkach regulowanych przez człowieka, a ziarenko piasku, z którego powstaje perła, zastępowane jest specjalnym implantem umieszczanym ręcznie przez człowieka. Po umieszczeniu implantu ostryga zachowuje się jak w naturalnym środowisku. Obce ciało zaczyna otaczać masą perłową, tworząc w ten sposób perłę. Wędruję przez salę laboratoryjną, przyglądając się jak młode Wietnamki w białych kitlach, z chirurgiczną precyzją umieszczają malutkie implanty pod postacią kolorowych koralików w ciele perłopława..


Różnica w budowie między perłami naturalnymi a hodowlanymi jest praktycznie żadna. Lśniąca substancja otaczająca jądro, to masa perłowa zbudowana głównie z węglanu wapnia oraz rogowatej substancji białkowej, która spaja kryształy. Przez ostatnią dekadę i wcześniej chińscy hodowcy doprowadzili proces hodowli pereł do perfekcji. Opracowali technikę pozwalającą na otwieranie ostryg bez ich zabijania, dzięki czemu mogą obracać zalążek, uzyskując w ten sposób bardziej krągłe perły. Japończycy natomiast umieszczają implanty wytworzone z muszli perłopławów, dzięki czemu perły Akoya wyróżniają się większą symetrią i lepszą jakością.


Przy kolejnych stanowiskach pracownicy hodowli wydobywają z wnętrza ostrygi wytworzone gotowe perły, po kilkuletnim procesie tworzenia się 
w ciele perłopława.


Rodzaje pereł
czyli
Perła perle nie równa..
Perły wbrew pozorom różnią się między sobą rodzajem, budową, połyskiem, powierzchnią, kształtem, kolorem i oczywiście rozmiarem.. Jeśli chodzi o typ, to wyróżnić można trzy główne rodzaje pereł używane w biżuterii: - słodkowodne, słonowodne Akoya oraz perły Mórz Południowych
Każda z tych pereł wytwarzana jest przez inny gatunek ostryg żyjących 
w innych regionach świata, w specyficznym klimacie, stąd różnice 
w budowie, kolorze, kształcie i wielkości.
- Perły słodkowodne mają słabszy poblask niż perły słonowodne, są od nich mniejsze, a uzyskanie idealnej krągłości jest praktycznie niemożliwe.
- Perły słonowodne Akoya charakteryzują się idealnie okrągłym kształtem, wysokim połyskiem i głębią koloru. Rozmiary szacują się między 2 a 10 mm. Główne barwy pereł Akoya to kolor biały, żółty, różowy, kremowy.
- Perły Mórz Południowych są to jedne z najdroższych pereł z powodu ich rzadkości i wielkości, a białe perły Mórz Południowych są uważane za najdroższe hodowlane perły na świecie. Ich standardową wielkość szacuje się między 10 a 20 mm.
Jest jeszcze jeden rodzaj niezwykłych i bardzo rzadkich pereł Tahitańskich, które hodowane są w Polinezji Francuskiej. Naturalne czarne perły Tahitańskie są niezwykle rzadko spotykane. Przeciętny rozmiar pereł Tahitańskich szacuje się między 8 a 12 mm. Największa znaleziona Tahitańska perła miała 25 mm.
Przy kolejnych stołach pracownicy farmy sortują perły pod względem odcieni koloru, kształtu i wielkości..


