"SERCE GÓRALA"
Miałem wtedy 8
lat, nie wiem czy to dużo, czy to mało...
Zresztą nie sądzę, by górom to coś przeszkadzało.
Zresztą nie sądzę, by górom to coś przeszkadzało.
Chcę Wam
opowiedzieć jak bardzo się zakochałem..
Tak po prostu, z dnia na dzień, tak jak jeszcze dotąd nie znałem.
Tak po prostu, z dnia na dzień, tak jak jeszcze dotąd nie znałem.
Mój dziadek, przewodnik
tatrzański zabrał mnie rankiem w góry
W świat
surowy, podhalański, świat wiatru, skał i dzikiej natury..
Wędrując
szlakiem opowiadał tak ciekawie o tych pięknych górach
O halach, potokach,
dolinach i szczytach gdzieś w chmurach…
Rozpalił serce
moje, dusze od tej pory górom zaprzedałem
Górom to
nie przeszkadzało, że dopiero 8 lat miałem….
Znów
musiałem się urodzić, Matką moją Tatrzańska dolina..
Pachnąca, rozległa, zielona, a imię jej na „K” się zaczyna.
Pachnąca, rozległa, zielona, a imię jej na „K” się zaczyna.
Kiedy rano wstaję
otwierając oczy, śpiew ptaków słyszę,
A wychodząc przed
dom, cichy szept wiatru i skalną ciszę..
W lesie pachnie żywicą, w zbożu pachnie chlebem,
Wiem, że to moje miejsce, że to jest mym szczęśliwym niebem.
W lesie pachnie żywicą, w zbożu pachnie chlebem,
Wiem, że to moje miejsce, że to jest mym szczęśliwym niebem.
Gdy przed snem zamykam
oczy w zaciszu góralskiej chatki,
Chcąc przywołać
miły sercu widok, mojej górskiej matki,
Słyszę, kiedy do mnie mówi, porusza potokami,
Śmieje się szczytami i otula świerkowymi ramionami..
A zapach i woń wiatru, co włosy mi rozwiewa,
Odurza wszystkie zmysły i gra w koronach drzewa..
Słyszę, kiedy do mnie mówi, porusza potokami,
Śmieje się szczytami i otula świerkowymi ramionami..
A zapach i woń wiatru, co włosy mi rozwiewa,
Odurza wszystkie zmysły i gra w koronach drzewa..
Wiem już, wiem,
że jest to moje miejsce,
Mój kawałek
rodzinnego nieba...
"Zejście z Diablaka"
Tysiąc wichrów wyskoczy nie wiadomo skąd
I runie z całą siłą, jak fale na ląd
Tysiąc wichrów wyskoczy nie wiadomo skąd
I runie z całą siłą, jak fale na ląd
Wszystkie
chmury się zbiegną, by uderzyć wraz
i z diabelskiego szczytu na dół zepchnąć nas.
i z diabelskiego szczytu na dół zepchnąć nas.
Kamienie się
obsuną z pod idących stóp
i ze wszystkich krawędzi powita nas grób.
i ze wszystkich krawędzi powita nas grób.
Jakieś ptaki
zaszumią proporcami piór
i zginą w wirze wichrów, pod nawałą chmur.
i zginą w wirze wichrów, pod nawałą chmur.
Nawet słońce
tym razem nie spojrzy ku nam
by świecić nam w oczy złotem jakiś plam.
by świecić nam w oczy złotem jakiś plam.
A jednak i z
tej matni zatraconych dróg
wyprowadzi nas wszystkich wszechobecny
wyprowadzi nas wszystkich wszechobecny
Zasnuły się senne góry
W mgławą jesienną oponę -
Słońce nad nimi się pali,
Wyzłaca pola skoszone.
Kurz opadł na jasionach,
Na brzozach liść się czerwieni -
O smutna godzino rozłąki,
O smutna, cicha jesieni!
Odchodzę, bo czas mnie woła...
Ślad po mnie czyż tu zostanie?
O góry, o pola skoszone,
O ciche, smutne żegnanie..
W mgławą jesienną oponę -
Słońce nad nimi się pali,
Wyzłaca pola skoszone.
Kurz opadł na jasionach,
Na brzozach liść się czerwieni -
O smutna godzino rozłąki,
O smutna, cicha jesieni!
Odchodzę, bo czas mnie woła...
Ślad po mnie czyż tu zostanie?
O góry, o pola skoszone,
O ciche, smutne żegnanie..
