Zdjęcie:

wtorek, 30 lipca 2013

Ameryka Południowa - Peru, Boliwia cz.VII


Odcinek VII
Inkaska Twierdza OLLANTAYTAMBO

W poprzedniej części mojej opowieści o Peruwiańskiej krainie i władcach Inkaskiego Imperium dotarliśmy do dawnej, mitycznej stolicy Inków – Cusco.. Opisywałem jej niezwykłe zabytki, inkaskie pałace, twierdze oraz historię i początki inwazji hiszpańskich oddziałów pod dowództwem Francisco Pizzara na inkaską stolicę..


Postaram się teraz przedstawić dalszą część historii hiszpańskich podbojów Peru wiążąc kolejne, historyczne fakty z miejscami, które dzisiaj i w dniach następnych odwiedzimy.. Jeśli macie ochotę zagłębić się w historyczne dzieje sprzed ponad 500 lat, zobaczyć niezwykle inkaskie sanktuaria i indiańskie wioski, które do dnia dzisiejszego przetrwały w niezmienionej formie od czasów panowania inkaskich władców, zapraszam na kolejną wyprawę indiańskimi ścieżkami po Peruwiańskiej ziemi, śladami krwawej hiszpańskiej konkwisty..


Dzisiaj wyruszymy na wędrówkę po mistycznym, przepięknym inkaskim kompleksie świątynnej twierdzy Ollantaytambo.. Będzie to przedsmak prawdziwego oblicza górskich, warownych, inkaskich świątyń, przed docelową podróżą do Machu Picchu, które odwiedzimy w kolejnych dniach wyprawy… A oto plan trasy z miasta Cusco do twierdzy Ollantaytambo..


Poranna pobudka to było iście królewskie wylegiwanie się do godziny 7 rano.. Dzisiejszy dzień zapowiada się bardziej lajtowo od poprzednich.. Mamy w planach trzy noclegi w Cusco i nasz hotel „Agustos” będzie przez najbliższe dni bazą wypadową do kilku arcyciekawych i mitycznych inkaskich miejsc.. Przyzwyczajony do codziennego, bardzo wczesnego, porannego wstawania podczas naszej podróży po Peru, przebudziłem się parę minut po godzinie 6-tej i wylegiwałem przez godzinkę, przeglądając mapy dzisiejszej trasy.. Czas jednak nie stoi w miejscu.. Przed godziną 8-mą zszedłem do hotelowej restauracji, wrzuciłem „na ruszt” delikatne śniadanko, popiłem wszystko sporymi ilości czarnej, mocnej kawy i po 30 minutach już siedziałem w naszym podróżniczym autokarze, przeglądając sprzęt fotograficzny na dzisiejszą eskapadę.. Gdy po paru chwilach cała nasza grupka zajęła miejsca, autokar ruszył, opuszczając zatłoczone ulice Inkaskiej stolicy Cusco.. Kierunek Ollantaytambo – inkaska forteca strategicznie usytuowana w północnej części tzw. Świętej Doliny Inków, a zarazem jedna z najlepiej zachowanych do dnia dzisiejszego osad Inkaskich. Aby tam dotrzeć, droga z Cusco prowadzi początkowo na zachód, po czym po kilkunastu kilometrach skręca na północ, w stronę niewielkiej miejscowości Chinchero położonej na wysokości 3672 m n.p.m..


Po 30 kilometrach jazdy od opuszczenia Cusco mijamy niewielkie Chinchero, dawne centrum rolnicze Inków.. Chinchero znane jest z niedzielnego turystycznego targu, małego kolonialnego kościółka z przepięknym złotym ołtarzem, niezwykłymi freskami oraz obrazami Cuscańskiej szkoły malarskiej.. Jednak to co działa jak magnes na turystów to inkaskie ruiny, prawdopodobnie pozostałości pałacu Inki Tupaca Yupanki.. W czasie kolejnych dni mojej włóczęgi po Inkaskich szlakach, odwiedzę tę malowniczą miejscowość i opiszę dokładnie jej zabytki…

  
Autokar mknie dalej asfaltową drogą w kierunku północnym.. Zmierzamy teraz w stronę kolejnej miejscowości na trasie naszego przejazdu która zwie się Urubamba.. Na niebie po raz pierwszy od czasu przylotu do Peru, pojawiają się niskie pokłady białych chmur.. Ponoć ten andyjski rejon Świętej Doliny Inków na początkach pory suchej często obfituje w takie przejściowo zachmurzone poranki… Jak twierdzi nasz peruwiański przewodnik, to tylko chwilowe zachmurzenie, a promienie słoneczne jeszcze dadzą nam „popalić” dzisiejszego dnia, podczas zwiedzania inkaskiej twierdzy..


Po godzinnej jeździe i pokonaniu około 60 km trasy od wyruszenia z Cusco, ukazuje się szeroka, rozległa dolina.. W dole liczne, maleńkie zabudowania miejscowości Urubamba.. To główne miasto tak samo nazywającej się doliny, określane jest mianem perły Doliny Urubamba.. Urubamba (w języku keczua – Urupampa) znaczy "Dolina Pająków"..  Miasto położone na wysokości 2880 m n.p.m. w Świętej Dolinie Inków stworzonej przez nurty rzeki Vilcnanota i Urubamba, zamieszkuje około 12 tysięcy mieszkańców.. Nie ma tutaj żadnych zabytków ani inkaskich ruin, za to miasto jest doskonałą bazą wypadową na turystyczne szlaki do pobliskich zabytków inkaskich, z dobrym klimatem i zaopatrzeniem oraz wielkim, codziennym targiem..


Od tego momentu wjeżdżamy w rejon mitycznej Świętej Doliny Inków - Valle Sagrado de Los Incas, rozciągającej się na przestrzeni około 60 km pomiędzy miastami Pisac i Ollantaytambo, równolegle do koryta rzeki Vilcanota.. Wąwóz doliny został wyrzeźbiony w ciągu minionych wieków przez nurty rzeki Urubamba, która jak juz pisałem szczegółowo w poprzedniej części, rodzi się w źródłach Vilcanota na wysokości 4314 m n.p.m.), w departamencie Cuzco , w południowo-wschodniej części Peru. W górnym biegu rzeka nazywa Rio Vilcanota, aż do mijanej właśnie miejscowości Urubamba.. Tutaj przybiera nazwę owej miejscowości i dalej przez kanion Świętej Doliny płynie jako Rio Urubamba.. Płynąc dalej na północny i północny-zachód po 724 km zlewa się do rzeki Tambo, tworząc rzekę Ukajali, dopływ Amazonki - największej rzeki świata..


Całą historię zasiedlenia oraz fakty związane ze Świętą Doliną Inków przedstawię w czasie dalszych relacji, tymczasem po minięciu miejscowości Urubamba powoli zbliżamy się do celu naszej dzisiejszej wędrówki czyli do miejscowości Ollanta z ruinami inkaskiej twierdzy Ollantaytambo.. Po przejechaniu starego inkaskiego mostu kończy się asfalt.. Wjeżdżamy w rejon miasta na brukowaną drogę wznoszącą się serpentyną lekko pod górę, mijając po prawej stronie pierwsze inkaskie mury tzw. Bramę Miasta Inków - "Llaqta-Punku". Od tejże bramy ciągnął się dawniej obronny, kamienny mur o wysokości od 4-6 metrów, otaczający całe miasto..