Aby biżuteria z pereł uzyskiwała jak najwyższą cenę, użyte do jej wykonania perły muszą odpowiadać pewnym surowym kryteriom. Perły dobrej jakości powinny odbijać światło, a gładkość perły powinna być na tyle dobra, aby zobaczyć w niej swoje odbicie. Im powierzchnia perły jest gładsza i jednolita, tym jest ona cenniejsza. Wszelkie skazy na perłach jak: przebarwienia, odpryski, zniekształcenia czy przerysowania obniżają ich wartość. Najdroższe perły nie posiadają żadnych skaz, a ich powierzchnia jest gładka jak lustro. Idealnie okrągła perła to niezwykła rzadkość. 
Im perła jest okrąglejsza, tym jest ona cenniejsza. Aktualnie perły występują w całej gamie kolorów od najbardziej klasycznych jak biały, grafit, łosoś po takie kolory jak zielony, niebieski, fiolet. Wszystkie kolory występują również w odcieniach. Ostatnim kryterium jest wielkość perły – im większa tym cenniejsza. Perły mórz południowych mogące osiągać średnicę do ponad 20 mm są najdroższe. Perły tego rozmiaru to już naprawdę duże klejnoty, robiące ogromne wrażenie. Najczęściej sprzedawanym rozmiarem są perły w granicach 6.5-7 mm.
Po tym krótkim wykładzie o perłach oraz cyklu ich produkcji, przechodzimy do najważniejszego i najbardziej podniecającego miejsca na farmie (przynajmniej dla naszych pań) czyli salonu wystawowego i salonu sprzedaży biżuterii, wytwarzanej z tutejszych pereł..


Naszyjniki, kolie, mniejsze i większe sznury pereł o różnych wielkościach oraz kolorach, robią na naszych paniach ogromne wrażenie. Przysłuchując się z boku cichym szeptom podniecenia i wybuchom zachwytu, jako facet nie mogę za bardzo pojąć ich reakcji, jednak gdyby tutaj stały wypasione samochody albo sprzęt narciarski, to też pewnie bym się tak zachowywał jak one.. No cóż, każdy ma swojego „hopla”.. Jedni lubią jak im kwiaty pachną, inni jak im skarpetki śmierdzą…..


Czas pożegnać farmę pereł i całą niezwykłą zatokę Ha Long. To co tutaj zobaczyłem, pozostanie w mej pamięci do końca życia.. Są takie miejsca na świecie, które zobaczone raz, odciskają swoje niezapomniane piękno 
w sercu, głowie i wspomnieniach na zawsze. Zatoka Ha Long to właśnie takie miejsce..


Kilka minut po godzinie 14-tej wsiadamy do autokaru, który rusza w kierunku kolejnego wietnamskiego miasta. Jedziemy do stolicy Wietnamu – Hanoi. Odległość od zatoki Ha Long to około 160 km. Mamy zatem około 
4 godziny jazdy.. Po tak sporej dawce przedpołudniowych emocji, wygodnie układam się w fotelu autokaru i po paru minutach, jak większość pasażerów zapadam w głęboką drzemkę.. Po dwóch godzinach relaksującego snu, ponownie siedzę z przyklejonym do szyby nosem i aparatem fotograficznym w ręku. Trzeba przecież pstryknąć choćby kilka fotek w czasie jazdy, żeby upamiętnić ten odcinek podróży w mojej relacji.. Mijamy po drodze kolorowe domki o dość charakterystycznym wyglądzie, typowe dla wietnamskiej prowincjonalnej zabudowy..


Wietnamskie cmentarze..
Kiedy przejeżdżamy przez prowincję Ha Tay wzdłuż zielonych pól ryżowych, moją uwagę przykuwa dość dziwny widok. Pośrodku poletek ryżu dostrzegam pojedyncze grobowe kapliczki, a także duże skupiska grobów w formie małych cmentarzy. Pytam przewodnika siedzącego tuż przede mną w autokarze, o co tutaj chodzi?.. Okazuje się, że ceremoniał pochówku w Wietnamie jest trochę zróżnicowany w poszczególnych regionach, a w pewnych sytuacjach nawet dość makabryczny.. 
Już wyjaśniam co jest „grane”, a właściwie zakopywane...