Był czas,że się na skalny
grzbiet
wspinały ciemne kosodrzewy...
W upalny pół-dzień gór powiewy
niosły aromat żywicowy
i opadały kędyś - het!
Zanim aksamit gąszczów zrzedł,
zduszony wpośród skał ulewy,
zanim ostatnie sczezły krzewy -
jesienią złocił się szlak płowy,
igliwiem tkany - złocił het!
Dziś potrzaskane, krągłe piargi
toczą się w źlebach w dół, bez końca...
Huczą ulewą skalne gardła...
Rzekłbyś - ostatnie echa - skargi,
ostatni pogłos życia - słońca
nad turnią tą, co już umarła...
wspinały ciemne kosodrzewy...
W upalny pół-dzień gór powiewy
niosły aromat żywicowy
i opadały kędyś - het!
Zanim aksamit gąszczów zrzedł,
zduszony wpośród skał ulewy,
zanim ostatnie sczezły krzewy -
jesienią złocił się szlak płowy,
igliwiem tkany - złocił het!
Dziś potrzaskane, krągłe piargi
toczą się w źlebach w dół, bez końca...
Huczą ulewą skalne gardła...
Rzekłbyś - ostatnie echa - skargi,
ostatni pogłos życia - słońca
nad turnią tą, co już umarła...
"Wodogrzmoty"
Skąd taka masa wody
stale się w dół przelewa
tworząc wielkie kaskady
pieni się, kręci, gniewa.
Huczy w wielkim parowie
jakby płyneła z nieba
kryształ tatrzańskiej wody
stale się w dół przelewa.
stale się w dół przelewa
tworząc wielkie kaskady
pieni się, kręci, gniewa.
Huczy w wielkim parowie
jakby płyneła z nieba
kryształ tatrzańskiej wody
stale się w dół przelewa.
"Wioski w Beskidzie"
Czołga się płową linią grzbietów
zmierzchu cień.
Nie wiadomo skąd nadchodzi noc
i dokąd odchodzi dzień.
zmierzchu cień.
Nie wiadomo skąd nadchodzi noc
i dokąd odchodzi dzień.
Może w lasach
na Jawornicy
skrył się i czeka
aż do brzasku ponad przełęczą
wzejdzie jutrzenka.
skrył się i czeka
aż do brzasku ponad przełęczą
wzejdzie jutrzenka.
W chatach
wrosłych w doliny, kotliny
sen ludzi morzy:
wcześnie idą spać by rychło wstać
przed blaskiem zorzy.
sen ludzi morzy:
wcześnie idą spać by rychło wstać
przed blaskiem zorzy.
Mucharz
przysiadł na wzgórzu i drzemie
jak nocny stróż.
I Ponikiew i Łękawica
zasnęły już.
jak nocny stróż.
I Ponikiew i Łękawica
zasnęły już.
Znam te wioski
znam tutaj ludzi
jak dolę własną.
Tu i miłość i śpiew i życie
w milczeniu groźnym gasną.
jak dolę własną.
Tu i miłość i śpiew i życie
w milczeniu groźnym gasną.
Taki tam spokój... Na gór zbocza
światła
się zlewa mgła przezrocza,
na senną
zieleń gór.
Szumiący
z dala wśród kamieni
w słońcu
się potok skrzy i mieni
w
srebrnotęczowy sznur.
Ciemnozielony
w mgle złocistej
wśród
ciszy drzemie uroczystej
głuchy
smrekowy las.
Na
jasnych, bujnych traw pościeli
pod
słońce się gdzieniegdzie bieli
w
zieleni martwy głaz.
Na
ścianie nagiej,szarej, stromej,
spiętrzone
wkoło skał rozłomy
w
świetlnych zasnęły mgłach.
Ponad
doliną się rozwiesza
srebrzystoturkusowa
cisza
nieba w
słonecznych skrach.
Patrzę
ze szczytu w dół: pode mną
przepaść
rozwarła paszczę ciemną,
patrzę w
dolinę, w dal:
i jakaś
dziwna mnie pochwyca
bez
brzegu i bez dna tęsknica,
niewysłowiony żal...
"W górach jest wszystko.."