A tak wygląda ten rejon z satelity.. Miasteczko Ollanta i twierdza Ollantaytambo położone są na przyjemnej wysokości 2792 m n.p.m., w sercu Świętej Doliny, otoczonej wysokimi wzgórzami i tarasami pól uprawnych… Obecnie cały ten obszar to kompleks Ollantaytambo Archaeological Park o łącznej powierzchni ok.140 hektarów ziemi, obejmujący swym zasięgiem miasto i monolityczne konstrukcje Inkaskiej Świątynnej twierdzy.


Zanim dotrzemy do centrum tej niewielkiej miejscowości, wykorzystam chwilkę czasu na przytoczenie ciekawej legendy o powstaniu owego miasta..
Legenda powstania Ollantaytambo
Jego nazwa pochodzi od żołnierza Ollantaya, który to w czasach Pachacuteca (dziewiątego Inki) zasłynął tym, że zdobył dla Inki duże tereny ziemi, w tym dżungli, w której znajdowały i znajdują się cenne plantacje koki. W nagrodę ów żołnierz dostał od Inki właśnie to miasto, ale ponieważ zakochał się w jego córce (z wzajemnością), poprosił o jej rękę. Król nie zgodził się, gdyż w tamtych czasach nie wolno było wyjść za kogoś niższego stanem. Ollantay porwał córkę Inki do swego miasta i wraz z grupą wiernych mu żołnierzy dzielnie się tam bronił. Pewnej nocy do bram fortu przyszedł żołnierz, który powiedział, że chce się przyłączyć do wojska Ollantaya, a że Ollantay miał dobre serce to przyjął ochotnika do swej armii. Osoba ta okazała się jednak zdrajcą i gdy wszyscy poszli spać, ów przeniewierca otworzył bramy miasta. Ollantaya pojmano i poprowadzono na rynek w Cuzco, aby go tam zabić. Na szczęście rycerza podczas wędrówki Pachacutec umarł. Władze po nim przejął jego syn, który miał słabość do swej siostry i oszczędził rycerza Ollantaya, pozwalając ożenić się ze swoją siostrą… I jak to bywa często w legendach, wszystko skończyło się happy endem. Zakochana para zamieszkała w Świętej Dolinie, w mieście nazwanym od imienia rycerza - Ollanta..
 

Tak powiada legenda, a jak zostało naprawdę stworzone to miasto?.. Pierwszymi mieszkańcami doliny był preinkaski lud Ayarmacas, ludzie z wyżyn, którzy osiedlili się w pobliżu Ollantaytambo, w poszukiwaniu lepszej ziemi do uprawy. Swą niezależność w języku i kulturze zachowali oni aż do przybycia tutaj dziewiątego z rzędu inkaskiego władcy Pachacutec Inca Yupanqui (lub Pachacutec), założyciela Machu Picchu i Tawantinsuyu (Imperium Inków), który podbił te tereny południowego Peru i włączając je do swego imperium Tambo w Dolinie (jak go nazywano ów rejon w tym czasie), nakazał w 1460 roku zbudować tutaj miasto oraz twierdzę Ollantaytambo, strzegącą dojścia do Świętej Doliny Inków...


Parę minut przed godziną 10-tą zajeżdżamy na niewielki parking samochodowy w centrum miasteczka… Kilka samochodów na peruwiańskich rejestracjach, parę dostawczych furgonetek i stosunkowo pusty, główny plac w Ollantaytambo.. Cicha, malownicza, senna indiańska mieścina, emanująca kolonialnym klimatem, otoczona ze wszystkich stron wysokimi zboczami okolicznych wzniesień..


Z Plaza Principal (Placu Głównego) ruszamy wąskimi, brukowanymi uliczkami na zwiedzanie tej niezwykłej indiańskiej miejscowości.. Chociaż Ollanta wydaje sie być obecnie typowo turystyczna, to zarys miasta nie zmienił sie zbytnio od czasów Inków. Tutaj każda uliczka, każda szczelina doliny wypełniona jest głębszą historią.. Poza tym Ollanta jest znaczącą stacją kolejową na trasie z Cusco do Aguas Calientes (Machu Picchu).. W czasach Inkaskich Ollanta była ważnym punktem na mapie. Miasto to było jednocześnie centrum religijnym, militarnym i rolniczym (Tambo oznacza w języku keczua - "stały punkt oparcia")..


Aby nie zagubić się w wąskich uliczkach i mieć rozeznanie w terenie, zabieram ze sobą Mapkę sytuacyjną miejscowości Ollantaytambo..


Podobnie jak w połowie XV w. tak do teraz pozostał ten sam obraz wąskich, kamiennych uliczek, otoczonych kamiennymi murami zbudowanymi z wielkich głazów, tworzącymi ściany przyległych budynków ustawionych w liniach prostych.. Jest to jedyne miasto Inków wybudowane z kamienia, pozostające od wieków tym samym unikatem, które można zwiedzać po dzień dzisiejszy w praktycznie nie zmienionej formie.. Tylko niektóre z dawnych budynków Inkaskich zostały częściowo zmodernizowane górną nadbudową na kamiennym fundamencie, charakteryzującą styl kolonialny..


Miasto zostało podzielone na dwie części: górną (Araqama Ayllu) i dolną (Qosqo Ayllu), położone po dwóch stronach rzeki Patacancha, niewielkiego dopływu rzeki Urubamba. Na zachodniej stronie (Araqama Ayllu) znajdują się ogromne tarasy i centra ceremonialne oraz ruiny inkaskie, zaś po wschodniej stronie rzeki (Qosqo Ayllu) była i jest do dnia dzisiejszego mieszkalna część miasta, nadal zamieszkiwana przez współczesnych mieszkańców. I właśnie po owej mieszkalnej, zabytkowej części Ollanty, zasiedlonej do dnia dzisiejszego przez potomków Inków, wędrujemy teraz wąskimi uliczkami pośród Inkaskich domostw.. Zaraz do jednego z takich kamiennych kompleksów mieszkalnych zaglądniemy, aby zobaczyć, jak od ponad 500 lat w codziennym życiu tych ludzi zmieniło się bardzo niewiele, ponieważ Ollanta uważana jest za najstarsze, stale zamieszkiwane miasto Ameryki Południowej..


Cała dzielnica mieszkalna Ollanty (Qosqo Ayllu) zbudowana została w układzie szachownicy wokół centralnego placu.. Inkowie "odziedziczyli" po wcześniejszej kulturze Wari wzorcowy system zabudowy miejskiej zwany "canchas", według którego stworzyli swoje miasto Ollanta.. "Canchas" to prosty układ zabudowy płaskiej powierzchni, przeciętej szeregiem prostopadłych ulic według wzoru kratownicy. W Ollantaytambo układ taki składał się z 21 parceli, z domami mieszkalnymi zabudowanymi przy czterech równoległych ulicach podłużnych i siedmiu poprzecznych.. Każda parcela była odrębną strefą mieszkalną otoczoną murem, zawierającą wewnątrz cztery jednopokojowe budynki mieszkalne ze wspólnym, otwartym, centralnym dziedzińcem pośrodku.. Część pomieszczeń była mieszkalna, inne wykorzystywane były jako spiżarnie, niektóre jako miejsca do pracy, a jeszcze inne były wykorzystywane do handlu w formie dzisiejszych sklepów...


Przez wąską, drewnianą furtę wchodzimy na wewnętrzny dziedziniec, otoczony z czterech stron mieszkalnymi, kamiennymi budowlami.. W owych budynkach życie toczy się praktycznie niezmiennie, jak za czasów inkaskiego władcy Pachacuteca panującego tutaj ponad 500 lat wcześniej.. Czas zatrzymał się w miejscu.. Jedynymi elementami związanymi z turystycznym interesem są wystawione na sprzedaż przez dwie śniade Indianki, kolorowe wyroby z wełny alpaki..