Wietnam to państwo o przeszło 2 tysiącach lat burzliwej historii. Mało kto wie, że w Wietnamie zmarłych chowa się dwa razy. Raz w po 24 godzinach od momentu zgonu i drugi raz po 3 latach (kiedyś czekano 7 lat). 
W dużych miejskich aglomeracjach, czynne cmentarze podzielone są na kwartały, w których chowa się zmarłych w grobach tymczasowych. 
Po upływie trzech lat, pod osłoną nocy wykopuje się zwłoki ( to co z niech pozostało ). Ceremoniał jest poprzedzony modlitwą do zmarłych i ofiarami. Kiedyś najstarszy syn, dziś pracownicy cmentarza przygotowują wywar 
z wina ryżowego i imbiru, w którym obmywa się kości i składa do ceramicznych trumien, które przewożone są do miejsc ostatecznego spoczynku. Uważa się, że dusza zmarłego znajduje ukojenie, jeżeli jego kości zostaną złożone w grobie przodków. Innym sposobem pochówku, ostatnimi czasy często stosowanym w wietnamskich aglomeracjach, jest równie popularna jak groby ziemne kremacja zwłok, wywodząca się 
z tradycji buddyzmu.. W wielkich miastach takich jak Hanoi czy Ho Chi Minh (Sajgon) przepełnione cmentarze nie mają miejsca na dalsze pochówki ziemne. W nowoczesnych krematoriach spopiela się zwłoki. Urny znajdują swoje miejsce w specjalnych katakumbach lub przyświątynnych pagodach, które stają się domem dla tysięcy umarłych. I tak samo, jak na tradycyjnych cmentarzach rodziny przynoszą pożywienie i trociczki, dbają o spokój swoich bliskich. I w końcu trzeci wariant pochówku stosowany na prowincji.. W osadach i we wsiach wietnamskich do dziś pojedyncze grobowce lub skupiska pomników danej rodziny stawiane są na polach ryżowych lub tuż przy zabudowaniach gospodarczych. Ryż stanowi podstawę wyżywienia mieszkańców wietnamskich wsi, dlatego formę symboliczną ma zwyczaj pochówku na własnym polu ryżowym, a nie na cmentarzu..


Stolica Wietnamu - HANOI
Po niespełna 4 godzinach jazdy od momentu wyruszenia znad zatoki 
Ha Long, wjeżdżamy na przedmieścia stolicy Wietnamu, drugiego co do wielkości miasta tego kraju – Hanoi.


Wiele ciekawych szczegółów o tym pięknym mieście, położonym na prawym brzegu Czerwonej Rzeki, opowiem podczas wędrówki uliczkami Hanoi
w czasie zwiedzania kultowych zabytków oraz w trakcie przejażdżki rikszami, tymczasem zerknijmy tylko przez moment na nowoczesną architekturę miasta..


Autokar przez kilkanaście minut krąży ulicami wietnamskiej stolicy, zmierzając w kierunku centrum miasta do dzielnicy Hoan Kiem, nazwanej tak od znajdującego się tutaj malowniczego jeziora Hoan Kiem. Hoan Kiem to bardzo stara dzielnica Hanoi, położona w sercu handlowego centrum stolicy.. Znajdują się tutaj największe wietnamskie przedsiębiorstwa publiczne oraz siedziby banków, natomiast urzędy centralne umiejscowiono w dzielnicy Ba Dịnh, zwanej niekiedy Dzielnicą Francuską. W dzielnicy Hoan Kiem znajduje się wiele atrakcji turystycznych Hanoi między innymi: The Old Quarter (Miejska Starówka), Hanoi Opera House (Opera Miejska), Muzeum Narodowe Historii Wietnamu oraz Thang Long Water Puppet Theatre czyli niezwykły Wodny Teatr Lalek. I ten właśnie obiekt będzie zakończeniem dzisiejszego programu zwiedzania i całego dnia pobytu na wietnamskiej ziemi..


Hotel Golden Lotus
Kilka minut po godzinie 19-tej autokar zajeżdża pod hotelowy budynek Golden Lotus Hotel, wciśnięty pomiędzy charakterystyczne miejskie zabudowania starej dzielnicy Hanoi – Hoan Kiem.. Będzie to nasza baza noclegowa na kolejne dwa dni zwiedzania Hanoi.. Wychodząc z autokaru 
i zabierając z luków bagażowych torbę podróżną, zerkam na fasadę hotelu. Wąski, wysoki na 12 pięter budynek z balkonami na stronę ulicy nie robi na mnie większego wrażenia. Hotel jak hotel, zobaczymy co w środku.. Na jego dokładniejszą penetrację przyjdzie pora wieczorem lub dopiero jutro, teraz mamy tylko pół godzinki czasu na rozlokowanie się, odświeżenie, przebranie i o godzinie 19:45 zbiórka w hotelowym holu przed recepcją.