W górach jest wszystko co kocham
Wszystkie wiersze są w bukach
Zawsze kiedy tam wracam
Biorą mnie klony za wnuka
Zawsze kiedy tam wracam
Siedzę na ławce z księżycem
I szumią brzóz kropidła
Dalekie miasta są niczem
Ja się tam urodziłem w piśmie
Ja wszystko górom zapisałem czarnym
Ja jeden znam tylko Synaj
na lasce jałowca wsparty
I czerwień kalin jak cyrylica pisze
I na trombitach jesieni głosi bór
Że jedna jest tylko mądrość
Dzieło zdjęte z gór..
"W górach"
Na
pokładzie łąki odpływam
w róże nieba - obłoki pełne nadziei
i odpoczywam
W wesołych portach szałasów na halach.
W chmurach-beczkach po gorzkim winie -
słyszę: dudni głos wiatrów bijących się w piersi
i noc ociężała zielenią płynie
w żaglówki ptaków wzdętych miękką ciszą.
Co dzień napinam żagle -
- szyby stopniałych skwarów.
Przez pożółkły parów
szybuję do szczytów zasianych na niebie
szukać poziomek mgławic
skrzydeł zmiażdżonych motyli
zrywać księżyc przejrzały który zasnął w trawie.
Płynę czytać bekowiska jeleni biegnących przez wieczór
i wiosny błękitne i jesień
a widzę gdy czasem
chodzi po halach Bóg - poeta zielonego lasu.
w róże nieba - obłoki pełne nadziei
i odpoczywam
W wesołych portach szałasów na halach.
W chmurach-beczkach po gorzkim winie -
słyszę: dudni głos wiatrów bijących się w piersi
i noc ociężała zielenią płynie
w żaglówki ptaków wzdętych miękką ciszą.
Co dzień napinam żagle -
- szyby stopniałych skwarów.
Przez pożółkły parów
szybuję do szczytów zasianych na niebie
szukać poziomek mgławic
skrzydeł zmiażdżonych motyli
zrywać księżyc przejrzały który zasnął w trawie.
Płynę czytać bekowiska jeleni biegnących przez wieczór
i wiosny błękitne i jesień
a widzę gdy czasem
chodzi po halach Bóg - poeta zielonego lasu.
"Tatry w zimie"
Księżycowego światła magnezjowe fale
Zalały srebrne Tatry i regli kurhany...
Śni Giewont lodowaty, gdyby olbrzym szklany,
O światów czarodziejskich zielonym krysztale...
Gdyby welon pajęczy tatrzańskiej Goplany
Skrzących mrozu kryształków stężałe opale
przeźroczą mgłą lodową zawisły omdlałe
nad srebrnymi wirchami... Księżycem zalany,
Świat lodowy lśni, gdyby baśń kuta w krysztale,
Nieprzebrane kopalnie diamentów i ściany
Lśniące srebra szczerego, nie łupane wcale
Kilofami dźwięcznymi... Świat szronem dzierzgany,
Mieniący się tęczowo w marzenia zapale
W lód i kryształ zakrzepły sen srebrnej Marzany...
Zalały srebrne Tatry i regli kurhany...
Śni Giewont lodowaty, gdyby olbrzym szklany,
O światów czarodziejskich zielonym krysztale...
Gdyby welon pajęczy tatrzańskiej Goplany
Skrzących mrozu kryształków stężałe opale
przeźroczą mgłą lodową zawisły omdlałe
nad srebrnymi wirchami... Księżycem zalany,
Świat lodowy lśni, gdyby baśń kuta w krysztale,
Nieprzebrane kopalnie diamentów i ściany
Lśniące srebra szczerego, nie łupane wcale
Kilofami dźwięcznymi... Świat szronem dzierzgany,
Mieniący się tęczowo w marzenia zapale
W lód i kryształ zakrzepły sen srebrnej Marzany...
"Ranek w górach"
Wyzłocone słońcem szczyty
Już różowo w górze płoną,
I pogodnie lśnią błękity
Nad pogiętych skał koroną.
W dole lasy, skryte w cieniu,
Toną jeszcze w mgle perłowej,
Co w porannym oświetleniu
Mknie się z wolna przez parowy.
Lecz już wietrzyk mgłę rozpędza,
I ta rwie się w chmurek stada......
Jak pajęcza, wiotka przędza
Na krawędziach skał osiada.
A z pod sinej tej zasłony
Świat przegląda coraz szerzej,
Z nocnych, cichych snów zbudzony,
Taki jasny, wonny , świeży!
Wszystko srebrzy się dokoła
Pod perlistą, bujną rosą;
Świerki, trawy, mchy i zioła
Balsamiczny zapach niosą.