Rozglądając się uważnie wokół, wsłuchuję się w opowieści naszego peruwiańskiego przewodnika.. W pewnym momencie za przykładem mego kolegi, a zarazem z racji mojej wszędobylskiej ciekawości, zaglądam do wnętrza jednego z budynków… Jakież jest moje zdziwienie, gdy w dość dużym pomieszczeniu mieszkalnym dostrzegam na klepisku podłogi całą masę kolorowych świnek morskich !!!!


„Zaalarmowana” owym ciekawym widokiem uroczych, kolorowych maleństw reszta naszej grupki, pośpiesznie wkracza do pomieszczenia.. Początkowo na twarzach przybyłych rysuje się wyraz zachwytu i radości na widok stada milusińskich świnek, jednak po kilku moich słowach radość nieco przygasa, a w jej  miejsce pojawia się lekki wyraz smutku i zafrasowania.. Skąd taka reakcja??.. Już opowiem, lecz by wszystko było w tym miejscu jasne, muszę cofnąć się w czasie dwa dni do tyłu, do owego wieczornego spaceru naszej ekipy po kawiarenka i restauracjach roztańczonego, folklorystycznego miasta Puno nad jeziorem Titicaca..


Gdy po dniu pełnym wrażeń z pobytu za boliwijską granicą wróciliśmy wieczorem do hotelu w Puno, w ramach wolnego czasu większość naszej grupki wyruszyła na podbój kolorowych restauracji w centrum miasta, którego celem było skosztowanie peruwiańskiego specjału czyli pieczonej świnki morskiej… Nie jestem człowiekiem zrażającym się do jedzenia oryginalnych, niejednokrotnie przedziwnych dań serwowanych w licznie odwiedzanych przeze mnie kuchniach świata, lecz mam nieraz pewne nie tyle opory, co życiowe zasady dotyczące naszego zwierzęcego łańcucha pokarmowego.. I tak np. zjem największą ohydę z afrykańskiej, azjatyckiej czy amerykańskiej kuchni, byle nie wiązała się ona emocjonalnie z moim życiem.. Jadłem już wszelkiego rodzaju morskie stworzonka, chrząszcze, owady, jaszczurki czy węże, nie wspominając o różnego rodzaju ssakach, lecz nigdy w życiu nie skuszę się np. w Chinach - na małego, psiego szczeniaczka w potrawce z ryżem, ponieważ kocham psy i wszystkie, które towarzyszyły mi w moim życiu, były nie tylko przyjaźnie merdającymi czworonogami, lecz prawdziwymi przyjaciółmi i obrońcami często wspomagającymi mnie w chwilach smutku czy zagrożenia.. Miałem też kiedyś w swoim życiu przemiłą, kolorową świnkę morską o imieniu Miki.. Wychowywała się w moim domu, była maskotką całej rodziny, uwielbianym, miłym stworzonkiem mojego syna, nieodstępującym domowników na krok.. Sami zatem powiedzcie spoglądając na fotkę poniżej, czyż można było zatem zjeść prosto z grilla jej pobratymców, kuzynów czy wujostwo..???.. Z tego też powodu, gdy większość naszej grupki wieczorową porą w Puno smakowała się w świnkach morskich, ja zaliczałem w jednej z kawiarni smaczną, czarną kawę i popijałem duży kufelek zimnego piwka..


Wracajmy jednak do teraźniejszości.. Gdy tylko większość naszej grupy wkroczyła do pomieszczenia ze świnkami morskimi (przeznaczonymi oczywiście do zjedzenia w tym indiańskiej domostwie) i głośno zachwycając się widokiem owych ślicznych, miłych zwierzątek poczęła je karmić oraz głaskać, stojąc z boku pod ścianą zapytałem żartobliwie, cichutko lecz dobitnie – Czy ktoś z obecnych „świniożerców” ma jeszcze ochotę na którąś z tych kolorowych, futerkowych maskotek wzbudzających obecnie zachwyt i umiłowanie??… I to właśnie po tym zapytaniu na niektórych twarzach pojawiła się mina frustracji i pewnego rodzaju zażenowania, wspominając sobie zapewne owe świnki z restauracyjnego grilla....
 

Jednak świnki morskie były tylko żywym dodatkiem do wystroju tej indiańskiej chaty.. Zgromadzone w pomieszczeniu stare narzędzia, meble oraz przedmioty codziennego użytku pamiętające poprzednie stulecia, na tle autentycznych inkaskich, kamiennych ścian sprzed ponad 500 lat nadawały temu miejscu niesamowitego, historycznego inkaskiego klimatu… Rdzenni mieszkańcy tych rejonów nadal żyją według dawnych porządków i reguł dnia codziennego, sporządzają jak dawniej oryginalne indiańskie potrawy, na które można się często „załapać”, jak dawniej wytwarzają domowymi sposobami piękne wyroby z wełny alpaki oraz niezwykłe maski, figurki i inne ciekawe wyroby rękodzieła regionalnego.... W porze obiadowej często wokół tych domostw unosi się specyficzny zapach smakowitych, tradycyjnych bulionów andyjskich i gulaszu… To właśnie w tym miasteczku, w jednym z indiańskich domostw kupiłem piękną andyjską maskę, wykonaną z ciemnego drewna, przedstawiającą inkaskiego władcę Pachacuteca.. W kolejnych dniach wędrówki po Peru już nigdzie nie spotkałem takich pięknych, oryginalnych masek…


A to nie jest żadna maska, a raczej jedna z typowych, karnawałowych czapek, jakie często można zobaczyć na głowach uczestników uroczystych fiest i muzycznych festiwali odbywających się w czasie tutejszych świąt, na których taneczne korowody przebierańców przemierzają wąskie uliczki i place miasteczka… Miałem zamiar ją kupić, ale grono przyjaciół stwierdziło, że jest mi w niej nie do twarzy..


Opuszczamy mieszkalną część Ollanty i brukowanymi uliczkami wiodącymi wzdłuż kamiennych murów inkaskich domostw, wędrujemy w kierunku najważniejszego i najbardziej eksponowanego obszaru tej miejscowości, jakim są ruiny twierdzy Ollantaytambo.. Bezsprzeczną zaletą Ollanty jest idealne położenie, chroniące przed wiatrem oraz wyjątkowo dobry dostęp do życiodajnej wody.. Ciekawostką, a zarazem naocznym dowodem na doskonałą organizację oraz kunszt inżynierii wodociągowej sieci wodnej w Ollancie są widoczne na fotkach poniżej, wodne kanały biegnące wzdłuż brukowanych uliczek, zasilane nurtami źródlanej wody z rzeki Pataqancha, spływającej z północnych zboczy wzniesień otaczających dolinę Ollantaytambo.. Tak jak ponad 500 lat temu, woda nadal spływa starymi kanałami nawadniającymi, które działają be zarzutu na przestrzeni wieków, a dzięki którym dzisiejsi mieszkańcy nadal otrzymują wodę..


Brukowana uliczka sprowadza w dół ku niewielkiej dolinie rzeki Pataqancha… Jak wcześniej wspomniałem, owa górska rzeka rozdziela swym korytem obszar miasta na dwie części: dolną – mieszkalną (Qosqo Ayllu), po której obecnie wędrujemy oraz górną - świątynną (Araqama Ayllu), gdzie znajdują się ogromne tarasy, centra ceremonialne oraz ruiny inkaskiej twierdzy Ollantaytambo.. Warto tutaj na chwilkę przystanąć, ponieważ jest to doskonałe miejsce na panoramę wzgórza z całym kompleksem inkaskiej twierdzy..