Kiedy mijam recepcję z uśmiechniętą hotelową obsługą i przechodzę przez elegancki hol, pomieszczenia restauracji oraz piano-bar, moje obawy co do jakości hotelu zostają od razu rozwiane.. Widać tutaj klasę, styl i klimat hotelu o wysokim standardzie..


Po otwarciu drzwi do pokoju zostaję jeszcze bardziej pozytywnie zaskoczony. Z przydziału dostaję pokój w wersji Delux. Obszerne, klimatyzowane pomieszczenie z plazmowym TV, wyposażone w stylowe meble, garderobę, dzieła sztuki, sekretarzyk, sejf oraz mini bar, robi wrażenie.. Walę się z impetem na szerokie łóżko. Ufff.. wygodniuśkie 
z dobrym materacem i miękkimi bawełnianymi poduszkami. Pakuję się od razu do łazienki, by wziąć prysznic.. Czasu nie za wiele.. Duża, wygodna czyściutka łazienka wyposażona w wannę z prysznicem, przybory toaletowe i suszarkę włosów. Jest OK..!!..


Po szybkiej toalecie i przebraniu się w wygodniejsze ciuchy wychodzę na parę chwil, na dość spory balkon. Widok z niego na spokojną ulicę, z dala od zgiełku miasta.. Dzień pełen wrażeń powoli chyli się ku końcowi.. 
Ostatnią atrakcją zaplanowaną na dzisiejszy wieczór jest wizyta w słynnym wietnamskim Wodnym Teatrze Lalek. Ponoć spektakl jest niezwykły.. Przekonamy się już za parę chwil..


Punktualnie o godzinie 19:45 cała nasza ekipa zbiera się przed hotelową recepcją.. Z hotelu Golden Lotus do Wodnego Teatru Lalek jest niespełna 
10 minut spacerkiem.. Zmrok zapada tutaj  bardzo szybko. Na wąskich uliczkach dzielnicy Hoan Kiem zapalają się kolorowe neony, zapraszające do kawiarni, restauracji i nocnych lokali. Wokół słychać gwar głośnych rozmów spacerujących turystów i odgłosy rozbrzmiewającej, egzotycznej wietnamskiej muzyki. Miasto rozpoczyna swe nocne życie..


WODNY TEATR LALEK - MUA ROI NUOC
czyli
taniec lalek na wodzie
Punktualnie o godzinie 20-stej docieramy pod rozświetloną fasadę dużego budynku Wodnego Teatru Lalek. Przez rozległy hol wchodzę do klimatyzowanej Sali widowiskowej i zajmuję miejsce na widowni 
w wygodnym fotelu. Scena teatru jest dość niezwykła. Scenografia przedstawia kolorową pagodę, przed frontem której stworzono coś 
w rodzaju płytkiego basenu, wypełnionego wodą.. Za 10 minut rozpocznie się niezwykły spektakl, zatem jest trochę czasu, bym w kilku zdaniach opowiedział historię powstania i działalności oraz znaczenie tej niezwykłej formy scenicznej w wietnamskiej kulturze..


Historia powstania lalkarskiej profesji..
Taniec lalek na wodzie to jedno z ciekawszych wydarzeń kulturalnych 
w Wietnamie. Zrodził się z tradycji plebejskiej ponad 1000 lat temu 
w wioskach delty Rzeki Czerwonej na obszarze północnego Wietnamu i jest powiązany z rytuałem religijnym. Tradycja ta obroniła się przez wiele wieków i zachowała do dnia dzisiejszego, stając się kulturalną wizytówką Wietnamu, rozpoznawalną na całym świecie. Umiejętności teatralne przekazywane były w rodzinach z pokolenia na pokolenie. Na początku 
XX wieku wodny teatr lalek był bliski zaniknięcia. Ożył na nowo dzięki francuskiej organizacji, która wsparła go nowymi lalkami i nową techniką.
Wodny teatr lalek różni się od tradycyjnego przedstawienia, nie tylko ze względu na treść czy budowę lalek, ale przede wszystkim ze względu na scenę, którą stanowi woda – jezioro, staw, basen czy rzeka, a lalki są sterowane przez niewidocznych dla widzów aktorów. Wietnamscy rolnicy uprawiający ryż, modlili się do rozmaitych bóstw o obfite plony i deszcz, 
od którego mocno zależał rezultat ich pracy. W tym celu podczas świąt 
i festynów wiejskich odprawiano rytuały związane z wodą m.in. mycie posągów Buddy, czyszczenie świątyń, wyścigi wioślarskie i pływackie oraz teatr lalek na wodzie. Przedstawienia były odgrywane na jeziorach, bagnach i innych naturalnych akwenach, często wśród rosnących tam roślin, które stanowiły naturalną scenografię. Inspiracją do przedstawianych historii były rozmaite techniki uprawiania ryżu, zajęcia dnia powszedniego, tradycje i zwyczaje wiejskie oraz zabawy. Nie istniało pojęcie profesjonalnego teatru lalek na wodzie w sensie biznesu, który byłby źródłem dochodu, gdyż była to tradycja rodzinna, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Początkowo lalkarzami byli tylko mężczyźni, ponieważ uważano, że kobiety są za słabe fizycznie, aby animować ciężkimi lalkami, a poza tym obawiano się, że mogą one zdradzić tajniki sztuki lalkarskiej rodzinie męża. Sekretem była również technika budowania lalek, zwłaszcza tych trikowych, a ponieważ wykonywano je własnym sumptem, starano się używać jak najtańszych materiałów. Idealnie nadawało się w tym celu rosnące przy jeziorach i stawach drzewo figowe, które łatwo poddaje się obróbce i jest lekkie. Proste formy były rzeźbione przez niedoświadczonych rzemieślników, ale te bardziej wyszukane potrzebowały wprawnej ręki fachowca. Każda lalka była jednak unikatowym egzemplarzem..


Dzisiejsze lalki są wykonane z różnych rodzajów liściastego drewna
a następnie dokładnie pokrywane specjalnym lakierem, by nie nasiąkały wodą. Do lalek mocuje się długie, bambusowe tyczki oraz system sznurków 
i rolek, za pomocą którego aktorzy sprawnie poruszają lalkami. 
Lalki mierzą od 40 do 70 centymetrów, a ich waga wynosi od 5 do 15 kg. Grupy lalek, poruszające się synchronicznie, mogą ważyć do 100 kg
Aby je obsłużyć potrzeba wielu aktorów, którzy trenują całymi latami, 
zanim opanują skomplikowane ruchy lalek.


Jak wspomniałem, dawne oryginalne festiwale lalkowe na wodzie odbywały się dosłownie na zalanym wodą poletku ryżowym, ze wzniesioną pośrodku prowizoryczną Pagodą z trzciny i palmowych liści, aby ukryć lalkarzy, stojących po pas w wodzie. Woda stanowiła zarówno scenę dla lalek, 
a także prezentowała symboliczną tradycję zbiorów ryżu, który w życiu Wietnamczyków był podstawowym składnikiem pożywienia. Ukrywała również sznurki marionetek i ruchy Puppeteerów (lalkarzy), poprawiała akustykę muzycznych i wokalnych popisów, a także zapewniała lśniący efekt oświetlenia.


Obecnie sceną nowoczesnego wodnego teatru lalek jest basen z wodą 
o powierzchni 4 metrów kwadratowych i głębokości 1 metra 
8 lalkarzy stojących za podzielonym ekranem w rodzaju bambusowej żaluzji, zwisającej na ozdobnej fasadzie przypominającej świątynię,  porusza lalkami za pomocą długich prętów bambusa i systemu mechanizmów ukrytych pod powierzchnią wody..


Igraszki na wodzie
czyli
Wietnamski folklor w legendach i scenkach rodzajowych
Przedstawienie czas zacząć.. Spoglądam na wypełniony wodą basen 
i kolorową fasadę pagody. Coś zaczyna się dziać. Reflektory nieco rozjaśniają cienie sali i zmieniają odcienie barwnej scenografii.. Nie można powiedzieć, że kurtyna idzie w górę, bo jej tu nie ma. Sceny również nie ma, zastępuje ją basen wypełniony po brzegi wodą. Po bokach tej nietypowej, wodnej sceny jest miejsce dla muzyków i to właśnie oni rozpoczynają przedstawienie. Ubrani w barwne, tradycyjne stroje, zasiadają przy swoich instrumentach i dla wprowadzenia odpowiedniego nastroju prezentują kilka utworów muzycznych. Instrumentarium orkiestry obejmuje bębny, drewniane dzwony, cymbały, rogi, instrumenty strunowe Djan Bau, gongi oraz flety z bambusa. Nie same dźwięki instrumentów stanowią muzyczne tło przedstawienia. Jedna z młodych aktorek aksamitnym głosikiem wyśpiewuje wietnamskie ludowe pieśni. Po tym wstępie na widowni zapada ciemność, a nad wodną sceną zapalają się kolorowe światła.


Teraz widzimy w pełnej krasie scenografię, którą tworzy kilka bambusowych ekranów, zwieńczonych dachem z dekoracjami typowymi dla pagody. Zza bambusowej żaluzji z obu stron sceny wyłaniają się kolorowe lalki, czasem wynurzają się wprost z głębin wody. Przedstawienie składa się z krótkich kilkuminutowych scenek, a całość trwa ok.1 godziny. Każdy scenka, to osobna historia, zwykle ukazująca epizody z życia wsi. Tematem są skecze oraz opowieści mające silne odniesienie do wietnamskiego folkloru. Przeplatają się one z motywami z legend i historii narodowych. 
Widzimy m.in. rolników pracujących w polu ryżowym, walkę byków, zawody pływackie, tańczące dziewczęta, kaczki, ptaki. Na wodnej scenie często pojawiają się także motywy lwów, smoków ziejących ogniem, czy jednorożców, a także wiele innych bajkowych motywów. W każdym przedstawieniu bierze udział około 100 lalek. Umiejętność operowania lalkami aktorzy nabywają przez całe życie, z tego względu zawód lalkarza przypisuje się przede wszystkim mężczyznom. Jak wspomniałem, każda lalka waży od 5 do 15 kg, dlatego sekret operowania postaciami tkwi nie tylko w sile, ale też w wieloletnich umiejętnościach i doświadczeniu.


Akcja toczy się płynnie, czasem bardzo szybko, a czasem w spokojniejszym tempie, ale wszystko jest jasne i nie trzeba znać języka wietnamskiego, 
aby spektakl zrozumieć. Głównymi bohaterami spektaklu są oczywiście małe drewnianych lalki. W tle słychać akompaniament zespołu muzycznego.. Muzyka grana na żywo jest tłem do scenek, wprowadza odpowiednią atmosferę lub dosłownie ilustruje akcję. Śpiewacy cheo (forma opery pochodzących z Wietnamu Północnego), śpiewają pieśni, które opowiadają historie odgrywane przez marionetki.


Zasłonięci bambusowymi ekranami przed wzrokiem publiczności i brodzący po pas w wodzie animatorzy, tak sprawnie poruszają za pomocą linek 
i bambusowych tyczek lalkami, że trudno nieraz uwierzyć w to, co widzę.. Lalki pojawiają się na scenie płynnie wysuwając zza ekranów lub nieoczekiwanie wyskakują z wody. Każda lalka umieszczona jest na długim drągu zanurzonym w wodzie, którego drugi koniec trzyma aktor animujący lalką. Taki godzinny występ jest niewątpliwie dużym wysiłkiem fizycznym, który w dodatku wymaga wyczucia i finezji. Co pewien czas, w zależności od charakteru i motywu prezentowanej opowieści, zmieniają się barwne reflektory oświetlające scenę..


Gdy przyglądam się lalkom bliżej przez obiektyw aparatu, dostrzegam szczegóły wykonania. Każda z nich jest osobnym dziełem sztuki. 
Niektóre z nich są bardzo proste, jak statyczne figurki, ale niektóre mają skomplikowaną budowę i przystosowane są do wykonywania rozmaitych trików. Lalki są bardzo kolorowe i świetnie prezentują się na tej nietypowej scenie.