A blask spływa wciąż gorętszy,
Coraz głębiej oko tonie;
Cudowności świat się piętrzy
W wyzłoconej swej koronie.
Góry wyszły, jak z kąpieli,
I swym łonem świecą czystem,
W granitowej świecą bieli,
Wtem powietrzu przeźroczystem.
Każdy zakręt, każdy załom
Wyskakuje żywy , dumny,
Słońce dało życie skałom,
Rzeźbiąc światłem ich kolumny.
Wszystko skrzy się, wszystko mieni,
Wszystko w oczach przeistacza;
Gra przelotnych barw i cieni
Coraz szerszy krąg zatacza.
Już zdrój srebrną pianą bryzga,
Gdy po ostrych głazach warczy;
Już się żywszy odblask ślizga
Po jeziorek sinej tarczy.
Już pokraśniał rąbek lasu,
Już się wdzięczy i uśmiecha
Brzeg doliny, a z szałasu
Dolatują śpiewne echa.
Przez zielone łąk kobierce
Dzwoniąc, idą paść się trzody....
jakaś rozkosz spływa w serce,
Powiew szczęścia i swobody.
Pierś się wznosi, pierś się wzdyma,
I powietrze chciwie chwyta;
Dusza wybiec chce oczyma,
Upojona a nie syta;
Niby lecieć chce skrzydlata,
Obudzona jak z zaklęcia,
I tę cała piękność świata
Chce uchwycić w swe objęcia.
Już różowo w górze płoną,
I pogodnie lśnią błękity
Nad pogiętych skał koroną.
W dole lasy, skryte w cieniu,
Toną jeszcze w mgle perłowej,
Co w porannym oświetleniu
Mknie się z wolna przez parowy.
Lecz już wietrzyk mgłę rozpędza,
I ta rwie się w chmurek stada......
Jak pajęcza, wiotka przędza
Na krawędziach skał osiada.
A z pod sinej tej zasłony
Świat przegląda coraz szerzej,
Z nocnych, cichych snów zbudzony,
Taki jasny, wonny , świeży!
Wszystko srebrzy się dokoła
Pod perlistą, bujną rosą;
Świerki, trawy, mchy i zioła
Balsamiczny zapach niosą.
A blask spływa wciąż gorętszy,
Coraz głębiej oko tonie;
Cudowności świat się piętrzy
W wyzłoconej swej koronie.
Góry wyszły, jak z kąpieli,
I swym łonem świecą czystem,
W granitowej świecą bieli,
Wtem powietrzu przeźroczystem.
Każdy zakręt, każdy załom
Wyskakuje żywy , dumny,
Słońce dało życie skałom,
Rzeźbiąc światłem ich kolumny.
Wszystko skrzy się, wszystko mieni,
Wszystko w oczach przeistacza;
Gra przelotnych barw i cieni
Coraz szerszy krąg zatacza.
Już zdrój srebrną pianą bryzga,
Gdy po ostrych głazach warczy;
Już się żywszy odblask ślizga
Po jeziorek sinej tarczy.
Już pokraśniał rąbek lasu,
Już się wdzięczy i uśmiecha
Brzeg doliny, a z szałasu
Dolatują śpiewne echa.
Przez zielone łąk kobierce
Dzwoniąc, idą paść się trzody....
jakaś rozkosz spływa w serce,
Powiew szczęścia i swobody.
Pierś się wznosi, pierś się wzdyma,
I powietrze chciwie chwyta;
Dusza wybiec chce oczyma,
Upojona a nie syta;
Niby lecieć chce skrzydlata,
Obudzona jak z zaklęcia,
I tę cała piękność świata
Chce uchwycić w swe objęcia.
"Poranne, białe mgły..."
Poranne białe płyną mgły
pod Beskid modrosiny;
nad Granatami słońce się lśni
przez srebrne pajęczyny.
W kotlinie, nisko, schodzi cień
w ciemnych jeziorek głuszy;
blady, jesienny, powstaje cień
i ranną rosą prószy.
Na hali deski pustych strzech
z daleka lśnią od słońca;
dokoła trawa, kamień i mech,
pustka, jak grób milcząca.
Spoza przełęczy lecą mgły,
z szumem się w górze mącą
i zapadają jak ludzkie sny,
w przepaść jak grób milczącą.
pod Beskid modrosiny;
nad Granatami słońce się lśni
przez srebrne pajęczyny.