Zanim przejdziemy w rejon kompleksu inkaskiej twierdzy Ollantaytambo, widocznej w oddali na zboczu przeciwległego wzgórza, kilka słów wprowadzenia.. Twierdza Ollantaytambo leży w ważnym strategicznie miejscu doliny Urubamba.. Potężny wierzchołek stromej góry Cerro Bandolista świetnie nadawał się do rozbudowy na twierdzę i obserwację dojścia do Świętej Doliny, a tym samym do całej doliny Urubamba, jak i do kontroli drogi do Cusco.. Miasto miało duże znaczenie religijne. Tu grzebano serca zmarłych inkaskich władców, podczas gdy ich mumie spoczywały w Świątyni Słońca (Coricancha) w Cusco.. Jak wiele zagadkowych inkaskich ruin, także i te są przez niektórych archeologów uważane za święte miejsce z czasów przedinkaskich i przypisywane kulturze Tiwanaku.. To na razie tyle, żeby nie przynudzać, resztę opowiem w czasie wędrówki po ruinach twierdzy..


Ruszam brukowaną uliczką dół, jednak niezbyt daleko… Po kilkudziesięciu metrach zatrzymuję się przy trójce małych mieszkańców tej indiańskiej osady, ubranych w kolorowe poncha.. Cała czeredka siedzi wytrwale na kamiennym murku.. Najmłodszy z tego kolorowego towarzystwa to 4-letni chłopiec, zabawiający się na poboczu drogi małymi samochodzikami.. Jego dwie starsze siostry „pilnują interesu”, zerkając ciekawie w stronę turystów i w razie zachęty ochoczo pozują do zdjęć za kilka sol.. Nie mam przy sobie żadnych słodyczy, więc z konieczności, choć nie jestem zwolennikiem dawania dzieciom „kasy”, wyciągam parę soli, zbieram całą czeredkę na pobocze drogi i z pomocą kolegi Jerzyka, wtapiam się w panoramę inkaskiej twierdzy z indiańskimi maluchami na pierwszym planie…


Po paru fotkach, na które maluchy sumiennie zapracowały, wręczam kilka drobnych monet najmniejszemu z całego towarzystwa, czteroletniemu chłopcu.. Jakież jest moje zdziwienie, gdy ten malec bez zastanowienia podchodzi z kasą do najwyższej i zarazem najstarszej siostry, wsuwa jej do kieszeni zarobioną kwotę pieniędzy i grzecznie siada ponownie na poboczu drogi.. Jak widać, całe to małe towarzystwo jest doskonale zorganizowane w hierarchicznym systemie finansowym.. Pracują wszyscy, ale kasę trzyma szefowa, której bez mrugnięcia okiem reszta „nabijają” kabzę.. A oto i sama szefowa „miejscowego banku”, która na koniec sesji zapozowała solo z racji stanowiska..


Czas ruszać dalej, bo moja grupka troszkę mnie odgoniła i zeszli już w stronę podnóża twierdzy… Wąskimi uliczkami zmierzam w kierunku północno-wschodnim, mijając po drodze kilka inkaskich budynków z niewielkimi tarasami przed wejściem i szyldami zapraszającymi do środka..  Funkcjonuje tutaj parę małych, rodzinnych restauracji, w których za kilka soli można solidnie wypełnić brzuch doskonale przyrządzonym Trucha (lokalny pstrąg) czy może zjeść potrawkę z delikatnego mięsa alpaki… Na razie nie jestem skłonny do kosztowania inkaskiej kuchni, zmierzam więc w kierunku kompleksu twierdzy, położonego po zachodniej stronie rzeki Patacancha..


Jak wspominałem, górna część miasta Ollantaytambo (Araqama Ayllu) położona jest na zboczach i wierzchołku góry Cerro Bandolista.. Poniżej podglądowa mapka tego rejonu..


Panorama świątynnego wzgórza Cerro Bandolista z murami i tarasami twierdzy Ollantaytambo, u dołu koryto górskiej rzeki Patacancha..


Skalne tarasy twierdzy Ollantaytambo na zboczach Cerro Bandolista..


Aby dotrzeć do wejściowej bramki i miejsca zakupu biletów wstępu na teren twierdzy, trzeba przejść przez duży, brukowany kamienną kostką plac – Plaza Manya Raqui, który jest tak po prawdzie parkingiem samochodowym jednak z racji turystycznego ruchu w tej części miasta, zajętym przez licznie rozmieszczone stragany handlujących mieszkańców Ollanty..


Przy końcu placu dochodzę do 4-metrowego kamiennego muru, okalającego od dołu rejon twierdzy Ollantaytambo.. Za tym murem wznoszą się widoczne doskonale na fotce poniżej, świątynne tarasy prowadzące na szczyt wzniesienia..


Kilkadziesiąt metrów w prawo znajdują się dawne, mieszkalne inkaskie budynki, których konstrukcja wykonana jest z cegieł typu adobe (materiał do wyrobu takich cegieł to najczęściej piasek , glina , woda  i pewnego rodzaju włókna organiczne – słoma, drewno, obornik) i ręcznie ciętych kamieni. Budynki te mają znacznie większą powierzchnię niż ich odpowiedniki w części mieszkalnej (Qosqo Ayllu) po drugiej stronie rzeki Patacancha, mają też bardzo wysokie mury oraz duże drzwi. Na południu konstrukcje są mniejsze i zbudowane z kamieni polnych, większości nie obrabianych…


Przed wejściem na teren świątynnego kompleksu twierdzy stoi niewielki budynek, gdzie mieści się punkt sprzedaży biletów oraz bramka kontrolna.. Na ścianie budynku wisi szczegółowa mapa całego rejonu Parku Archeologicznego Ollantaytambo..


Po sprawdzeniu biletu przez młodego Peruwiańczyka, wkraczam na obszar historycznej, inkaskiej twierdzy… Za załomem kamiennych budynków wychodzę na szeroki plac zalegający u podnóża potężnych, skalnych tarasów, wznoszących się po południowym zboczy Cerro Bandolisto..


Zanim rozpocznę wspinaczkę pod górę po stromych schodach wznoszących się przez 17 kamiennych tarasów i pokonam to dość męczące podejście, przechodzę kilkadziesiąt metrów w prawo.. Znajdują się tutaj pozostałości po obrzędowych, świątynnych monumentach m.in. wielki gładki kamień, który najprawdopodobniej służył jako stół operacyjny podczas trepanacji czaszki… Nieopodal widać wspomniane wcześniej zabudowania mieszkalne inkaskich dostojników, a w oddali wznosi się monumentalne wzgórze, na którego stromym zboczu Inkowie zbudowali magazyny żywności nazwane Pincuylluna (pincuyllo to instrument dęty, rodzaj inkaskiego fletu).. Po przejściu całego kompleksu twierdzy będę schodził tamtą częścią tarasów, wtedy dokładnie pokażę i opiszę owe magazyny na żywność sprzed 500 lat..


Teraz zaczyna się najbardziej męcząca część zwiedzania.. Podejście co prawda nie jest zabójczo trudne, ale pokonanie kilkuset stromych schodów na odkrytym terenie, w temperaturze ponad 30 stopni Celsjusza i przy wysokości większej o ponad 100 metrów aniżeli najwyższy szczyt naszych Tatr – Gerlach (2655 m), jest dla niektórych turystów sporym wyzwaniem.. Schody wznoszą się ostro w górę, przecinając sztucznie zbudowane tarasy, które robią niesamowite wrażenie i oddają prawdziwy smak inkaskiej, świątynnej zabudowy i kunsztu architektonicznego..
Strome wzgórze Cerro Bandolista, na którym Inkowie zbudowali twierdzę i uroczyste centrum, było doskonałym miejscem jak na owe czasy, by połączyć we wzniesionej budowli cechy świątynne, obronne jak i rolnicze.. Część wzgórza z widokiem na miasto zajęły uprawowe tarasy Pumatallis, uformowane na obu flankach skalnych wychodni. Ze względu na imponujący charakter owych tarasów, budowla znana jest powszechnie jako twierdza, jednak jest to mylące, ponieważ zasadniczymi funkcjami tej strony kompleksu były  kwestie religijne. Dostęp do głównego centrum ceremonialnego to seria kilku ciągów schodów, które wspinają się na szczytowy taras kompleksu. Cała południowo-wschodnia ściana zbocza Cerro Bandolista jest podzielona na trzy główne obszary:. sektor Środkowy - widoczny na wprost z rzędem wznoszących się tarasów; sektor Świątyni - na południu, a sektor Grobowy - na północy...


Inkaska świątynna twierdza składa się z siedemnastu poziomych tarasów wznoszących się jeden nad drugim, wykonanych z dużych ciosów czerwonego porfiru (granit różowy).. Mury tarasów mają ponad 4 m wysokości, szerokości tarasowych poletek wahają się w granicach 6-9 metrów, a ich długości mieszczą się pomiędzy 35-50 metrów. Powierzchnie uprawowe pomiędzy murami są lekko pochylone i nawadniane lub odwadniane przez wyrafinowany system kanałów, który nie wypłukuje ziemi. Ta metoda wciąż jest stosowana, więc tarasy mogą być dalej uprawiane..


Tarasy w sektorze centralnym na świątynnym wzgórzu twierdzy Ollantaytambo zostały wykonane w dwóch celach: do uprawy ziemiopłodów oraz w celu wzmocnienia zbocza dla ochrony najważniejszych świątyń, usytuowanych na szczycie wzniesienia. Są one jednak inne, aniżeli klasyczne inkaskie tarasy uprawowe, ponieważ wyróżniają się wyższym standardem i precyzją wykonania oraz dopasowania kamieni.. Przykładem tego są wyższe niż przeciętnie ściany z ciętych kamieni, zamiast nierównych polnych głazów. Ten typ tarasowania wskazuje na wysoki prestiżu kompleksu Inkaskiego cechujący osiedla królewskie.. Ponad ostatnim tarasem uprawowym zbudowano skalny mur zawierający monumentalny fronton z dziesięcioma niszami, będący częścią Świątyni Dziesięciu Okien, którego funkcja nie jest jeszcze dokładnie znana.. Po kilku minutach szybkiego marszu pod górę docieram do owego górnego tarasu, na którym wznosi się klasyczny, 4 metrowej wysokości inkaski mur Świątyni Dziesięciu Okien z trapezowymi wnękami, wzniesiony z dokładnie przyciosanych i dopasowanych, granitowych bloków..


W owych kamiennych, trapezowych niszach ustawiano figurki inkaskich bogów…


Zanim moja ekipa dojdzie w całości na górny taras twierdzy mam trochę czasu, jako że „wyskoczyłem” tutaj dosyć szybko… Można zatem  spokojnie „strzelić” rozległą panoramkę na opadające w dół zbocza kamienne tarasy, malowniczo położone inkaskie miasteczko Ollanta i rozległy kanion Świętej Doliny.....


Ruszamy dalej… Idąc wzdłuż kamiennego muru Świątyni Dziesięciu Okien trzeba w pewnym momencie przejść przez typowe, inkaskie odrzwia w kształcie trapezu… To tzw. Brama Księżycowa. Przekraczając jej progi przechodzimy do najbardziej świętej ówcześnie części tego kompleksu… Za Bramą Księżyca Inkowie zbudowali ołtarze świątynne i miejsca obrzędowe, gdzie modlono się, składano ofiary, a także zajmowano się obserwacją nieba i naukami astrologicznymi.. Był tutaj także doskonały punkt obserwacyjny na Świętą Dolinę Inków, w razie jakiegokolwiek nadciągającego zagrożenia z południa czy północy..
Kamienne, trapezowe odrzwia – Brama Księżycowa..


Przechodząc kilkadziesiąt metrów dalej za Bramę Księżycową, przystaję na chwilkę nad skrajem tarasu, spoglądając na przeciwległe wzniesienia po drugiej stronie miasta Ollanta… W tym miejscu jest doskonała okazja, aby zmienić obiektyw i „namierzyć” charakterystyczne strome wzniesienie, wypiętrzające się od południowego-wschodu nad miasteczkiem.. A co w nim takiego ciekawego??.. Zaraz zobaczycie…


Oto i cel, dla którego zmieniałem obiektyw, aby przybliżyć pewną budowlę… Na zboczu tego właśnie ostrego wzniesienia, Inkowie wybudowali, a właściwie „przykleili” do skalnego, pionowego zbocza, dziwną kamienną budowlę nazwaną jeszcze dziwniej – Pinkuylluna.. W języku keczua pinkuyllo to dęty instrument muzyczny, rodzaj andyjskiego fletu.. Początkowo różnie interpretowano przeznaczenie owej budowli, jednak po archeologicznych badaniach ich wyniki skłaniają twierdzić, iż są to  qollqa (kecz.) czyli rodzaj przechowalni, spichlerza, magazynu rolniczego..


Inkowie byli doskonałymi architektami i budowniczymi… Nie wznieśli magazynów zbożowych, ot tak sobie na zboczu góry… Mieli w tym swój cel… Otóż ten skalny budynek zwany Pinkuylluna, to trzy sąsiadujące ze sobą tarasowo duże pomieszczenia (qollqas)… Ich lokalizacja jest wręcz perfekcyjna.. Inkowie zbudowali qollqas na dużej wysokości w wyizolowanym miejscu, gdzie wieją bardzo często silne wiatry chill i występują niższe temperatury.. Budowla posiada system wentylacji i działa podobnie jak nowoczesne lodówki. Qollqas mają wiele drzwi i otworów, dzięki którym zimne wiatry wpadały do wewnątrz, chłodząc zapasy i tym samym utrzymując dłużej ich świeżość. Są to zatem wielkie magazynowe komory chłodnicze, chroniące składowane tam produkty przed zepsuciem..


Kilkanaście metrów dalej na szerokiej, skalnej platformie, sporo wielkich, kamiennych bloków pozostawionych w nieładzie i niedokończone w budowie zabytkowe mury.… Dziesiątki takich pojedynczych głazów zalega na drodze pomiędzy kamieniołomami, skąd pozyskiwano kamień na budowę, a szczytem wzgórza, na którym zbudowano kompleks twierdzy.. Główne kamieniołomy Ollantaytambo znajdowały się w Kachiqhata, w wąwozie po drugiej stronie rzeki Urubamba około 5 kilometrów od miasta.. Owe porzucone, wolnostojące w nieładzie głazy ludzie nazwali "zmęczone kamienie", ponieważ powiada się, że zmęczone drogą nie mogły iść dalej i nigdy nie zostały dotransportowane do miejsca przeznaczenia. Te kamienie są powodem, iż niektórzy badacze twierdzą, że Świątynna Twierdza nie została dokończona z powodu hiszpańskiej inwazji... Czy aby na pewno??.. Tak naprawdę do końca nie wiadomo, które zdarzenia zatrzymały budowę twierdzy.. Prawdopodobnymi czynnikami, które mogły to spowodować jest wojna o sukcesję pomiędzy Huascarem a jego bratem  Atahualpą, hiszpański podbój Peru i wycofanie się Manco Inca z Ollantaytambo do Vilcabamba z powodu napierających wojsk hiszpańskich. Wszystko tutaj wskazuje na opuszczenie budowli przez Inkaskiego władcę i jego poddanych jeszcze przed jej ukończeniem… Aby móc zrozumieć pewne fakty historyczne, z których to powodów świątynna twierdza Ollantaytambo nie została ukończona, musimy wybrać się w podróż w czasie, do pierwszej połowy XVI wieku..
 

HISTORII INKASKIEGO IMPERIUM - ciąg dalszy….
Kilkudziesięcioletnia, dość zawiła i obfitująca w różne zwroty akcji historia Hiszpańskich podbojów Inkaskiego Imperium przez konkwistadorów pod dowództwem Francisco Pizzaro, miała także swój epizod w rejonie Ollantaytambo – inkaskiej fortecy usytuowanej w północnej części tzw. Świętej Doliny Inków.. Były to rodzinne strony szesnastego władcy Inków – Manco Inka, który po śmierci poprzednich władców inkaskich Huascara i Atahualpy został koronowany w roku 1534 przez hiszpańskiego konkwistadora Francisco Pizarro na władcę marionetkowego państwa…


Ale cofnijmy się w czasie kilka lat wcześniej…
Podczas  rządów jedenastego króla Inków - Huayna Capak (1467 - 1525), jednego z ostatnich, wielkich władców Inkaskiego Imperium, państwo Inków osiągnęło swój największy rozkwit. Huayna Capac powiększył imperium Inków aż po dzisiejszą Kolumbię. Podbił również tereny dzisiejszego północnego i środkowego Chile. Jednakże jego decyzja, o podziale imperium pomiędzy dwóch synów: Atahualpę oraz Huascara, doprowadziła do bratobójczej wojny domowej o władze nad Imperium. Wojna zakończyła się na krótko przed najazdem Hiszpanów pod dowództwem Francisco Pizarra. Po śmierci Huascara i Atahualpy, na tron inkaskich władców wstąpił trzeci syn Huayna Capaka - Manco Inca  Yupanqui.. Został on koronowany w roku 1534 przez hiszpańskiego konkwistadora Francisco Pizarro na władcę marionetkowego państwa.


Początkowo Manco Inka nie zdawał sobie sprawy, że był wykorzystywany przez Pizarra do planów całkowitego podboju Inkaskiego Imperium i współpracował z Hiszpanami, przyjaźń ich zdobywał oferując im złote skarby i kobiety jako prezenty. Jednak, gdy Pizarro i de Almagro wyjechali z Cusco na rekonesans po północnej i południowej części Peru, pozostawiając młodszych braci Gonzalo Pizarro, Juan Pizarro i Hernando Pizarro, Ci poczęli znęcać się nad inkaskim władcą Manco Inką upokarzając go publicznie i zakuwając w łańcuchy..


Manco Inka próbował ostatecznie uciec w grudniu 1535 roku, nie udało mu się to jednak, został złapany i uwięziony.. Po dwóch miesiącach Hiszpanie uwolnili go, aby uspokoić poddanych Inków, zaniepokojonych faktem uwięzienia ich władcy.. Manco Inka widząc grabieżczą ekspansję Hiszpańskich żołnierzy na swoją ojczyznę, postanowił się im bezwzględnie przeciwstawić... Wtedy to, pod pretekstem przeprowadzania ceremonii religijnych w pobliskiej dolinie Yucay i odzyskania złotych artefaktów dla hiszpańskich okupantów, Manco postanowił ponownie uciec z Cuzco w dniu 18 kwietnia 1536 roku do przygotowanej dla niego kryjówki na północy, gdzie zbierały się jego wojska.. Tym razem ucieczka zakończyła się sukcesem...


Po zajęciu przez Hiszpanów stolicy Inkaskiego Imperium - Cusco i ich coraz większym panoszeniu się na inkaskiej ziemi, Manco Inka wraz ze swoimi wojskowymi generałami przygotował powstanie przeciwko wojskom hiszpańskiej konkwisty... Powstanie planowano na Wielkanoc 1536 r.. Manco zebrał armię 200.000 inkaskich wojowników.  Na skutek niezgodności w szeregach dowódczych w kwestii wybrania celu, atak powstańców przeprowadzono dopiero na początku maja. Manco Inka próbując wykorzystać brak porozumienia pomiędzy Diego de Almagro i Francisco Pizarro, ruszył w kierunku miasta Cuzco, z zamiarem wyparcia z niego Hiszpanów. Po dotarciu do Cuzco przeciwko wojskom Manco Inka stanęło 170 Hiszpanów i 1000 indiańskich żołnierzy. Armia Inka była o wiele potężniejsza. Po odcięciu zaopatrzenia w wodę, powstańcy przystąpili do oblężenia miasta oraz położonej na pobliskich wzgórzach twierdzy Sacsayhuamán, która została szybko zdobyta… Pomimo, że porażka wydawała się bliska, Hiszpanie zawzięcie walczyli o swoje życie. Wiedzieli bowiem, że nie mogą liczyć na litość Inka. Chcąc osłabić morale przeciwnika, rozpoczęli terroryzowanie ludności cywilnej.


W międzyczasie wojskom Inka udało się zniszczyć posiłki hiszpańskie zmierzające drogą do Cuzco. W bitwie poległo około 300 Hiszpanów. Gdy tylko wiadomość ta dotarła do Cuzco, obrońcy podjęli się ostatniej próby przełamania oblężenia, podczas której zginął Juan Pizarro. Hiszpanie przypuścili też atak na twierdzę Sacsayhuamán, natykając się na siły inkaskie uzbrojone w miecze i tarcze hiszpańskie. Mimo to atak hiszpański powiódł się, a twierdza wpadła ponownie w ich ręce. Oblężenie miasta trwało jednak nadal.


Na przełomie1536-1537 roku, Manco Inka podzielił swoje siły, przyjmując podjazdową strategię prowadzenia walki z hiszpańskimi najeźdźcami w Peru.. Z armią 30.000 wojowników Inkaskich zaatakował fort w Limie, gdzie mieszkał Francisco Pizarro. Tam siły Manco Inki napotkały opór 300 żołnierzy hiszpańskich i ponad 20.000 zbuntowanych wojowników Imperium.. Zagrożony Pizarro zwrócił się o pomoc do dworu królewskiego w Hiszpanii. Pomoc przyszła szybko. Powrót wojsk Diego de Almagro z ekspedycji do Chile, zakończył ostatecznie walki na korzyść Hiszpanów. Trwające dziesięć miesięcy oblężenie miasta Cusco zakończyło się także ostatecznym niepowodzeniem, choć w czasie starć siły zbrojne Manco Inka odzyskały miasto na kilka dni. Wielu wojowników Manco Inka rozchorowało się na ospę i zmarło w czasie oblężenia.. Hiszpanie po raz kolejny pokonali armię inkaską na wskutek technicznej przewagi..


Po klęsce w walkach o Limę i Cuzco, Manco Inka na czele ocalałych wojsk wycofał się na swoje rodzinne ziemie do Ollantaytambo, gdzie zamierzał urządzić kwatery dla swoich żołnierzy. Początkowo przeprowadził on stamtąd kilka udanych ataków na Hiszpanów i Inkaskich renegatów, jednak za inkaskim przywódcą i jego wojskami wyruszyła w pościg z Cusco grupa konkwistadorów pod wodzą Hernando Pizarro. Pod twierdzą Ollantaytambo Manco Inka stoczył jedną z ostatnich bitew o niepodległość Inkaskiego Imperium..


Bitwa po Ollantaytambo
Bitwa po Ollantaytambo miała miejsce w styczniu 1537 pomiędzy siłami Inkaskiego władcy Manco Inka, a hiszpańską ekspedycją kierowaną przez Hernando Pizarro. Wyprawa pod dowództwem Hernando Pizarro, składała się ze 100 Hiszpanów i około 30.000 inkaskich zbuntowanych renegatów wobec ponad 30.000 armii Manco Inka.. Inkaskiej armii udało się powstrzymać hiszpańskie wojska na wysokich tarasach, zalewając ich stanowiska i utrudniając tym samym atak hiszpańskiej kawalerii. Silnie naciskani i nie mogący się przebić Hiszpanie, wycofali się nocą do Cusco. Jednak pozycja strategiczna Manco Inka w twierdzy Ollantaytambo była zagrożona z powodu braku żywności. Poza tym Hiszpanie znali jego lokalizację, a region ten był o jeden dzień jazdy od Cuzco. Mimo zwycięstwa nad Hiszpanami, przybycie hiszpańskich posiłków do Cusco zmusiło Manco Inka do porzucenia Ollantaytambo i szukania schronienia w mocno zalesionym regionie Vilcabamba...


Opuścił on tym samym obóz w Ollantaytambo i pomaszerował z resztkami armii w połowie 1537 r. do Antisuyu, leżącego w pobliżu dżungli amazońskiej. Hiszpanie nie podjęli pościgu, tocząc tym razem spory o łupy. W sporze takim śmierć poniósł m.in. Diego de Almagro, który podjął walkę z braćmi Pizarro. Dopiero po zakończeniu bratobójczych walk, Hiszpanie kontynuowali pościg za Inką. W mieście zwanym przez Hiszpanów Espiitu Pampa (Równina Duchów) Hiszpanie natknęli się w końcu na rebeliantów. W kolejnej bitwie ponieśli jednak pierwszą porażkę walcząc z Inkami w otwartym polu. Mimo, że i tym razem Manco Inka umknął pościgowi, Hiszpanie splądrowali miasto.


Ostatnim miejscem schronienia Manco Inka stała się Vilcabamba. Miasto jeszcze długo pozostawało nienaruszone przez Hiszpanów. W roku 1541 Francisco Pizarro został zamordowany. W roku 1544 ten sam los spotkał Manco Inka Capaca. Po śmierci wodza Inkowie nie zaprzestali jednak walk. Prowadzili walki partyzanckie przeciwko Hiszpanom, którzy zajęli region Tahuantinsuyu. Hiszpanie systematycznie wypierali kulturę Inków, zmuszając Indian do przejścia na wiarę chrześcijańską, poślubiając inkaskie kobiety i osiedlając rasy mieszane (Metysów) na terenie kraju. Dopiero w maju 1571 r. wraz ze zdobyciem Vilcabamby zakończył się mit o królestwie Inków. Miasto padło bez walki, a wielu wojowników zbiegło w pobliskie lasy. Ostatni Sapa Inka – Tupac Amaru, najmłodszy syn Manco Inka został pojmany dnia 24 września 1572 r. w Cuzco i stracony publicznie.


Tak oto potoczyła się historia ostatnich Inkaskich władców związana z twierdzą Ollantaytambo, po której murach obecnie stąpam spoglądając na kamienne, historyczne dowody sprzed 500 lat… Zatem jeszcze jedna panorama współczesnego Ollantaytambo z platformy widokowej i idziemy dalej…


Skalna ścieżka skręca z górnego tarasu w prawo i prowadzi na najwyższe piętro świątyni, w kierunku ołtarza z monolitu i dalej na miejsce fundamentów nigdy niedokończonej Świątyni Słońca..


Dochodzę do trochę dziwnego muru składającego się z sześciu potężnych, bardzo ciężkich i artystycznie wyszlifowanych megalitów z czerwonego porfiru (różowy granit), które nie zostały ustawione jeden na drugim bez fugi wykończeniowej, co byłoby typowe dla Inkaskich budowniczych, lecz przestrzenie pomiędzy megalitami wypełniono małymi, idealnie dopasowanymi kamieniami.... Według większości historyków owe sześć megalitów jest częścią ołtarza Świątyni Słońca...


Kamienne bloki są wysokie od 3,4 m do 4 m, szerokie na 1,3 m do 2,15 m, grube od 0,7 m do 2 m i ważą do 50 ton.. Ciężko sobie wyobrazić jak inkascy budowniczowie przetransportowali te monumentalne, kamienne bloki z kamieniołomów Kachiqhata znajdujących się po drugiej stronie doliny, odległych o 5 km, na stromą górę bez pomocy koła lub wciągarki.. Jednak naukowcy mają pewną hipotezę.. Przypuszcza się, że głazy zostały wyrzeźbione częściowo w kamieniołomach, a następnie opuszczone w dół do dna doliny. Aby przekroczyć rzekę Quechuas skonstruowano sztuczny kanał, równoległy do naturalnego koryta rzeki, który służył do odprowadzenia wody na czas transportu. Podczas, gdy woda przepływa przez jeden kanał drugi był suchy, w ten sposób kamienie mogły być przesuwane na drugi brzeg doliny. Wyżej, na górę wzniesienia, głazy zostały przetransportowane za pomocą równi pochyłej w miejsce, gdzie miała stanąć świątynia.. Do dzisiaj widoczne jest coś podobnego do drogi ciągnącej się w górę zbocza z dna doliny... Jak wspominałem, Inkowie nie znali koła ani rolki.. Mieli do pomocy mocne liny ze skór lam i alpak, dźwignie, belki do wantowania i siłę rąk ludzkich, a nawet setek tysięcy ludzi. Dzisiaj, na drodze z kamieniołomu do świątyni leżą porzucone dziesiątki ogromnych kamieni, które jak już pisałem, ludzie znają jako "zmęczone kamienie", ponieważ uważa się, że nigdy nie mogły dotrzeć do miejsca przeznaczenia...


To prawdopodobnie od tej zachodniej strony, wciągano kamienne bloki z dna doliny…


Za kamiennym ołtarzem znajdują się pozostałości fundamentów ścian obwodowych Świątyni Słońca w kształcie prostokąta..


Idziemy dalej w stronę najwyższej, centralnej części tarasów, gdzie znajdowały się kolejne inkaskie domy, fortyfikacje oraz punkt obserwacyjny na dolinę…


Z tego centralnego miejsca widać doskonale, jakby „przyklejoną” kilkanaście metrów powyżej do pionowej skalnej ściany, kolejną kamienną budowlę.. Wokół, jak na Tolkienowskich, fantastycznych plenerach, wyrastają szarozielone mchy i porosty… Ta dziwna i tajemnicza budowla to wykute w skale Mauzoleum… Idąc obok niego oznaczoną, stromą ścieżką w ciągu ok.15 minut można dotrzeć do punktu zwanego Intiwatana (wiązanie Słońca). Obserwowano stamtąd słońce, księżyc i gwiazdy, według ich biegu oceniano czas wysiewów i zbiorów..


Z najwyżej położonej kondygnacji Świętej Twierdzy Ollantaytambo schodzimy powoli w dół… Nie pójdziemy jednak tą samą drogą, środkowym sektorem tarasów, lecz skręcimy na ostatnim górnym tarasie w kierunku północno-wschodnim, gdzie kamienna ścieżka prowadzi trawersem pionowej, skalnej ściany, na dalszą część zbocza Cerro Bandolista zajętą przez uprawowe tarasy Pumatallis..


Szeroka na około 1 metr dróżka, poza kilkoma kamiennymi stopniami biegnie praktycznie poziomo przy samej ścianie postrzępionego, skalnego zbocza.. Na odcinku kilkudziesięciu metrów, w miejscu gdzie skalna półka pionowo opada w dół zbocza, zabudowano oporowy mur ochronny z kilkoma prześwitami okiennymi i ślepymi niszami, w celu zapewnienia bezpiecznego poruszania się tym fragmentem ścieżki..


Wędrujemy dalej ponad tarasami uprawowymi, brukowaną inkaską ścieżką stosunkowo szeroką i bezpieczną.. Widok z tego miejsca na  środkowe tarasy i wzniesienie świątynne jest naprawdę wspaniały..


Po kilkuset metrach marszu, trasa wędrówki wyprowadza nas na północno-wschodnią część tarasów Pumatallis..


W tym miejscu można zejść przez tarasy w dół, do podstawy wzgórza Cerro Bandolista i dalej na Plaza Manya Raqui, główny placu tego obszaru, skąd rozpoczynaliśmy wejście na świątynne wzgórze Ollantaytambo.. Tym samym zatoczymy pętelkę szlakową naszej wędrówki.. Zejście jest dość wygodne i bezpieczne.. Tarasowe półki przecięte są szerokim rzędem kamiennych stopni, stosunkowo łagodnie opadających w dół zbocza.. Warto tutaj zauważyć wąski kanał nawadniający poszczególne tarasy, biegnący wzdłuż schodów i praktycznie funkcjonujący do dnia dzisiejszego.. Na wysokości danego tarasu wystarczy przytkać kamieniem główny nurt kanału, by woda popłynęła w bok i rozlała się na płaszczyznę tarasu.. Jak wspomniałem, tarasy są lekko nachylone ku dołowi, więc woda napływająca na dany taras po jego wypełnieniu przelewa się na kolejny, niżej położony… Tym samym, tą metodą przelewową można nawadniać po kolei wszystkie tarasy leżące poniżej…


Po zejściu z tarasów, wkraczam na płaski obszar Manya Raqui.. Na powierzchni około 3500  m² rozsianych jest kilka ciekawych, polowych budynków z suszonej cegły adobe i kamienia, niewielkie kamienne sanktuaria oraz parę kamiennych fontann.. Zaraz do nich podejdziemy i wtedy opowiem kilka ciekawych rzeczy o tym miejscu…


Cały obszar tego sektora świątynnego Ollantaytambo poświęcony był kultowi „Unue” (woda) i bóstwom wodnym "Yaku". Fontanny tworzą tutaj skomplikowany system nawadniania, a także posiadają funkcję religijną…
Fotka poniżej widok z góry na kompleks Templo del Agua (Świątynia Wody)..


Główny budynkiem tego wodnego kompleksu, wzniesionym z kamienia i mułowej cegły, jest Templo del Agua (Świątynia Wody).. Wewnątrz budowli, pośrodku czterech ścian z otwartym dachem, znajduje się jedna z fontann, gdzie wciąż płynie woda…


Nieopodal Świątyni Wody znajduje Baño de la Nusta (Łaźnia Księżniczki) oraz rzeźbiona fontanna wykuta z dużego bloku granitu..


Baño de la Nusta (Łaźnia Księżniczki) z pewnością nie była łaźnią, lecz świętym źródłem z czasów preinkaskich, poświeconym bogu wody, który miał dbać o urodzajność tutejszych upraw. Wykonana z jednego kawałka granitu 1,30 m wysokości i 2,50 m szerokości, jest jedną z najbardziej znanych fontann. Do dzisiaj po ozdobionej geometrycznym ornamentem kamiennej płycie spływa do misy woda, która wypływa dalej do okolicznych ogrodów.


Z kompleksu świątynnych fontann już tylko „rzut beretem” na południową stronę Placu Manya Raqui, gdzie stoją stragany z pamiątkami mijane na początku wędrówki do twierdzy Ollantaytambo.. Przechodzę przez kamienny mostek na górskiej rzeczce Patacancha i zmierzam w kierunku bazaru..


Większość naszej grupki podąża do centrum Ollanty na małe „co nieco”, ja zaś zapuszczam się w rewiry jednego ze stoisk z pamiątkami… Maszerując dwie godziny wcześniej na zwiedzanie twierdzy, zauważyłem bardzo ciekawe i niespotykane maski, o których wspominałem na początku tej opowieści.. Postanowiłem potargować się z tutejszymi Indianami i zdobyć jedną z takich pięknych, oryginalnych masek do swojej kolekcji.. Jak się w efekcie okazało po spenetrowaniu stoiska, spodobało mi się tutaj kilka bardzo pięknych, ręcznie wykonanych przedmiotów, których nigdzie już potem nie spotkałem..


Miałem zatem nosa i oprócz wspomnianej ślicznej, drewnianej maski zakupiłem jeszcze pięknie zdobiony, inkaski instrument muzyczny w rodzaju grzechotki- maracasu oraz instrument o nazwie Chajchas, którego tradycja sięga 2000 lat. Inkowie za jego pośrednictwem próbowali naśladować dźwięki przyrody. W tym przypadku chodzi o dźwięk górskiego potoku. Instrument jest zrobiony jest z kopytek lamy.


Kończył się kolejny, piękny i pełen wrażeń dzień na pradawnej ziemi Inkaskiego Imperium.. Jadąc na nocleg do bazy hotelowej w Cusco, myślami byłem jednak już gdzie indziej… Jak w trapezie framugi kamiennego, inkaskiego okna, tak w mej wyobraźni otwierał się już powoli fantastyczny, malowniczy i niepowtarzalny widok, na coś, co było chyba największym pragnieniem i chęcią zobaczenia na obszarze Ameryki Południowej, na Peruwiańskiej ziemi.. Tak po prawdzie jest to chyba najbardziej ekscytujący zabytek i święte inkaskie sanktuarium, rozpoznawalne przez niemalże każdego człowieka interesującego się choć troszkę podróżami.. Miejsce marzeń, tajemnic i wielu legend inkaskich z nim związanych.. I to właśnie miejsce miało być kolejną moją podróżą, po ziemi inkaskich władców sprzed setek lat.. O jakim miejscu mowa?.. Oczywiście o MACHU PICCHU !!! – niezwykłym i chyba najbardziej tajemniczym mieście świata, zbudowanym wysoko w górach, w odległości 112 km od Cusco.. Jutro będę stąpał po jego świętych murach, podziwiał piękne panoramy tego niezwykłego sanktuarium i zapuszczę się na dawną inkaską ścieżkę, wiodącą przez piękne dzikie rejony południowych zboczy Machu Picchu.. A więc do jutra !!!!


KONIEC cz.VII
C.D.N…

1 komentarz:

  1. gratuluję wspaniałej wyprawy, pięknych zdjęć i zgromadzonej wiedzy. Zazdroszczę. Barbara

    OdpowiedzUsuń