Przez godzinę bawię się dobrze, podziwiając niezwykły kunszt animatorski lalkarzy i niejednokrotnie zastanawiam się jak to wszystko działa. 
Kiedy spektakl dobiega końca, milknie muzyka, a lalki chowają się w wodach basenu. Zza bambusowych żaluzji wychodzi ośmioro animatorów, którzy przez cały czas niewidoczni dla publiki, stworzyli to niezwykłe widowisko.. Kłaniają się nisko widowni, stojąc po pas w wodzie. Dostają oklaski na stojąco…Przedstawienia w teatrze grane są 3 lub 4 razy dziennie i za każdym razem wszystkie bilety są sprzedane. Będąc w Wietnamie nie można przegapić tej atrakcji jaką jest Teatr Lalek na Wodzie, unikalna i osobliwa forma lalkarstwa, charakterystyczna tylko dla tego kraju. Trzeba pamiętać, że to tradycja mająca ponad tysiąc lat i chociażby z tego względu jest ciekawym zjawiskiem, zasługującym na szacunek. Teatr Lalek na Wodzie zdobył już taką popularność, że bardzo często gości na licznych światowych festiwalach lalkarskich..


Kwadrans po godzinie 21 opuszczam mury tego niezwykłego teatru. 
Kolejna atrakcja dzisiejszego dnia, naszpikowanego niezapomnianymi wrażeniami, pozostawi w mej pamięci kolorowe, bajkowe obrazy 
z Wietnamu.. Po spektaklu mamy czas wolny dla siebie. Wraz z Jorgusiem 
i Grażynką wałęsamy się jeszcze przez półtorej godziny po kolorowych uliczkach Hanoi, kosztując regionalnych potraw w tutejszych restauracyjkach, tętniących nocnym życiem.. Wokół unosi się orientalny zapach kardamonu, cynamonu, wanilii i smażonych na wokach przysmaków z wieprzowiny, ryb i ryżu.. Gwar ulicy, rozświetlone wystawy sklepowe, młode urodziwe Wietnamki zapraszające przed kawiarniami do wstąpienia 
w ich progi, uśmiechnięci rykszarze czekających na gest ze strony turysty 
w celu podwiezienia oraz nieustający ruch skuterów, którymi młodzi ludzie przemieszczają się po wąskich uliczkach Hanoi, wszystko to oddaje niezapomniany nocny klimat tego miasta.


Parę minut przed godziną 23 docieramy do naszego hotelu Golden Lotus. Przez dwie kolejne doby będzie on bazą noclegowo-wypadową po stolicy Wietnamu – Hanoi.


Kiedy wkraczam na hotelowe korytarze, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki opadam z sił. Marzę teraz tylko o jednym – kąpiel i sen !!. Do pokoju wchodzę prawie „na rzęsach”. Szybka kąpiel i po paru minutach jestem w wygodnym łóżku. Jutro wstajemy nieco później, więc wyśpię się do woli. W planach na jutrzejszy dzień mamy zwiedzanie kultowych miejsc wietnamskiej stolicy - Mauzoleum wodza Ho Chi Minha, pałacu prezydenckiego, prywatnej rezydencji wujka Ho, Świątyni na Jednej Kolumnie, Świątyni Literatury oraz popołudniową wycieczkę rikszami po kolonialnej części miasta.. Ojj, znowu będzie się działo, tymczasem – Dobranoc !!!!.


KONIEC cz. XVI
C.D.N..

2 komentarze:

  1. Phil Bosmans

    Naj­piękniej­szych chwil w życiu nie zap­la­nujesz. One przyjdą same. Myślę, że Ty Andrzeju to zaplanowałeś :) a plan był idealny. Świetna wycieczka i bardzo ciekawa recenzja. Nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Andrzeju czy Pan zapadł w sen zimowy? Czekamy na kolejne relacje z podróży po Azji.

    OdpowiedzUsuń