W kotlinie, nisko, schodzi cień
w ciemnych jeziorek głuszy;
blady, jesienny, powstaje cień
i ranną rosą prószy.
Na hali deski pustych strzech
z daleka lśnią od słońca;
dokoła trawa, kamień i mech,
pustka, jak grób milcząca.
Spoza przełęczy lecą mgły,
z szumem się w górze mącą
i zapadają jak ludzkie sny,
w przepaść jak grób milczącą.
"Pokój zabitym w górach"
Kiedy srebrnym osnute
popiołem
Góry śnieżną zepchnęły lawinę,
Czyjeś serce jęknęło w dolinie
I skurcz przeczuć na usta padł sine.
Ręce Twoje - niby skrzydeł dwoje!
W górze - gwiazdy i gwiazdy się tłoczą!...
W śmierci Twojej - świętego tak wiele.
Pokój zamkniętym oczom.
Góry śnieżną zepchnęły lawinę,
Czyjeś serce jęknęło w dolinie
I skurcz przeczuć na usta padł sine.
Ręce Twoje - niby skrzydeł dwoje!
W górze - gwiazdy i gwiazdy się tłoczą!...
W śmierci Twojej - świętego tak wiele.
Pokój zamkniętym oczom.
"Pod Rysami"
Ciemno. W powietrzu
wilgoć. W Rysach potok huczy
staw uderza o brzegi, bulgota i pluszcze;
wiatr błądzi przez nadwodne, puste, głuche puszcze
i gwiżdżąc po upłazach i turniach się włóczy.
W ciemni blask czasem zalśni metaliczny, kruczy
na wodzie, którą lekki wiatr marszczy i muszcze;
zaczernią się na brzegu kosodrzewu kuszcze
lub skała się w cień blady, posępny obłóczy.
Ciemno - - wtem gdzieś w przepastnej nieprzejrzanej dali
zabłysło - - czy to spadła na brzegi odmętu
gwiazda o promienistym blasku dyjamentu?
Już błysła druga, trzecia, już dziesięć się pali - -
rzekłbyś, że się gwiazdami podnóże gór złoci - -
a księżyc wyszedł mgławo w powietrznej wilgoci.
staw uderza o brzegi, bulgota i pluszcze;
wiatr błądzi przez nadwodne, puste, głuche puszcze
i gwiżdżąc po upłazach i turniach się włóczy.
W ciemni blask czasem zalśni metaliczny, kruczy
na wodzie, którą lekki wiatr marszczy i muszcze;
zaczernią się na brzegu kosodrzewu kuszcze
lub skała się w cień blady, posępny obłóczy.
Ciemno - - wtem gdzieś w przepastnej nieprzejrzanej dali
zabłysło - - czy to spadła na brzegi odmętu
gwiazda o promienistym blasku dyjamentu?
Już błysła druga, trzecia, już dziesięć się pali - -
rzekłbyś, że się gwiazdami podnóże gór złoci - -
a księżyc wyszedł mgławo w powietrznej wilgoci.
"Pod Martwą Skałą"
Pod martwą skałą więdną górskie kwiaty,
zwarzył je mróz,
burzą strącony i zniesiony deszczem
przysypał gruz.
Więdną i próżno patrzą się ku słońcu
spod martwych skał -
i po co na tę śmierć nieuchronioną
wiatr tam je siał?...
Melodia mgieł nocnych
(Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym)
(Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym)
Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,
lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie...
Okręcajmy się wstęgą naokoło księżyca,
co nam ciała przezrocze tęczą blasków nasyca,
i wchłaniajmy potoków szmer, co toną w jeziorze,
i limb szumy powiewne, i w smrekowym szept borze,
pijmy kwiatów woń rzeźwą, co na zboczach gór kwitną,
dźwięczne, barwne i wonne, w głąb wzlatujmy błękitną.
Cicho,cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,
lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie...
Oto gwiazdę, co spada, lećmy chwycić w ramiona,
lećmy, lećmy ją żegnać, zanim spadnie i skona,
puchem mlecza się bawmy i ćmy błoną przezrocza,
i sów pierzem puszystym, co w powietrzu krąg toczą,
nietoperza ścigajmy, co po cichu tak leci,
jak my same, i w nikłe oplatajmy go sieci,
z szczytu na szczyt przerzućmy się jak mosty wiszące,
gwiazd promienie przybiją do skał mostów tych końce,
a wiatr na nich na chwilę uciszony odpocznie,
nim je zerwie i w pląsy pogoni nas skocznie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz